Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2011, 19:30   #147
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Szajel po opuszczeniu karczmy skierował się w stronę zamarzniętej rzeczki. Był ciekawym widokiem dla przechodzących. owinięty w koc, z potarganymi zlepionymi od krwi włosami, z rozbieganym spojrzeniem,co jakiś czas mruczący coś do siebie. Szajel szedł jak pijany zataczając się co chwilę. W końcu oparł się o jedno z drzew nad rzeczułką i spojrzał na nie tempo. Nikt nie wiedział co zobaczył w zimnej korze, jednak musiało być to coś potwornego, bowiem tancerz odgiął głowę i uderzył czołem o drewno. Skóra na czole nie wytrzymała uderzenia, a ciepła czerwona krew ściekła mu po twarzy, rozchodząc się na nosie na dwa strumyki. Szajel zachwiał się i chwycił się za włosy ciągnąc je i przeczesując nerwowo palcami. Zataczając się i zasłaniając twarz dłońmi które wędrowały po jego różowej czuprynie skierował swój słaby krok w stronę rzeki. Nad samą zamarzniętą taflą opadł na kolana twarzą zwróconą w stronę wody. Ręcę zapadły się w śniegu, krew opadła na biały puch. Tancerz klęczał bez ruchu patrząc się w zwierciadło lodu, a biały pył opadał na niego z nieboskłonu.
Urizjel kroczył niedaleko za Szajelem. Chciał z nim porozmawiać. Dotąd myslał, że jedynie on ma problemy ze sobą. Może teraz dałoby się normalnie porozmawiać. I Gniew się uspokoił i Szajel mógł być spokojniejszy. Jednak ta druga myśl została rozproszona jak pękające szkło gdy zobaczył tancerza uderzającego o drzewo. Zmrużył oczy. Dogonił go dopiero gdy Gentz padł nad rzeką.
-Wiesz co jest najgorsze w Gniewie? Że narzuca mi co mam czuć, że gdy atakuje czuję potrzebę walki. Nie ważne z kim. Choćby z przyjaciółmi. Nienawidzę go.
Szajel nie zwrócił uwagi na przybyłego wojownika. Klęczał i patrzył sie w wodę. Nie waidom oczy myślał, czy odciął się od rzeczywistości, czy po prostu stracił świaodmość.
-Jak jest z Tobą? Co jest istotą Twego przekleństwa?
Szajel wskazał pierw palcem swoje włosy po czym zmaterializował swe różowe skrzydła i zatrzepotał nimi. Na koniec wyciągnął swe sztylety i zakręcił nimi młynek w powietrzu.- To że wszystko co posiadam jest inne. Wygląd, broń i umysł. Trzy sprzeczności, jak trzy kwiaty które wykwitły pośród piasków pustyni. - oświadczył patrzać się przed siebie.
Urizjel przekręcił głowę zamykając oczy. Milczał przez chwilę. Starał się zrozumieć.
-Wskazałeś różowe włosy i różowe skrzydła które do siebie pasują. A z tego co widziałem Twoje sztylety pasują do Twojego stylu walki. Domyślam się, że po prostu nie zrozumiałem co masz na myśli. Wybacz mi to. Jestem prostym wojownikiem walczącym ze swymi demonami. Nie mam duszy artysty.
I na tym skończył. Miał tylko głęboką nadzieję, że w żaden sposób nie obraził tancerza, ani nie okazał się ignorantem.
- Nie rozumiesz... - przytaknął tancerz z westchnięciem.- Skrzydła, które mają dać wolność mimo, że jestem zamknięty w klatce swego umysłu. Włosy, które kocham, lecz przez które straciłem wszystko. Oraz broń... ostrza których natury nikt nie zgłębił, czemu nawet one muszą być niezwykłe? Czy nawet ten kawałek duszy który tam został zaklęty musi być inny?
Urizjel znów milczał. Nie do końca zgadzał się z tym by były to sprzeczności. Rzeczy różne, tak. Ale sprzeczność to trochę za mocne słowa. Jednak rozumiał już o co chodzi, a takich pierdół nie warto nawet wymawiać
-Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Z resztą nawet nie oczekujesz odpowiedzi. Jeśli jestem zbyt smiały po prostu nie odpowiadaj. Mówiłeś, że walczysz z własnym umysłem, by mówić co chcesz. Co to znaczy? Ja prowadzę wojnę z emocją. Bardzo potężną, ale jednak to zupełnie co innego.
Szajel spojrzał na Urieal pierwszy raz podczas rozmowy po czym dziwnie zahichotał i odwrócił ponownie wzrok.
- Nie da się tego wytłumaczyć. Harl już próbował, kapłani też... Mówili coś o ścieżkach umysłu... że moje się zgubiły, pokręciły. Kiedy inni chcą coś mówić to to mówią. Moje słowa przed wypowiedzeniem przechodzą przez różne ścieżki i się zmieniają. Długość tej drogi zależy od mojego humoru, oraz sytuacji. Czasem jak teraz, całkiem naturalnie mogę mówić to co mówię. Innym razem zaś chce coś powiedzieć lub jakoś się zachować jednak mówię co innego. Mój umysł mnie nie słucha.
-Czyli jak jest źle to tak jakbyś był pijany, chcesz zrobić jedno, ale jednak od momentu podjęcia decyzji do wykonania to się zmienia, niekoniecznie zgodnie z Twoją wolą. Mam rację? I wybacz to porównanie. Domyślam się, że to znacznie spłyca istotę rzeczy.
- Nie jak jest źle. Zawsze jak jest inaczej niż normalnie... “Tam gdzie odmęty szaleństwa, tam mój dom, tam gdzie śmieją się twarze, tam mnie nie znajdą, tam gdzie lecą łzy tam też nie ma mnie. Jestem zawieszony tam gdzie nie ma niczego.” - wyrecytował, wierszyk czy też tekst jakiejś piosenki tancerz.
-Ładne... Swojego czasu trochę bawiłem się w wiersze. Nie za bardzo mi wychodziły. “Bo we mnie dusza jak ogień gore. Jest dzika, nieposkromiona... tańczy jak jej wiatr zagra” To było na długo przed... -na sekundę zmarkotniał, jednak szybko odrzucił zbędne myśli. Już dosyć się dołował- Ale zszedłem z tematu.Czy inni...- tu znów spowarzniał. Po swojemu zapadał sie w sobie. Nie chciał tego, ale widać było, że chodzi tu o cos jeszcze- Czy byli okrutni?
- Co jest dla Ciebie okrucieństwem? - spytał krótko tancerz.
I znów chwila ciszy
-Wytykanie palcami... śmianie się... szufladkowanie... ahh... nie ważne. Zapomnij, że pytałem. - zakończył dosyć ostro uderzając się pięścią w czoło “Nie rozklejaj się idioto”
- Tak. Jeżeli to rozumiesz jako okrucieństwo to tak. Ale to nie ich wina. Jestem inny. To ich prawo. - odparł tancerz.
-Mam na ten temat mniej wyrozumiałe zdanie. Fakt wyrywania się z utartych schematów jest powodem do dumy. Inni, nawet jeśli tego nie rozumieją, powinni po prostu milczeć. Ignorancja nie jest dla mnie wytłumaczeniem.
Szajel tylko westchnął zapatrzony w zimną tafle zamarzniętej wody.
-Dla czego zostałeś tancerzem?
- Harl mnie przygarnął do amfiteatru i tam wyszkolił. - odparł krótko arlekin.
-Hmmm... słyszałem kiedyś to imię... chyba nawet raz byłem na jego występie. Nie jestem obeznany ze sztuką. Choć zawsze chciałem umieć stworzyć coś pięknego. Grać, śpiewać, malować, rzeźbić, tańczyć... cokolwiek. Niestety jestem całkowitym beztalenciem. Potrafię tylko walczyć.
- Każdy ma jakiś talent. Trzeba go tylko umieć odkryć.-stwierdził Szajel.
-Cóż... w zasadzie wykazałbym się chyba arogancją gdybym się kłócił z Tobą o coś co jest ewidentnie Twoją działką. Choć mogę się pocieszać, że ostatnio nauczyłem trochę...
Urizjel wyciagnął niewielką harmonijkę. Popatrzał na nią trochę “Askelionie... pomożesz?” i zaczął grać

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=mE4CRwZ5d1I&NR=1[/MEDIA]

Dziękuję” wyszeptał niemal bezgłośnie
-Może nie ma w sobie piękna i dostojności fletu czy skrzypiec, ale też ma swój urok...
Urizjel trochę sie strapił brakiem reakcji. Był gotowy na grzecznościowe stwierdzenie, że sie podoba, poinformowanie, że rzeczywiście nie ma talentu, ale braku reakcji się nie spodziewał.
-No ale to nawet nie moja gra. Askelnion, duch który mi towarzyszy obdarza mnie zdolnością gry- Przez chwilę milczał przyglądając się Szajelowi
-Jak Twoje rany?
- Lepiej. Mikstury pomogły, mimo to minie jeszcze trochę czasu niż odzyskam pełnie sił. Odpieczętowanie broni zawsze pochłaniało ze mnie wiele energii. - stwierdził tancerz patrząc na swoje sztylety. [/i]
-Rozumiem. Ja takich problemów nie mam. Ja tam raczej należę do postaci drugoplanowych. Radzę sobie w walce, ale nie stanowię głównej siły uderzeniowej. Widzę siebie raczej jako kogoś kto przyjmuje na siebie uderzenia dając okazję do ataku innym. I w zasadzie nie narzekam. Chyba najlepiej się do tego nadaję. Bardzo dobrze znoszę wszelki ból i potrafię się regenerować. Jeśli przeżyję tą wyprawę będę wiedział jaki priorytety postawić sobie na treningu. To już wielki progres.
Szajel tylko przytaknął obracając ostrza w dłoni.
-Mogę zadać Ci osobiste pytanie?
- Nie krępuj się
-Jaka historia wiąże się z Twoim ojcem?
- O co dokładnie pytasz? Mój Ojciec to dobry człowiek, kocha mnie i na pewno czeka aż wrócę. Zrobił to dla mojego dobra... - odpowiedział Szajel niczym w transie.
-O nic konkretnego. Jestem ciekaw. Ja swoich rodziców nawet nie znałem. Nie mam pojęcia czy żyją, czy zdechli jak psy, czy okryli się honorem ginąc w imię wielkiej sprawy. I szczerze mało mnie to obchodzi... - Przez chwilę milczał zastanawiając się. Szajel chciał znaleźć ojca. To oznacza, że najwyraźniej musiał go opuścić, dla jego dobra, jak teraz powiedział. Uznał, że nie będzie się dopytywał. Czas trochę załagodzić klimat
-Jakie jest twoje najpiękniejsze wspomnienie?- zapytał uśmiechając się
- Mój ojciec był dobrym człowiekiem. Mama ponoć też, umarła przy moim porodzie. Ojciec zawsze chciał bym był mężczyzną. Dla tego wyrzucił mnie z domu, kiedy zmieniłem kolor włosów. Chciał bym się nim stał, na pewno. Teraz na pewno czeka, aż wrócę, czeka, aż go znajdę. Nie było go w domu, to było by za prostę. On wcale nie porzucił mnie z nienawiści tak jak mówią inni, na pewno nie. - powieział Szajel zapatrzony w wodę, tonem głosu który wierzył w wypowiedziane słowa. Bo Szajel wierzył, wierzył, że ojciec pozbawił go wszystkiego dla jego właśnie dobra.
- Wspomnienie hym... -zamyślił się tancerz. - Kiedy Harl mnie znalazł, i dał mi jeść, oraz mnie ubrał. Tak to chyba to, nie jadłem wtedy długo, tydzień? Może dwa? A Harl mnie nakarmił. No i poznał mnie z Ariel. Tak to na pewno to. - powiedział rózowowlosy i uśmiechnął się sam do siebie.
Pokutnik przeanalizował wszystko co powiedział tancerz. Postanowił się nie mieszać. Widział, że jego towarzysz niemal na pewno oszukuje sam siebie, ale kim on był by robić za psychologa? Sam ze sobą sobie nie radził...
-Moim najwspanialszym wspomnieniem jest Sarhi. Marionetkarka. Bardzo ją kochałem...- i po co w ogóle zaczynał? Teraz musiał niemal siłą odpychać niechciane myśli na bok.
- Możesz mnie teraz zostawić? Chciałbym pobyć sam... - mruknął Szajel cicho. Potem tancerz już nic nie mówił.

~*~

Po zakończonej rozmowie z Urizjelem, Szajel powstał z ziemi i ruszył dalej, przed siebie. Nogi wiodły go same gdy myśli błądziły gdzieś po za granicami świadomości. Każdy krok zaś oddalał go od wioski, każdy krok prowadził go w nieznane. A może to każdy krok oddalał go od teraźniejszości by pozwolić tancerzowi zacząć nową przyszłość? Tego nie wiedział, teraz jedyną realną rzeczą była podróż. Nim tancerz spostrzegł zawędrował z dala od wioski, stał teraz na skraju lasu, przed wielką śnieżną pustynią.


Tancerz spojrzał na horyzont, i trwał tak w bezruchu obserwując. Milczał wpatrzony gdzieś w dal, jak gdyby głęboko nad czymś myślał. Rozi wyszła z plecaka i cichutko pisnęła mu do ucha by już wracali. Tancerz nie zareagował. Dopiero po chwili pogłaskał swoją przyjaciółkę po główce i cicho powiedział. – Rozi... nie dane jest nam już zawrócić. – kwiatek spojrzał na niego pytająco zaś tancerz kontynuował patrząc na horyzont.- Każdy ma swoją drogę w życiu. Harl zawsze to powtarzał, że to właśnie jej szuka każdy, a odnalezienie jej to raj dla duszy.- Szajel przysiadł na pieńku i wyciągnął ze swego tobołka kawałek papieru i węgielek. – Rozi... Musimy to zrobić sami. Oni nie odnajdą go w porę. Serce generała pełne jest lęku i wątpliwości... – Szajel mówiąc do kwiatka zaczął pisać coś na kartce.- Bo teraz każdy musi iść swoją ścieżką... bo wszystkie prowadza w jedno miejsce, jednak każda jest inna. – Szajel zamilkł a wtulona w niego Rozi drżała z zimna, kiedy jej przyjaciel skrobał coś na kartce. Po dłuższej chwili chłopak schował węgielek, i wydobył z plecaka nóż. Podszedł do najgrubszego drzewa w zasięgu wzroku, i przybił doń kartkę nożem. Czuł w sercu, że inni ją odnajdą.
- Chowaj się moja droga, czeka nas długi lot. – powiedział do Rozi która posłusznie schowała się do plecaka. Szajel rozłożył skrzydła, było w nich jednak coś dziwnego. Na pierwszy rzut oka wydawały się takie jak w dniu w którym dołączył do wyprawy, jednak dla kogoś kto obserwował je codziennie przez wiele lat mogły wydać się lekko ciemniejsze. Bo mrok który zalega w sercu zalega i w duszy. Zaś skrzydła są wyznacznikiem duszy każdego Nieskończonego.
Szajel skoczył a zimny wiatru uderzył go w twarz, było to jednak bez znaczenia, on leciał. Podążał w objęcia białej pustyni. Za sobą zaś zostawił jedynie przybitą do drzewa malutką karteczkę.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=9pY0-NcUuNA&feature=player_embedded
[/MEDIA]

Do wszystkich


Nasze drogi się tu rozchodzą, bo każdy ma swoją ścieżkę w życiu. Cieszę się że was poznałem, bo każdy ma w sobie coś co warto w życiu poznać. Tak przynajmniej mówi Harl. Ale teraz, muszę iść własną ścieżką. Są sprawy, rzeczy które muszę załatwić. Nie mogę pozwolić by mu się udało, waszym zadaniem jest odnalezienie Tańczącej Błyskawicy, ja muszę odszukać jego.
Ao masz dziwne imię, ale to nic nie znaczy, wszak to tylko imię. Mam nadzieję że znajdziesz to czego szukasz.
Yue pilnuj wszystkich.
Urizjelu mam nadzieje, że będziesz umiał panować nad swym gniewem, bo inne demony tylko czekają by atakować nasze serca, gdy jeden nim owładnie.
Chichiro, może jeszcze kiedyś zatańczymy, dobrze tańczysz, odwiedź kiedyś amfiteatr, docenią tam twoją muzykę.
Panie Generale, może to i dezercja i liczę się z jej konsekwencjami. Ale mam nadzieje, że nim znowu się spotkamy ukoi pan ból swego ducha.

Bywajcie wszyscy.
Szajel
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 03-04-2011 o 21:54.
Ajas jest offline