Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2011, 22:58   #99
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Stoły wypełniały prawie całe duszne pomieszczenie małej części sklepowej oddzielonej od kuźni ceglaną ścianą. Bronie wystawione na blatach przez miejscowego kowala miały zwiastować różnorodność oraz wysoki poziom rzemiosła, jakim dysponował.
Rzeczywistość różniła się od założeń autora pomysłu.
Ostrza przymocowane do mebli stalowymi obejmami wyglądały co najmniej dziwnie, zważając na niewysoką jakość wykonania.
Kilka szczególnie udanych produktów zdobiło ściany. Nie było ich wiele.
Część dla klientów i personelu wyraźnie rozgraniczała linia lady, na której siedział spokojnie starszy człowiek, przyglądając się zgromadzonym, którzy ledwie mieścili się w pomieszczeniu.
- Przekonajcie mnie, że się nadajecie. Teraz.
Teddevelien miał pewien pomysł, jak zareagować na tę sytuację, żałował jedynie, że między nim a staruszkiem znajdowała się ciżba. Cóż, bardziej bezpośrednie rozwiązanie raczej się nie uda. Może inicjatywa? Zrobić tu drobny krąg i paru niech się pochlasta? To mogło by też być bezpośrednim eliminowaniem konkurencji, ale nie, chyba nie. Póki co próbował przecisnąć się dalej, czekając, co wymyśli motłoch. Czy cokolwiek. Nie wiedział, co ten człowiek będzie cenił, postanowił więc tym razem pozostać ostrożnym.
Po słowach starca wybuchła wrzawa. Każdy próbował przekrzyczeć każdego, chwaląc własne zdolności.
Szybko zmieniło się to w zlot bajkopisarzy, splunięciem zabijających dziesiątki smoków na raz.
Logicznym następstwem były przepychanki.
Nagle ktoś wpadł na stół, inny zatoczył się na ladę.
Regularna bijatyka wisiała w powietrzu i nie zanosiło się na to, by skończyło się na wyjątkowo plugawych wyzwiskach.
Nagle mężczyzna obok Teda zacharczał i chwytając się za bok, zatoczył się na ćwierćelfa!
Kolejna osoba zaczęła się chwiać, zaś kaftan na plecach zaczął robić się czerwony.
Teddevelien natychmiast wypatrzył źródło zamieszania, przepychające się po trupach do przodu. Dosłownie.
Był to niski, chudy człowiek w brudnym, szarym płaszczu.
Rzadkie, jasne włosy odstawały we wszystkie strony, ujawniając obraz wyjątkowego niechluja. Niemniej jednak jego dłoń cięła i dźgała bez chwili zastanowienia, jakby machinalnie.
Ćwierćkrwi elf zadziałał naturalnie, instynktownie, po prostu w sposób dlań oczywisty. Podążał za torowaną ścieżką, korzystając bardziej lub mniej z tworzonego korytarza. Objął się rękoma i uważał przede wszystkim, by nie zbliżać się zanadto do nożownika.
Wędrówka śladem zabójcy nie potrwała długo. Nagle z lewej strony padło uderzenie!
Głośny huk ciała uderzającego o podłogę przy akompaniamencie niewyszukanego steku bluzgów obwieścił rozpoczęcie burdy. Bardzo szybko powalony zyskał nowych “przyjaciół”, podobnie jak uderzający.
Nie było tajemnicą, iż “sojusz” za chwilę zostanie rozniesiony w drobny mak.
Tymczasem nożownik dotarł już do starca, prześlizgując się pomiędzy ludźmi. Tam stał jedynie, obserwując ludzi brązowymi oczyma. Metoda była doskonała i błyskotliwa, dawny szpieg nie mógł dojść jedynie, skąd tyle w obszarpańcu zuchwałości by przejść krwawym szlakiem przez sklep i jak mogło to podziałać. Nic to, stwierdził, jeżeli nie chciał stać się częścią wiszącej w powietrzu masakry, musiał jak najszybciej dotrzeć jeżeli nie do lady, to przynajmniej do najbliższej ściany. Upewnił się, że razem z resztą w grupie, z której uciekał wyklina tamtych, kimkolwiek by nie byli, byleby ostatecznie nie mieć nikogo za plecami, mieć za to skraj budynku, wzdłuż którego będzie mógł nie brać udziału w jatce. Zanosiło się na to, że selekcja nastąpi drogą eliminacji. Ostatecznie i tak nie zostanie na nogach i w idealnym stanie dość wielu, by było z czego dobrze dobierać, podejrzewał też przez zasłyszaną wymianę zdań, iż nie mają jeszcze nikogo. Okazja do zaprezentowania wartości nastąpi jak zniknie groźba wyłamania żeber... lub gorzej.
Szczęściem, ściana - tymczasowy cel, mający osłonić plecy Teddeveliena, znajdowała się w odległości nie większej niż dwa metry. Zadanie nie wyglądało na trudne. Wśród tłumu nieustannie używającego twardych argumentów dłoni ściśniętych w pięści, które pojawiały się znikąd, wywołując gwałtowne rozbłyski w głowach osób “przekonywanych” wystarczyło jedynie prześlizgnąć się między zajętymi sobą osobami na tyle delikatnie, by nie wyróżniać się z przepychającego się tłumu i nie zwrócić na siebie nieproszonej uwagi.
Mężczyzna prześlizgnął się największą szparą pomiędzy walczącymi grupkami, jaką tylko znalazł, po czym szybko przylgnął do ściany.
Tymczasem wkoło pojawiało się coraz więcej żelaza w rękach, zwiastując nadchodzącą nawałnicę bryzgających wszędzie kropli krwi.
- Stop! - krzyknął starzec, uspokajając jedynie część zgromadzonych. Nagle młot zaśpiewał w duecie z kowadłem, niosąc ze sobą przeraźliwy huk, zlewający się z kolejnym krzykiem starszego mężczyzny!
Zapadła cisza.
- Wiem już, kto się nadaje. Pierwszym jest stojący obok mnie - wskazał człowieka, który dążył do celu po trupach. W sensie dosłownym.
Z tłumu dobiegły pogardliwe parsknięcia w towarzystwie głosów niedowierzania. Jak to możliwe, by taki chuderlak został wybrany, gdy znajdowało się tu tylu rosłych mężów?!
- Zrobił dokładnie to, do czego wy, tuż przed przerwaniem wam, uczyniliście wstęp - zakończył, zbywając dalsze komentarze machnięciem ręki.
- Następnie. Ty. Tak, ty. - wskazał na krótko ostrzyżoną blondynkę w skórzanym kaftanie. Na jej ramieniu dalej spoczywał zwijający się mężczyzna, którego przyrodzenie wciąż tkwiło w żelaznym uścisku szczupłej, damskiej dłoni.
- Oryginalne metody walki. Winszuję, ale teraz można puścić cierpiętnika -odezwał się z lekkim rozbawieniem.
Ofiara z jękiem bólu pomieszanym z ulgą uderzył o podłogę, próbując odczołgać się pod ścianę.
- I ty - wychudły palec został wycelowany w lancknechta, stojącego spokojnie z dwoma mieczami.
- Dobrze wypracowana technika. Podejdźcie, reszta może wyjść. No... może jeszcze ty - wskazał podbródkiem na stojącego pod ścianą Teddeveliena.
Oparty i dosyć rozluźniony od jakiegoś czasu Ted z tępą miną wskazał wskazał na siebie palcem w pytającym geście, po czym natychmiast uśmiechnął się i stanął na równe nogi. Podszedł powoli, zmuszając się do wpatrywania w starca zamiast reszty. Pracodawca zachował się nadspodziewanie, a on przez chwilę przygotowywał sobie w głowie kłam i możliwie wiarygodną bujdę aż doszedł do stopnia absurdu, gdzie stwierdził - iż najlepiej byłoby wyznać prawdę - że podróżuje na północ i nie potrzebuje zapłaty, ale chętnie użyczy miecza za towarzystwo i mniej może przydatnej znajomości traktu za najmarniejszy nawet wikt.
Zanotował też w pamięci, że brutalne rozwiązania otwartych zagadnień czasem popłacają.
Pewnym problemem, myślał, splótłszy palce za plecami, była przyczyna wybrania go. Paranoiczna przezorność nakazała mu założyć, że starzec zaobserwował na ulicy, że jest śledzony, lub poinformował go niziołek. Na razie jednak nic to.
Może i pakowanie się w zaproszenie równie paranoicznych morderców. Dla niego pod względem szaleństwa w metodzie, jaką obrał, nie pierwszyzna. Stanął w milczeniu wpatrzony w blat, czekając aż budynek opustoszeje za ich wyjątkiem.
 
-2- jest offline