Krisnys, jak przystało na wychowane dziewczę, nie wtrącała się w rozmowę na linii
Kenning-
ciotowaty wampir, słuchając coraz to nowszych, i mocno niepokojących faktów. Gdy zaś obaj mężczyźni w końcu skończyli swoją rozmowę, postanowiła również nieco wtrącić.
-
Powiedz no, kim jest ten wasz pan? -
Bardka zeszła z łoża, po czym z mieczem trzymanym oburącz przed sobą w pozycji bojowej, zrobiła parę kroków w stronę swego niedoszłego napastnika -
I gdzie jest Vladislav Derric... tylko mi nie mów, że gadamy o tej samej osobie?!
- Pan...stary wampir. Ponoć siedzi w drugim zamku. Albo nie żyje, po tym jak rodzeństwo Derrick zrobiło przewrót. Różnie gadają. Vladi poszedł w świat. Znudziła go tutejsza dieta. Słyszałem, że siedzi w jakimś mieście i koterię zakłada. Czasem nam przesyła z list przekąską - odparł
wampir tuląc się do ściany.
-
List z przekąską? - powtórzył
Kenning. -
Miło, że o was dba. A tu całym interesem kieruje pani Luiza? A kto jej pomaga? Chyba nie zajmuje się wszystkim całkiem sama?
- Inne wampiry? Przywódca koterii może być jeden - odparł
wampir zerkając na szczelinę wentylacyjną w ścianie.
-
Chcesz tamtędy uciec, czy czekasz na posiłki? - spytał
Kenning. -
To jest, na sojuszników?
- Wyjdą...wyjdą wkrótce... cała sfora - mruknął
wampir złowieszczo kiwając głową. A
bardka zorientowała się że kit im wciska w żywe oczy.
-
Ja ci dam sforę - warknęła, podchodząc kolejny krok do nieumarłego nieudacznika. -
Gadaj lepiej, jak najpewniej stąd uciec. Znasz jakieś tajne korytarze?
Zaufać wampirowi w kwestii tajnych przejść? Koń by się uśmiał. Mimo tego
Kenning skinął głową na znak, że popiera
bardkę.
-
Nie ma żadnych tajnych korytarzy. Nie potrzeba dla istot które mogą zmieniać się w mgłę - zadrwił początkujący
krwiopijca.
-
Ciekawe co z tobą, dowcipnisiu, zrobi pani Luiza - skrzywił się
Kenning -
gdy się dowie o naszej małej rozmówce. Więc przestań się tak uśmiechać wesoło.
-Jeśli wyjdziecie stąd żywi... - zadrwił
wampir i zmienił się w mgłę. Po czym mglisty opar ruszył w kierunku otworu wentylacyjnego.
-
Stój ty powsinogo! - krzyknęła
Bardka, po czym zaczęła wywijać mieczem, atakując obłok...
Kenning, bez chwili wahania, potraktował obłoczek ładunkiem z różdżki.
-
Wy... brutale... - załkał obłoczek zwiewając do otworu wentylacyjnego, niewątpliwie ranny.
-
Kury ci macać, a nie dziewczyny... podrywać - mruknął
Kenning. Zastanawiając się nad mechanizmem, czymś w stylu miecha, do którego można by wciągnąć takiego wampirka-mgiełkę.
Wampir jednak umknął,
Krisnys rozłożyła więc bezradnie ręce, po czym wróciła do swojego łoża. Rzuciła na nie niedbale swój miecz, sama również usiadła, po czym lekko drżąc na ciele odezwała się do Kenninga:
-
Co... co teraz robimy? Kenning obrzucił
bardkę dość jednoznacznym spojrzeniem, ale pokręcił głową.
-
Niestety nie to, co bym chciał - powiedział. -
Zbieramy się stąd w miarę szybko. Trzeba zebrać resztę i zniknąć czy prędzej z tej uroczej rezydencji. Ubierz się jak najszybciej...
- Tyyyyyy mnieeeeeeeee nieeeeeeee kochaaaaaaaasz... - zawyła nagle
Bardka, zalewając się istnym morzem łez, po czym skryła twarz w dłoniach, i szlochała jak najęta, marudząc coś niezrozumiałego pod nosem.
Kenning załamał ręce. W przenośni.
Bez wątpienia
Krisnys miała rację, ale to jeszcze nie był powód do tego, żeby robić taką scenę ze szlochem i potokami łez.
-
A kto przyszedł cię ratować - powiedział -
jak zawołałaś?
Przysiadł tuż przy niej, zamierzając użyć prześcieradła w charakterze czegoś do otarcia oczu
bardki. Zwykła chusteczka nijak nie spełniłaby swego zadania.
-
Od razu się zjawiłem i jestem przy tobie - dodał.
-
Ale... (snif) no bo... (smark), wtedy... my... (chlip), i jak sobie myślałaaałaaałaaaa... - I
Bardka nadal beczała, niczym mała dziewczynka.
-
Moje biedactwo... -
Kenning przygarnął
barkę do siebie. -
No już nie płacz, nie płacz. przecież jestem przy tobie.