Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-03-2011, 17:14   #131
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację

Uwolniony dzięki heroizmowi deMona kender nie wahał się ani chwili. Sięgnął do przepastnych kieszeni swej kamizelki będąc pewnym, że jego dłoń zaciśnie się na pękatej flaszce alchemicznego ognia... niestety zamiast tego wyciągnął poręczny kamień.
- Łozes ty! - zdumiał się, po czym i tak nie mając wyjścia cisnął nim prosto w łeb pięknej lady.
Huknęło błysnęło... kobietę rozłościło. I zatakowała Cypcia próbując dosięgnąć go dłonią. Była szybka, a czerwona suknia bynajmniej Luizie nie przeszkadzały w ataku. A niziołek ledwo uniknął jej pazurów. DeMon zaś czekał okazji do ataku. Gwoli ścisłości, czekał takiej okazji czając się w kominie. I mając nadzieję, że ją przegapi.
- Pokojówkę byś zatrudniła! Lady a zapuscona - prychnął kender na taki przejaw niespiłowanych paznokci, po czym zamachnął się na babę kandelabrem. - Posła won od poety, niecnoto!
Nieporęczny i ciężki świecznik, słabo nadawał się na broń, aczkolwiek idealnie radził sobie w trzymaniu Luizy na dystans.
-Za dużo sobie pozwalasz pokurczu - odparła wampirzyca sycząc kolejny czar. Z jej dłoni wystrzeliły magiczne pociski trafiając tym razem Cypia i boleśnie raniąc kendera.
- Carami w gościa? - zdumiał się kender, chwytając się za rany. Alfred skulił się jeszcze bardziej, próbując wpełznąć do komina... najlepiej od strony dachu.
I wtedy do pokoju wparował... Nyhm wołając od progu.-Co się tu dzieje. Miałem właśnie, śniły mi się dwie ślicznotki. A potem jakiś gej chciał mnie cmokać w szyję, więc...eee...imprezkę urządzacie?
- Ta ladacnica chce się dobrać do Romualdo niewinnego! - wrzasnął kender - Patz, zuciła na niego cary lubiezne, a na mnie nielubiezne, za to bolesne takie! - po czym schował się za nocny stolik, rozglądając się w poszukiwaniu czegokolwiek co nadawało by się na broń. A jako że zamek był bogaty, to i przyłóżkowych ułatwiających życie pierdółek było pod dostatkiem.
- Od kiedy to taka piękna kobieta musi rzucać czary na mężczyzn.- odparł półelf, a wampirzyca z miłym uśmieszkiem zbliżyła się do Nyhma by go zauroczyć. I oberwała w głowę porcelanowym nocnikiem od zacietrzewionego Cypia. Odwróciła głowę szczerząc kły w jego kierunku, a półelf wreszcie zorientował się, że Luiza nie jest tak miła na jaką wygląda. Z jego dłoni wystrzeliły strugi energii. Jedna trafiła nieumarłą, druga... cóż... zrobiła dziurę, w suficie.
Niemniej ranna wampirzyca odskoczyła od Nyhma bełkocząc gardłowe sylaby, po czym... rozmyła się znikając z pola widzenia i zapewne ukrywając za osłoną niewidzialności.

Krzyki Cypio dochodzące z pokoju Romualdo jakoś bardzo nie zwróciły uwagi Katriny. Całą bowiem jej uwagę absorbowały pieszczoty Gaccia, przez myśl jej przeleciało jednynie, że pewnie poeta daje popis swoich talentów poezji a Cypio wykrzykuje po prostu swój zachwyt. Jednak kiedy przez ścienne wywietrzniki doleciał i głos Nhyma coś zaczęło dziewczynie świtać w głowie. Szturchnęła Gaccia łokciem w żebra, aby odwrócić jego uwagę od swojego ciała i rzekła: - Posłuchaj! Coś się dzieje w pokoju Romualdo... może znów go porwali?
Sama zaś uświadomiła sobie, że Cypio darł się “Poszła won od poety, niecnoto!”, a to raczej zachwyty nad jego poezją nie były.
-Niech to... - burknął Gaspaccio i zaczął się szybko ubierać dodając.- Ty powinnaś tutaj zostać. Zaraz wrócę.
Akurat... sama z wielkimi nietoperzami za oknem.
- Tak... tak - mruknęła dziewczyna złażąc z drugiej strony łóżka i szukając pospiesznie swojego ubrania. Kiedy Gaccio wbijał się w swoje ona pospiesznie nakładała po kolei swoje ubrani, po czym grzecznie usiadła na łóżku mówiąc - Idź już! Pospiesz się! -wzrokiem zaś zaczęła lustrować pokój.
Gaspaccio pognał do pokoju obok. Katrina podbiegła do kominka złapała leżący koło niego pogrzebacz i tak uzbrojona wypadła za Gacciem. Widząc plecy młodego szlachcica niknące jej z oczu za drzwiami jednego z pokoi popędziła ile miała sił w nogach w tamtą stronę i nie wahając się ani chwili wparowała do środka.
W środku był Nyhm mamroczący coś pod nosem i Gaspaccio z rapierem i Romualdo siedzący na łóżku i wyglądający jak ostatnia pierdoła śliniąc i gapiąc bezmyślnie gdzieś w dal. A i Cypio kryjący się pod stolikiem niczym spłoszony - choć bardzo bojowy - zając. Tylko przeciwnika nie było.
- Dalej Alfredzie! Do boju! Popiołem i sadzą w nią! Ukazemy światu jej wewnęcną bzydotę! - zakomenderował Cypio, po czym chwycił stojący na nakastliku dzbanek z wodą i chlusną w wampirzycę... a przynajmniej w miejsce, w którym mu się na ucho zdawało, że stoi. Potem wziął szeroki zamach miednicą - najpierw zawartością, potem naczyniem. Poleciało pięknym łukiem; woda rozchlapała się po pokoju, lecz nie ujawniła niewidzialnych sekretów, za to zbudziła Romualda, który rozejrzał się dookoła i podciągając wyżej kołdrę zapiszczał głośno: Co wy wszyscy tu robicie?
Katrina wpadła do środka dzierżąc dzielnie pogrzebacz w dłoni i z impetem zatrzymując się na plecach stojącego niedaleko drzwi Gaccia. Stanęła na palcach i zaczęła znad jego ramienia rozglądać się, starając się zorientować o co te krzyki. Słysząc “popiołem i sadzą w nią”, spytała:
- Za co??? - myśląc, że Cypio ma ją na myśli, wszak innej “niej” w pokoju nie było widać. Po czym spytała Gaccia - Porywają go czy nie?

A z kominka wychylił się złowrogi cień przypominający wychudzoną parodię człowieka, mrucząc pod nosem: Ale czemu ja...
Tymczasem Nyhm mając zamknięte oczy wrzeszczał.- Nie ukryjesz się przede mną...wiedźmo. Z jego dłoni wystrzeliły, strugi energii... i jedna znów dosięgła celu, wywołując wściekły kobiecy wrzask. A potem chmura sadzy rozpylona przez cień ujawniła kontury kobiecej sylwetki. I trzy magiczne pociski raniły Nyhma. Wampirzyca Luiza już widoczna pobiegła kierunku zranionego półefa zapewne po to by jego krwią podleczyć własne rany. Jednakże Gaspaccio stanął pomiędzy Nyhmem, a nią by nie dopuścić do utraty najsilniejszej karty w tej rozgrywce.
Kiedy oczom Katriny ukazała się ich “miła” pani domu z ust dziewczyny wyrwał się wrzask... i ruszyła w jej kierunku dzierżąc pogrzebacz i mając zamiar jej nim przyłożyć... niekoniecznie za napastowanie Romualdo.
- AHA! Tu jesteś czarownico! Ukazemy cię więc w imię miłości i sprawiedliwości tez! A potem kąpiel! - zakrzyknął Cypio i wyskoczywszy zza nocnej szafki ściągnął z łóżka prześcieradło by zarzucić wampirzycy na głowę. Nie wiadomo jak chciał tego dokonać będąc o połowę mniejszym od niej... ale chciał.
- Chyba w wodzie święconej - burknął deMon, wycofując się na strategiczną pozycję w kominku i mocno ściskając żeliwną szufelkę do węgla.

Wampirzyca widząc zgrupowanie przeciwników, zaatakowała najbliższy i najłtawiejszy cel... atakaującą ją Katrinę. Niemniej Gaspaccio wszedł pomiędzy wojujące kobietki. I to on oberwał pazurami. Ostrze rapieru szlachcica pomknęło w kierunku ciała Luizy i wbiło się w serce. Każdą inną istotę to pchnięcie pozbawiło by życia. Każdą...żywą istotę. Ranna wampirzyca odskoczyła z piskiem. Katrina z pogrzebaczem rzuciła się na Luizę, jednakże... ta nie przejęła się uderzeniem pogrzebacza, odtrącając go niczym brzozową witkę. Niemniej dwa kolejne Fwooshe Nyhma trafiły w pannę Derrick. I skrzecząc wściekle.- Chciałam po dobroci, bezboleśnie i miło. Ale skoro mnie zmuszacie do drastycznych metod. Niech tak będzie.
Niziołek z prześcieradłem nie dopędził do Luizy, która zmieniwszy się w mgłę, popłynęła w kierunku szczelin wentylacyjnych. Została pokonana, ale... nie zniszczona.
Gaspaccio spojrzał po całej grupce, mówiąc. -Eee... co teraz?
- Eee...idziemy opić zwycięstwo?- walnął ni z gruszki, ni z pietruszki Nyhm.
- Coś bardziej konstruktywnego.- odparł Gaspaccio odruchowo przesuwając dłonią po śladzie kobiecych pazurów, pamiątce po Luizie. A z łóżka odezwał się Romualdo: Ktoś mi wyjaśni, co tu zaszło... i czemu jestem mokry?
- Bo to było tak - zadowolony kender przysiadł na łóżku i zaczął energicznie wycierać poetę prześcieradłem, równocześnie próbując ściągnąć z niego mokrą koszulę nocną. Zupełnie nie pojmował jakim cudem chlusnął aż na łóżko, ale widok był przedni, więc nie narzekał. - Psysedłem sprawdzić cy dobze śpis. A tu z nienacka gospodyni wlazła pzez wentyl i się zacęła do ciebie dobierać. To my ją z Alfredem rach-ciach - i nocnikiem w łeb, zeby jej z głowy zbereźne myśli wybić. A ta jak nie zacnie carować i paskudzić się potwozaście! Wtedy zaś do komnaty wpadli Nyhm i Gacciu, i Katrina, i mach ją carem, i ciach ją miecem, i bęc ją popiołem jak się niewidzialna zrobiła! To wrescie zrozumiała, ze niegzecnie jest się tak gościom nazucać i sobie posła. Tylko pewnie rano nie dostaniemy śniadania gdy się obrazi, jak to baby - zakończył smutno.

Kiedy uwagi Katriny nie zaprzątała już wampirzyca w jej głowie zaświtała nagle myśl. “Wampiry, nietoperze, co jeszcze? O matko! Zostawiłam Psikusa samego w moim pokoju!”, odwróciła się na pięcie i biegiem pognała w kierunku drzwi.
-A ty dokąd?- spytał Gaspaccio pędzącej do drzwi dziewczyny.
- Muszę... coś sprawdzić! - i nie zatrzymując się wypadła z pokoju na korytarz.
-Kobiety... nie można żyć z nimi i spać bez nich.- odparł ze śmiechem Nyhm, a Gaspaccio odparł z irytacją.- Ty się śmiejesz, a ktoś przemienił Luizę w wampirzycę. Nie jesteśmy tu bezpieczni.
-Ależ... o to właśnie chodzi. Niebezpieczeństwo, ryzyko, alkohol i kobiety. O to chodzi w byciu bohaterem - odparł czarnoksiężnik podkreślając swe słowa ekspresyjnymi gestami, poważną tonacją głosu i... dziwnymi minami.

- Myślę, ze powinniśmy spać u Romualdo w pokoju - na wypadek gdyby lady wróciła! - krzyknął za Katriną Cypio, po czym wrócił do obma... wycierania Romcia znaczy. - I sprawdź cy nie masz rozdzki negatywnej energii psypadkiem, Alfredowi psyda się karmienieee! - dorzucił jeszcze. W sumie i jemu przydałoby się leczenie... ale to mogło chwilkę poczekać.
 
Sayane jest offline  
Stary 27-03-2011, 18:28   #132
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Lg8Dd0vGl14[/MEDIA]

Gdy Vincent opuszczał bibliotekę zakładał, że czeka go wesoła przygoda, oraz zwiedzanie potężnego zamku. Nie przewidział jednak goblinów które będą potrafiły go dostrzec. Tym bardziej nawet w najśmielszych planach nie zakładał że zostanie postrzelony! Ta niezwykłe zaskoczenie wywołało w zaklinaczu pierwotne instynkty, chęć przetrwania a przed wszystkim ucieczki. Rudzielec puścił się biegiem z nisko pochyloną głową, uciekał na oślep, byle jak najdalej od świszczących strzał i pokracznych stworków.
Ucieczka nie okazała się jednak prosta, bowiem gdy chłopak wybiegł na mury z nieba nadleciały wielkie nietoperze, które zdawały się być nazbyt inteligentne jak na zwykłe zwierzęta. Vincent odpiął swój miecz od pasa po czym począł odganiać nim potwory.
- Co to jest, co z tymi nietoperzami?!- krzyknął chłopak do swej broni wykonując obrót na pięcie i chlastając swymi pazurami jednego z nietoperzy w pysk.
- Jacyś zmiennokształtni jak na moje oko, zbyt inteligentne jak na zwykłe nietoperze. Normalna zwierzaki nie próbowały by Cię zepchnąć, lepiej wiej, nie mamy szansy wygrać w bezpośredniej walce.
Vinc przytaknął i uderzeniem miecza odtrącił jedno stworzenie na bok tym samym tworząc sobie drogę. Znowu biegnąc na oślep dotarł do oświetlonych pochodniami drzwi, wbiegł do nieznanego mu pomieszczenia i zatrzasnął drzwi, opierając się o nie, by w razie czego przytrzymać je własnym ciałem. Zaklinacz dyszał ciężko, nigdy nie był chyba jeszcze tak przerażony. Dopiero po chwili rozejrzał się po pomieszczeniu do którego trafił. Był to swego rodzaju składzik na części ludzkie i nie ludzkie, z pomieszczenia można było wydostać się na trzy sposoby. Oknem, drzwiami którymi wbiegł tu Vinc oraz drugimi odrzwiami po drugiej stronie sali. Chłopak szybko obszedł pomieszczenie szukając czegoś co mogło by mu pomóc w aktualnej sytuacji, jednocześnie złapał się za ranne ramię, które zaczęło dawać o sobie znak. Wtem też jeden z mózgów zamknięty w słoju przemówił do niego. A bardziej pomyślał w stronę Vinca na tyle głośno że ten to usłyszał.
-”Kim jesteś i co tu robisz, młody głupcze?”
- Co, jak to kim jestem?! Jestem Vincent. A ty? - odpowiedział w myślach, spanikowany chłopak, przyzwyczaił się na szczeście do telepatii więc nie był zaskoczony takim środkiem komunikacji. - Lepiej mi pomóż jakoś zgubić te wstrętne gobliny! - rzekł jeszcze do mózgownicy.
-„Jestem arcymagiem Sidiousem. Tym co z niego zostało. I... nie mam powodu by ci pomagać.”-zaśmiał się mózg w głowie Vincenta.-„Żadnego interesu, w pomaganiu tobie.
- Jesteś arcymagiem? To dobrze, znaczy, że znasz to miejsce, i jesteś mądry! Pomożesz mi! - stwierdził smokowaty i doskoczył do słoja. - Nie masz interesu powiadasz? A powiedz mi Panie mózgu, sprawdzał Pan kiedyś jak to jest przelecieć w kruchym słoju przez wysoki mur? Bo wie pan kiedyś przypadkiem mi wypadła fiolka z okna i wiem jak to się kończy. - Vinc wysunął jeden szpon na kilka centymetrów i popukał nim w szkło - A może mam zrobić małą dziurkę i gdzieś pana schować? Jak Pan sądzi jak fajnie jest wysychać pod starą szafą? To jak pomoże mi Pan? - zapytał Vinc, który w skutek zagrożenia życia nie chciał bawić się w pokojowe rozmowy.
"-Przelecieć, nie wiem... może mi pokażesz.-" groźby Vincenta jakoś na mózgu nie robiły wrażenia. A miecz zaczął mówić.-Uważaj chłopcze, on by się nie odzywała, gdyby...- nie zdążył dokończyć, bo nagle niewidzialna siła uniosła chłopaka w powietrze, a potem cisnęła na drugi koniec pokoju, prosto w słoiki z płucami i preparatami anatomicznych. Zabolało, acz większy problem stanowił hałas przy tej okazji uczyniony. A miecz dokończył swoją kwestię.-... gdyby nie miał jakiegoś asa w ręk...eee... pod pokrywką. Co ja ci mówiłem Vincent o przeciwnikach? Nie oceniaj ich po pozorach.
"-Naprawdę myślisz dzieciaku, że możesz zagrozić arcymagowi, nawet gdy przebywa w tym żałosnym stanie?-"odezwał się drwiąco mózg.-"ARCY-mag. Taki tytuł, nie przysługuje każdemu."
Vincent przetarł bolące miejsca i jęknął głośno. Nie było dobrze, narobił dużo hałasu więc zapewne niedługo zlecą się tu gobliny. Mózgu jednak nie miał zamiaru zostawiać, bo chłopak wciąż wychodził z założenia że co dwie "głowy" to nie jedna. Chłopak podbiegł do słoja i uniósł go patrząc na pływającego w środku arcymaga.
- To chcesz iść zemną czy wolisz tu przeleżeć resztę życia. Ty pomożesz mi, a ja zabiorę Cię z tego zamku co ty na to? - mówiąc to Vinc chwycił słój pod pachę i ruszył w kierunku drzwi.- Jesteś Arcy magiem, to pewnie lubisz tajemnice nie? Jeżeli mi pomożesz pokaże Ci coś co możliwe, że jest jakimś tajemnym artyfaktem.- powiedział chłopak i lekko potrząsnął słojem jak gdyby w geście przyjaźni. Wtedy też wtrącił się miecz.
- Wiesz co Panie Arcymagu, co to za atrakcja całe życie w słoju spędzić? Wiem że chłopak młody, ale nam starym wymaga czasem młodzieży pomóc. A przynajmniej będzie miał kto Ci słój czyścić. No i znowu świat sobie pozwiedzasz. - po tych słowach ostrze zwróciło się do smokowatego.- A ty Vinc masz jakieś płucko na ramieniu, weź je strzepnij lepiej.
"-Możesz posłużyć mi za poj... pomoc przy zdobyciu nowego pojemnika dla mego umysłu."-zgodził się mózg.- "Możesz być użyteczny. Widzisz tego zmumifikowanego truposza w rogu? Pociągnij go za... to coś między nogami. Stary krasnolud ma obleśne poczucie humoru. I tam zamontował dźwignię tajnego przejścia do podziemi, w który eksperymentuje w tajemnicy przed Luizą."
Miecz odkaszlnął z zażenowaniem ukazując swoje zdanie na tego typu humory, zaś Vinc podszedł do rzeczonego truposza. Spojrzał na niego, a potem w miejsce gdzie znajdowała się rzeczona dźwignia.
- To trochę obleśne nie sądzisz?- zwrócił się do swego oręża.- Jakoś nigdy nie myślałem, że moje życie będzie zależało od TAKIEJ dźwigni.
- A ja zawsze myślałem że krasnoludzi to porządny lud, a tu proszę cóż za obrzydliwe pomysły. No ale chłopcze mus to mus, raz dwa i miejmy to za sobą.
Vinc westchnął i z wyrazem obrzydzenia chwycił "dźwignię" truposza. Pociągnął mocno i coś cichutko szczęknęło. Mózg nie żartował bowiem po użyciu tajnego przełącznika, jedna z szafek odsunęła się lekko odsłaniając schody prowadzące w ciemność. Rudzielec zbliżył się do przejdzie i spojrzał w dół schodów po czym zwrócił się do miecza.
- Mówiłeś że nie ma tu tajnych przejść. Można temu zaufać?- z zejściem młody poczekał na odpowiedź swego oręża jednocześnie zwracając się do mózga. - Z tych podziemi jest jakieś wyjście? Musze odnaleźć resztę swojej grupy, gobliny tu nie wejdą? No i jak Pana nazywają?
-Mówiłem, że nie ma w zamku Derricków. To nie jest chyba część zamku, prawda?-spytał miecz, czuły na punkcie swej nieomylności. A mózg odparł.-"Sidious, arcymag. Już mówiłem. I nie... te podziemia prowadzą do krypt w których Kruagen przeprowadza nekromantyczne eksperymenty, bez wiedzy swej pani. Nie ma z nich drugiego wyjścia. Ale można przeczekać sługi wampirzycy."
Vinc wyraźnie się wahał, wszak mózg mógł próbować wciągnąć go w pułapkę. Jeżeli gobliny wejdą do krypty skąd nie ma wyjścia to już po nich.
- A gdzie prowadzą tamte drzwi? - zapytał wskazując te przeciwne od tych którymi tu wpadł.- Dziwne imię, będę Nazywał Cię Panem mózgiem. Panie mózgu gobliny wiedzą o tej krypcie?
"-No tak... czegóż innego można się spodziewać po mato... Posłuchaj chłopcze. Jestem Sidious, arcymag. Nie żaden Pan mózg!"-po tej krótkiej furii mózg w słoiku rzekł.-"Gobliny są wierne Derrickom. Dlatego krasnal kryje przed nimi swoje sekrety."
- Dobra, dobra... -odpowiedział ze znużeniem Vinc wiedząc że i tak będzie kogoś tu zwał "Panem mózgiem" - To dokąd prowadzą tamte drzwi? - ponowił pytanie. Oraz zaczął nasłuchiwać czy nie zbliżają się żadne gobliny.
"-Do kolejnych komnat... a gdzie by miały prowadzić?"-odparł Pan mózg. A odgłosy charczącego dialektu goblinów, świadczyły o zbliżających się prześladowcach.
- Dobra bez ryzyka nie ma przygody! - stwierdził dzielnie Vinc i ruszył schodami w dół. Wciąż jednak był przygotowany na dobycie oręża, a w sytuacji ekstremalnej na ciśnięcie słoikiem w prześladowcę. - Ile gdzieś będziemy musieli tu przeczekać? Krasnal tu nie przyjdzie?
"-Nie wiem... może przyjdzie, może nie. Jeśli jednak przyjdzie, to przyjdzie sam.-"odparł mózg w słoiku.-"Chyba nie jesteś z cykorii, co?"
- Oczywiście że nie! - oburzył się Vinc schodząc po schodach w dół, miecz zaś rozmyślał czy to dobry pomysł. Chociaż z drugiej strony lepiej mieć na głowie krasnala i mózg niż setkę goblinów. Mimo to broń miała złe przeczucia...
Na razie...przeczucia się nie sprawdzały, choć... Vinc, miecz i mózg w słoiku schodzili ciemnymi schodami. Po prawdzie to Vincent schodził, a miecz i mózg korzystali z darmowej podwózki.
W podziemiach zaś, na dole znajdowało, się zagracone laboratorium nekromantyczne.


Widać że właściciel, niespecjalnie przykładał się do sprzątania po sobie. W powietrzu czuć było zapach alkoholu i formaliny. Oraz słychać było jęki, dochodzące od... drzwi.



Bo w przeciwległej ścianie były drzwi ze splecionych ze sobą ciał nieumarłych. I to one jęczały wyciągając dłoń w kierunku Vincenta.
-Tam dalej są inne eksperymenty krasnoluda. Lepiej trzymać się od tamtego miejsca z daleka.-” stwierdził Sidious.

Vinc zaczął przechadzać się po laboratorium z mózgiem pod pachą i mieczem przy pasie, szukając czegoś co mogło by się im przydać jednocześnie zwrócił się do organu w słoiku. - A przejście na górze się zamknęło? I co by się stało, gdybym próbował jakoś przebić się przez te paskudne drzwi, ogniem czy innym czarem? Bo wiesz na magii też się znam Panie mózgu.- Vinc spojrzał na biurko przed którym właśnie stanął. - I właściwie co teraz robimy? Jakieś pomysły panowie?
"-Trudno mi uwierzyć. Poza tym której litery ze zdania Lepiej trzymać się od tamtego miejsca z daleka nie zrozumiałeś?"-obruszył się mózg.-"Czemu trafił mi się akurat mało błyskotliwy sługa? Zostań tu, postaw mnie na stoliku i nie rozrabiaj za bardzo... i nie pchaj się w kłopoty. Nie mam ochoty na ratowanie bachorów. Gobliny znudzą się przeszukiwaniem pomieszczeń nad nami. I będziemy mogli ruszyć dalej. Poza zamek."

Vinc odstawił Arcy-mózga na stoliku i zasiadł na krześle przed nim. Skoro mieli chwilę mógł zając się rozmową z organem którego każdy powinien używać.
- Znasz może jakieś zaklęcie leczące? Bo chciałbym to wyjąć a eliksiry cenna rzecz, nie można zużywać ich pochopnie. - powiedział wskazując strzałę w swym barku, krew zakrzepła i rana już tak bardzo nie krwawiła. - A tak właściwie... - zapytał Vinc pukając w szybkę za którą był mózg. - Jak to jest być mózgiem? Ty czujesz zimno czy ciepło, czy możesz tylko myśleć? I właściwie ile czasu już nim jesteś? No i co robisz w tym dziwnym zamku, oraz co tu się właściwie dzieje? - Vinc kierował się prostą logiką. Schowali się a więc można było pogadać. Mimo to chłopak wciąż był czujny. Jednocześnie chciał otworzyć szufladę biurka ale nim to zrobił zwrócił się do mózga. - Krasnal jakoś zabezpieczył szafeczki i szuflady?
"-Co potrafię, to mój sekret. Jeśli uznam, że zasłużyłeś na mą pomoc, to ci pomogę. Nie myl mnie z gadającym żelastwem, które nosisz przy pasie. Nie jest twoim sługą."- odparł mózg.-" Co ja tu robię? Ten zamek to mieszkanie wampirzej koterii. Tak z około osiemnastu wampirów różnej potęgi. Nad nimi wszystkimi władzę ma Luiza Derrick. Przybyłem tu z krasnoludem, by prowadzić badania nad nekromancją. Z początku służyłem wampirom, a potem spiskowałem by przejąć nad nimi władzę, ale zostałem zdradzony przez mego sługę, Kruagena. I zabity. I wylądowałem w słoju."

- Co on mówi Vinc, co on mówi? - zapytał się miecz który nie słyszał mentalnego głosu.

- Mówi że mieszkają tu wampiry, dużo wampirów. Z osiemnaście. - stwierdził Vinc nie wspominając tego co organ powiedział na temat miecza.
- O żesz... - mruknęło ostrze. - Lepiej wygrzeb śniadanie które tu przywiozłeś z tego Zamtu... karczmy i sprawdź czy masz tam czosnek. - stwierdziło ostrze.
Vinc przytaknął po czym zwrócił się do mózga.- Czyli krasnal pracuje dla nich? A może sam został wampirem? A tak właściwie, dasz sobie radę z jakimś wampirem w razie potrzeby? - zapytał Vincent po czym zagłębił się w plecak w poszukiwaniu czosnku.

"-I tak i nie... Znajdź mi paru słabszych nieumarlych, jak zombie i szkielety. To będę miał sługi."-odparł mózg w słoiku.-"Krasnolud jest wampirem. Luiza go przemieniła."
- Jak na coś wpadniemy to sobie tym zawładniesz. Póki co tu czekamy, ile czasu proponujesz? A i czemu krasnal zostawił sobie twój mózg skoro Cię zdradził?
"W ramach eksperymentu, no i... po to by napawać się moją frustracją."-odparł poirytowany Sidious.
- Znam ten ból. Veth zamknął mnie kiedyś na balkonie kiedy musiałem do wygódki i też napawał się moją frustracją. Chociaż wypuścił mnie dość szybko kiedy przypomniał sobie że na balkonie są jego buty, no ale mniejsza o to. - powiedział Vinc i machnął prawym szponem, strzały w lewym barku postanowił póki co nie ruszać. Nie znał się na tym, wolał zostawić to Katrinie. Vic ponownie skontaktował się z Psikusem by trochę go uspokoić i przekazać że jest bezpieczny wraz z Panem Mózgiem. - A pan ma chowańca, Panie mózgu? Albo czy Pan go miał? - zapytał zaciekawiony Vinc. - Musi się Pan jakoś odżywiać?
"-Nie muszę odżywiać. I nie odżywiam się."-odparł pan mózg.-"Miałem kościoperza. To nieumarły nietoperz. I już nie egzystuje."
Vincent był bardzo zainteresowany Arcymagiem, bowiem nigdy żadnego nie spotkał, zwłaszcza w słoiku. - Zawsze byłeś nekromantą? Czy kiedyś badałeś też inne dziedziny magii? No i skoro nosisz taki tytuł to jakim sposobem udało się tym wampirom Cię unicestwić? Arcymag nekromanta chyba powinien dać sobie z nimi radę, to w końcu nieumarli. - Vincent potrafił nieświadomie uderzać w dumę prawdopodobnie każdego stworzenia na ziemi. Była to wada jak i zaleta zarazem.
"-Może dla odmiany zaczniesz słuchać ? Czy może mam ci zlasować mózg, żeby zaczęło do ciebie docierać to mówię telepatycznie."-poirytował się mózg.-"Już ci mówiłem. Zdradzono mnie. Krasnal podstępnie mnie zabił!"
- Podstęp to paskudna sztuczka fakt. Dobra ty tu posiedź spokojnie, czy tam popływaj a ja poszukam czegoś ciekawego co może być użyteczne. - stwierdził Vinc i wstał z krzesła zostawiając mózga na biurku.

Pierwsze co wpadło w oczy chłopaka to kilka drewnianych kołków i przedmiotów kołkopodobnych. Wszak na wampiry to najlepszy sposób gdy wody święconej oraz czosnku brak. Drewniany kołek w sercu zatrzyma każdego wampira! ( i istoty żywe też, ale to już inna kwestia.)
Kiedy Vinc obwieszał się owym narzędziem zagłady niczym magazynkami od kusz, przewieszonymi na krzyż przez klatkę piersiową skontaktowała się z nim Katrina, używając do tego Psikusa. Krótka rozmowa z kobieta uspokoiła chłopaka ale wywołała w nim tez chęć działania. Oni walczyli z wampirami, a on miał tu siedzieć?! Tak nie może być!

Rudy zaklinacz począł dokładnie przeszukiwać laboratorium w poszukiwaniu wszystkiego co przydatne i magiczne. Każde znalezisko starał się zbadać korzystając ze swej wiedzy magicznej, po czym chował je do plecaka. Jednocześnie wydobył z torby swój kapelusz z piórkiem i wcisnął go na głowę, skoro nie było już gościem tylko dzielnym łowca wampirów mógł nosić kapelusz w zamku! Kiedy zaklinacz skończył przeszukiwać laboratorium spojrzał na mózg w słoiku.
- Idziemy pomóc reszcie, oraz zapolować na kilka wampirów! – powiedział i z odwagą w sercu ruszył schodami w górę, w stronę komnat które gobliny powinny już opuścić.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 27-03-2011, 19:52   #133
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Katrina przeleciała jak burza do pokoju i wpadła do środka. Zerknęła na łóżko na którym spał smoczek kiedy wychodziła i...NIE MA! Łóżko było puste. Padła na kolana i zaczęła pełzać wokół łóżka zaglądając pod spód, bo może tam się skrył. Niestety pod łóżkiem też go nie było. Usiadła na piętach i zaczęła rozglądać się po komnacie. Smoczka jak nie było ta nie było...znikł. “Co ja powiem Vincowi? Zostawił mi go, abym się nim zaopiekowała. Wydawało mi się, że tu będzie bezpieczny jak śpi, a jego... NIE MA!!!” Zrezygnowana podeszła do swojego bagażu i EUREKA!!! Psikus siedział w jej torbie, co prawda wystraszony ale nie przeszkadzało mu to i z zapałem po niej buszować. Wyciągnęła ręce i ujmując go wyszeptała:
- Aleś mnie nastraszył. Myślałam, że cię ktoś wszamał, a to ty... szamiesz moje rzeczy, a one niejadalne.... głodomorze!. Czego tam szukałeś?
Smoczek spojrzał na kobietę trzymając w zębach jakąś część jej odzieży, po czym z ulgą w oczach pospiesznie wtulił się w jej dłonie. W głowie Katrina od razu usłyszała jego syczący głos.
- Vincent Chciał ssssssię ssssskontaktować...- Psikus zwinął się w kłębek w jej dłoniach czując się tam w miarę bezpiecznie.- Maa kłopoty sssss... I jessssst rany... - dosyczał jeszcze smoczek, czekając na odpowiedź kobiety.
- Jak bardzo ranny? I jakie kłopoty? Możesz się z nim skontaktować? Dawno się z tobą kontaktował? - spytała zaniepokojona dziewczyna i pogłaskała go przepraszająco po głowie.
- Kontaktuje sssssie regularnie sssss... Usssspokoja mnie. - oznajmiło stworzonko. - Jak bardzo rany nie wiem ssss.... aktualnie czuje już mniej bólu ssss... właśśśściciel jessssst powiązany z chowańcem. - wyjaśnił smoczek po czym kontynuował. - Goniły go ssss.... jakieśśś gobliny i nietoperze sss... Moge sssssię ssssskontaktować. Chcesssssz?
- Jasne że chcę! - rzekła pospiesznie Katrina - Spytaj go czy coś mu grozi... i gdzie jest

Psikus syknął posłusznie i przymykając oczy począł rozpoczynać kontakt telepatyczny z Vincem. Chowaniec trochę się zamyślił co zaskutkowało tym iż Katrina w swej głowie zasłyszała. - By połączyć się z Vincentem wciśni... ekhym sss... zamyśśśśliłem się. Jusssz mam kontakt, będę przekazywał co mówi sss...- Jak smoczek powiedział tak i uczynił i po chwili dziewczyna czuła się już jak gdyby rozmawiała z rudym zaklinaczem na żywo.
- Psikus, Psikus nic Ci nie jest? Jest z tobą Pani Katrina? To dobrze! Gdzie ona była wcześniej, prawie dorwała mnie banda goblinów, postrzelili mnie w ramię! - żywiołowo powiedział Vinc, a smoczek przekazał jego słowa do głowy Katriny.
Katrina zaczerwieniła się odchrząknęła i rzekła:
- Powiedz mu, że walczyliśmy z wiedź.... ekhem... z wampirzycą co chciała zeżreć Romualdo, Cypia i Nhyma
- Z którą? - zapytał Vinc po czym dodał.- Z tego co wiem w zamku jest około osiemnastu wampirów, jednym z nich jest Pani Luiza a drugim Krasnolud który był wraz z nią na obiedzie. Teraz jestem w jego laboratorium, które pokazał mi Pan mózg.- Vinc mówiąc to popukał palcem w słoik mózgownicy i wygodniej rozsiadł się na fotelu. Psikus zaś lubił robotę przekaźnika, nie męczył się, no i mógł bez karnie podsłuchiwać.
- No właśnie z tą wiedźmą Luizą... Vinc jaki Pan mózg? - zaczęła się niepokoić, że chłopak jest jednak bardziej poważnie ranny niż jej się wydawało na początku. “Może to jemu uszkodzili mózg?” Czekała w napięciu co jej odpowie.
- No Pan mózg. Mieszka w takim słoju, kiedyś był Arcymagiem, a przynajmniej tak twierdzi. Nazywa się Sidious, prawda, że dziwnie? Pan mózg bardziej mi się podoba. Aktualnie mi pomaga, ukryć się przed goblinami...- Vinc przerwał i dodał z wyrzutem. - … bo z wami nie dało się skontaktować i musiałem szukać pomocy u niego!
- Bo... bo... broniliśmy Romualdo, ta wiedźma go tak zauroczyła, że cała pościel obślinił. Dobrze, że Cypio miał na niego czy też na nią oko i zdążył go obronić i wezwać na pomoc posiłki - tłumaczyła Katrina i spytała - Vinc napewno nic ci nie grozi?
- Pan mózg twierdzi że nikt tu nie wejdzie, no chyba że ten krasnal, ale mam na niego sporo kołków! Musieliśmy z Panem mieczem mu zaufać bo goniło nas z dwadzieścia goblino-nietoperzy. Paskudztwa widzą wszystko co niewidzialne, więc nie miałem jak się schować. Tutaj wydaje się być spokojnie, ale te maszkary pewnie kręcą się na górze i obawiam się że mogą tu sprowadzić posiłki. Ponadto z tego miejsca nie ma żadnych tajnych wyjść, więc albo to przeczekam albo spróbuje się jakoś przebić na wolność. A najgorsze jest to że nawet nie wiem w której części zamku jestem... No i boli mnie bark bo wystaje mi z niego strzała... Pierwszy raz ktoś mnie postrzelił! - skomentował smokowaty z lekką nutą bezradności w głosie.
Katrina wzdrygnęła się na wieść o tkwiącej w nim strzale. Westchnęła ciężko i rzekła:
- Jesteś dzielny, wytrzymasz... pójdę po Gaccia i zaraz się z tobą skontaktuje. Uważaj na siebie. Niech ci ten Pan mózg pomaga unikać tych paskud - zaczekała co Vinc na to jej odpowie
- I tak muszę tu póki co siedzieć, trochę przypomina to miejsce pracownie mojego pradziadka, też był nekromantą. Tylko że on nie miał takich wielkich drzwi z zszytych ciał, które ciągle lekko się ruszają. - odparł chłopak.- A i proszę uważać! Pytałem Pana Miecza o tajne przejścia i twierdzi że nie ma tu takich którymi mogą poruszać się żywi. Jednak wampiry są w teorii martwe więc mogą mieć jakieś swoje ścieżki. I niech pani uważa na nogi! Bo po głębszych przemyśleniach doszedłem do wniosku że ten krasnolud wampir, zapewne będzie atakował tamte rejony! - rzekł naukowo chłopak.
- Dobrze... dobrze - mruknęła Katrina, po czym zatrzymała się w półkroku:- Jakie drzwi z pozszywanych ciał Vinc? I czemu akurat nogi?
- Bo do szyi nie dosięgnie. - odparł Vinc poważnym tonem. - A drzwi jak drzwi, Pan mózg mówi że za nimi są eksperymenty krasnoluda i żeby tam nie wchodzić.

- Vinc.... - rzekła dziewczyna w zamyśleniu - To co ty tam właściwie robisz?
- Aktualnie siedzę na krześle i trochę rozmawiam z Panem mózgiem. Zaraz poszukam tutaj czegoś użytecznego, bo kołki już znalazłem. - odparł chłopak, podczas rozmowy wyraźnie się rozluźnił, najwidoczniej uspokoiła go myśl o tym iż innym nic nie jest.
- A do tej pory co ty tam robiłeś? - dociekała dalej Katrina - Nie miałeś czasami siedzieć w bibliotece?
- Emmm no bo tego... - Vinc zaśmiał się nerwowo. - Bo w sumie to ja poszedłem do biblioteki by sprawdzić czy nie ma tam tajnych przejść. Bo powinny być! W bibliotekach zawsze jakieś powinny być. Ale jako że nie były to poszedłem pozwiedzać... niewidzialny. No i wtedy mnie zaatakowali...
- Iiiiiiiii?... - dopytywała się dalej dziewczyna.
- Na początku myślałem by wszystko wyjaśnić, ale oni zaczęli strzelać, dostałem w ramię więc zacząłem uciekać. Trafiłem na mury zamku, a tam do ataku przystąpiły nietoperze. Okazało się że to przemienione gobliny, Pan Miecz się domyślił. - opowiadał chłopak z zapałem i pewnym było że gdzieś gdzie aktualnie siedzi gestykulował zawzięcie. - Dla tego uciekałem dalej, aż trafiłem do miejsca gdzie było dużo słoików w tym jeden z Panem Mózgiem. - dokończył chłopak.
- Czy ten Pan mózg nas słyszy? - Katrina zmarszczyła czoło zadając to pytanie, widać było, że nad czymś intensywnie się zastanawia.
- W sumie nie wiem, umie posługiwać się telepatią, ale wejście do czyjegoś połączenia telepatycznego nie jest łatwe. A po za tym on chyba nie lubi tych wampirów, a szczególnie krasnoluda. Bo to przez niego jest teraz Panem mózgiem, a nie kimś kto nie potrzebuje słoika do życia.
Vinc...jesteś pewien, że można mu zaufać? A może on ciebie zwodzi...abyś stracił czujność? -dziewczynie nie podobało się,że młody smokowaty siedzi gdzieś...nie wiadomo gdzie, ranny i ma do pomocy... mózg w słoiku.
- Nie jestem, ale... nie było wyjścia. Miałem do wyboru albo zaufać mu, albo spotkać się z bandą uzbrojonych goblinów. A nie dałbym im rady, gdy byli w takiej ilości, tu przynajmniej jest względnie bezpiecznie, no i może znajdę coś użytecznego. Gorzej, że nie mogę się stąd ruszyć, znaczy muszę przeczekać tych goblinoidów. No i w każdej chwili może się tu zjawić krasnal wampir. - młody westchnął rozdarty między wyborami.
- Heh... to uważaj przy tym krasnoludzie na... nogi -mruknęła Katrina - Podpytaj tego Pana mózga... czy napewno tam nie ma jakiegoś tajnego przejścia do zamku. W zamkach zawsze takie są.
- Twierdzi że nie ma, no i nie jestem pewien czy wciąż jestem na zamku Dericków czy też już po za głównym budynkiem. Straciłem orientacje w terenie.
- To siedź tam i się nie ruszaj, dopóki... dopóki jesteś bezpieczny, no może poszukaj czegoś na tego krasnala -wampira, aby cię nie zaskoczył i nie dziabnął w... nogę - doradziła Katrina i wsuwając Psikusa za dekolt koszuli ruszyła do drzwi, aby znaleźć Gaccia. Wyszła na korytarz i zaczęła nasłuchiwać. Po czym przypinając sobie coś wróciła pospiesznie do pokoju i z bagażu wydobyła leczniczą różdżkę wszak Gaccio był ranny, Vinc był ranny, a nie wiadomo jak z Cypio i Krysnys. Przypomniało jej się bowiem, że chyba i z pokoju bardki dobiegały jakieś krzyki... może to jednak, nie to o czym wówczas pomyślała. Vinc się dowiedział od swojego nowego znajomego, że w zamku jest osiemnaście wampirów, a jeszcze ta wredna wiedźma...co im w końcu nawiała. Wzdrygnęła się uświadamiając sobie jak kuszącą przekąską stali się dla mieszkańców tego zamczyska. A jeszcze te paskudne nietoperze! “Co za przyjaciół ma ten Gaccio?!”, przeleciała jej przez myśl. Na dokładkę zabrała swój sztylet i rapier, na palec wsunęła swój pierścień otwierania zamków.


I tak uzbrojona poszła do pokoju Romualdo mając nadzieję, że jeszcze tam zastanie Gaccia.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 29-03-2011, 16:12   #134
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wrzask "Pomocy!" w wydaniu Krisnys wyglądał całkiem autentycznie. Miecz w dłoniach bardki również nie sprawiał wrażenia jednego z akcesoriów przydatnych przy jakiejś ciekawej odmianie gry wstępnej.
Kenning zawahał się na sekundę, a potem wkroczył ponownie do zajmowanej przez bardkę sypialni.
- Znikaj, i to już! - rzucił pod adresem bladego amatora niewieścich wdzięków.
By zachęcić wymoczka do jak najszybszego zrealizowania uprzejmej prośby poparł słowa czynem i ruszył na niego z rapierem w dłoni.
- Mam ci pomóc?!
Co prawda był pewien, że Krisnys, nawet w samej koszuli i bez miecza, związałaby tamtego w supełek, ale skoro prośba o pomoc padła, trudno byłoby stać.
Poza tym oglądanie bardki (w akcji oczywiście, nie chodziło bynajmniej o skąpy strój) było czymś, z czego żal byłoby zrezygnować.
- To nie powinno być tak...- zajęczał niedoszły amator niewieścich wdzięków, cofając się przed rapierem. Dotknął rozbitego nosa mrucząc do siebie.- Leci mi krew?
Spojrzał na palce i bliski zemdlenia wyjęczał.- Krew mi leci...słabo mi.
- Kto ci takich bajeczek naopowiadał?
- zapytał Kenning, przymierzajac się do ciosu, który odesłałby wampira w niebyt. - Napastowane niewiasty zwykle się bronią. I tak masz szczęście, że nie miała wałka.
Wampir przezornie cofnął się grożąc.- Uważaj bo się odgryzę... ee.. wygryzę... ugryzę. Jestem strasznym i niebezpiecznym panem nocy.
Jakoś te przechwałki brzmiały słabo w ustach tego nieumarłego trzęsiportka.
- Nie zrobię ci krzywdy - obiecał Kenning - jeśli powiesz mi, co się tu dzieje. W tym domu.
Rapier Kenninga tkwiłby niebezpiecznie blisko lewego oka bladego miłośnika wdzięków Krisnys, gdyby ten nie rejterował jak spłoszony kurczak.
- A co miało się stać?... przyjechały dania na wynos - rzekł nieumarł wspinając się na ścianę i mamrocząc.- Wiesz, po drugiej stronie nie jest tak źle. Zwłaszcza, gdy jest się takim wojownikiem. Likantropy służące Malarowi, to dania soczyste, ale dość wojownicze.
- Cholerny Gaspaccio
- mruknął pod nosem Kenning.
- A kto ci powiedział, że ta dama jest do wzięcia? - spytał, wskazując na Krisnys. Zatrzymał się na moment i sięgnął po różdżkę leczenia.
-Eeee...nikt? Pani wręcz nakazała, by nie rzucać się w oczy bandzie naiwniaków która tu przyjechała, ale... ja boję się wychodzić poza zamek. No i głodnym. Nie mówcie nic pani - zajęczał wampir nerwowo wpatrując się w poczyniania Kenninga.
Bojaźliwy wampir... Świat schodzi na psy.
- Powiedziałem, że nic ci nie zrobię - powtórzył Kenning - jeśli będziesz szczery. - Za Krisnys nie ręczył, ale to była inna sprawa. - Co takiego jest poza zamkiem, że tak się boisz? Dużo jest tych likantropów w zamku i poza nim?
- Wiesz... to jest różdżka leczenia ran. Takich bardzo poważnych. Śmiertelnych, można by rzec...
- dodał, tytułem zachęty do szczerości.
- Całe stada... pod wodzą druidów, ale malaryci to dzikusy. Łatwo ich trzymać w garści gdy ma się własną zdyscyplinowaną armię. Dzięki temu nie wylali się poza las. I trzymają głównie starego zamku. Siedziby... pana -odparł wampir sycząc odruchowo na widok różdżki.
- A pani? Co zaplanowała? Jakie rozrywki? I wielu tutaj was siedzi? - Kenning zasał kolejne pytanie.
- Omotać Romualdo, by was nakłonił do zostania tutaj. Planowała Gaspaccio, ale ta druga czarnula pewnie by mu siedziała w sypialni, a kłopotliwym jest dominować więcej niż jedną osobę na raz - syknął wampir.
- A po co jej taka grupka, jak nasza? - spytał, nader naiwnym tonem, Kenning. Niekiedy udawanie naiwnych głupków wychodziło mu świetnie.
- No... wiesz. Rzadko kiedy kolacja sama przychodzi pod nos, prawda? - zdziwił się młody krwiopijca.
- Dużo was tu mieszka? - Kenning powtórzył pytanie. - Dość trudno musi być o... aprowizację.
- Koło dwudziestu
- odparł młody krwiopijca oceniając coś i wędrując spojrzeniem po pokoju.
 
Kerm jest offline  
Stary 29-03-2011, 20:46   #135
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dla ciekawskiej osoby, takiej jak Vinc, pracownia Kruagena zawierała szereg skarbów. Pomijając duże ciężkie księgi zapisane detheku z którego to smokowaty nie rozumiał, ani jednego słowa, pokój zawierał odcięte dłonie w słoikach i poruszające się odcięte dłonie w słoikach i próbujące go atakować, poruszając się dłonie w słoikach. Oraz inne części ciała lub wnętrzności, czasem się poruszające, czasem nie.
Były też kości różnego rodzaju i różnej wielkości. O kilkudziesięciu porozrzucanych czaszkach nie wspominając.
Poza tym pełno tu było notatek, zapisanych najczęściej w krasnoludzkim alfabecie. Jedyną w miarę czytelną (bo napisaną we wspólnym), był spis części zamiennych.
Części organicznych. Ręce, nogi, zawartość trzewi. W sumie fragmenty ciał około 30 humanoidów obojga płci i różnych ras.
Poza tym... w łapki Vincenta wpadły trzy ryciny krasnoludzkich kobiet, bardzo dokładne ryciny dotyczące anatomii. Tylko czemu te golutkie krasnoludkie dziewczęta były w dziwacznych pozach i tak dziwnie się uśmiechały? Z nich to Vinc dowiedział się że krasnoludzkie kobiety przypominają bardzo dobrze zbudowane niskie ludzkie kobiety z dużymi... nie ...z olbrzymimi... melo... wiadomo czym.
Znalazł też wisiorek na srebrnym łańcuchu, będący poczerniałą masą włóknistej skamieniałej niemal tkanki organicznej wygląda, w dotyku przypominającej twardy jak kamień. Przedmiot wyglądał niemal jak pomarszczone, skurczone serce, noszone jako amulet. I wedle pana mózga tym właśnie było. Spetryfikowanym sercem czerwonego smoka, które dawało chwilą niewrażliwość na ogień. Mentalny chichot pana mózga świadczył jednak, że był w tym jakiś haczyk. Choć Sidious twierdził uparcie, że nie.

Ciekawszym znaleziskiem była szafka z fiolkami. Cztery z nich były takie same i zawierały jak twierdził “pan mózg”, Noc w płynie. Czarną substancję pozwalającą wampirom ochronić się przed niszczącym działaniem słońca, przez pewien czas. I działać za dnia.


Piąta, finezyjnie zablokowana fiolka zawierał jad duszy. Truciznę skuteczną przeciwko duchom i podobnym im istotom. Kolejną zdobyczą były zwoje ! Co prawda natura daru Vincenta nie pozwalała wyuczyć się ich zawartości, ale mógłby je użyć... gdyby były przydatne.
Zaklęcia te były dość niezwykłe. Jedno zwane “Maską umarłego,” drugie zaś “Spojrzenie oczami nieboszczyka”.
Ostatnimi zdobyczami były różdżki! Jedna wykonana ze splecionych ze sobą kości palców pozwalała użyć zaklęcia Ożywienie umarłego, druga zaś wykonana z mahoniu i opleciona fioletowymi runami pozwalała użyć czaru “Promień negatywnej energii”.
Przeszukiwanie przerwały kroki. Ktoś się zbliżał.
Właściciel tego lochu. Nastał czas działania.
Wchodzący Kruagen już całkiem zatracił iluzję normalności.


Siwy krasnolud o szpiczastych uszach rozglądał się po swym tajnym laboratorium z gniewem płonącym w czerwonawych ślepiach. A z jego ust wydobył się warkot, który przy okazji odsłonił długie szpiczaste kły.

W całym zamku było poruszenie wywołane wydarzeniami dzisiejszej nocy. Paru wampirzych lordów nie posłuchało swej pani. Niewidzialny napastnik wdarł się do twierdzy wzbudzając poruszenie. A i sama pani została upokorzona i zmuszona do ucieczki.
Tymczasem poza zamkiem rozbrzmiewała pieśń śpiewana przez kilka gardeł.- Hej ho, hej ho... na pijawki by się szło.
Nie byli jedynymi gośćmi idącymi z niezapowiedzianą wizytą. Tej nocy zamek Derrick pełen był niespodzianek. Także i dla gospodarzy.

A co do gości...
Goście nie spali. Goście debatowali w sypialni przestraszonego i skołowanego Romualdo.
-Musimy się stąd wynosić.- Gaccio dla odmiany zaczął wykazywać się rozsądkiem.- Romualdo ubieraj się i pakuj. Ja idę po...
Katrina właśnie wpadła do pokoju. A półelf mruknął.- O wilczycy mowa. Kurka, napiłbym się dla kurażu.
-Picie... później.-
odparł Gaspaccio i spytał.- Co w takich sytuacjach robią bohaterowie.
-Walczą z potworami bohatersko... i giną?-
spytał retorycznie Romualdo. A półelf dodał.- Eeee.. heroiczna śmierć, niespecjalnie mi się podoba. Może później, tak gdy już będę stary. Ale i tak wtedy to wolałbym umrzeć w ramionach jakiej ślicznej młodziutkiej...- szlachcic nie wytrzymał nerwowo i wrzasnął.- Nyhm... na Tymorę, skup się ! Co się robi w takiej sytuacji?!
-Cóż...wymykanie z zamku to akurat opanował. Niektórzy rycerze są strasznie wrażliwi na temat cnoty ich córek. Jedna grupa musi iść do stajni, po wierzchowce, zaś druga otworzyć bramę i opuścić most zwodzony.-
stwierdził wreszcie półelf.
Gaspaccio spojrzał na Katrinę.- No to mamy plany. Ja z Katriną idę po ekwipunek i powiadomię resztę drużyny, wy zaś tymczasem ubierzcie Romualda. Spotkamy się w moim pokoju za pięć minut. Tam podzielimy na grupy.
Pochwycił dziewczynę za ramię i szepnął jej do ucha.- Tej nocy już nie spuszczę cię z oka.
I wyszli we dwoje na korytarz, nim Katrina zdołała cokolwiek powiedzieć.
A Romualdo spojrzał na Nyhma i Cypia mówiąc.- Może byście...wyszli, dopóki się nie ubiorę?

Tymczasem bardka spoglądała na swego wybawiciela, z kwaśną miną. W sumie, co robi zakochany mężczyzna widzący swą damę w negliżu? Atakuje adwersarza, albo robi scenę zazdrości. Na pewno zaś nie mówi “O, przepraszam.Pomyliłem pokoje.”.
Ech... to nie powinno tak wyglądać.
No cóż... zdołali uzyskać informację. Co prawda głównie Kenning rozmawiał. Ale i tak wieści przerażały... twierdza pełna wampirów. A oni jako posiłek. Coś trzeba było z tym zrobić.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 02-04-2011 o 16:24. Powód: dodano opis przedmiotu który przegapiłem
abishai jest offline  
Stary 03-04-2011, 21:47   #136
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Kiedy tylko Gaccio wyciągnął ją na korytarz Katrina zaparła się i nie ruszyła ani kroku dalej.
- Gaaaaaaaaaaaaaaaaaacciu stóóóóóóóój! - jęknęła do młodego szlachcica i zaczęła poprawiać bluzkę w okolicach swoich piersi. Mrucząc przy tym: - Nie wierć się bo...wylecisz i cię zgubię
W innym czasie i miejscu Gaspaccio byłby bardzo zainteresowany biustem Katriny, jak i nią samą. Ale spotkanie z Luizą wybiło go z romantycznego nastroju. Spytał ją więc szybko.-Co się stało, musimy obudzić resztę.
- Vincent się zgubił... i nadał informację przez Psikusa... jest tu około osiemnastu wampirów i ta twoja bladolica wiedźma też jest wampirzycą i ten mały pokurcz... krasnolud też jest wampirem i... - zamilkła łapiąc oddech.
-Co? Jak?Gdzie? Jak to się... zgubił?!-wrzasnął niemal Gaccio. I zaczął chodzić w kółko.-To niedobrze, bardzo niedobrze....co tu robić. Co robić.
- Siedzi z jakimś mózgiem w słoiku, goniły go te paskudne nietoperze i jest ranny... strzelali do niego - kontynuowała wieści Katrina. - Może na początek... nie boli cię ten policzek? Krwawisz... - westchnęła smętnie przyglądając się chodzącemu w tą i spowrotem Gacciowi.
-Krwawię? Może trochę.- zatrzymał się Gaspaccio. I niemal krzyknął.- Z jakim znowu słoikiem?! Z jakim mózgiem?!
Katrina chwyciła go gwałtownie z łokieć zmuszając aby stanął. Przejechała palcem po jego policzku w miejscu gdzie był rozcięty pazurami Luizy i pokazała mu zakrwawione palce: - Krwawisz... i nie krzycz na mnie! To twoja przyjaciółka chce nas zeżreć i Vinca i mózga wsadzili do słoika i... czego nie rozumiesz?
-Nie krzyczę na ciebie.-odparł Gaspaccio.-Po prostu się martwię.
Pogłaskał ją po policzku mówiąc.-Nigdy bym na ciebie nie krzyczał lisiczko.
Po czym objął Katrinę, z zamiarem jej przytulenia i....w tym momencie spomiędzy piersi Katriny wynurzył się Psikus. Łapiąc Gaccia zębami za palec.
Auaaa, co jest do...!-zawył z bólu szlachcic widząc pseudosmoka uczepionego swego kciuka.
- Cośśśśśśśśśśśśśśśś mu zrobił?!!! - wykrzyknęła dziewczyna łapiąc smoczka w dłonie - Puść go Gacciu natychmiast!
-Puścić?! Niby jak?! To on trzyma mnie!-odparł szlachcic panikując już niemal.
- No coś ty!!! Jak może cię trzymać taki mały smoczek. Gacciu puść go natychmiast! Ale... już - szturchnęła go łokciem w bok i pociągnęła smoczka w swoją stronę pilnując aby za mocno go nie zgniatać.
-Paszczą za kciuk.-burknął w odpowiedzi Gaspaccio, wskazując drugą dłonią ząbki Psikusa wbite w swoje ciało.
- Boś go wystraszył... broni się biedactwo - rzekła dziewczyna pochylając się nad Psikusem wczepionym w kciuk młodego szlachcica. - Boli?
-Jak diabli... możesz go odczepić?- uspokoił się nieco szlachcic. Mogę powiedziała dziewczyna głaszcząc smoczka po głowie. -Puść go lepiej... bo ci zaszkodzi czy cuś. -po czym spowrotem zaczęła wciskać smoczka za dekolt koszuli. Zaś drugą ręką wyciągając leczniczą różdżkę i chcąc uleczyć Gaccia zaczęła nią niebezpiecznie wymachiwać tuż koło jego oka.
-Uważaj z nią.- stwierdził Gaspaccio obserwując wyczyny dziewczyny. Różdżka zabłysła światełkami


i rany szlachcica zaczęły się goić.

-Musimy znaleźć Vinca... jest ranny. Jemu też potrzeba leczenia pewnie. A tobie już nic nie jest - cmoknęła młodego szlachcica w policzek w miejscu gdzie jeszcze chwilę wcześniej nosił ślady bliższego zapoznania się z Luizą. - Czy nie powinniśmy zabrać ze sobą... Nhyma... może sobie poceluje do tych wampirów albo paskud... nietoperzy? Bo bez Vinca chyba się stąd nie wymkniemy, co?
-Czy to nie Vinc miał chronić nas, a nie my jego …-Gaspaccio potarł czoło mówiąc do siebie. Po czym zadecydował.- Nie weźmiemy Nyhma. Hibbo dorównuje mu siłą, idziemy do pokoju gnoma.
- Którego? -spytała Katrina rozglądając się po korytarzu.
-To chyba tamten.-stwierdził Gaspaccio pokazując drzwi na końcu korytarza. Katrina ruszyła do drzwi wskazanych przez Gaccia i z rozpędem chwyciła za klamkę. Nacisnęła jednak drzwi były zamknięte. Zerknęła przez ramię na młodego szlachcica. I uniosła rękę pukając grzecznie i czekając na reakcję mieszkańca pokoju. Minęła minuta... dwie... trzy i... drzwi jak były zamknięte tak nadal były, a ze środka nie wydobywał się żaden odgłos świadczący, że może się to zmienić. - Jesteś pewien, że to te drzwi? - upewniała się dziewczyna przykucając i z uwagą oglądając zamek.
-Tak, to jego drzwi.-odparł Gaspaccio sięgając po rapier.- Myślisz że ma gości?
- Zaraz się o tym.... -mruczała dziewczyna przytykając dłoń z pierścieniem otwierania zamków do zamka blokującego im wejście do pokoju, rozległ się cichy trzask: -... przekonamy - zakończyła naciskając ponownie klamkę i ostrożnie uchylając drzwi.
A gnom właśnie przeżywał intymne chwile z... wampirem/wampirzycą? Po raz pierwszy Katrina zetknęła się ze stworzeniem, którego płci nie można było odgadnąć.



Który przyciskał usteczka do szyi coraz bardziej wysuszonego Hibbo.
- Oooooooo... prze.... - w pierwszym odruchu Katrina chciała cofnąć się za drzwi, ale wpadła na stojącego za nią Gaccia. Uderzenie o pierś młodego szlachcica uświadomiło jej, że to co widzi to może nie być to o czym myśli. - Gacciu czy to jest...? - spytała teatralnym szeptem odwracając głowę w jego stronę.
-Czy to jest eee...pijący inaczej?-dopowiedział jej słowa Gaspaccio.-Możliwe. Albo zdesperowany.
-Myślisz, że powinniśmy im przerwać to miłe taeee ta teee? -mruknęła ponownie patrząc na zastygłą w uścisku... parę?
-Jeśli chcemy mieć gnoma żywego w kompanii, wypadałoby.-stwierdził szlachcic. Dziewczynie nie trzeba było powtarzać chwyciła w dłonie swój rapier i skoczyła do przodu krzycząc przy tym - Aaaaaaaa siooooooooooo! i zamachnęła się celując w pierś... “obojniaka” siedzącego na gnomie.
Wampir odskoczył wołając.- Co to za porządki?! To naruszanie czyjeś prywatności! A dokładnie mojej!
Szlachcic wbiegł z rapierem tuż za dziewczyną starając się osaczyć krwiopijcę.
- Naruszyć to my ci możemy za chwilę kości! - odrzekła mu dziewczyna kując go czubkiem rapiera w... tyłek.
-Odejdźcie stąd poczwary. Nie jesteście godni abym się z wami zadawał.- pisnął wampir odskakując. Po czym zaczął rzucać zaklęcie mamrocząc pod nosem zaklęcie... i wywołując kilka święcących kulek skaczących dookoła niego. A on wrzasnął. -Szczerzcie się potęgi mojej magii!
- A ty naszej! - wrzasnęła rozzłoszczona Katrina i smagnęła go leczniczą różdżką, którą nadal trzymała w drugiej dłoni. A zza jej pazuchy wydobył się “bojowy” syk Psikusa.
-Auuuua...to bolało.- zawył wampir i czmychnął w kierunku balkoniku pokoju Hibbo. Po drodze zmieniając się w nietoperza.


Po czym wypiszczał.-Moja zemsta będzie słodka!
I pofrunął w mrok nocy.
Katrina pochyliła się nad Hibbo i spytała Gaccia: - Co robimy z... suszkiem?
-Przydałby się kapłan.- mruknął Gaspaccio trącając palcem wysuszonego gnoma. Odpowiedzią z ust Hibbo, był dźwięk, acz trudny do zrozumienia.
- Chyba za bardzo pomocny nie będzie w poszukiwaniu Vinca... Zostawić go tu samego chyba też nie możemy, bo wróci jego kochanek... ekhem... kochanka... no to dziwadło co dopiero co zwiało i znów go possie. - zastanawiała się na głos dziewczyna.
-Coraz lepiej...-Gaspaccio usiadł na brzegu łóżka i spytał.-A co jeśli ...bardka i Kenning też?
- Też go possą? - spytała Katrina robiąc wielkie oczy.

-Nie, nie, nie..- zaprzeczył szlachcic. I rzekł.-Wiesz, wampiry mogły dopaść. Zostaniemy tylko my i Roumaldo i Cypio i Nyhm
- Heh... to co robimy? Idziemy zobaczyć co z Krisnys i Kenningiem, zostajemy z suszkiem czy szukamy Vinca? Któreś z nas chyba powinno iść do pokoju Romualdo i powiedzieć innym co i jak. - odparła mu na to Katrina.
-Muszę pomyśleć... Dasz sobie radę ze skontaktowaniem się z Vincentem?- rzekł szlachcic biorąc się za ordynarne przeszukiwanie plecaka Hibbo.
- Psikus mnie z nim kontaktował więc myślę że i tym razem się uda - odparła mu dziewczyna - A po co chcesz się z nim skontaktować? I czego szukasz w tym plecaku?
-Czegoś użytecznego... skoro jego właściciel bardziej robi za warzywko, niż za wsparcie...- odparł gniewnie Gaccio zerkając z irytacją na gnoma, który mimowolnie został honorowym krwiodawcą.-Niewiele tego...ale są buty latania. I zestaw alkoholika,-Gaspaccio łyknał nieco trunku.- Fuj, kiepski gust, jeśli chodzi o alkohol.
- Bleeeeeeeeeeee... musiałeś to pić? A jakby to były na ten przykład siuski gnoma czy cuś tam potrzebnego mu do czegoś? - spytała Katrina wykrzywiając się z obrzydzeniem.

Uwaga Katriny, dość celna zresztą... sprawiła że, Gaccio wybałuszył oczy i odstawił nerwowo butelkę.
-Trzeba było wspomnieć o tym, wcześniej. Swoją drogą, podczas tej wędrówki do... biblioteki. Nie zauważyłaś niczego niezwykłego?-
- Pełno łażących strażników... - zaczęła sobie przypominać dziewczyna - - i... pełno łażących strażników. - dokończyła kiwając głową na potwierdzenie tego co mówi.
-A ta biblioteka. Pamiętasz co w niej było. I w jaki sposób została zniszczona?- spytał Gaccio spoglądając na dziewczynę.-Przeszukałaś ją?
- No przecież wam mówiłam, jakieś stare zbiory. I nie zdążyłam bo narobiliście rabanu i musiałam wiać. A co cie ta biblioteka tak nagle zainteresowała Gacciu? - odrzekła mu na to.
- W bibliotekach są tajne przejścia.-odparł Gaspaccio.-No i są księgi. Jakby nie patrzeć. Jesteśmy w kłopocie, a tonący brzytwy się chwyta.
-Vinc mówił, że tajnych przejść w zamku nie ma, bo pan miecz sprawdził i nic a nic nie znalazł/Więc ta brzytwa odpada... a czytać chyba zbytnio nie mamy czasu więc i księgi na nic nam się nie zdadzą - wzruszyła ramionami zerkając na młodego szlachcica, który zapałał potrzebą powiększania swej wiedzy.
-Pan miecz, pan mózg, wkrótce doczekamy się pana łyżki i pani jajników.-martwiący się Gaccio trochę się zapominał. Usiadł na łóżku zatrwożony sytuacją.
- Było nie było to... twoi przyjaciele, pomyśl może i znasz jakąś panią jajnik -mruknęła Katrina mimowolnie chichocząc.
-Czyżby oznaka zazdrości? Usiądź obok mnie... proszę.- rzekł Gaccio spoglądając na dziewczynę.
- Aleeeeeeeeeeeeeż skąd... żadna zazdrość. -zapewniła go Katrina siadając obok niego. - To znasz czy nie znasz? - dociekała dalej.

Objął, przytulił i zaczął całować w usta i szyję...delikatnie rozchylił dekolt, unikając pazurów. I po raz kolejny pocałował. Po czym przycisnął do siebie mocniej acz ostrożnie ze względu na Psikusa.-Będę strasznie się nienawidził, za to co za chwilę ci będę proponował.
Dziewczyna oparła dłonie o jego pierś i odsunęła go na wyciągnięcie ręki: - Co masz na myśli? - spytała marszcząc brwi.
-Weźmiesz te butki gnoma i... spróbujesz odszukać Vinca. Sama. Ja się nie potrafię tak przemykać po zamku jak ty.-głaskał ją po głowie.-I byłbym dla ciebie zawadą.
Katrina przywarła ustami do ust młodego szlachcica i pocałowała go czule, namiętnie, dłuuuuuuuuuugo... tak jakby chciała się z nim pożegnać. Oderwała usta od jego ust i wstała z łóżka. Zdjęła swoje buty i wsunęła stopy w latające buty gnoma. - Poszukam Vinca, ale jeszcze muszę wejść do swojego pokoju po coś. A ty uważaj na siebie... proszę. - rzekła zerkając na Gaccia.
-Dobrze.-odparł Gaspaccio biorąc półżywą mumię-gnoma, na ręce.-Zaniosę go do mojego pokoju i zobaczę co u Kenninga i Krysnis.
Cmoknął Katrinę w policzek.-Ty też nie wpadnij w jakieś sidła lisiczko.
- W razie czego będziesz mnie nosił w ramionach jak suszka - roześmiała się dziewczyna ruszając do drzwi, zatrzymała się jednak po kilku krokach i odwróciła: - Zastanawiam się czy zabrać ze sobą Psikusa, czy lepiej zostawić go z tobą. Jak go zostawię będzie chyba bezpieczniejszy, ale z drugiej strony... dzięki niemu mogę namierzyć Vinca. Jednak go zabiorę. Obejrzała się jeszcze raz na Gaccia trzymającego w ramionach Hibbo i uśmiechając się do niego wyszła z pokoju. Pobiegła pospiesznie do siebie i z bagażu wydobyła broszę osłony, przypięła sobie ją do kołnierzyka bluzki. Założyła na siebie kamizelkę złodziejską wydobytą z plecaka i poupychała w kieszeniach proszek zacierania śladów, swoje narzędzia złodziejskie i wszystko co wydawało jej się przydatne w misji jaką wyznaczył jej Gaccio. Tak uzbrojona ruszyła na poszukiwanie Vinca.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 04-04-2011, 21:25   #137
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Napisane przy współpracy wiadomych sił. No... osób.

Krisnys, jak przystało na wychowane dziewczę, nie wtrącała się w rozmowę na linii Kenning-ciotowaty wampir, słuchając coraz to nowszych, i mocno niepokojących faktów. Gdy zaś obaj mężczyźni w końcu skończyli swoją rozmowę, postanowiła również nieco wtrącić.
- Powiedz no, kim jest ten wasz pan? - Bardka zeszła z łoża, po czym z mieczem trzymanym oburącz przed sobą w pozycji bojowej, zrobiła parę kroków w stronę swego niedoszłego napastnika - I gdzie jest Vladislav Derric... tylko mi nie mów, że gadamy o tej samej osobie?!
- Pan...stary wampir. Ponoć siedzi w drugim zamku. Albo nie żyje, po tym jak rodzeństwo Derrick zrobiło przewrót. Różnie gadają. Vladi poszedł w świat. Znudziła go tutejsza dieta. Słyszałem, że siedzi w jakimś mieście i koterię zakłada. Czasem nam przesyła z list przekąską
- odparł wampir tuląc się do ściany.
- List z przekąską? - powtórzył Kenning. - Miło, że o was dba. A tu całym interesem kieruje pani Luiza? A kto jej pomaga? Chyba nie zajmuje się wszystkim całkiem sama?
- Inne wampiry? Przywódca koterii może być jeden
- odparł wampir zerkając na szczelinę wentylacyjną w ścianie.
- Chcesz tamtędy uciec, czy czekasz na posiłki? - spytał Kenning. - To jest, na sojuszników?
- Wyjdą...wyjdą wkrótce... cała sfora
- mruknął wampir złowieszczo kiwając głową. A bardka zorientowała się że kit im wciska w żywe oczy.
- Ja ci dam sforę - warknęła, podchodząc kolejny krok do nieumarłego nieudacznika. - Gadaj lepiej, jak najpewniej stąd uciec. Znasz jakieś tajne korytarze?
Zaufać wampirowi w kwestii tajnych przejść? Koń by się uśmiał. Mimo tego Kenning skinął głową na znak, że popiera bardkę.
- Nie ma żadnych tajnych korytarzy. Nie potrzeba dla istot które mogą zmieniać się w mgłę - zadrwił początkujący krwiopijca.
- Ciekawe co z tobą, dowcipnisiu, zrobi pani Luiza - skrzywił się Kenning - gdy się dowie o naszej małej rozmówce. Więc przestań się tak uśmiechać wesoło.
-Jeśli wyjdziecie stąd żywi...
- zadrwił wampir i zmienił się w mgłę. Po czym mglisty opar ruszył w kierunku otworu wentylacyjnego.
- Stój ty powsinogo! - krzyknęła Bardka, po czym zaczęła wywijać mieczem, atakując obłok...
Kenning, bez chwili wahania, potraktował obłoczek ładunkiem z różdżki.
- Wy... brutale... - załkał obłoczek zwiewając do otworu wentylacyjnego, niewątpliwie ranny.
- Kury ci macać, a nie dziewczyny... podrywać - mruknął Kenning. Zastanawiając się nad mechanizmem, czymś w stylu miecha, do którego można by wciągnąć takiego wampirka-mgiełkę.

Wampir jednak umknął, Krisnys rozłożyła więc bezradnie ręce, po czym wróciła do swojego łoża. Rzuciła na nie niedbale swój miecz, sama również usiadła, po czym lekko drżąc na ciele odezwała się do Kenninga:
- Co... co teraz robimy?


Kenning obrzucił bardkę dość jednoznacznym spojrzeniem, ale pokręcił głową.
- Niestety nie to, co bym chciał - powiedział. - Zbieramy się stąd w miarę szybko. Trzeba zebrać resztę i zniknąć czy prędzej z tej uroczej rezydencji. Ubierz się jak najszybciej...
- Tyyyyyy mnieeeeeeeee nieeeeeeee kochaaaaaaaasz...
- zawyła nagle Bardka, zalewając się istnym morzem łez, po czym skryła twarz w dłoniach, i szlochała jak najęta, marudząc coś niezrozumiałego pod nosem.
Kenning załamał ręce. W przenośni.
Bez wątpienia Krisnys miała rację, ale to jeszcze nie był powód do tego, żeby robić taką scenę ze szlochem i potokami łez.
- A kto przyszedł cię ratować - powiedział - jak zawołałaś?
Przysiadł tuż przy niej, zamierzając użyć prześcieradła w charakterze czegoś do otarcia oczu bardki. Zwykła chusteczka nijak nie spełniłaby swego zadania.
- Od razu się zjawiłem i jestem przy tobie - dodał.
- Ale... (snif) no bo... (smark), wtedy... my... (chlip), i jak sobie myślałaaałaaałaaaa... - I Bardka nadal beczała, niczym mała dziewczynka.
- Moje biedactwo... - Kenning przygarnął barkę do siebie. - No już nie płacz, nie płacz. przecież jestem przy tobie.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 04-04-2011 o 21:36.
Kerm jest offline  
Stary 04-04-2011, 21:41   #138
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Kenning obrzucił bardkę dość jednoznacznym spojrzeniem, ale pokręcił głową.
- Niestety nie to, co bym chciał - powiedział. - Zbieramy się stąd w miarę szybko. Trzeba zebrać resztę i zniknąć czy prędzej z tej uroczej rezydencji. Ubierz się jak najszybciej...
- Tyyyyyy mnieeeeeeeee nieeeeeeee kochaaaaaaaasz...
- Zawyła nagle Bardka, zalewając się istnym morzem łez, po czym skryła twarz w dłoniach, i szlochała jak najęta, marudząc coś niezrozumiałego pod nosem.
Kenning załamał ręce. W przenośni.
Bez wątpienia Krisnys miała rację, ale to jeszcze nie był powód do tego, żeby robić taką scenę ze szlochem i potokami łez.
- A kto przyszedł cię ratować - powiedział - jak zawołałaś?
Przysiadł tuż przy niej, zamierzając użyć prześcieradła w charakterze czegoś do otarcia oczu bardki. Zwykła chusteczka nijak nie spełniłaby swego zadania.
- Od razu się zjawiłem i jestem przy tobie - dodał.
- Ale... (snif) no bo... (smark), wtedy... my... (chlip), i jak sobie myślałaaałaaałaaaa... - I Bardka nadal beczała, niczym mała dziewczynka.
- Moje biedactwo... - Kenning przygarnął barkę do siebie. - No już nie płacz, nie płacz. Przecież jestem przy tobie.
- Teraz - Szepnęła - Bo krzyczałam. I wcześniej, bo była ku temu okazja? - Jej ton stawał się coraz bardziej twardy, i z płaczki przechodziła właśnie niesłychanie szybką przemianę z każdego wypowiedzianego słowa coraz bardziej w wyjątkowo naburmuszoną kobietę - A tak to traktujesz mnie jak powietrze. Nic. Zero czegokolwiek - Przemieniała się we wręcz
wpienioną kobietę - Wykorzystałeś mnie zuchwalcze i porzuciłeś, od tak sobie. A ja głupia liczyłam na jakieś uczucia, na jakiś związek. Nienawidzę cię - Przemieniła się wprost w wyjątkowo wkur... kobietę, spoglądającą na Kenninga lodowatym wzrokiem.
- Nie ja zamknąłem drzwi między nami - powiedział Kenning. - Ale trudno się dziwić, skoro takie czułe uczucia do mnie żywisz.
Jakoś nie miał nastroju na uspokajanie rozhisteryzowanych panienek, szczególnie w takim momencie.
- Jeśli ci to sprawi przyjemność, to możesz dalej na mnie narzekać. Ale, proszę cię bardzo, zacznij się szykować, bo za bardzo cię lubię, by oddawać cię wampirom.
Bardka przestała chliptać, wlepiając oczka z dosyć dziwną miną w Kenninga.
- Jakie znowu zamknięte drzwi?? - Zdziwiła się, i wstała z łoża - O czym ty gadasz?.
- Te, tam.
- Kenning wskazał drzwi głową. - Między innymi. Były zamknięte na klucz. Same się wszak nie zamknęły.
- I co z tego?
- Nadal nie rozumiała, o co też mogło mężczyźnie chodzić.
- Nie chcesz mnie oglądać, twoje święte i niezbywalne prawo. Tylko o co masz wtedy do mnie pretensje?
- Rozmawiasz ze mną, i traktujesz jak gówniarę, co ma osiem wiosen.
- Oparła dłonie na biodrach - Mam może spać w tym dziwacznym miejscu, nie zamykając drzwi na klucz? A jeśli już naprawdę miałeś zamiar mnie odwiedzić, wystarczyło zapukać, twoje tłumaczenie sprawy pozostawia więc wiele do życzenia.
- Ślicznie wyglądasz
- Kenning obrzucił ją spojrzeniem od stóp do głów - ale opowiadasz głupoty. Widać zasnęłaś tak szybko i mocno, że nawet nie słyszałaś pukania. - Nic dziwnego, po tylu kubkach wina. - A nie mam zwyczaju rozwalać drzwi, nawet gdy dziewczyna jest tak urocza.
- Taaaaak, taaaak, oczywiście, to jak zwykle moja wina. Wykręcasz się z każdej sytuacji i wypowiedzi niczym piskorz
- Machnęła w jego kierunku dłonią, po czym ruszyła za parawan, by się przebrać - Z ciebie żaden mężczyzna, więc sobie już lepiej idź.
- Twoja wola
- odparł Kenning, mając powoli dosyć sporów z niezadowoloną ze wszystkiego bardką. - Do zobaczenia.
Zostawił Krisnys samą. Miał tylko nadzieję, że obrażona na niego kobieta nie zacznie robić na złość całemu światu.
Wrócił do swojego pokoju, chcąc jak najszybciej przygotować się do opuszczenia niezbyt gościnnego zamku.

Kennig wyszedł, a kilka minut później drzwi otworzyły się i... stanął w nich Gaspaccio, z obnażonym rapierem.- Jest tu kto?
- Jest, a bo co?
- Rozległ się głos Krisnys zza półprzezroczystej kotarki.
-Rzeczywiście jesteś... cała zdrowa i prawie...naga.- Gaspaccio przypomniał sobie ostatnią noc w Evertown i urocze krągłości bardki, które widział w całej okazałości. Chrząknął.- Nic ci nie jest? Wampiry grasują w tym zamku.
- Jak na razie żyję, choć ogólnie bywało lepiej
- Odpowiedziała - Jaśnie wielmożny rycerz od siedmiu boleści, znany nam jako Kenning już mnie o tym fakcie poinformował.
-To już wiecie? A gdzie jest Kenning, nie spaliście razem?
- spytał Gaspaccio z ciekawością w głosie.
- Nie mijałeś się z nim czasem? - Zdziwiła się - Spali razem... dobre sobie... prędzej bym chyba zaciągnęła do łoża Romualdo.
-Chcesz się założyć?
- zaśmiał się Gaccio na ostatnie stwierdzenie i dodał.- Nie. Jakoś nie złożyło. Musiałem przytargać gnoma do mego pokoju.- Podrapał się po podbródku.- Nie spaliście razem? Nyhm będzie bardzo zadowolony.
- I chyba tylko on
- Bardka wyszła zza kotary praktycznie już kompletnie ubrana, jednak dziwnie przytrzymywała dłońmi swój strój w okolicach biustu... - Pomożesz? - Spytała, odwracając się do niego tyłem, i wtedy wszystko było już jasne, należało jeszcze zawiązać
kilka sznureczków, by już wszystko wyglądało jak należy.
Gaspaccio podszedł i nieco drżącymi dłońmi zaczął wiązać sznureczki, nie patrząc za bardzo na widoki, które miał przed sobą. A przynajmniej starał się nie patrzeć.-Tak... o czym to ja?. W moim pokoju zebranie. Mamy plan.
- Ciekawe czy Katrina byłaby zazdrosna widząc nas w takiej sytuacji... Dobra, to prowadź - Powiedziała już bez zbędnych komentarzy.
-Możliwe, że… - zamyśli się Gaccio i dodał szybko.- Na pewno.-
Po czym rzekł.- Zabierz wszystkie swoje rzeczy. Zaprowadzę cię do mojej komnaty, a potem...Kenning jest u siebie?
- Nie mam pojęcia gdzie polazł, nie jestem jego niańką
- Odpowiedziała dosyć zgryźliwie.
-Musiał ci mocno dopiec. Jeśli i on wybrał się na wycieczkę po zamku, to...- westchnął Gaccio.- To jest źle. Nie możemy spędzić nocy, na ganianiu... Luiza jest wściekła, a wściekłe kobiety są bardzo...groźne.

Ruszyli więc do izby Gaspaccio, gdzie ten nakazał Krisnys chwilę samej poczekać, a sam udał się by zebrać pozostałe "zguby" przebywające gdzieś w zamku...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 04-04-2011, 22:32   #139
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Vincent przeszukiwał laboratorium natrafiając na coraz to nowe skarby. Nie licząc dość ciekawych ruchomych rączek ( - Nie, nie możesz sobie jednej przygarnąć! Masz już mózg w słoiku, ręka nam nie potrzebna! ), notatek zapisanych dziwnymi runami krasnoludów (- Zostaw te szlaczki, mogli by się nauczyć pisać normalnie, a nie kartki rysuneczkami brudzą, brodate pijaczyny.), oraz trzech kartek z nagimi krasnoludzicami (-Vinc, odłóż to ale już! I nawet nie próbuj zapamiętywać takich widoków, gdyby to było ludzkie kobiety, albo chociaż elfy to rozumiem, ale krasnoludzice?! I nie dopytuj się czemu masz nie pamiętać! Zapomnij i koniec dyskusji!) to reszta przedmiotów wydawała się przydatna. Spis części zamiennych chłopak umieścił w plecaku, kto wie do czego może się to przydać? Następnie w jego szpony wpadł wisiorek na srebrnym łańcuszku. Po krótkim wytłumaczeniu Pana Mózga, czymże przedmiot jest Vinc jęknął głośno z zachwytu.
- Prawdziwe serce smoka łaaaaaaaaaaaaaaaaaaaał. I to czerwonego! Wujcio to by mi dał za taki nagrodę, nie cierpi czerwonych gadów. – Vinc poczuł że mózg mimo że oczu nie posiadał spojrzał na niego pytająco. – Mój wujek jest miedzianym smokiem. – wyjaśnił, mózgownicy która odpowiedziała wymownym milczeniem.- No co!?
Magiczne fiolki znalezione w szafeczce zostały umieszczone w magicznym plecaku, w tej samej kieszonce, w której to chłopak trzymał swe lecznicze buteleczki. „Noc w płynie” bardzo ciekawiła Vinca i w wolnej chwili miał zamiar ja przebadać, by móc produkować ją w domowych warunkach, sprowadzenie nocy może okazać się przydatne.
Zwoje zostały upchnięte w plecaku, oczywiście po szybki przejrzeniu ich. Vinc słyszał o owych czarach od jednego ze swych dalszych kuzynów którzy to parali się nekromancją, jednak nigdy nie używał ich, tak więc znalezisko wydawało się ciekawe. Ostatnimi skarbami były dwie różdżki, które to chłopak zatknął sobie za pasek, ażeby mieć je pod ręką na wszelki wypadek.

Pozbierawszy wszystkie przydatne skarby Vinc zaczął zbierać się do opuszczenia dziwacznego laboratorium. Serce czerwonego smoka zawiesił sobie na szyi, a żeby w razie potrzeby mieć ten przydatny przedmiot pod ręką. Chłopak chwycił Pana Mózga pod pachę, oraz upewnił się, że nie zostawił niczego w sali, i skierował kroki w stronę schodów. Wtedy to też usłyszał jakiś dźwięk na ich szczycie. Czyżby zbliżał się krasnoludzki wampir!? Serce (to prawdziwe rzecz jasna) zabiło mocniej w piersi Vincenta. Jednak chłopak zacisnął swe szpony, bowiem w czasie przeszukiwania laboratorium wymyślił co w takiej sytuacji zrobi. Plan może nie należał do najbardziej wyszukanych, czy też bezpiecznych ale na bardziej skomplikowane pomysły chłopakowi brakowało czasu jak i środków. Zaklinacz schował gadający mózg do plecaka by mieć wolne obie ręce i doskoczył do stołu najbliżej drzwi. Złapał za krawędź mebla i z cichym jęknięciem wywalił mebel na ziemię, jak prowizoryczną barykadę. Wiedział, że zdradził tym swoją obecność ale to bez znaczenia, krasnal i tak dowiedziałby się że tu był. Drugi stół po chwili dołączył do pierwszego na ziemi, wraz z dźwiękiem tłuczonego szkła.
- Co ty robisz młody!? - zdziwił się głośno miecz. Vinc jednak uciszył go ruchem ręki.
- Spokojnie mam plan, tym razem nie dam się tak łatwo złapać.
Miecz mimo że pełen wątpliwości zamilkł, a Vinc jeszcze pospiesznie skontaktował się z Psikusem informując go o tym, że prawdopodobnie krasnal zmierza na spotkanie z chłopakiem. Nie było jednak czasu na dłuższe pogawędki, a Vinc realizował swój plan dalej. Doskoczył do ściany po prawej stronie drzwi (za tak zwany winkiel) i okrył się niewidzialnością. Następnię wyszeptał kilka słów, a za przewróconymi stołami pojawiła się iluzja uzbrojonego w kuszę Pana Keninga. Klęczał on celując prosto w drzwi wejściowe, kilka kolejnych słów i pojawiła się również iluzja Pani Krisney, która krzątała się za Keningiem. Vinc złożył dłonie, i zaczął szeptać do nich cichutko, dźwięk jednak słyszalny był o wiele głośniej, oraz w innym miejscu, ale przede wszystkim nie głosem Vinca! Zdawać by się mogło, że to Krisney marudzi coś pod nosem, a Kening ją pogania.
Plan był prosty, zwrócić uwagę krasnala iluzjami a gdy tylko ruszy na dwójkę niematerialnych poszukiwaczy przygód wyminąć go w drzwiach i uciekać ile sił nogach. Chłopak wiedział że zdobędzie maksymalnie kilkadziesiąt sekund przewagi nad krasnalem, ale to i tak dużo, wszak brodacze nigdy nie umieli szybko biegać. A po za tym chłopak miał jeszcze kilka forteli w zanadrzu.
Krasnolud ruszył w dół wściekły i niespecjalnie przejmujący się własną egzystencją. A może wiedział, że nic mu nie mogą zrobić? Tak czy siak, krasnoludzki wampir szarżował na iluzję, dając Vincentowi przemknąć się bezpiecznie. A przynajmniej tak się smokowatemu zdawało.
Bowiem nagle z ciała krasnoluda uwolniła się fala fioletowej energii, przenikając przez iluzje i rozpraszając je. Co prawda bardziej im zaszkodziło to, że wampir zorientował się, że są to oszustwa, niż sam fakt fali uderzeniowej. Niemniej fala ta szła we wszystkich kierunkach od wampira i dosięgła też Vinca... na szczęście nie niszcząc jego iluzji. Niemniej fala uderzenioma przeniknęła przez ciało smokowatego wywołując silny i nieprzyjemny chłodek.
A sam krasnolud cofnął się do wejścia do schodów i wypowiedział kolejne słowa przywołując swą magią dziwną i pokraczną istotę przypominającą poszarpany czarny całun ukształtowany w unoszącą się sylwetkę ducha.


Na oglądanie reszty nie miał Vincent czasu, krasnoludowi długo nie zajmie odkrycie faktu, że autor iluzji już się mu wymknął.
Vinc mimo niezwykłego chłodu jaki przeszył jego ciało pędził w górę schodów jak oszalały, uaktywnił swoje buty, które w magiczny sposób przyspieszył jego ruchy. Jednocześnie odwrócił się i pokrył schody za sobą tłuszczem, by pościg nie był taki łatwy. Teraz chłopak miał jeden cel, dopaść wyjścia i uciec z tej części posiadłości Dericków.
Bełkot stworzenia zwrócił wagę starca, na smar zalegający za nim.
-Nie uciekniesz głupcze!- wrzasnął krasnolud wypowiadając kolejne zaklęcie. I rozpraszając czary w korytarzu. Wszelkie czary Vinca. I tłuszcz, i niewidzialność i przyspieszenie butów.
Przyzwany stwór ruszył na młodzieńca bełkocząc szaleńczo. Ale do drzwi już było tylko pół metra.
-Twoja głowa dołączy do mojej kolekcji szczeniaku!- wrzeszczał śmiejąc się krasnolud.
Vinc doskoczył do drzwi i chwycił za klamkę otwierając przejście. Jednocześnie odwrócił się w stronę krasnoluda mrucząc pod nosem zaklęcie. - Nie byłbym tego taki pewny!- krzyknął w stronę brodacza jedyną ripostę jaką na szybko był w stanie wymyślić. Ręce młodzieńca oplótł ogień, który uformował w jego dłoniach kulę. Vinc wziął zamach i rzucił ognistą kulą w pędzące na niego widmo jak i krasnala. “W korytarzu ciasno im będzie tego uniknąć.” pomyślał i nie czekając na kontrę przeciwników skoczył w drzwi zatrzaskując je za sobą.
- Panie Mieczu, niech pan coś powie! Nie milknij teraz! – zwrócił się do swej dziwnie cichej broni chłopak, lecz ta nie odpowiedziała. Czar rozproszenia magii uciszył ostrze na jakiś czas.
-Marnujesz czas na głupie popisy... nie znając przeciwnika, atakujesz na ślepo. Allipy są bezcielesne. Wystarczy że wniknie w ścianę i twój...”- Sidious nie zdołał dokończyć, bowiem ów stwór wynurzył się z podłogi tuż przed Vincentem. A co z krasnoludem? Trudno powiedzieć... I czy warto było czekać mając na głowie owego potworka nekromanty? Zwłaszcza, że na po posiadłości nadal kręciły się tropiące go, nietoperzołaki.
“-On jest nieumarłym zrób coś z nim!-” rzekł w myślach do arcymaga Vinc, i dobywając swego gadającego oręża, ruszył przed siebie odganiając się od upiora, wszak ponoć magiczny oręż powinien coś tu zdziałać! Celem młodego zaś były drzwi którymi wcześniej tu przybył.
-Mówiłem... słabi nieumarli.-” burknął mózg i słoik wyrwał się z spod pachy lewitując tuż obok smokowatego. Miecz magiczny, obecnie uciszony “rozproszeniem magii”, przeciął “ciało” stwora nie czyniąc mu większej krzywdy. Szmaciarz próbował go dosięgnąć łapa, ale Vincent uskoczył. Zaś lewitujący mózg w słoiku marudził.-”Jeśli jego łapy się dosiągną, wyssie ci rozum dotykiem. Jeśli nie chcesz skończyć jak bełkoczący szaleniec, zacznij myśleć.... to jest bezcielesny potwór. Najłatwiej go niszczyć atakami energii, ale...”- tu Sidious niemal mentalnie ryknął.-”Krasnal go posłał nie po to, by on cię zabił, tylko po to, by cię zająć zanim cię osobiście dopadnie! Im dłużej dajesz się wciągać w bezsensowne potyczki, tym mniejsze masz szansę wyjść z tego cało!
Vincowi aż zadźwięczało w uszach od mentalnego ryku, mózgownicy, no ale cóż organ miał trochę racji, zwłaszcza że miecz jakoś nie skutkował. Zaklinacz pochylił głowę i po prostu puścił się biegiem w stronę drzwi.
A lewitujący słoik pofrunął tuż za nim. Ścigani przez stwora którego były arcymag nazwał allipem, wpadli na zaskoczonego nietoperzołaka. I tu wreszcie pan mózg wykazał się skutecznością. Goblin zawył chwytając się za głowę, a z jego nosa pociekła krew.
-Nie zatrzymuj się. Uciekamy dalej.”-komenderował pan mózg.
Vinc zaś słuchał, bowiem popierał ten pomysł. Chwycił pewniej swój oręż, by nie wyleciał mu ze szponów po czym biegiem ruszył dalej przed siebie, nawet się nie oglądał.
Kolejny skręt i Vinc znalazł się w niedużym pokoju, z małymi zamkniętymi okienkami, oraz kilkoma starymi szafami i komodami, oraz kufami.
-Ślepy zaułek. Niedobrze. Z drugiej strony jest okazja przechytrzyć allipa.”-powiedział mentalnie pan mózg, a miecz zaczął się budzić z przymusowej “drzemki”.
- Co masz na myśli mówiąc przechytrzyć? - zapytał Vinc mózga - No i jeszcze lepiej mi powiedz gdzie biec teraz, lepiej znasz to miejsce. - Vinc korzystając z chwili przerwy w biegu łapał oddech, podpierając się o szafkę.
-Trochę się tu zmieniło.-”odparł Sidious lądując swym słoikiem na kufrze.-”Stwór który cię goni powstał z duszy szaleńca, tak więc... nie jest za bystry. Ale za to wytrwały.
- Rozpoznaje iluzję? - zapytał Vinc między jednym oddechem a drugim.
-Raczej nie.”-odparł pan mózg.
Vinc złapał oddech i wyprostował się tworząc szybko dwie iluzję, a siebie na powrót okrywając niewidzialnością. Tak też pod osłoną tego przydatnego zaklęcia ruszył szukać innej drogi. Jedną iluzję zostawił zaś w małej salce, by krzątała się tam udając iż czegoś szuka, drugą natomiast wysłał w inny korytarz by jeszcze bardziej zmylić pogoń.

Udać się udało, bowiem Alip zgubił trop, kolejną dobrą nowiną był głos z okolic paska chłopaka.
- Co się dzieje, co jest? Trochę mi się przysnęło nie powiem... – mruknęła broń ziewając głośno. – Niech ja tylko dorwę tego niskiego krwiopijcę, nie chcecie wiedzieć co mu wtedy zrobię! – odgrażał się miecz, a Vinc wyraźnie rozpromienił się powrotem swego towarzysza do dobrej kondycji.
Aktualnie chłopak miał kilka priorytetów. Pierwszym i najważniejszym było nie dać się zabić. Tak to było ważne. Po drugie chciał jak najszybciej odszukać resztę i zgubić krótkonogi acz brodaty pościg. Jednak w tym względzie mógł liczyć tylko na szczęście i rady Pana Mózga, co do tego w którą stronę biec. Ponadto Vinc postanowił skontaktować się mentalnie z Psikusem by jakoś ustalić jego pozycję, no i osób które z nim były. Dzięki temu miał nadzieje odnaleźć swoich przyjaciół szybciej. Oby tylko Psikusa nie pochwycił jakiś krwiopijca bo na wywiad z wampirem chłopak nie miał najmniejszej ochoty...
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 07-04-2011, 22:21   #140
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Sytuacja po walce nie była dobra, oj nie. Romualdo, cudowny, fantastyczny Romualdo zamiast podziwiać odwagę Cypia i rzewnymi łzami wzruszenia i współczucia zraszać jego odniesione w boju rany chciał tegoż bohaterskiego Cypia wyprosić z pokoju!!

- NIE! - Cypio wykazał się bohaterstwem nie mniejszym niż w obliczu szarżującej wampirzycy. - A co będzie jak ta zapuscona lady wróci cię napastować? Kto będzie bronił twej cci... no i wiersy, hę? Pan bohater moze pilnować zza dzwi, sio sio! - odprawił Nyhma wielkopańskim gestem - a my z Alfredem będziemy pilnowac od środka i od komina. Prawda Alfredzie? - zwrócił się w stronę kominka.
- Jassssne - zahuczało wśród sadzy. DeMon ani myślał wyłazić z bezpiecznej kryjówki, choć równocześnie z zamku wydostać się chciał bardzo.
- Nie sądzę by trzeba było opuszczać pokój, a nuż zjawi się jakaś śliczniutka wampirzyca, którą trzeba będzie nakierować na właściwą drogę w stosunkach damsko męskich. A przy okzji, wie ktoś może jakież to stosunki łączą Kenninga i tą bardkę?- spytał po długiej tyradzie półelfi czarnoksiężnik.
-Zażyłe, jak sądzę.- mruknął poeta. I rzekł głośno: Doprawdy, nie potrzebuję świadków przy ubieraniu. Zrobię to szybciej bez widowni.
I naciągnął kołdrę wyżej.

- Słysał bohatyr? Posedł won! Komin juz zajęty, to jedyne wampizyce przez drzwi mogą wleźć. Więc pilnuj od zewnętznej, tam jest duzo kierunków na które je mozes nakierować - rozkazująco rzekł kender, po czym z czułoscią zwrócił się do półelfa - Nie martw się, Romualdo, twój mały psyjaciel jest po twojej stronie. Ochronię cię psed wsystkimi. A nawet się odwrócę - zdobył się na heroiczną deklarację.
-Jest jeszcze balkon. A wampiry ponoć nie potrafią wchodzić nieproszone.-stwierdził fachowo Nyhm. A Romualdo dodał: Może mu potowarzyszysz w tym pinowaniu balkonu?
- Przecież to jest ich zamek, to co się mają prosić
- trzeźwo zauważył Cypio. - Ona się nie prosiła. Poza tym, starczy zamknąć okno. No posedł wooon! - zatuptał nogami w miejscu. Czas upływał, mieli uciekać, a ten tu sterczy jak głupi. - Mas cały zamek wampirów, idź se posukaj swojego! Goblinki najlepiej - dodał pod nosem.

- Uważaj pokurczu, bo cię wezmę za fraki i wywlokę.-odparł wojowniczo Nyhm, a poeta dodał:
- Wyjdźcie obaj. Głowa mnie boli od tych wrzasków.
- Ale jakby cie ktoś zjadał to ksyc - pociągnął nosem Cypio, wziął w dłoń świecznik i wymachując nim wojowniczo ruszył w stronę wyjścia - zaraz za upartym Nyhmem. “Na pewno ma ochotę na Romualdo, nieobycajniec jeden”, furczał w myślach kender.
Nyhm wyszedł na zewnątrz i mruknął.- Nuuudy w tym zamku. Nie dla mnie taka robota.
- To cóześ się tak zaparł jak ten osioł bezrogi w romciowej komnacie
- wściekł się Cypio - Nudzis się, to idź konie łapać!
-Ano liczyłem na akcję. Na kolejną dziewoję w skąpych ciuszkach. Ponować wampirzyce lubią zwiewne i...-odparł Nyhm, a z komnaty Romualdo dobiegł głośny pisk.
- Wiedziałem, ze tsa było zostać! DeMonie, do broni! - ryknął Cypio i ze świecznikiem w ręku wparował do komnaty wstydliwego poety. Romualdo w koszuli, bardziej koszulę nocną niż koszulę męską przypominała siedział na stole wrzeszcząc Wróóóóciłaaa!!! Jeśli wróciła, to... pod postacią dorodnego szczurka.




-I o co te nerwy? - wzruszył ramionami Nyhm zerkając na gryzonia który upodobał sobie jeden z butów poety
- Bezcelna bestyjo, a sio! - zamachnął się Cypio na gryzonia. - Taki niecuły jesteś, a w cym Romuś uciekać będzie jak mu toto buty zezre? Bohatersko na bosaka?!-Załaduje się go na psa, jak ostatnio. Zresztą pewnie ma zapasowe buciory.- wtrącił Nyhm uderzając swym strumieniem energii tuż przy szczurze.
A poeta wrzasnął: Toż nie wiesz, że wampiry zmieniają postać? To może być.. ta kobieta w przebraniu.

-Żadna kobieta nie zmieni się w szczura, a nawet gdyby, to i tak nie będzie gryzła butów. -odparł czarnoksiężnik odprowadzając wzrokiem uciekającego szczurka.
- Widzis, tsa było pozwolić MNIE zostać - mruknął obrażony Cypio. - Ubieraj się lepiej, bo następny scur moze być wampirem ale męskim- dodał podstępnie, wpatrując się bezczelnie w roznegliżowanego półelfa.
-Tak, tak... ubieraj się szybciej, poeto. A ty wypatruj szczurzych wampirów, a nie gap się na Romualdo. Bo cię jakiś wampirek w zadek ukąsi.- odparł Nyhm wychodząc z pokoju.
- Zebym ja cię psypadkiem w cosik nie ukąsił - syknął Cypio, wbijając morderczy wzrok w plecy tak zwanego bohatera. Oooch, zemsta będzie słodka... A Roumaldo odwracając się... zadkiem (gwoli ścisłości bardzo seksownym tyłeczkiem) do niziołka, zaczął się pospiesznie ubierać.Ręce mu drżały. Widocznie ta noc, mocno zszargała mu nerwy.

- Bidulek... - zachwycił się cichutko Cypio, pakując porozrzucane rzeczy w oczekiwaniu aż poeta się odzieje. - Alfredzie, idź po Alfonso i resztę naszych rzeczy, dobrze? Byłeś bardzo, bardzo dzielny! - rzekł scenicznym szeptem w stronę komina. - Jesteśmy wspaniałymi bohaterami, ach!

Niestety bohaterski deMon tylko czekał by zwiać do bezpiecznego miejsca jakim był plecak kendera i nie wychodzić z niego przez następne dwa dni... a w każdym razie póki będą przebywać w zamku pełnym wampirów i w lesie pełnym wilkołaków. Jednakże musiał się słuchać właściciela, któremu był potrzebny na zewnątrz... musiał w teorii.- Alfredzie... - rzecz jasna ostrzegawcze pomruki nic nie dały. Cypio chwycił pogrzebacz i zaczął grzebać w kominie tak długo, aż zahaczył zakrzywiony koniec o ubra... cia... no, fragment deMona.
- Nieee chceeee!!! - zawył potępieńczo cień, a echo spektakularnie poniosło się kominem i całą zamkową wentylacją.
- Wyyyłaaaaź! Bohaterowie chhhhcą! - zapierał się Cypio, wbijając pięty w podłogę.
- W du-pę z bo-ha-te-ro-wa-niem - stękał Alfred, próbując złapać się występów w murze.
- W dupę to damy Nymhowi! - warknął kender.
- Serio? - zainteresował się cień, puszczając gwałtownie trzymany właśnie występ. Cypio runął do tyłu i obaj potoczyli się po podłodze.
- Jasne. Pozwolę ci na... na wsystko! - błysnął hojnością mały mężczyzna. - Ale das mi popatseć!
- Stoi. Ale teraz spieprzamy - zadowolony cień zerwał się na równe nogi i zniknął za drzwiami by dla wprawy przegonić Puchatka w dół schodów.

Cudownie nieświadomy toczącej się na boku dyskusji Romualdo wreszcie się ubrał i rzekł nieco teatralnym tonem: Jestem gotów.I w końcu cała ekipa mogła się udać do Gacciowego pokoju, po czym wiać.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 08-04-2011 o 08:02.
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172