Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2011, 22:32   #139
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Vincent przeszukiwał laboratorium natrafiając na coraz to nowe skarby. Nie licząc dość ciekawych ruchomych rączek ( - Nie, nie możesz sobie jednej przygarnąć! Masz już mózg w słoiku, ręka nam nie potrzebna! ), notatek zapisanych dziwnymi runami krasnoludów (- Zostaw te szlaczki, mogli by się nauczyć pisać normalnie, a nie kartki rysuneczkami brudzą, brodate pijaczyny.), oraz trzech kartek z nagimi krasnoludzicami (-Vinc, odłóż to ale już! I nawet nie próbuj zapamiętywać takich widoków, gdyby to było ludzkie kobiety, albo chociaż elfy to rozumiem, ale krasnoludzice?! I nie dopytuj się czemu masz nie pamiętać! Zapomnij i koniec dyskusji!) to reszta przedmiotów wydawała się przydatna. Spis części zamiennych chłopak umieścił w plecaku, kto wie do czego może się to przydać? Następnie w jego szpony wpadł wisiorek na srebrnym łańcuszku. Po krótkim wytłumaczeniu Pana Mózga, czymże przedmiot jest Vinc jęknął głośno z zachwytu.
- Prawdziwe serce smoka łaaaaaaaaaaaaaaaaaaaał. I to czerwonego! Wujcio to by mi dał za taki nagrodę, nie cierpi czerwonych gadów. – Vinc poczuł że mózg mimo że oczu nie posiadał spojrzał na niego pytająco. – Mój wujek jest miedzianym smokiem. – wyjaśnił, mózgownicy która odpowiedziała wymownym milczeniem.- No co!?
Magiczne fiolki znalezione w szafeczce zostały umieszczone w magicznym plecaku, w tej samej kieszonce, w której to chłopak trzymał swe lecznicze buteleczki. „Noc w płynie” bardzo ciekawiła Vinca i w wolnej chwili miał zamiar ja przebadać, by móc produkować ją w domowych warunkach, sprowadzenie nocy może okazać się przydatne.
Zwoje zostały upchnięte w plecaku, oczywiście po szybki przejrzeniu ich. Vinc słyszał o owych czarach od jednego ze swych dalszych kuzynów którzy to parali się nekromancją, jednak nigdy nie używał ich, tak więc znalezisko wydawało się ciekawe. Ostatnimi skarbami były dwie różdżki, które to chłopak zatknął sobie za pasek, ażeby mieć je pod ręką na wszelki wypadek.

Pozbierawszy wszystkie przydatne skarby Vinc zaczął zbierać się do opuszczenia dziwacznego laboratorium. Serce czerwonego smoka zawiesił sobie na szyi, a żeby w razie potrzeby mieć ten przydatny przedmiot pod ręką. Chłopak chwycił Pana Mózga pod pachę, oraz upewnił się, że nie zostawił niczego w sali, i skierował kroki w stronę schodów. Wtedy to też usłyszał jakiś dźwięk na ich szczycie. Czyżby zbliżał się krasnoludzki wampir!? Serce (to prawdziwe rzecz jasna) zabiło mocniej w piersi Vincenta. Jednak chłopak zacisnął swe szpony, bowiem w czasie przeszukiwania laboratorium wymyślił co w takiej sytuacji zrobi. Plan może nie należał do najbardziej wyszukanych, czy też bezpiecznych ale na bardziej skomplikowane pomysły chłopakowi brakowało czasu jak i środków. Zaklinacz schował gadający mózg do plecaka by mieć wolne obie ręce i doskoczył do stołu najbliżej drzwi. Złapał za krawędź mebla i z cichym jęknięciem wywalił mebel na ziemię, jak prowizoryczną barykadę. Wiedział, że zdradził tym swoją obecność ale to bez znaczenia, krasnal i tak dowiedziałby się że tu był. Drugi stół po chwili dołączył do pierwszego na ziemi, wraz z dźwiękiem tłuczonego szkła.
- Co ty robisz młody!? - zdziwił się głośno miecz. Vinc jednak uciszył go ruchem ręki.
- Spokojnie mam plan, tym razem nie dam się tak łatwo złapać.
Miecz mimo że pełen wątpliwości zamilkł, a Vinc jeszcze pospiesznie skontaktował się z Psikusem informując go o tym, że prawdopodobnie krasnal zmierza na spotkanie z chłopakiem. Nie było jednak czasu na dłuższe pogawędki, a Vinc realizował swój plan dalej. Doskoczył do ściany po prawej stronie drzwi (za tak zwany winkiel) i okrył się niewidzialnością. Następnię wyszeptał kilka słów, a za przewróconymi stołami pojawiła się iluzja uzbrojonego w kuszę Pana Keninga. Klęczał on celując prosto w drzwi wejściowe, kilka kolejnych słów i pojawiła się również iluzja Pani Krisney, która krzątała się za Keningiem. Vinc złożył dłonie, i zaczął szeptać do nich cichutko, dźwięk jednak słyszalny był o wiele głośniej, oraz w innym miejscu, ale przede wszystkim nie głosem Vinca! Zdawać by się mogło, że to Krisney marudzi coś pod nosem, a Kening ją pogania.
Plan był prosty, zwrócić uwagę krasnala iluzjami a gdy tylko ruszy na dwójkę niematerialnych poszukiwaczy przygód wyminąć go w drzwiach i uciekać ile sił nogach. Chłopak wiedział że zdobędzie maksymalnie kilkadziesiąt sekund przewagi nad krasnalem, ale to i tak dużo, wszak brodacze nigdy nie umieli szybko biegać. A po za tym chłopak miał jeszcze kilka forteli w zanadrzu.
Krasnolud ruszył w dół wściekły i niespecjalnie przejmujący się własną egzystencją. A może wiedział, że nic mu nie mogą zrobić? Tak czy siak, krasnoludzki wampir szarżował na iluzję, dając Vincentowi przemknąć się bezpiecznie. A przynajmniej tak się smokowatemu zdawało.
Bowiem nagle z ciała krasnoluda uwolniła się fala fioletowej energii, przenikając przez iluzje i rozpraszając je. Co prawda bardziej im zaszkodziło to, że wampir zorientował się, że są to oszustwa, niż sam fakt fali uderzeniowej. Niemniej fala ta szła we wszystkich kierunkach od wampira i dosięgła też Vinca... na szczęście nie niszcząc jego iluzji. Niemniej fala uderzenioma przeniknęła przez ciało smokowatego wywołując silny i nieprzyjemny chłodek.
A sam krasnolud cofnął się do wejścia do schodów i wypowiedział kolejne słowa przywołując swą magią dziwną i pokraczną istotę przypominającą poszarpany czarny całun ukształtowany w unoszącą się sylwetkę ducha.


Na oglądanie reszty nie miał Vincent czasu, krasnoludowi długo nie zajmie odkrycie faktu, że autor iluzji już się mu wymknął.
Vinc mimo niezwykłego chłodu jaki przeszył jego ciało pędził w górę schodów jak oszalały, uaktywnił swoje buty, które w magiczny sposób przyspieszył jego ruchy. Jednocześnie odwrócił się i pokrył schody za sobą tłuszczem, by pościg nie był taki łatwy. Teraz chłopak miał jeden cel, dopaść wyjścia i uciec z tej części posiadłości Dericków.
Bełkot stworzenia zwrócił wagę starca, na smar zalegający za nim.
-Nie uciekniesz głupcze!- wrzasnął krasnolud wypowiadając kolejne zaklęcie. I rozpraszając czary w korytarzu. Wszelkie czary Vinca. I tłuszcz, i niewidzialność i przyspieszenie butów.
Przyzwany stwór ruszył na młodzieńca bełkocząc szaleńczo. Ale do drzwi już było tylko pół metra.
-Twoja głowa dołączy do mojej kolekcji szczeniaku!- wrzeszczał śmiejąc się krasnolud.
Vinc doskoczył do drzwi i chwycił za klamkę otwierając przejście. Jednocześnie odwrócił się w stronę krasnoluda mrucząc pod nosem zaklęcie. - Nie byłbym tego taki pewny!- krzyknął w stronę brodacza jedyną ripostę jaką na szybko był w stanie wymyślić. Ręce młodzieńca oplótł ogień, który uformował w jego dłoniach kulę. Vinc wziął zamach i rzucił ognistą kulą w pędzące na niego widmo jak i krasnala. “W korytarzu ciasno im będzie tego uniknąć.” pomyślał i nie czekając na kontrę przeciwników skoczył w drzwi zatrzaskując je za sobą.
- Panie Mieczu, niech pan coś powie! Nie milknij teraz! – zwrócił się do swej dziwnie cichej broni chłopak, lecz ta nie odpowiedziała. Czar rozproszenia magii uciszył ostrze na jakiś czas.
-Marnujesz czas na głupie popisy... nie znając przeciwnika, atakujesz na ślepo. Allipy są bezcielesne. Wystarczy że wniknie w ścianę i twój...”- Sidious nie zdołał dokończyć, bowiem ów stwór wynurzył się z podłogi tuż przed Vincentem. A co z krasnoludem? Trudno powiedzieć... I czy warto było czekać mając na głowie owego potworka nekromanty? Zwłaszcza, że na po posiadłości nadal kręciły się tropiące go, nietoperzołaki.
“-On jest nieumarłym zrób coś z nim!-” rzekł w myślach do arcymaga Vinc, i dobywając swego gadającego oręża, ruszył przed siebie odganiając się od upiora, wszak ponoć magiczny oręż powinien coś tu zdziałać! Celem młodego zaś były drzwi którymi wcześniej tu przybył.
-Mówiłem... słabi nieumarli.-” burknął mózg i słoik wyrwał się z spod pachy lewitując tuż obok smokowatego. Miecz magiczny, obecnie uciszony “rozproszeniem magii”, przeciął “ciało” stwora nie czyniąc mu większej krzywdy. Szmaciarz próbował go dosięgnąć łapa, ale Vincent uskoczył. Zaś lewitujący mózg w słoiku marudził.-”Jeśli jego łapy się dosiągną, wyssie ci rozum dotykiem. Jeśli nie chcesz skończyć jak bełkoczący szaleniec, zacznij myśleć.... to jest bezcielesny potwór. Najłatwiej go niszczyć atakami energii, ale...”- tu Sidious niemal mentalnie ryknął.-”Krasnal go posłał nie po to, by on cię zabił, tylko po to, by cię zająć zanim cię osobiście dopadnie! Im dłużej dajesz się wciągać w bezsensowne potyczki, tym mniejsze masz szansę wyjść z tego cało!
Vincowi aż zadźwięczało w uszach od mentalnego ryku, mózgownicy, no ale cóż organ miał trochę racji, zwłaszcza że miecz jakoś nie skutkował. Zaklinacz pochylił głowę i po prostu puścił się biegiem w stronę drzwi.
A lewitujący słoik pofrunął tuż za nim. Ścigani przez stwora którego były arcymag nazwał allipem, wpadli na zaskoczonego nietoperzołaka. I tu wreszcie pan mózg wykazał się skutecznością. Goblin zawył chwytając się za głowę, a z jego nosa pociekła krew.
-Nie zatrzymuj się. Uciekamy dalej.”-komenderował pan mózg.
Vinc zaś słuchał, bowiem popierał ten pomysł. Chwycił pewniej swój oręż, by nie wyleciał mu ze szponów po czym biegiem ruszył dalej przed siebie, nawet się nie oglądał.
Kolejny skręt i Vinc znalazł się w niedużym pokoju, z małymi zamkniętymi okienkami, oraz kilkoma starymi szafami i komodami, oraz kufami.
-Ślepy zaułek. Niedobrze. Z drugiej strony jest okazja przechytrzyć allipa.”-powiedział mentalnie pan mózg, a miecz zaczął się budzić z przymusowej “drzemki”.
- Co masz na myśli mówiąc przechytrzyć? - zapytał Vinc mózga - No i jeszcze lepiej mi powiedz gdzie biec teraz, lepiej znasz to miejsce. - Vinc korzystając z chwili przerwy w biegu łapał oddech, podpierając się o szafkę.
-Trochę się tu zmieniło.-”odparł Sidious lądując swym słoikiem na kufrze.-”Stwór który cię goni powstał z duszy szaleńca, tak więc... nie jest za bystry. Ale za to wytrwały.
- Rozpoznaje iluzję? - zapytał Vinc między jednym oddechem a drugim.
-Raczej nie.”-odparł pan mózg.
Vinc złapał oddech i wyprostował się tworząc szybko dwie iluzję, a siebie na powrót okrywając niewidzialnością. Tak też pod osłoną tego przydatnego zaklęcia ruszył szukać innej drogi. Jedną iluzję zostawił zaś w małej salce, by krzątała się tam udając iż czegoś szuka, drugą natomiast wysłał w inny korytarz by jeszcze bardziej zmylić pogoń.

Udać się udało, bowiem Alip zgubił trop, kolejną dobrą nowiną był głos z okolic paska chłopaka.
- Co się dzieje, co jest? Trochę mi się przysnęło nie powiem... – mruknęła broń ziewając głośno. – Niech ja tylko dorwę tego niskiego krwiopijcę, nie chcecie wiedzieć co mu wtedy zrobię! – odgrażał się miecz, a Vinc wyraźnie rozpromienił się powrotem swego towarzysza do dobrej kondycji.
Aktualnie chłopak miał kilka priorytetów. Pierwszym i najważniejszym było nie dać się zabić. Tak to było ważne. Po drugie chciał jak najszybciej odszukać resztę i zgubić krótkonogi acz brodaty pościg. Jednak w tym względzie mógł liczyć tylko na szczęście i rady Pana Mózga, co do tego w którą stronę biec. Ponadto Vinc postanowił skontaktować się mentalnie z Psikusem by jakoś ustalić jego pozycję, no i osób które z nim były. Dzięki temu miał nadzieje odnaleźć swoich przyjaciół szybciej. Oby tylko Psikusa nie pochwycił jakiś krwiopijca bo na wywiad z wampirem chłopak nie miał najmniejszej ochoty...
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline