Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2011, 10:48   #83
Witch Elf
 
Witch Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znany
VI

Kaus ocenił wprawnie, że w przeciągu najbliższych dni iglica powinna zacząć działać. Przy sprzyjających warunkach, to jest po ustaniu burzy, były spore szanse na kontakt z orbitą. Idąc dalej i ufając kolejnej dozie szczęścia może sygnał zostanie przechwycony przez Vittorię ( o ile jeszcze tam jest) lub inną jednostkę imperialną. Tak… pozostawało być optymistą.

I’wai postanowił spróbować szczęścia. Następnego dnia koło południa większość mężczyzn opuściła wioskę. Zabawa zabawą ale jeść trzeba. Młodzik nie ruszył jednak wraz z nimi. Powrócił zaraz po wyjściu i rozdzieleniu się w dżungli. Przekradł się między budynkami dając kapłanowi sygnały. Po kilkukrotnych próbach gwizdania i udawania niemal każdego znanego mu ptaka, Golem w końcu zwrócił się w jego stronę. Gdy znaleźli się poza wzrokiem krzątających się kobiet, I’wai uczynił gest, którego go nauczono. Rozczulające, bo robił to z ogromnym zaangażowaniem. Zaraz po tym wskazał Deonairowi kierunek. Ruszyli oddalając się od bazy. Trzygodzinny spacer nie był tym co tygryski takie jak tech-kapłan lubią najbardziej, niemniej zaraz po przestąpieniu kurtyny wodospadu zastygł w bezruchu.
W ogromnej skalistej grocie spoczywał jastrząb. Oględziny wskazały na niewielkie uszkodzenia, co stanowić miało raczej o próbie ukrycia pojazdu niż „awaryjnym lądowaniu”. Ktoś poharatał go jednak celowo. Zabawa ze skrzydłem i drobna rzecz do wyjaśnienia z silnikiem, trochę spawania i klejenia kabli. Kontrolka w porządku na pierwszy rzut oka. Z miejsca nie ruszy, ale zdecydowanie szczęśliwie rokuje.

***




Ambulatorium.

Lindeo odnalazł to czego szukał. Pośpiesznie opatrywane rany. Personel medyczny i badawczy. Wiele głosów, chaos. Krzyki bólu, czerwień krwi barwiąca białe kitle. Strzały na zewnątrz. Czuł atmosferę strachu, złości. Hałas poza drzwiami ambulatorium wzmagał się. Ktoś tu zmierzał. Stukot ciężkich wojskowych butów, huk wyważonych drzwi. Maski, zbroje, kombinezony, wycelowana broń. Naramiennik gwardzisty. Symbol inkwizycji.
Bunt. Członkowie ekspedycji wystąpili przeciw Aureliusowi i właśnie był świadkiem prób zaprowadzenia porządku. Nie wszyscy unieśli dłonie. Strzał. Cisza. Wynoszone ciało. Wiele ciał. Jeden budynek. Dym spalarni. Otworzył oczy, gdy poczuł obrzydliwy smród ciał. Palonych włosów i paznokci. Wrażenie zniknęło …

W pomieszczeniu zachowało się nieco leków. Antybiotyki, środki przeciwgrzybiczne, szczepionki, uśmierzacze bólu. Opatrunki.


***

Zuriel odnalazł kobietę rankiem. Podążała nad rzekę z koszem pełnym brudnych materiałów przeznaczonych do prania. Gdy ruszył w ślad za nią usłyszał stanowcze słowa. Zrozumiał, że nie jest nim zainteresowana, bo ma już swojego wojownika i pokazała ostentacyjnie zegarek.
Tak… od kilku dni. Nie była zbyt uprzejma starając się go pozbyć jak najszybciej.


Laboratoria.

Ciąg niegdyś sterylnych pomieszczeń. Stoły, narzędzia chirurgiczne. W niektóre miejsca wdarł się już mech. Ponure sypialnie dla nieznanych istot. Na końcu hodowla roślinności. Wiatraki i urządzenia imitujące idealne warunki. Sadzonki i krzewy owocowe. Dalej chłodnia. Próbówki, słoje w niedziałających lodówkach. Skrupulatnie podpisane. Dobrze zachowało się tylko to co balsamowano tradycyjnie w formalinie. Duże owady rozciągnięte w szufladkach.

Pomieszczenia sanitarne.

Pompy nie działały. Prysznic był tylko odległym wspomnieniem cywilizacji.

Magazyn.

Niewiele metalowych skrzyń opatrzonych białą Aquillą. Wszystkie zamknięte, choć do magazynu zdecydowanie się włamano i raczej nie byli to tubylcy. Żywność w puszkach. Drobny sprzęt, zapasowe narzędzia, kapoki i coś dużo bardziej interesującego od skrzynki z bronią i amunicją. Na końcu pomieszczenia szczelnie okryta plandeką stała amfibia. Nawet z zapasowym zbiornikiem paliwa.

Pomieszczenia personelu.

Były w 90% zaadoptowane przez tubylców. W podłużnej stołówce niemal jak w chacie mieszkały rodziny dzikusów. W reszcie trzymano zgromadzone jedzenie. W jednej z większych kwater zrobiono wędzarnie. Wisiały tu oprawione zwierzaki śmierdzące dymem, niedaleko na aluminiowych półkach, na których niegdyś trzymano rzeczy osobiste, leżały ręcznie formowane „sery” i jakieś placki.

Archiwum.

Sprawny komputer z setkami katalogów. Jak widać sporo tu zbadano. Wymyślne nazwy dla roślin i zwierząt. Naukowe i techniczne terminy, przekroje, szkielety, rzuty trójwymiarowe, zdjęcia. Morze informacji o wszystkim co udało się napotkać w trakcie badań.


Budynek Aureliusa.

Kwatery dla wojskowych. Dalej jego prywatne izby. Małe laboratorium zabezpieczone kodem. Tu też się włamano. Używał narzędzi. Większość nie była oczyszczona. Niewielki salonik z zupełnie opróżnionym barkiem. Na półkach mniejsze plamy kurzu po skradzionych rzeczach. Sypialnia, nic ciekawego poza komputerem. Udało się go uruchomić. Zuriel przeszukiwał katalogi. Same raporty o badaniach. Lindeo stał tuż za nim śledząc uważnie nazwy. Coś się tu nie zgadzało. Zatrzymał dłoń Inkwizytora. Otworzyli katalog podpisany szyfrem innym niż wszystkie. Anagram kodu genotypu eledrskiego. Dla laika nie do rozpoznania wśród większości oznaczeń. Znaleźli rejestr sekcji. Szczegółowy, opatrzony zdjęciami, wnioskami. Krótkie nagranie badania mózgu. Eldarski wojownik jak jeden z owadów zupełnie otwarty z powłoki skóry. Makabryczne części puzzli – organów wyjmowane skrupulatnie, opisywane, krojone. Podobnych katalogów było więcej. Znalazł się wśród nich orczy i tyranidzki. Wszystkie badania przeprowadzone w osobistym laboratorium.

Simon ruszył rankiem do bazy. W oddali zobaczył jednak kobietę w towarzystwie dwóch miejscowych wojowników. Wyglądali na „gwardię honorową”. Odziani bardziej dostatnio. Ona wystrojona w biżuterię z kłów, kolorowych blaszek i piór. Gdy się zbliżył ostrożnie zauważył strach na twarzy dziewczyny. Prowadzili ją w miejsce, w którym wcale nie chciała się znaleźć. Prowadzili ją w stronę gór.

***

Tego samego ranka. Transportowiec Inkwizycji. Ambulatorium.

W pomieszczeniu nad stołem ze zwłokami zabójcy stało kilka postaci. Obszukano go dokładnie w obecności Nocariona. Inkwizytor sczytywał właśnie informacje zapisane na komunikatorze. Również tę oznaczoną czerwonym kodem Ordo Hereticus. Zacisnął pięści spoglądając w błyszczące litery na monitorze.

Rozkaz OHOctavia’03 : Wydano zgodę na eliminacje członków ekspedycji Corodia’ w razie niepowodzenia lub sytuacji przewidzianej #4 ust. 3.

Czyżby tak jak i on szukała artefaktu ze Świątyni Wiatru? Miał coraz więcej dowodów, a niechciana ekspedycja z Vittori musiała zostać wyeliminowana.

***

Wczesnym wieczorem Porucznik powrócił do bazy. Kobietę pozostawiono w jednej z jaskiń z zapasem wody i jedzenia. Nie mógł czekać. Pomimo zainteresowania jakie wzbudziły w nim symbole umieszczone przed wejściem, nie mógł pokusić się o ich badanie. Z grubsza zapamiętał coś wyglądającego na słońce z dłuższym jednym promieniem. Jednak na miejscu pozostawało jeszcze wiele do zrobienia. Jego drużyna w końcu zbliżała się do rozwiązania zagadki wysłania na planetę. Gdy wrócił dostrzegł towarzyszy wychodzących z różnych pomieszczeń stacji. Każdy zapewne miał jakieś informacje. Może nadszedł już czas by się nimi wymienić?

Wtedy nastało piekło. Ogromny huk wstrząsnął okolicą wysadzając w powietrze kilka lepianek. Rozerwane szczątki mieszkańców. Płacz dzieci, krzyki kobiet. Odgłosy strzałów. Tubylcy desperacko chwytali za oszczepy, jakie jednak mieli szanse z promieniami laserów? Każdy szukał osłony za budynkami. Napastnicy byli z Gwiazd. Wkraczali właśnie na teren bazy mordując po drodze z bezwzględną stanowczością.





Za pierwszą linią podążały cztery miotacze paląc strzechy chałup i samych tubylców. Wódz z ogromną sprawnością podrywał wojowników plemienia do walki. Nie mieli jednak szans. Mogli jedynie dać im nieco czasu. Dwunastu żołnierzy z karabinami/pistoletami laserowymi. W drugiej linii czterech uzbrojonych po zęby szturmowców z osobistej gwardii Inkwizytora, który postanowił się po nich pofatygować. Albriecht rozpoznał idącą po prawicy postać. Miria..
W odgłosy śmierci i świstów lasera wdarł się monotonny odgłos zaśpiewu. Wszyscy słyszeli go wyraźnie i też wszyscy go znali. Psalm ku czci Boga – Imperatora.



Dobywał się z głośników umieszczonych na barkach dwóch potworów. Nagle ucichł a osłony opadły. Arco-biczownicy zostali spuszczeni ze smyczy…
 

Ostatnio edytowane przez Witch Elf : 13-04-2011 o 10:33.
Witch Elf jest offline