Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-04-2011, 13:21   #81
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Droga była długa i wyjątkowo trudna dla niemalże kaleki, osoby o upośledzonej fizyczności. Tak czy inaczej wiele miesięcy minęło, odkąd ostatnio psionik podejmował się wysiłku pokonania takiej przestrzeni i był wyraźnie świadom, że przynajmniej nieco spowalnia resztę, mimo, że poruszał się i szybciej niż zwykle, nawet w bagnie. Choć nie dawał reszcie rozpoznać swojego skrajnego zmęczenia - faktu, że szedł naprzód dzięki sile woli, nie mięśni - wszyscy z łatwością mogli się tego domyślać po wysokiej, acz kruchej postaci skrytego w szatach Inkwizytora. Najbardziej przejmujące było, że dla reszty, poza rannym w wypadku porucznikiem, nie był to nawet wysiłek, lecz przy braku wstydu dla tego rodzaju słabości zmartwienia Lindeo wynikające z własnej opieszałości i słabości były zwyczajnie praktycznej natury.

Tuż poza zasięgiem wzroku znajdowało się zaś... niewidzialne - Mordolph zawsze miał pamiętać gorycz przeszłości, miejsce, czas i okoliczności, przez które został akolitą Aramana. Wtedy poznał najdokładniej aspekt jednego z Mrocznych Bogów, stamtąd wyszedł ledwie żywy duszą, przynosząc swojemu mistrzowi wiedzę o enigmatycznych Eldarach, tam dorobił się swojej maski. Także tam po dwakroć zawiódł najbardziej w życiu, nie realizując swojego zadania, celu i dopuszczając do najtragiczniejszego obrotu spraw. Pokutować miał do dziś.

Wyczuwał delikatne skażenie, niczym smród wyczuwalny nie nozdrzami, a mózgiem w sposób, w jaki sprowadza senność, gdy niknie światło. Przeczucie było coraz wyraźniejsze, acz tylko do jednego momentu. Efemera frapowała go, nagliła i dopraszała się o jego uwagę. Z jednej strony odczuwał wobec niej strach, instynktowny - taki, jaki odczuwa bezbronne zwierzę wobec drapieżcy, co było właściwe naturze każdego psionika wobec urzeczywistnienia Osnowy, z drugiej patrzył na to z obojętnością właściwą tym, którzy powinni już zaznać swojego losu i jego groźba nie wywiera na nich żadnego wrażenia. Efekt mieszanki był trudny do opisania i zniesienia. Dlatego też Inkwizytor skoncentrował się na ich śledztwie i służbie.

***

Wioska była niezwykła osobliwością, świadczącą o zdolnościach przystosowania się ludzi do trudnych warunków. Nie mógł nie odczuwać podziwu wobec zdolności przetrwania tych ludzi, ale także odrazy wobec ich sposobu życia. Nie było mowy o ich związku z Mrocznym Księciem, ale jasne było, że jakikolwiek narodzony psionik w tej okolicy stanowiłby znaczne zagrożenie, nie tylko dla nich samych. Wiedział lepiej, niż większość, że istoty Osnowy są bardziej przebiegłe niż można by chcieć rozumieć nie tracąc poczytalności. Dlatego pierwszym zadaniem, jakie wyznaczył sobie psionik, było odnalezienie innych umysłów otwartych na Osnowę - zapewne w osobie szamana, lub podobnej, jeżeli tu występowała - i rozmyślanie jak wyeliminować takie zagrożenie. Nie musiało nastąpić od razu - nie musiało w ogóle - ale jakkolwiek Inkwizytor nie przystąpiłby do takiego działania od razu, zamierzał odczekać zaledwie kilka dni. Nie miał w planach podejmowania zbędnego ryzyka i jedynym zagadnieniem byłoby nie narażanie się tubylcom. Ci ostatni zaś i tak mogli się do niego ustosunkować na różne sposoby - olbrzymi Marines chociaż mieli twarze (i ciała, po opuszczeniu pancerzy). Wysoki Inkwizytor nie pozbywający się maski, szat ani nawet kamuflującego płaszcza ignorował miejscowych i zbyłby gniewnym gestem każdą nagą kobietę, która pojawiłaby się w jego towarzystwie. Jeśliby się pojawiła, czego, na szczęście, nie oceniał na prawdopodobne. Żałował jedynie, że reszta nie zachowuje bynajmniej rozsądnej powściągliwości.

Oczywiście całą wymienioną resztą był wszechsumienny techkapłan Debonair, jak na ironię jedyny, którego pouczył. Lindeo odnotował sobie w pamięci konieczność zapytania go o tajemnicę jego przetrwania jednak nie chciał mu przeszkadzać w pracy przy głównym komputerze... czy w zasadzie czymkolwiek innym, czym Golem mógłby być zaabsorbowany...

***

Po pierwszym, krótkim obowiązku i niemal całodziennym odpoczynku, Inkwizytor poświęcił czas na przespacerowanie się po bazie. Spokojnie zwiedził każdą dostępną część kompleksu. Placówka imponowała rozmiarami i wszelkie detektywistyczne poszukiwanie pozostałości poprzedniej obsady miałoby zająć bardzo wiele czasu, postanowił także pozostawić to zadanie Zurielowi i podległym mu Marines o wyostrzonych zmysłach. Porucznik zaś i tak powinien wydobrzeć do końca i rzeczywiście odpocząć, bowiem wskutek objęcia dowodzenia, awaryjnego lądowania z uszkodzeniem nogi - choć i tak miał więcej szczęścia niż sama załoga lądownika - a później wściekły atak bagiennej bestii pokazywały, iż Opatrzność zdecydowanie mu nie sprzyjała. Przez chwilę Lindeo niemal uśmiechnął się ironicznie na myśl, że może szturmowiec nie powinien oddalać się od obozu bo jeszcze ich zbiegły snajper go zastrzeli... i to najpewniej mierząc do kogo innego. Szybko jednak Lindeo oddalił te myśli. Odszukał ambulatorium i i obejrzał je pobieżnie oczyma, po czym odnalazł wygodne miejsce w którym usiadł, krzyżując nogi i opierając dłonie na kolanach. Oparł podbródek na piersi i poświęcił kilka minut na zrelaksowanie się po czym zatopił się we własnych myślach, najpierw pozwalając pozostałościom pływów Osnowy tego miejsca, falującym w większymi pływami plemienia przelewać się przez jego umysł, a później odnaleźć interesujące go prądy i skupione strumienie w oceanie. Wiedział, czego szukał - bólu, strachu, cierpienia, ale i marazmu, oczekiwania. Był wszak w ambulatorium a szanse wskazywały, iż stało się tutaj coś, co do tego mogło prowadzić. Lub przez czas trwania placówki stało się choć raz. Widział stan sali w obecnej rzeczywistości i zaczął delikatne dryfowanie świadomości w niewyraźnych obrazach czasu. Nieliczne, wyraziste bo wynikające z emocji - materii samego... Immaterium - zdarzenia mogły być najwyraźniejszymi poszlakami, to już nie była dziedzina Tarota.

To był wszak wstęp, później zaś zamierzał poprosić Zuriela o pomoc i udać się do kwatery samego Aureliusa Verna...
 
-2- jest offline  
Stary 03-04-2011, 21:58   #82
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość
Zuriel uważnie przyglądał się twarzą klękających wokół niego ludzi –Mały umysł łatwo jest napełnić wiarą- wypowiedział cicho sentencję która przyszła mu na myśl na widok tubylców. Wiedział że jakikolwiek dłuższy pobyt w osadzie oddali ich tylko od celu misji ale aktualnie nie pragnął niczego więcej niż kilku dni wytchnienia od bezustannej wędrówki, wilgoci w butach i wiecznego ssania głodu w żołądku.

Gdy zaprowadzono ich do dawnych kwater które mieli zająć z ulgą zrzucił z siebie obciążony plecak, i szybkimi ruchami rozpiął klamry trzymające razem ceramiczną skorupę pancerza. Wiele lat temu, gdy awansował w szeregach Arbites na regulatora wydał u jednego ze Scintilliańskich zbrojmistrzów niemalże cały kwartalny żołd wraz z premiami na dopasowanie pancerza specjalnie do jego ciała. Nigdy nie żałował podjętej wtedy decyzji oraz następujących po niej kilku miesięcy wyrzeczeń i do dziś osłona sprawiała się świetnie ale ciężkie warunki wędrówki sprawiły że Zuriel czuł się jakby przez ostatnie kilka dni maszerował w prymitywnej zbroi płytowej. Przeciągnął się i zaczął rozmasowywać obolałe mięśnie. –Jakkolwiek zostaliśmy powitani powinniśmy stale zachowywać czujność- zwrócił się do towarzyszy w wysokim gotyckim, języku administracji i wyższych sfer –Ktoś z nas stale powinien przebywać w pomieszczeniu z ekwipunkiem.

Podczas posiłku Haxtes ostrożnie przyglądał się przynoszonemu przez kobiety jedzeniu. Zdecydował się połknąć pierwszy kęs dopiero po tym jak Astarters spróbują pożywienia, co raczej nie miało potrwać długo biorąc pod uwagę plotki o zachowaniu Kosmicznych Wilków. Domyślał się że zmodyfikowane biologicznie ciało Marines samoistnie zneutralizuje toksyny i narkotyki ale być może Ragnar zareagowałby jakoś na ewentualne niebiezpieczeństwo. Widząc że nic takiego się nie dzieje zastanowił się jeszcze przez chwilę czy nie wrócić po analizator chemiczny będący częścią auspexa ale w końcu żołądek wygrał nierówną walkę z mózgiem i jego ręka sięgnęła po mięsiwo. W miejscu z którego pochodził chorobliwa podejżliwość z reguły chodziło w parze z byciem nadal żywym. Już zaczynał się odprężać i przyznał sam sobie że należy mu się chwila relaksu, a najlepiej i cała noc relaksu wraz z którąś z dzikusek gdy na ręce właśnie wychodzącej ujrzał chrono. Chrono wyglądające na całkiem nowe. Paranoiczne podejście powróciło, starał się nie dać po sobie poznać że coś zauważył i próbował zapamiętać twarz tamtej kobiety.

Po posiłku Zuriel opuścił towarzyszy i ruszył na spacer wśród budynków bazy. Co jakiś czas przystawał w miejscu, przymykał oczy i próbował sobie wyobrazić jak cały kompleks wyglądał zanim pochłonęła go dżungla. Jeśli prowadziła do niego jakaś droga to już dawno nie pozostał po niej jakikolwiek ślad, podobny los spotkał zresztą spotkał wiele budynków. Widząc potężne drzewa wyrastające wewnątrz czegoś co wcześniej zapewne było hangarem inkwizytor był pod wrażeniem ogromnego wysiłku jaki dzicy włożyli w wydarcie tej namiastki cywilizacji naturze. Usiadł na betonowej podmurówce, jedynym co zostało ze starych zbiorników na paliwo i zastanowił się jak do placówki dostarczano materiały i zaopatrzenie. Zapewne mniejsze lądowniki, podobne do tego którym przylecieli na planetę miały urządzone lądowisko gdzieś dalej na północ, a stamtąd towary były tu transportowane. Może mieszkańcy tej osady dziesięciolecia temu byli po prostu garstką tragarzy przywiezionych tu z innych planet? Z rozważań wyrwał go śmiech gdzieś bliżej centrum wioski. Zaciekawiony ruszył w tamtą stronę aby zobaczyć przygotowania do wieczornej zabawy.

Inkwizytor z uśmiechem na twarzy przyglądał się popisom Astarters, na początku trzymały go tu tylko obowiązki jako tłumacza ale wszystko zmieniło się gdy wyczuł znajomy zapach tytoniu. Półgębkiem powiedział wymijająco jakieś słowa przeprosin i opuścił współtowarzyszy podążając w miejsce skąd dobiegał go wytęskniony aromat. –Tytoń, prawdziwy tytoń.- Nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Przykucnął obok sporej wielkości kadzidła i zaciągnął się głęboko dymem. Wygłodniałe płuca palacza wciągały dym aż poszarzało mu w głowie i musiał podeprzeć się na ramieniu jednego z tubylców by nie upaść gdy na chwilę zrobiło mu się miękko w nogach. Usłyszał za sobą czyjeś parsknięcie śmiechu, obrócił się i zobaczył grupkę wojowników popalających z fajki. Usiadł między nimi uśmiechnięty szeroko, gdy najwyższy z nich podał mu prymitywną lulkę oraz butelczynę z bimbrem. Zerknął jeszcze na towarzyszy ale zdawali się doskonale sobie radzić bez jego wątpliwej znajomości języka. Zaciągnął się głęboko, uniósł głowę w górę i w blasku ognisk obserwował kłąb wydychanego dymu. Podał fajkę następnemu z mężczyzn jednocześnie rozglądając się za kobietą z chrono którą dostrzegł przy posiłku.
 

Ostatnio edytowane przez Potwór : 03-04-2011 o 22:01.
Potwór jest offline  
Stary 05-04-2011, 10:48   #83
 
Witch Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znany
VI

Kaus ocenił wprawnie, że w przeciągu najbliższych dni iglica powinna zacząć działać. Przy sprzyjających warunkach, to jest po ustaniu burzy, były spore szanse na kontakt z orbitą. Idąc dalej i ufając kolejnej dozie szczęścia może sygnał zostanie przechwycony przez Vittorię ( o ile jeszcze tam jest) lub inną jednostkę imperialną. Tak… pozostawało być optymistą.

I’wai postanowił spróbować szczęścia. Następnego dnia koło południa większość mężczyzn opuściła wioskę. Zabawa zabawą ale jeść trzeba. Młodzik nie ruszył jednak wraz z nimi. Powrócił zaraz po wyjściu i rozdzieleniu się w dżungli. Przekradł się między budynkami dając kapłanowi sygnały. Po kilkukrotnych próbach gwizdania i udawania niemal każdego znanego mu ptaka, Golem w końcu zwrócił się w jego stronę. Gdy znaleźli się poza wzrokiem krzątających się kobiet, I’wai uczynił gest, którego go nauczono. Rozczulające, bo robił to z ogromnym zaangażowaniem. Zaraz po tym wskazał Deonairowi kierunek. Ruszyli oddalając się od bazy. Trzygodzinny spacer nie był tym co tygryski takie jak tech-kapłan lubią najbardziej, niemniej zaraz po przestąpieniu kurtyny wodospadu zastygł w bezruchu.
W ogromnej skalistej grocie spoczywał jastrząb. Oględziny wskazały na niewielkie uszkodzenia, co stanowić miało raczej o próbie ukrycia pojazdu niż „awaryjnym lądowaniu”. Ktoś poharatał go jednak celowo. Zabawa ze skrzydłem i drobna rzecz do wyjaśnienia z silnikiem, trochę spawania i klejenia kabli. Kontrolka w porządku na pierwszy rzut oka. Z miejsca nie ruszy, ale zdecydowanie szczęśliwie rokuje.

***




Ambulatorium.

Lindeo odnalazł to czego szukał. Pośpiesznie opatrywane rany. Personel medyczny i badawczy. Wiele głosów, chaos. Krzyki bólu, czerwień krwi barwiąca białe kitle. Strzały na zewnątrz. Czuł atmosferę strachu, złości. Hałas poza drzwiami ambulatorium wzmagał się. Ktoś tu zmierzał. Stukot ciężkich wojskowych butów, huk wyważonych drzwi. Maski, zbroje, kombinezony, wycelowana broń. Naramiennik gwardzisty. Symbol inkwizycji.
Bunt. Członkowie ekspedycji wystąpili przeciw Aureliusowi i właśnie był świadkiem prób zaprowadzenia porządku. Nie wszyscy unieśli dłonie. Strzał. Cisza. Wynoszone ciało. Wiele ciał. Jeden budynek. Dym spalarni. Otworzył oczy, gdy poczuł obrzydliwy smród ciał. Palonych włosów i paznokci. Wrażenie zniknęło …

W pomieszczeniu zachowało się nieco leków. Antybiotyki, środki przeciwgrzybiczne, szczepionki, uśmierzacze bólu. Opatrunki.


***

Zuriel odnalazł kobietę rankiem. Podążała nad rzekę z koszem pełnym brudnych materiałów przeznaczonych do prania. Gdy ruszył w ślad za nią usłyszał stanowcze słowa. Zrozumiał, że nie jest nim zainteresowana, bo ma już swojego wojownika i pokazała ostentacyjnie zegarek.
Tak… od kilku dni. Nie była zbyt uprzejma starając się go pozbyć jak najszybciej.


Laboratoria.

Ciąg niegdyś sterylnych pomieszczeń. Stoły, narzędzia chirurgiczne. W niektóre miejsca wdarł się już mech. Ponure sypialnie dla nieznanych istot. Na końcu hodowla roślinności. Wiatraki i urządzenia imitujące idealne warunki. Sadzonki i krzewy owocowe. Dalej chłodnia. Próbówki, słoje w niedziałających lodówkach. Skrupulatnie podpisane. Dobrze zachowało się tylko to co balsamowano tradycyjnie w formalinie. Duże owady rozciągnięte w szufladkach.

Pomieszczenia sanitarne.

Pompy nie działały. Prysznic był tylko odległym wspomnieniem cywilizacji.

Magazyn.

Niewiele metalowych skrzyń opatrzonych białą Aquillą. Wszystkie zamknięte, choć do magazynu zdecydowanie się włamano i raczej nie byli to tubylcy. Żywność w puszkach. Drobny sprzęt, zapasowe narzędzia, kapoki i coś dużo bardziej interesującego od skrzynki z bronią i amunicją. Na końcu pomieszczenia szczelnie okryta plandeką stała amfibia. Nawet z zapasowym zbiornikiem paliwa.

Pomieszczenia personelu.

Były w 90% zaadoptowane przez tubylców. W podłużnej stołówce niemal jak w chacie mieszkały rodziny dzikusów. W reszcie trzymano zgromadzone jedzenie. W jednej z większych kwater zrobiono wędzarnie. Wisiały tu oprawione zwierzaki śmierdzące dymem, niedaleko na aluminiowych półkach, na których niegdyś trzymano rzeczy osobiste, leżały ręcznie formowane „sery” i jakieś placki.

Archiwum.

Sprawny komputer z setkami katalogów. Jak widać sporo tu zbadano. Wymyślne nazwy dla roślin i zwierząt. Naukowe i techniczne terminy, przekroje, szkielety, rzuty trójwymiarowe, zdjęcia. Morze informacji o wszystkim co udało się napotkać w trakcie badań.


Budynek Aureliusa.

Kwatery dla wojskowych. Dalej jego prywatne izby. Małe laboratorium zabezpieczone kodem. Tu też się włamano. Używał narzędzi. Większość nie była oczyszczona. Niewielki salonik z zupełnie opróżnionym barkiem. Na półkach mniejsze plamy kurzu po skradzionych rzeczach. Sypialnia, nic ciekawego poza komputerem. Udało się go uruchomić. Zuriel przeszukiwał katalogi. Same raporty o badaniach. Lindeo stał tuż za nim śledząc uważnie nazwy. Coś się tu nie zgadzało. Zatrzymał dłoń Inkwizytora. Otworzyli katalog podpisany szyfrem innym niż wszystkie. Anagram kodu genotypu eledrskiego. Dla laika nie do rozpoznania wśród większości oznaczeń. Znaleźli rejestr sekcji. Szczegółowy, opatrzony zdjęciami, wnioskami. Krótkie nagranie badania mózgu. Eldarski wojownik jak jeden z owadów zupełnie otwarty z powłoki skóry. Makabryczne części puzzli – organów wyjmowane skrupulatnie, opisywane, krojone. Podobnych katalogów było więcej. Znalazł się wśród nich orczy i tyranidzki. Wszystkie badania przeprowadzone w osobistym laboratorium.

Simon ruszył rankiem do bazy. W oddali zobaczył jednak kobietę w towarzystwie dwóch miejscowych wojowników. Wyglądali na „gwardię honorową”. Odziani bardziej dostatnio. Ona wystrojona w biżuterię z kłów, kolorowych blaszek i piór. Gdy się zbliżył ostrożnie zauważył strach na twarzy dziewczyny. Prowadzili ją w miejsce, w którym wcale nie chciała się znaleźć. Prowadzili ją w stronę gór.

***

Tego samego ranka. Transportowiec Inkwizycji. Ambulatorium.

W pomieszczeniu nad stołem ze zwłokami zabójcy stało kilka postaci. Obszukano go dokładnie w obecności Nocariona. Inkwizytor sczytywał właśnie informacje zapisane na komunikatorze. Również tę oznaczoną czerwonym kodem Ordo Hereticus. Zacisnął pięści spoglądając w błyszczące litery na monitorze.

Rozkaz OHOctavia’03 : Wydano zgodę na eliminacje członków ekspedycji Corodia’ w razie niepowodzenia lub sytuacji przewidzianej #4 ust. 3.

Czyżby tak jak i on szukała artefaktu ze Świątyni Wiatru? Miał coraz więcej dowodów, a niechciana ekspedycja z Vittori musiała zostać wyeliminowana.

***

Wczesnym wieczorem Porucznik powrócił do bazy. Kobietę pozostawiono w jednej z jaskiń z zapasem wody i jedzenia. Nie mógł czekać. Pomimo zainteresowania jakie wzbudziły w nim symbole umieszczone przed wejściem, nie mógł pokusić się o ich badanie. Z grubsza zapamiętał coś wyglądającego na słońce z dłuższym jednym promieniem. Jednak na miejscu pozostawało jeszcze wiele do zrobienia. Jego drużyna w końcu zbliżała się do rozwiązania zagadki wysłania na planetę. Gdy wrócił dostrzegł towarzyszy wychodzących z różnych pomieszczeń stacji. Każdy zapewne miał jakieś informacje. Może nadszedł już czas by się nimi wymienić?

Wtedy nastało piekło. Ogromny huk wstrząsnął okolicą wysadzając w powietrze kilka lepianek. Rozerwane szczątki mieszkańców. Płacz dzieci, krzyki kobiet. Odgłosy strzałów. Tubylcy desperacko chwytali za oszczepy, jakie jednak mieli szanse z promieniami laserów? Każdy szukał osłony za budynkami. Napastnicy byli z Gwiazd. Wkraczali właśnie na teren bazy mordując po drodze z bezwzględną stanowczością.





Za pierwszą linią podążały cztery miotacze paląc strzechy chałup i samych tubylców. Wódz z ogromną sprawnością podrywał wojowników plemienia do walki. Nie mieli jednak szans. Mogli jedynie dać im nieco czasu. Dwunastu żołnierzy z karabinami/pistoletami laserowymi. W drugiej linii czterech uzbrojonych po zęby szturmowców z osobistej gwardii Inkwizytora, który postanowił się po nich pofatygować. Albriecht rozpoznał idącą po prawicy postać. Miria..
W odgłosy śmierci i świstów lasera wdarł się monotonny odgłos zaśpiewu. Wszyscy słyszeli go wyraźnie i też wszyscy go znali. Psalm ku czci Boga – Imperatora.



Dobywał się z głośników umieszczonych na barkach dwóch potworów. Nagle ucichł a osłony opadły. Arco-biczownicy zostali spuszczeni ze smyczy…
 

Ostatnio edytowane przez Witch Elf : 13-04-2011 o 10:33.
Witch Elf jest offline  
Stary 09-04-2011, 22:39   #84
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Simon podczas biegu czuł krążącą w jego żyłach adrenalinę. Był żołnierzem i żył dla takich chwil - bitwa zawsze wyzwalała w jej uczestnikach to czego szara rzeczywistość nie potrafiła. Instynktownie biegł tam skąd dochodziły odgłosy wystrzałów oraz krzyki rannych i umierających, ostrożnie wychylił się zza budynku, który służył za magazyn... I wtedy ich zobaczył. Uzbrojonych po zęby szturmowców doszczętnie niszczących wioskę i wyżynających jej mieszkańców, słyszał też psalm śpiewany przez napastników, więc doskonale widział kogo się tutaj jeszcze spodziewać. Nie mylił się - po chwili wypatrzył wyróżniającą się dwójkę. Jakiś mężczyzna będący zapewne inkwizytorem i Miria...

Błyskawicznie się otrząsnął i schował z bronią w ręku za rogiem magazynu. Obraz przed jego oczyma się jednak nie zamazał, widział wciąż żołnierzy Inkwizycji i w znacnzym oddaleniu arco-biczowników, na którym jeg zamazany zamglony wzrok się koncentrował, przebijając się poza materialność blaszanej ściany wybebeszonego kontenera przed nim. Wraz z wizją dobiegły go myśli, rozwiewając wątpliwości co do źródła delikatnego przekazu.

Poruczniku. Rozkazy. Mogę zająć tych dwóch. Zuriel ze mną. Ma liczne materiały.

Myśl była momentalna, jakby przemycona do samego umysłu o rozkwitła, sekundę zajęło zrozumienie sensu przekazu, nieporównywalnie szybsze niż samo słuchanie czyichś słów, jakby Simon sam to pomyślał. Towarzyszyło temu jednak przemożne uczucie irytacji, którego źródła szturmowiec mógł się domyślać.

Dobrze zajmijcie się tą dwójką... Porucznik zastanowił się przez chwilę. Macie jakieś informacje o reszcie drużyny? Gdzie teraz się znajdują?

Tym razem jednak Lindeo nie odezwał się w jego umyśle. Tym razem porucznik użył komunikatora.

- Inkwizytorze słyszycie mnie? Co z resztą drużyny?
Zuriel i Kaus są tuż obok mnie, reszta musi być bliżej ciebie.
Porucznik rozejrzał się.

- Kurwa, te budynki ograniczają mi widoczność... Dobrze zajmijcie się nimi. Widzicie wrogiego dowódcę?

Nie.

Porucznik zamyślił się nieco.
- Przypuszczam, że wrogi inkwizytor osobiście postanowił się pofatygować po nas. Postaram się skrócić nieco dystans, potrzebuję jednak osłony. Jeśli możesz to przekaż Kausowi, żeby przygwoździł wrogów ogniem... Przypuszczalnie zrobi się wkrótce bardzo gorąco - Rzekł obserwując zza rogu wrogich żołnierzy z miotaczami ognia.
Nie posłucha mnie, ale umie posługiwać się radiem. Uraczył go pozbawionymi emocji myślami Lindeo.
- Radio jest zawodne, wolę, żebyś przekazał to osobiście - Porucznik wyczuwał irytację rozmówcy - I nie martw się, do wykonania tego rozkazu nie będziesz go musiał zmuszać... Powodzenia i bez odbioru

Porucznik rozejrzał się za jakąś osłoną, za którą mógłby się ukryć, a która przybliżyła go nieco do wrogiego Inkwizytora. Prawie pewne było, iż tamten był psionikiem i Simon zdawał sobie sprawę z tego, że musi wyeliminować jego umiejętności z tej walki.

- Marcus, Ragnar. Słyszycie mnie? Musimy się jakoś przebić zanim tamci umocnią swoją pozycję. Postaram się nieco zbliżyć do wrogiego dowódcy i unieszkodliwić go w pewnym stopniu, wy w tym czasie prowadźcie nieustanny ogień i postarajcie się ich przygwoździć. Nie miejcie litości, inkwizycja czy nie – teraz to nasi wrogowie. Bez odbioru.

Simon cofnął się kilka kroków i wziął głęboki wdech, teraz albo nigdy. Rozgrzał pistolet plasmowy i skoncentrował się. Jeden celny strzał, tylko tego potrzebował. Wychylił się, namierzył wroga z miotaczem ognia, wystrzelił i rzucił się do biegu w kierunku budynku. Miał nadzieję schować się za ścianą zanim tamci zdążą go trafić.
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline  
Stary 09-04-2011, 23:34   #85
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wszystko zaczęło się tak nagle. Tego nie przewidział, ale nie spodziewałby się po sobie. Kiedyś...

Teraz byli atakowani.

Lindeo wyraźnie widział tubylców dosłownie rozstrzeliwanych przez żołnierzy, w poświacie płonącego promethium także bardziej oddalone, groteskowo przetworzone sylwetki udręczonych biczowników. Dostrzegał ich jako słabe ogniwo formacji, okazję dla niego samego, o czym raczył poinformować porucznika. Nie mógł jedynie zrozumieć dlaczego ten jego akurat wyznaczył do wydawania rozkazów techkapłanowi.

Najsampierw sprawy kluczowe.

Techkapłanie Debonair. Porucznik z sobie znanych przyczyn wydał mi rozkaz przekazania Wielebności rozkazu osłaniania go, wobec braku informajci pozostawiając dowolność sposobu. Apelacje i reklamacje drogą radiową. Z Bogiem-Imperatorem.

Usatysfakcjonowany, nawet nie odwrócił się w stronę Golema, zerknąwszy raptem raz gdy porucznik go zapytał o resztę. Tak czy siak ten zdawał się nie próżnować. Żołnierze w dali byli dość zajęci, przed nimi kłębił się dosłownie tłum tubylczych wojowników... i nie tylko. Przysłużą im się do samego końca. Psionik ruszył naprzód, odczepiając zdobioną inkwizycyjną pochwę z długim ostrzem w prawym ręku ruszył przed siebie.

- Inkwizytorze. - zwrócił się do Zuriela. - Jeżeli możesz mi coś powiedzieć o tych... rzeźnikach, byłbym wdzięczny. Jeżeli moje ciało zaczęłoby w jakiś sposób zmierzać do zagłady a ty byś je zatrzymał, jeszcze bardziej byłbym wdzięczny.

Skupił się na pływach Osnowy. Strach obecny był wszędzie. Lindeo dziękował Imperatorowi, że wśród tubylców nie odnalazł żadnego psionika, gdyby ten nieopatrznie wykorzystał swoje zdolności przeciw najeźdźcom, mogłoby dojść do katastrofy.
Ból i agonia to jedno, strach, gniew i mieszanina emocji to drugie. Musiał wyszukać konkretnych doznań, wiedząc dokładnie, gdzie w Materium są jego cele.
Furia okazała się słowem-kluczem.

Automatycznie, utrzymując rytm kroków i tempo oddechu zaczął się koncentrować, pozostawiając ciało przeczuciu i automatyzacji ruszył w stronę radiolatarni i tych chatynek, które były dość wysokie by zaserwować osłonę przed wzrokiem większości żołnierzy.

Koncentrował się już jednak na czym innym. Dwa umysły agonii, siły, witalności, wyczerpania, furii, winy. Droga do odkupienia. W osnowie ich dusze wydawały mu się odrażające, jakby rozprute, rozdarta żywa tkanka, wielkim ciśnieniem sprasowana i poskładana z elementów ponownie, w karykaturalny wizerunek przeciwnych dawnym wartości. Powstrzymywał się przed drążeniem, kim byli dawniej. Machinalnie zrzucił z ramion ubabrany dalej w błocie płaszcz w kamuflujący wzór.

Postać w bieli, z twarzą niewidoczną, bijącą oślepiającym światłem. Przewodzi hymnowi składającemu dziesiątkami głosów prośby i pochwały Imperatorowi. Byli tutaj, umierali tutaj, oddając się jego chwale, a nawet czas spowolnił by świadczyć o ich ofierze. Jego sługi, mordowane przez bluźnierców w maskach, skrywających oblicza mutantów, ich fetor niemal przyćmiewa wszelkie inne doznania, ich szaty pokryte są wzorami równie bluźnierczymi, co słowa, które wykrzykują. Uciszają chór, uszczuplają, by ich własna pieśń przeważyła. By dostać się do Jego świetlistego sługi. Zabijają ich wszystkich, niszcząc we wszelkiej formie jego słowo.

***

Lindeo koncentrował się, doskonaląc wizję perspektywy obłąkanych i otumanionych trzymającymi ich w nadludzkiej sprawności chemikaliami biczowników. Gdy usłyszał dość od Haxtesa i uznał swoją wizję za gotową, narzucił im swoją iluzję jak kurtynę na rzeczywistość. Pewne rzeczy były innymi, wszędzie, gdzie by na nie nie spojrzeć. Miał nadzieję, że udręczone dusze i zniszczone umysły zastąpią resztę i biczownicy po środku własnej formacji rozszarpią własnych towarzyszy... być może ginąc w chwale. Śmierć, koniec męki, odkupienie...
Tę ostatnią myśl także uwzględnił, licząc, że nie będzie musiał próbować mniej efektywnych i bardziej bezpośrednich ataków.
 
-2- jest offline  
Stary 14-04-2011, 10:04   #86
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Ragnar dopiero co wstał, ale zdążył się odlać, co nie każdy z drużyny uczynił. Chyba. Wtedy rozległy się strzały, krzyki, jakiś wybuch
-Graj, muzyko!- Zaszczebiotał wesoło Ragnar.

Ten wczorajszy alkohol... Był chyba zbyt słaby bo Marine, mimo iż niewiele pamięta, a dokładniej mówić, to nic... nie czuł kaca, nie suszyło go ani dyńka nie napierdzielała. Czuł się niezwykle dobrze. Może to adrenalina z powodu walki, którą zaczęły produkować nadnercza? A czy to w sumie ważne?

Marine wskoczył i ubrał pancerz wspomagany. Później przypiął sobie miecz do pasa i wziął ciężką broń.
-No moje panie- Odrzekł, gdy te panicznie kuliły się w kącie z powodu wybuchów i dość brutalnego przebudzenia, zapewnionego przez niespodziewanych gości-Trzeba chodzić cicho i nosić wielką broń... A później zaskoczyć przeciwnika, czymś niespodziewanym- Rzucił wesoło, nie bardzo się przejmując, że one w ogóle nic nie rozumiały.

Wyleciał z budynku. Spojrzał się na drugiego Astrates i nim cokolwiek zdążył powiedzieć nadszedł rozkaz...od Simona. Zdziwił się, bo do tej pory ten cały oficer, chyba porucznik, nie bardzo był skory do działania czy raczej robienia czegokolwiek. Rozkaz był jasny - Marines kładą ogień na gości i dociskają ich, przyszpilają. Ragnar potwierdził. Lubił jasne rozkazy. Szczególnie, że nikt nie doprecyzował czym ma wrogów przyszpilić. Najlepszy będzie chyba do tego miecz.

Zaczął sprawnie wspinać się na budynek i podczas tego wspinania... Tak, to był psalm, słuch go nie zwodził. Czyli... Jeżeli oni śpiewają pieśń ku Imperatorowi, a my służymy Imperium i do nas strzelają... To ktoś tutaj ma robione w okół dupy. I to ostro. Jeżeli my otworzymy teraz ogień. Cóż, chwalebna śmierć też jest w porządku, a może uda się nawet wziąć kogoś żywcem i przesłuchać i wyjaśnić nieporozumienie?

Stał na podwyższeniu, na dachu budynku. Przed nim byli wrogowie i tubylcy, ci ostatni...
- Pieprzeni cywile- rzucił pod nosem i westchnął. Rozkaz to rozkaz, Imperator poz na swoich.

Otworzył ogień, nacisnął spust wyjąc przy tym dziko, tak jak wyje wilk, gdy poluje, tak jak wyje wilk, gdy wie, że zdobycz jest gruba, tak jak wyje wilk, gdy wataha ma wiedzieć, że czas nastał, czas na atak. Pod nosem nucił Wagnera, starożytny utwór, starożytnego kompozytora ze świętej Terry.
 
one_worm jest offline  
Stary 15-04-2011, 01:00   #87
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
- W dupę wombata... - Golem z trudem łapał oddech, wdzięczny za hydrauliczny pancerz Pretorianina, ale nawet zbroja niewiele pomagała na trudy sześciogodzinnego spaceru z I'wai. I szalonej nocy. Nawet taki ogier jak Debonair, hiver z coraz bardziej zawodzącym sercem, odczuwał trudy pięćdziesięciu pięciu lat standardowych życia - a hiverzy generalnie szybciej się starzeją. I tylko kuracja odmładzająca tak naprawdę sprawiała że jeszcze funkcjonował ... mniej więcej jako człowiek. Ciekaw był czy zdążą się ewakuować z Corodii zanim jego serce zupełnie odmówi posłuszeństwa. Zastanawiał się czy ostatnio wykryte przez medyków zmiany w jego mózgu go zabiją - a raczej kiedy to zrobią. Skutki dorastania w zanieczyszczonym mikroświecie hivu... Na razie jednak żył, żył i funkcjonował, mimo tego że mało co nie wyciągnął w nocy kopyt - zdążył jednak wdrapać się do pancerza zanim doznał zapaści. Za to panie nie narzekały na wrażenia, wymiary i entuzjazm Kausa w staraniach by każdej ... poświęcić wystarczająco dużo uwagi.

Zmierzał właśnie do radiolatarni, przypominając sobie co ciekawsze momenty wieczornego szaleństwa, gdy maszyna logiczna ćwierknęła cicho:
- Zadziwiające - stwierdziła - co tu robią Szturmowcy Imperium?
- Pewnie tłumią Rebelię - odpowiedział machinalnie Kaus, nie zwracając uwagi na dziwnie konwersacyjny ton Maszyny - Co??
Podniósł wzrok i nałożył hełm. Bioniczne oko gładko powiększało obraz, wspomagane przez wizjer pancerza. Był w tym "szczęśliwym" położeniu że dostrzegał większość żołnierzy i samego, kurwa jego mać, inkwizytora - jeśli wzrok nie odmawiał mu posłuszeństwa. A także dwa miotacze ognia, ze dwóch gwardzistów i jeszcze dwie sylwetki przy których Skitarii Pretorianie z Legio Invicta wyglądali jak przystojniacy, i to nawet ci na podwoziu gąsienicowym. Puścił się biegiem - o tyle o ile w uboższym odpowiedniku Taktycznego Pancerza Dreadnought można biegać - w kierunku baraku w którym przebywali jego podopieczni. Melta już świszczała w jego dłoni, gdy gazy były pompowane do odpowiedniego ciśnienia.

~ Muciek, aktywacja, do mnie! ~ wydał polecenie przez MIU i robot poderwał się, wychodząc z trybu uśpienia. Kurzy móżdżek maszyny zlokalizował drzwi i robot ruszył w ich stronę. Kaus dostrzegł dzięki powiększeniu trzeciego operatora miotacza ognia i skrzywił się gdy poczuł w głowie komunikat Lindeo. Ale nie skomentował go, choć tęsknie wypatrywał dnia kiedy wytnie inkwizytorowi drugą i trzecią dziurę w dupie. Przełączył się na dronę zwiadowczą i aktywował ją. Podfrunęła do góry, czyniąc niezły burdel w kwaterze dzięki ciągowi głównego wentylatora, ale to było zmartwienie na przyszłość. Również skierował ją do wyjścia, o mały włos nie zaczepiając o stalową futrynę. Zwiększył ciąg silnika, dzięki jego wektorowaniu położył pojazd w ostry skręt ledwo unikając przepadnięcia, wyrównał lot, zwiększył ciąg do maksimum, kierując dronę ku radiolatarni. W porównaniu z w pełni sprawnym zwiadowcą drona reagowała ślamazarnie, operując na jednym silniku. Ale nabierała wysokości i tylko to się liczyło.



Przełączył się na Mućka, gnającego ku niemu niemal na oślep.
~ STOP! ~ wydał komendę i robot zahamował tuż przed Golemem, niemal go tratując. Kaus znowu odwrócił się ku dronie, ledwo powstrzymując ją przed łupnięciem o stalową konstrukcję. Ukrył ją przed wzrokiem zmierzających za masywnymi wspornikami, aktywował jej kamery. Obrócił ją naokoło. Miał ochotę ostrzec wszystkich przed możliwym atakiem z drugiej strony, ale uznał że wprowadziłby tylko zamieszanie. Ale o innym zagrożeniu musiał ostrzec.

- Możemy być na podsłuchu! - rzucił krótko do mikrofonu. - Mordolph, możesz przekazywać nasze słowa?

Warknął gdy poczuł mentalny przekaz Lindeo.
"Skupcie się wszyscy. Jestem zajęty arco-biczownikami. Dowiecie się, gdy skończę. Odtąd informujcie mnie przez vox, że chcecie ominąć podsłuch - pomogę. Nie wcześniej." - bez ceregieli ostrą intruzją w myśli zakomunikował wszystkim w polu widzenia psionik, nie mając czasu śledzić reszty w Osnowie. Golemowi cholernie się to nie podobało i dłuższą chwilę mocował się sam ze sobą by nie puścić przez radio wiązanki wystarczającej do odarcia psykera ze skóry i to na odległość.

Ale równocześnie z tym ściągał z robota ciężki bolter, granaty i amunicję, zdzierał izolację. Mechadendryty rozwinęły się gładko z pleców Techkapłana na podobieństwo szczypiec modliszki i gdy Golem osadził bolter na ramieniu pochwyciły go dodatkowo, w połączeniu z masywnością hydralicznie poruszanego pancerza tworząc niezrównaną pod względem stabilności i celności platformę strzelecką. Zwolnione od obowiązku trzymania ciężkiej broni dłonie Kausa chwytały zasobniki z amunicją i ładunki Broadsword, mocowały je do magnetycznych zaczepów zbroi, podłączały MIU i wsuwały pierwszy magazynek w gniazdo boltera. Zielone kontrolki na wyświetlaczu HUD gorliwie błyskały potwierdzając gotowość broni i pancerza, wtórowały im wskaźniki zestawu medycznego sygnalizujące wstrzykiwane w naczynia krwionośne Techkapłana chemikalia. Golem zacisnął zęby gdy gorąco rozlało się po jego ciele, miał ochotę zawyć niczym Wilk, ale stłumił to przemożne uczucie, odwrócił się do atakujących. Odesłał Mućka do kwatery a pod kontrolę maszyny logicznej podpiął dronę, by ta ostrożnie wysuwała zwiadowcę zza radiolatarni i prowadziła obserwację zarówno w kierunku ataku jak i pozostałych.



Ruszył przed siebie, kręcąc głową na wszystkie strony, bowiem nic nie zastąpi Czujników Ocznych Numer 1 - wyznawca techniki czy nie, zbyt wiele razy widział jak zawodzi. Ragnar gdzieś spierdolił, miał niejasne podejrzenia że masywna broń posłuży Wilkowi za dwuręczną maczugę w starciu wręcz ale nie miał nic przeciwko temu - byle wywijał nią równie skutecznie co Kaus swoim “orężem” poprzedniego wieczoru.

Pocieszające było że nawet Mordolph zdawał się nie wahać i działał dla dobra kill-teamu. Zastanawiał się co zrobić - rozkaz “osłaniania porucznika”, kiedy tego na oczy nie widział, wydawał mu się, delikatnie rzecz określając - nieprecyzyjny. A to oznaczało … wzięcie inicjatywy we własne, celnie strzelające ręce. Miał zamiar wypłacić tym sukinsynom którzy rozstrzeliwali jego gospodarzy to na co zasługiwali. Barbarzyńcy czy nie - tutejsi ugościli go najlepiej jak umieli a Golem potrafił to docenić. Poza tym Inkwizytora jeszcze nie miał na rozkładzie...

Mistyk Maszyn Kaus Debonair ruszył na spotkanie z wrogiem...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 18-04-2011 o 23:32. Powód: Dodany przekaz Lindeo
Romulus jest offline  
Stary 16-04-2011, 12:07   #88
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość
Zuriel przeklął cicho słysząc kobietę, powinien był ją przydusić do odpowiedzi ale wątpił by mogła ona powiedzieć mu więcej na temat chrona, nie chciał również doprowadzić jeszcze do większego spięcia z gospodarzami. Postanowił dopytać się o przedmiot u źródła, a do tego musiał znaleźć wojownika tej dzikuski. Szybkim krokiem wrócił do wioski i udał się prosto do chaty wodza.

-Kobieta z bransoletą- Powiedział podwijając ręka munduru i pokazując wodzowi własny zegarek –Gdzie jest jej wojownik- Rozejrzał się uważnie przyglądając się twarzom starszych wioski. Chwila konsternacji i szybka dyskusja w dialekcie którego jeszcze w pełni nie rozumiał. Jeden z nich wstał i rozłożył ręce. –Ty czekać – i wyszedł z chaty.

Inkwizytor czekał zniecierpliwiony, na jego pytania zgromadzeniu odpowiadali wymijająco, wpatrując się w klepisko. Po chwili wrócił starszy z inną kobietą.

-Ta’nmai posiadać już wojownik. Jej wojownik na polowaniu, my zorganizować walka
-Nie interesuje mnie walka, muszę się dowiedzieć…- wódz przerwał mu w pół zdania.
-Ta kobieta córka wielki wojownik, ona w wieku zamążpójścia. Ona usługiwać Wojownik z Gwiazd.- Zuriel machnął niecierpliwie ręką –Bransoleta! Słuchaj mnie starcze! Gdzie jest wojownik Ta’nmai, czy jak ją zwiecie?
-Jej wojownik na polowaniu, on być ranna wiele księżycy temu, to niegodna walka. Gar’ma lepsza kobieta, z dobrego rodu.

Zuriel spojrzał na kobietę, i tak niczego o chrono nie dowie się póki tamten nie wróci z polowania, równie dobrze może spędzić czas przyjemnie. Przyjrzał się jej uważnie, z racji pełnionej służby i stylu życia nie miał okazji stworzenia jakiegoś trwalszego związku, a ona na swój sposób była piękna, a w każdym razie niepodobna do zbyt wielu ladacznic z portów kosmicznych z którymi „spotykał” się wcześniej.

***
Haxtes obudzony został brutalnie przez ostre promienie słońca przebijające się przez dach chaty w której spał. Usiadł na kawałku koca oddzielającym jego ciało przez noc od zimnego klepiska i skrzywił się. Mimo kilku dni nocowania niemalże w błocie nie mógł przyzwyczaić się do tak prymitywnych warunków. Głowę miał ciężką, a tępy ból rozsadzał mu czaszkę. Ręką roztrącił stojące w kącie gliniane butelki po alkoholu i kadziła szukając karafki w wodą, w końcu trafił na coś co nie było bimbrem bądź wywarem z jakiś dziwnych ziół. –Co jak co, ale wiedzą jak tu się bawić.- Mruknął grzebiąc we wzgórku swoich rzeczy leżących na klepisku w rogu. Wyciągnął w końcu metalowe pudełeczko i zaczął wyciągać z niego kolorowe pastylki. Środki przeciwbólowe, stymulanty, coś na kaca, wszystko co sprawiało że jako tako funkcjonował w ciągu dnia. Drżącą ręką wyciągnął jednego z ostatnich Lho-sticków i zapalił go ubierając się przy tym. Z odrazą zakładał przepocony, śmierdzący mundur, będzie musiał dać go Gar’mie do wyprania w rzece, swoją drogą to gdzie ona się podziewa? Jedynym śladem wczorajszej obecności kobiety chacie było kilka paciorków które wcześniej zsunęło się z zerwanego naszyjnika kobiety.

Zuriel prowizorycznie trząsł butami by wyrzucić z nich ewentualnych nowych lokatorów (chociaż sam wątpił czy jakiś skorpion byłby na tyle zdesperowany żeby spróbować zamieszkać w jego bucie) gdy w wiosce rozległy się wybuchy. Odruchowo rzucił się na klepisko i sięgnął po pistolet boltowy.

- Inkwizytorze. –Usłyszał w głowie głos lindeo - Jeżeli możesz mi coś powiedzieć o tych... rzeźnikach, byłbym wdzięczny. Jeżeli moje ciało zaczęłoby w jakiś sposób zmierzać do zagłady a ty byś je zatrzymał, jeszcze bardziej byłbym wdzięczny. Zbliżył się do ściany chałupy i przez szparę przygląda się atakującym niezdarnie, w pośpiechu zakładając przy tym pancerz. –Nie poznaje oznaczeń inkwizytora, nie pochodzę z tego sektora niestety. Gwardzistami bym się nie przejmował gorzej z tymi z tyłu, najprawdopodobniej Storm Troopersi, sieroty uczone od odziecka w Schola Progenium jak walczyć i ginąć w imię Imperatora. Dalej Arco-flagellanci, heretycy albo ci którzy złamali prawa Imperium. Musimy się nimi zająć szybko, jeśli stymulanty zaczną działać nasz szanse drastycznie się zmniejszą – Zuriel zdawał sobie sprawę że hasła dezaktywujące flagelantów zależą od prywatnych upodobań ich inkwizytorów ale mimo wszystko spróbował sobie przypomnieć tyle komend ile mógł, żałował że podczas służby w Adeptus Arbites nie poświęcił więcej uwagi temu rodzajowi kary, ale w końcu klasyczna egzekucja zawsze była tańsza i mniej kłopotliwa od zmiany podejrzanego w biczownika.

Haxtes odłożył pistolet z powrotem do kabury i wyciągnął Spectre, załadował szybko oba magazynki i ustawił przełącznik trybu ognia na podlufową strzelbę. Kopnięciem wywalił drzwi od chałupy na zewnątrz i docisnął spust do oporu, wywalając cały magazynek śrutowych pocisków w jednego z gwardzistów uzbrojonego w miotacz płomieni. Nie zatrzymał się by zobaczyć efekty strzałów tylko rzucił się biegiem za osłonę udzielaną przez róg jednego z betonowych budynków wymieniając szybko przy tym magazynek.
 

Ostatnio edytowane przez Potwór : 16-04-2011 o 12:09.
Potwór jest offline  
Stary 19-04-2011, 18:37   #89
 
Araks3's Avatar
 
Reputacja: 1 Araks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie coś
- Poruczniku w pojedynkę to... - Zdążył zawołać Marcus kiedy postać blondyna mignęła mu gdzieś pomiędzy porośniętymi ścianami budynków dawnej bazy. Zostali zaskoczeni niczym dzieci we śnie i tak jak radził niemal każdy zakonny kodeks Marines należało pokazać, iż atakowanie któregokolwiek z nich jest wielką pomyłką, być może nawet jedną z ostatnich w życiu.

- Ragnar ogień zaporowy na szaraków i tego z miotaczem ognia! Kryj porucznika! - Wydarł się Marcus poprzez wojenny zamęt ogarniając wzrokiem pole bitwy. Nie mogli spodziewać się zbyt wielkiej pomocy ze strony dzikusów, wszak każda dzida nawet ta najlepsza pęka pod wytrzymałym pancerzem błogosławionym przez Imperatora. Dewiza zakonu kruków radziła unikać bezpośredniego starcia o ile to tylko możliwe. W tym wypadku trzeba było jednakże przechodzić niemal natychmiastowo do konkretów. Wciągnął powietrze napawając się zapachem krwi i bitwy, po czym nie zwlekając dłużej ruszył biegiem równolegle do porucznika zajmując miejsce przy mniejszych budynkach i chatach tubylców, zza którymi urzędowali lasguner`zy. Przeklinał się teraz w myślach za zgubienie hełmu i kontuzje lewej ręki, w której wylądował teraz pistolet bolterowy. Prawa zadowoliła się obecnością piłowego miecza, który począł wygrywać z cicha swoją jednostajną, mechaniczną melodię. Wierzył w swój pancerz. Wierzył w swoją broń, Imperatora i Coraxa. Lekki uśmiech przyozdobił jego zawzięta twarz, kiedy szykował się do bojowego zrywu. Chciał się zwyczajnie przebić do walki wymijając chaty, a jeśli nie - zwyczajnie taranując sobie drogę przez nie, by wpaść we wrogich żołnierzy strzelając i rąbiąc mieczem bez cienia strachu czy zawahania. Problem stanowili jedynie biczownicy, jednakże byli tylko ludźmi. Umęczonymi ludźmi, którzy nie mają szans w starciu z nadludzkimi Astartes.
 

Ostatnio edytowane przez Araks3 : 19-04-2011 o 18:39.
Araks3 jest offline  
Stary 02-05-2011, 20:06   #90
 
Witch Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znany
Vii

Simon

Postanowił wyskoczyć zza magazynu z przygotowaną bronią. Wiedział, że nie będzie czasu na precyzyjne wymierzenie. Każdą sekundę w linii strzału mógł przypłacić życiem. Za rogiem w korytarzu między budynkami była tylko jedna zasłona. Wyjrzał spinając się do szalonego biegu w chwili, gdy napastnicy rozstrzelali właśnie jednego z tubylców desperacko broniącego swojego domu. Na ziemi leżały jeszcze dwa ciała plemiennych wojowników. Laserowe promienie zmieniały szybko cel. To był ten moment, drobne ułamki czasu, a zdawało się, że trwa to wieczność. Wrogi ogień skierował się na ostatniego stawiającego opór wojownika, który nie zdążył nawet podnieść włóczni nad głowę. Wiązki przebiły jego ciało, upadał śmiesznie wolno… właśnie taki wydał się ten rosły mężczyzna w prymitywnym odzieniu, groteskowy. Porucznik oddał strzał w stronę żołnierza z miotaczem i rzucił do przeciwległego budynku. Nie było wymiany w odpowiedzi, za to głośny wybuch rozlał się falą gorąca. Wysoki słup ognia wystrzelił w górę i zgasł równie niespodziewanie. Trafił w zbiornik… cóż za szczęście. Stojący nieopodal trafionego towarzysza szturmowiec spłonął żywcem w kilka sekund.

Miała go. Wybuch zbiornika nie pozbawił jej celu. Widziała Porucznika trzecim okiem karabinu snajperskiego. Wystarczyło nacisnąć na spust. Bezpieczna dla niej odległość mogła się skończyć śmiercią mężczyzny, który śmiał stawiać opór Nocarionowi. Zawahała się i tyle starczyło by Simon zdążył dobiec do zasłony. Poczuła smak własnej krwi z zagryzionej mocno wargi. Obróciła gwałtownie głowę w stronę skąd nadbiegł nowy rozkaz. W odbiciu jej hełmu pojawiła się postać Inkwizytora. Skinęła i ruszyła przyjąć wyznaczoną pozycję.


Lindeo

Dwie umęczone plugawym żywotem istoty. Dwa potwory szukające ocalenia wśród oczyszczających płomieni walki i deszczu krwi. Oto dano im szansę by odkupić swe winy, móc stanąć przed obliczem Jedynego i nie spłonąć od gniewu Jego spojrzenia. Łaska chwalebnej śmierci, to jak druga szansa życia. Niewiele dzieliło ich od celu. Gdzieś wśród budynków ukrywali się zdrajcy, których należało rozszarpać. Mniejsze robactwo kłębiące się na drodze gniotły buty wojowników Imperatora. Są tu by nieść śmierć jego wrogom, szybką bolesną.
Biczownik wpadł między tubylców zdzierając jednemu głowę z ramion. Tak było mu po drodze. Drugi, nieco wolniejszy przekraczał linię systematycznych w swym dziele szturmowców. Płomienie lśniły w metalu jego części zapowiadając ponurą przyszłość. I wtedy przejrzał. Stał wśród wrogów, których liczebność nie miała znaczenia. Lindeo patrzył jego czerwonymi, pełnymi żądzy mordu oczami. Stał się nim. Czy tego się spodziewał? Odczuł ciężkie, naszprycowane ciało, szalejące w niemal wyniszczonym umyśle resztki jaźni. Uderzenie paskudnych emocji , które przeszły Psionika pulsującym w całym ciele dreszczem.
Jednocześnie zasłona opadła i na drugiego, który obrócił się gwałtownie rzucając na jednego ze szturmowców. Jego ramię, jeszcze przed chwilą niosące broń zostało wyrwane brutalnie i odrzucone za siebie. Biczownik rozpruwał jego ciało z okrutną furią.
Lindeo zdołał narzucić im swoją prawdę, jednak nie był jedynym, który posiadał władzę nad umysłami. Odczuł aktywność psychiczną.

Nocarion nienawidził być zaskakiwany. Jego złość wspaniale potęgowała moc umysłu. Musiał zapanować nad swoimi sługami. Skupił się na dalszym natychmiastowo usypiając jego umysł. Biczownik zastygł bezradnie i tym samym stał się doskonałym celem. Próba opanowania drugiego zakończyła się bolesnym wyparciem. Z uszu Inkwizytora wyciekła krew. Krótki ale bardzo intensywny pojedynek z umysłem Lindeo w ciele biczownika zapewne zaskoczył ich obu, choć zakończył się na korzyść współpracownika Octavii.


Ragnar

Serwomotory zgrzytnęły cicho unieruchamiając pancerz nóg wilka. Ragnar rozejrzał się dookoła. Widział idealnie niemalże całe pole bitwy. Wyostrzony genetycznie wzrok przebijał się przez dym. Zacisnął mocniej dłonie na ciężkim bolterze. W jego gardle narastał potężny
ryk. Uwolnił go w chwili gdy palec docisnął spust do oporu. Potężna broń zaczęła wypluwać pociski w stronę nadciągających wrogów. Wycie wilka zostało zagłuszone tylko na chwilę po czym znów wzbiło się ponad kakofonię walki. Jeden z gwardzistów, trafiony przez Ragnara
bezpośrednio, wybuchnął w feerii krwi i wnętrzności. Podobny los spotkał walczącego z nim mieszkańca wioski, ściętego z nóg przez morderczy ogień. Wilk ustabilizował pozycję strzelecką, obrócił się nieznacznie wybierając następne cele. Kolejny pocisk musiał trafić
wprost w granat jednego z żołnierzy. Potężny wybuch wyrzucił w powietrze szczątki sługusa Inkwizytora zmuszając jego towarzyszy do szukania kryjówki. Jednak nie była to jedyna ofiara tej eksplozji… Ciało młodego chłopca, pozbawione nóg i jednej z rąk, zawisło
bezwładnie na krawędzi pobliskiego dachu. Spojrzenie I’wai’a zgasło
szybko. „Imperator pozna swoich…”

Miria widziała tylko swój cel. Nie mogła wyjść z podziwu dla odwagi Kosmicznego Wilka. Odwagi, bądź głupoty. W chaosie bitwy nie zawsze dawało się odróżnić te dwie cechy. Miękko uniosła karabin snajperski. Oddychając spokojnie przyłożyła policzek do chłodnego metalu niczym do ramienia ukochanego. Jeden ruch, delikatne zaciśnięcie palca wskazującego. Przeciwpancerny pocisk pomknął w stronę Ragnara. Wbił się z impetem w
klatkę piersiową rozrywając ceramit. Siła uderzenia pozbawiła mężczyznę tchu i zrzuciła go z dachu budynku. Wilk upadł ciężko na piach. Nabój ugrzązł w metalowych żebrach, łamiąc dwa z nich. W tym samym momencie salwa z drugiego ciężkiego boltera drużyny wbiła
się w ścianę, za którą chroniła się kobieta.


Zuriel


Gar’ma należała do tego rodzaju kobiet, o których mówi się, że są „dobre”. Była doskonałą towarzyszką na chłodne noce. Choć nie zdążyła uprać mu munduru, Inkwizytor mógł mieć pewność, ze zrobi to z ogromną gorliwością. W końcu już uznawała go za swojego, choć nie zdawał sobie z tego sprawy. Zaraz po przebudzeniu nim wzeszło słońce udała się do izby wodza, by prosić go o pozwolenie na oddanie się komuś spoza plemienia. Po otrzymaniu pomyślnych wieści ruszyła nad potok. Zgodnie ze zwyczajem należało uzbierać kwiecie i spleść wianek. Długo zastanawiała się jaki prezent powinna ofiarować Zurielowi w rytuale narzeczeństwa. Człowiek z gwiazd miał przecież wszystko. Zręczne palce przetykały kolejne łodygi kolorowych roślin. Zawiązywała je cienką nitką zdobioną koralikami. Skończyła, gdy słabe jeszcze słońce poranka wyłaniało się leniwie zza horyzontu. Ruszyła w stronę wioski uradowana pomysłem, który właśnie przyszedł jej do głowy. Miała wrażenie, że Haxtes mimo tego, że starała się zapewnić mu wszystko przywykł do miększego posłania. Myślała nad wzorem pledu, który zamierzała mu utkać z ciepłej i miękkiej wełny górskich kozic. Bardzo chciała by mu się podobał. Zdecydowała się na symbol, który zauważyła wśród jego rzeczy. Dwugłowy orzeł wydawał się bardzo dostojny. Uznała, że to idealny znak dla potężnego Ducha, który musiał czuwać nad Inkwizytorem.
Była niedaleko wioski. Widziała już pierwsze zabudowania. Postąpiła jeszcze kilka kroków spoglądając ze dziwieniem na rosnącą na piersi plamę czerwieni. Świat zawirował, kiedy upadała miękko na wysoką trawę. Nim przyszedł przeraźliwy chłód zobaczyła leżący wianek, który spadł ze skroni. Był naprawdę piękny. W końcu tak bardzo się starała…

Poderwany nieoczekiwanie Inkwizytor sprawnie naszykował broń. Sytuacje dramatyczne wymagają zdecydowanych środków. Gdy drzwi do chałupy odpadły dostrzegł masakrę jakiej dopuszczali się Szturmowcy. Nieopodal w ogromnych męczarniach konał wojownik z ciałem poszarpanym od resztek eksplodującej chaty. Tubylcy padali jak muchy. Broń poruszała się w jego dłoniach konwulsyjnie. Każdy wystrzał głębiej rozrywał pancerz gwardzisty. Jego miotacz zdołał jeszcze ogarnąć płomieniami wojownika i kobietę, którą ów zasłonił własnym ciałem.
Nie widział już jak ciała obojga skwierczą zamieniając się powoli w bezkształtne bryły mięsa i kości. Nie widział też upadającego szturmowca. Skryty za budynkiem, wciąż słyszał świst laserów, które nie zdołały go dopaść. Mocował się z magazynkiem, który za cholerę nie chciał wskoczyć na miejsce.


Marcus

Oto nastała chwila, w której być może należało oddać Imperatorowi to co od zawsze należało do niego. Własne życie. Kruk ruszył z impetem w stronę linii wroga mijając po drodze przerażonych mieszkańców. Jakiś dzieciak przebiegł w zupełnie odwrotną stronę odbijając się od jego uda… Kilka metrów dalej głowa dziecka eksplodowała obryzgując krwią ścianę budynku. Minął kobietę, która trwała przy swoim wojowniku zanosząc pod niebiosa oszalałą rozpacz. Jej głos urwała wiązka czerwonego lasera. Widział płomienie tuż przed sobą. Zbliżał się do chat, które ogarnął kolejny wybuch. Zmrużył oczy. Biegł otwierając ogień. Boltowe kule pruły przez powietrze zatrzymując się w ciele jednego z atakujących. Minął ruinę z utwardzanej gliny i desek. Przeskoczył nad ciałami łowców odartych z dumy jaką darowały im plemienne tatuaże. Wyprostował ramię mierząc w bok. Szturmowiec odpadł od kolejnej salwy ciężkich kul wpadając na żołnierza z miotaczem, który po chwili upadł obok niego rażony strzałami Marcusa.
Dystans stał się zbyt krótki dla pistoletu, gdy syn Coraxa wpadł pomiędzy napastników. Stało się to dokładnie wtedy, gdy Lindeo zdołał przejąć kontrolę nad Biczownikami. Miecz łańcuchowy wył głośno tnąc brutalnie pancerze, wyrzucając w górę na ostrych zębach posokę. Laser nie mógł przebić świętej zbroi.


Kaus

Mistyk Maszyn Kaus Debonair dołączył do bitwy jako ostatni. Wątpił by ktokolwiek miał mu to za złe biorąc pod uwagę ogromny wkład w pomniejszanie sił wroga tuż po rozpoczęciu ostrzału. Nieprzyzwoita celność i skuteczność mogły się stać jego znakami firmowymi. Zaraz za bronią innego kalibru, którą z dumą nosił w spodniach. Kładł już trzeciego szturmowca i mogło się zdawać, że w całej awanturze zabraknie celów. Słanie ognia w stronę Marcusa nie było zbyt roztropne, tym bardziej, że już związał się walką wręcz. Niestety to za nim znajdował się prawdziwy cel – Nocarion.
Kaus nie sądził, że Wilki prócz szerokiego gardła posiadają też pewne zdolności lotne. Upadający z wysokości Ragnar ściągnął jego uwagę w stronę Mirii, która początkowo zupełnie mu zniknęła. Wymierzył w odległy budynek i gdy tylko się pojawiła chcąc zmienić pozycję, oddał strzał. Zdawać się mogło, że odpadła od ściany. Kula musiała sięgnąć celu, choć nie widział ciała.

Ściągnęła hełm nabierając głośno powietrze. Rana w boku krwawiła obficie. Oparła się plecami o ścianę wiedząc, że nikt jej teraz nie pomoże. Skupiła się na pośpiesznym, prowizorycznym opatrunku uciskowym wygrzebując z kieszeni mały aplikator. Rozsunęła kombinezon przytykając go do skóry ramienia. Uśmierzacz musiał wystarczyć.

***

Drona zwiadowcza wyła alarmująco i choć dźwięk nie wróżył niczego dobrego, Kaus cieszył się, że postanowił ją uruchomić. Coś zbliżało się do bazy z drugiej strony. Po kilku chwilach Mistyk miał już pełen obraz. Szare pancerze przebłyskiwały między wysokimi konarami. Długie halabardy skrzyły się psioniczną energią. Pięciu…

Lindeo otwarty na Immaterium, bardziej pokrzepiony niż zmęczony krótką wymianą sił z Inkwizytorem pozostawał wrażliwy na wszelkie manifestacje Osnowy. Rozlegający się gdzieś w mrokach jego podświadomości śmiech, wydał się zupełnie nie na miejscu.

I co teraz zrobisz Proroku… Co teraz? Rozbawiony głos odbijał się echem w przestrzeniach umysłu Psionika.
 
Witch Elf jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172