Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2011, 21:30   #217
Drusilla Morwinyon
 
Drusilla Morwinyon's Avatar
 
Reputacja: 1 Drusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwu
Amaryllis Vivien Seracruz
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=md8VDETzoFY&feature=related[/MEDIA]

Nadszedł więc wreszcie ten czas.. Choć rozmowa, czy raczej monolog nie nie przebiegła tak, jak by chciała wciąż miała nadzieję coś zmienić.

- Mówisz, że pragnę śmierci... Masz rację. Pragnę jej, bo wiem, że dzień za dniem, to co jest mną umiera. I ten... Głos, jakkolwiek go nie nazwiesz... Próbuje przejąc kontrolę. Tak, jest częścią mnie, wiem, ale jeżeli zagłuszy to co jest "mną" skrzywdzę tych, na których mi zależy. A co gorsza przestanę być "człowiekiem", a tylko tacy mają prawo zmieniać ten świat. Więc umrę, może nie jutro, może nie za miesiąc, ale w końcu stwierdzę, że... że wyczerpałam wszelkie opcje, że nie uda mi się zrobić nic od stania się potworem, jakim ON chce mnie widzieć. I jedyna różnica polegać będzie na tym, że do tego czasu skrzywdzę więcej osób. Mówisz o poszukiwaniu raju... Ja w niego nie wierzę. Może inni potrafiliby wierzyć, że taki istnieje, nie ja. Nie po tym co widziałam.

-Mówisz, jakby cierpienie było czymś nienaturalnym. Ja ci mówię, cierpieć i giąć się jest rzeczą ludzką. Czy Jezus skrzywdził apostołów kiedy umierali za niego? Czy my krzywdzimy śpiących tocząc wojnę za nich?

- Jezus... Ha... Nie będę rozmawiać o religii. W samej Biblii możesz znaleźć zaprzeczające sobie fragmenty, ale nie jest moja rola mówić innym co jest dobre, a co złe. Jedyne co wiem, to to, że gdybyśmy nie istnieli, nie byłoby wojny.

Znużonym gestem przetarła oczy wierzchem dłoni przez chwile jeszcze milcząc. Kiedy ponownie przemówiła choć głos miała spokojny, to słychać było w nim smutek.

- Tak, masz cholerna rację... Chcę śmierci. Ale mylisz się, jeśli sądzisz, że Ty musisz umrzeć. Śmierć to ucieczka, bardzo wygodna ucieczka od świata. Mówiłeś, że służyłeś oku. Cóż... Nie mogę powiedzieć, że jest to dla mnie zaskoczenie... Dużo myślałam o tej całej sprawie... I przyznam, że rozważyłam i taka możliwość... Ale... chcesz nam pomóc... Poświęcić się. I może rzeczywiście to pomoże, a może wcale nie. Ale nie będzie już Ciebie, żeby zobaczyć co z tego wyjdzie. Nie będzie kogoś, kto pomoże tym, którzy nadejdą... Jeśli chcesz się "zrehabilitować" może spróbuj żyć, nie pomogłeś wcześniej, pomyliłeś, się, tak, ale to nie znaczy, że nic nie możesz zmienić. Śmierć to droga tchórza, do diabła, przyznam, że jestem tchórzem, przecież boję się tego, czym mogę się stać, ale ja przynajmniej znam swoje możliwości i wiem... że im się już nie przydam. Ty możesz, jeżeli zechcesz. Ale to Twoja decyzja. Jeżeli wciąż będziesz pewien swej decyzji zginiemy oboje. Albo będę to tylko ja.

Stary mag przyglądał się jej spokojnie, pozwolił do końca wyrazić jej opinie nim zabrał głos.

- Jezus, Zaratusztra, cokolwiek... Ja już dobiegłem swej ścieżki. Jestem za stary, zbyt wiele zmarnowałem czasu i dynamika w moim życiu ustępuje miejsce statyce, która jest tylko ostrzem noża z którego można spaść w rozkład... Ja mam tylko dwie drogi, albo uciec poza horyzont i raz jeszcze szukać wyroczni. Już raz mnie oszukano. To jest koniec mojej ścieżki, dalsza droga to tylko upadek. Muszę wam pomóc, odkupić swe winy i zakończyć te sprawy. Wciąż jeszcze mam nadzieje, że po śmierci dołączę do światła. Nie interweniować? Było to zarzucenie wszystkiego, z czymże bym został? Moc? Po co mi ona jak nie ma do czego dążyć. Umrzeć muszę aby zakończyć sprawy. Inaczej nie pomogę tak, jak pomóc muszę. Ty jesteś jeszcze dynamiką. Masz szanse...

- Dynamika... -
uśmiechnęła się gorzko - O tak, niektórzy powiedzieliby, że mam jej aż za wiele, wiesz jaki jest problem z chaosem, że w końcu sam z siebie prowadzi do stagnacji. Moja szansa przepadła już w chwili narodzin, gdybym narodziła się dwieście lat temu, może sto, wtedy tak, może coś by z tego wyszło. Ale dzisiaj... Nie pasuje do tego świata. Próba przekonania się, że jest inaczej tylko wszystko pogorszyła. Nigdy nie mogłam być sobą wśród ludzi, kiedy po raz pierwszy spotkałam Przebudzonych, pomyślałam, że być może się pomyliłam, że jest jeszcze coś, czego nie dostrzegłam, jakiś cel.. Ale nie ma takiego. I im dłużej żyję, tym wyraźniej to dostrzegam. Nie, lepiej to skończyć, gdy jeszcze mam jakiś wybór. Cóż.. zdaje się, że jednak umrzemy razem... Niech więc tak będzie.

Mag tylko kiwnął głową. Nie potępiał, nie krytykował. Przyjął fakt do wiadomości.
Amerykanka uśmiechając się smutno wstała i pożegnawszy się z Rasputinem kulejąc ruszyła w stronę pokoju.
Dotarłszy tam z cichym westchnieniem ulgi opadła na łóżko.
Przez chwile siedziała jedynie w ciszy.

- Richy... - przygryzając wargi wzięła głęboki wdech i przymknęła oczy uspokajając się. - Richy, musimy porozmawiać.

Wyczuwszy mentalne skinięcie poufałego kontynuowała.

- Wiesz jaka jest sytuacja, nie sądzę bym wróciła z jeziora, a nawet jeśli... Nawet jeśli wrócę nie mam prawa zabierać Cie za sobą. Nie mogłabym po raz kolejny Cię narazić. Za dużo dla mnie zrobiłeś. Jesteś wolny... Może spotkamy się w następnym życiu, może nie, zrobisz co zechcesz... Jeśli postanowisz mnie odnaleźć... Proszę, jeśli się Przebudzę ostrzeż mnie, niech wiem, co mnie czeka. Jeżeli nie... - uśmiechnęła się i delikatnie podrapała pluszaka za uchem - Cóż, życzę Ci szczęścia. Tylko proszę, nie idź jutro za mną, dobrze?

Zdawało się jej, że duch rozumnie na nią patrzy... I odpowiada.

-Jeśli umrzesz tam, to już się nie odrodzisz. Przepadniesz w paszczy tego... Czegoś. Chcę zrobić ostatnią rzecz dla ciebie. Chociaż uchronić twe ja. Pozwolisz mi na to?

Zamilkła zaskoczona słowami przyjaciela, powoli na jej ustach pojawił się uśmiech. Dla niektórych wypadnięcie z cyklu mogło być koszmarem, ona widziała jej jako wyzwolenie. Być może nie takie, jakiego pragnęła, ale...

- Richy... Zrobisz, co zechcesz, ale nie chcę byś ryzykował dla mnie. Tym bardziej, że jeśli się odrodzę któregoś dnia mogę stać się potworem podobnym temu. I nie chcę tego. Sądzisz, że warto zaryzykować? - głos zadrżał jej lekko. Być może miał rację. W końcu nie znała przyszłości.

-To nie jest koniec... Śmierć tam to jest stanie się częścią potwora. Staniesz się potworem... Pozwól mi tylko. Zabronisz, a zrobię jak chcesz.

Z westchnieniem skinęła głową.

- Niech tak będzie...
- krzywiąc się lekko ułożyła się wygodniej i przytuliła zabawkę. - Richy.... dziękuje.

Przez parę chwil leżała jeszcze milcząc wreszcie jednak powstała zostawiając leżącego pluszaka na łóżku.
Miała jeszcze parę rzeczy do załatwienia.
Wyszukawszy w swoim bagażu papier i koperty usiadła by napisać list do kogoś, o kim nieomal zapomniała w całej tej gonitwie...

“Drogi Alanie,

Jeżeli dostałeś ten list, oznacza to, że już się nie spotkamy, przynajmniej nie w tym życiu. Proszę, nie martw się, na końcu była to moja decyzja. A jeżeli nawet umarłam, zrobiłam to dla dobrej sprawy. Ale to nieważne, to przeszłość, a jej się nie zmieni.

Ostatnio śniłam o Tobie, i choć mam nadzieję, że sny te były jedynie wytworem mej wyobraźni muszę przyznać, że martwię się.
Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku.
Chciałabym opisać Ci wszystko co przeżyłam od czasu, gdy widzieliśmy sie po raz ostatni, jednak brak mi słów.
Cóż, nigdy nie byłam dobra w mowach.

Proszę, uważaj na siebie

Ama”

Zamknąwszy list w kopercie zajęła się skreśleniem szybkiej notki do Jona zawierającej wszelkie znane jej dane, które powinny pomóc mu przesłać jej list do przyjaciela.
Skończywszy dołączyła ją do listu i razem schowała do kolejnej koperty, na której markerem wypisała po prostu JON po czym przyczepiła kopertę do wewnętrznej strony drzwi swego pokoju.

Resztę wolnego czasu spędziła sprzątając swe rzeczy.
Skończywszy umyła się i przyszykowała ubiór i broń na jutrzejszy dzień po czym udała się na spoczynek.

***

Spokojnie przeczekała odprawę po czym kulejąc i podpierając się na skombinowanej skądś lasce ruszyła wraz z innymi. W czasie drogi przyciszonym głosem zapytała o coś idącego obok niej Rasputina, ale gdy ten skinął jedynie głową z westchnięciem i w milczeniu już kontynuowała podróż.

Znalazłszy się na duchowym odbiciu jeziora amerykanka zadrżała, jedynie świadomość idącego obok Richiego i Rasputina sprawiła, że nie przystanęła w drodze. Wciąż pamiętała ostatnie starcie, zarówno to na jeziorze, jak i w mieszkaniu mentora Nany...
Zaciskając zęby szła z innymi, aż osiągnęli cel.
Widząc wokół Przebudzonych czyniących swa magye dołączyła i swą siłę, swą wolę walki z wypaczoną istotą z jeziora.
Nucąc wraz z innymi, w skupieniu zatraciła się w tkaniu zaklęcia...
 
__________________
Co? Zwiesz dekadentami nas i takoż nasza nację?
Przyjacielu, ciężko myślisz, w innych czasach miałbyś rację.
Czyżbyś sądził, żeśmy tylko tępo w siebie zapatrzeni?
Nie wiesz, lecz to się nazywa ironia i doświadczenie.
Drusilla Morwinyon jest offline