Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2011, 17:13   #13
Darragh
 
Reputacja: 1 Darragh ma wyłączoną reputację
Było blisko. Bardzo blisko. Fakt, że słowa Druida wywarły wrażenie na wszystkich, ale Ci najgorsi - tutejsza milicja - zdawali się i tak wiedzieć swoje. Na całe szczęście pojawił się Magnus, bo uzbrojone towarzystwo pługa i kartofla już maszerowało w kierunku Darragha, by uciszyć go i zapewne spalić wraz z resztą "czarowników". Kiwnął głową w podzięce Magnusowi i udał się do stodoły po resztę swoich rzeczy. Karczmarz, żecz jasna, postanowił tupnąć nóżką i obrazić się jak mała, pucołowata blond-księżniczka, co w zasadzie - pomimo sytuacji - wywołało lekki uśmiech na twarzy magina.

"Patrzcie go. Jeszcze tylko dać Jaśnie Panience różową suknię i złoty diadem na ten pusty łeb włożyć."

Ruszyli o świcie. W końcu. Jednak nim ruszyli, Druid znalazł coś ciekawego wśród dogasających resztek stosu. Kartkę, której nienawistna i pełna fanatyzmu treść, kierowana była do jakiegoś kapłana albo łowcy czarownic.

"Na duchy żywiołów...to nie wróży nic dobrego. Kolejna przeszkoda na naszej drodze."

Kiedy już pozostawili zajazd daleko za sobą, Darragh postanowił podzielić się wieścią o znalezisku. Wyjął zmięty kawałek papieru z torby i podarował go pierwszej lepszej osobie, siedzącej obok niego. Bez zbędnych słów, bo i przecież czytać umieją.

Druid podniósł wzrok do góry. Niebo było czyste, z nielicznymi chmurkami, które poruszały się, zdawać by się mogła z niejakim lenistwem i ociężałością. Słońce zaś, przebijało się pomiędzy drzewami licznymi promieniami, które później przeszły w korony drzew, aż w końcu poczęły obejmować podróżników całkowicie, świecąc bezpośrednio z nieba. Wtedy właśnie zrobiło się gorąco. Nawet bardzo gorąco, chociaż Druidowi aż tak bardzo ukrop nie przeszkadzał. Ważne, że byli daleko od ludzkich miast i mogli podziwiać piękno natury.

W pewnym momencie, magowie mogli usłyszeć z ust Darragha cichą - zdawać by się mogło smutną - pieśń. Bardzo starą taleuteńską pieśń, której słowa, rozumie dziś tylko garstka ludzi.

-...Budinas bardon
Clouos canenti
Anuanon anmaruon,
Cauaron colliton,
Adio biuotutas robirtont
Uolin cridili
Are rilotuten atrilas

A ulati, mon atron,
A brogi'm cumbrogon!
Exs tou' uradiu uorrobirt
Cenetlon clouision
Cauaron caleton...


Kiedy już dotarli do tych częściej uczęszczanych dziedzińców, zaczęły się problemy. Problemy, które by nie zaistniały, gdyby nie jaśniepaństwo szlachta. Ci, którym wiecznie coś nie pasowało. Ci, którzy wiecznie musieli leczyć swoje kompleksy kosztem "niżej urodzonych". Brzydzilo to Druida wielce, ale świat był taki, jaki był i rządził się swoimi prawami. Trzeba to zaakceptować.

Przebili się przez wiele drażniących i spowalniających podróż sytuacji, gdzie albo musieli zjeżdżać na bok - nawet, jeśli mogło się to skończyć wjechaniem w rów - by przepuścić jakiegoś arystokratę, albo musieli stać i czekać na to, aż dwie kłócące się grupy błękitnokrwistych dojdą łaskawie do porozumienia. To drugie było najgorsze, bowiem jegomoście zwykli udowadniać sobie, kto jest bardziej godny przejechania traktem, jako pierwszy, przytaczając legendy herbowne, wymianiając zasługi swoich przodków kilkanaście pokoleń wstecz, strasząc lokalnymi władcami tych ziem, a nawet bogami. Bo przecież Sigmar nie ma nic innego do roboty, jak ciskać piorunem w jakiegoś szlachetkę, który ma czelność nie schodzić drugiemu z drogi, bo jakże to, skoro jego prapraprapradziad pucował buty ówczesnemu elektorowi.

"Hahaha. Przynajmniej trafiają się zabawne momenty."

Przestało być zabawnie, kiedy stali już drugą godzinę w kilkunastowozowym zatorze, gdzie wykłucającym się zdawała się przewodzić jakaś bucowata, niczym dziesięciu arystokratów razem, rozpuszczona i wściekła młoda dziewczyna. Jej piskliwe zrzędzenie dało się słyszeć nawet na końcu kolejki powozów.

"Co gorsza lasy płoną przez te upały. Ishernos musi być w złym humorze, skoro zsyła taki ukrop."

Kiedy wykłócanie się ze służbą nie przyniosło jej żadnych efektów, postanowiła - o zgrozo - zwrócić się do właścicieli tego ostatniego, najmniej rzucającego się w oczy powozu. Darragh w odpowiedzi na jej przemowę spojrzał w niebo i rzekł pod nosem:

- To już jest jawna prowokacja...

Nie zamierzał jednak wdawać się w dysputy z blondwłosym aniołkiem, probującym wcisnąć się do ich powozu na krzywy ryj. Niech inni się tym zajmą.
 

Ostatnio edytowane przez Darragh : 06-04-2011 o 17:18.
Darragh jest offline