Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2011, 22:30   #31
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
cz. 2

Pan melonik gdzieś szedł wyrzucając z siebie wyrazy.- verfluchte... und... scheiße...
I podobne. Jakiś dziwny niecywilizowany język. Jak klekot bociana.
Vicky skradała się za nim od jednego rogu domu do drugiego, od jednego zaułka do kolejnego, na początku starając się wyłowić co mężczyzna mamrocze. Potem coraz bardziej zaintrygowana tym mamrotaniem i zaciekawiona dokąd to on ją zaprowadzi. Nie zważała przy tym na potrącanych mimowolnie przechodniów, wszak najważniejsze było aby nie stracić z oczu pana melonika i aby on nie zauważył, że ona za nim podąża... reszta się nie liczyła.
A zaprowadziło do wielkiej stalowej konstrukcji na gąsienicach, stojącej na obrzeżach miasta . O wiele większej i solidniejszej niż pojazd Douglasa. Hhmmm... w każdym razie robiła wrażenie większej i była mocno opancerzona.


Stalowe drzwi prowadzące do środka się otworzyły i dwóch mężczyzn w dziwacznych mundurkach zasalutowało panu melonikowi.


Pan melonik zaszwargolił coś do nich i oni mu odpowiedzieli. Ale była zbyt daleko, by usłyszeć ich głosy.
Czekała w napięciu kiedy mężczyźni znikną z jej pola widzenia, a raczej kiedy to ona bezpiecznie będzie mogła podejść bliżej obejrzeć to CUDO! Wszak ono bardziej przypominało ta latającą rakietę, którą jeszcze parę chwil wcześniej podziwiała na ekranie, a nóż widelec i tym można już w kosmos lecieć. Za nic w świecie dziewczyna nie przepuściłaby takiej okazji. Czekała więc... czekała... czekała raz po raz wychylając głowę zza winka domu za którym się kryła.
I za sobą usłyszała nagle klekot kości? Szybkie odwrócenie główki sprawiło, że zobaczyła jednego z mechanicznych zabójców z karczmy, sięgającego po rewolwer. I mówiącego metalicznym głosem ze śmiesznym akcentem. -Poddhaj się. Jestheś terhaz wiezniem.
- Ja ci się poddam ty kupo złomu - mruknęła pod nosem dziewczyna i udając, że podnosi ręce do góry świsnęła w niego wachlarzem. Ostrze wachlarza obcięło rękę z bronią, ale Vikcy na tyle znała się na automatonach, by wiedzieć, że gdzieś w okolicy musi być operator je kontrolujący. Nie były to bowiem bystre maszyny. Po czym popędziła w kierunku najbliższej ruchliwej ulicy, wybiegając na środek owej ulicy z wrzaskiem
- Ratuuuuuuuuuuuuunku... napadł mnie... napadł!!!!

I wywołując mały zator i chaos. I ściągając na siebie uwagę tutejszego stróża porządku. Podszedł on do Victorii i rzekł.-Co też panienka wyrabia! I co za historia z napadem?
Vicky złapała go za mankiet munduru i wymachując ręką zaczęła tłumaczyć:
- Przyjechałam obejrzeć seans w kinie. Obejrzałam... sam pan, panie władzo może zapytać pana operatora, bo mnie widział.Potem poszłam sobie aby pooglądać witryny sklepów i przechodząc koło tamtego zaułka - machnęła ręką w kierunku, gdzie sterczał robot rewolwerowiec: - Napadł na mnie taki blaszak z rewolwerem. Ledwo mu zwiałam i... z nerw wybiegłam na ulicę, mogło mnie coś zranić zamiast niego! Co to za niebezpieczne miasto! Spokojnych przechodniów napadać! W biały dzień pod okiem stróża prawa!
-Moment. Moment.- stróż porządku jakoś tak badawczo przyglądał się Vicky.-Czy ja skądś panny nie znam?
- Z kina. - odparła z uśmiechem dziewczyna - Pan tu sobie ze mną gadu gadu i próbuje znajomości zawierać. A tam ten bezczelny napadowiec kogoś innego może nęka. Córkę burmistrza czy jakiegoś tam waszego notabla. Ciekawe jak pan się z tego wytłumaczy? - dodała pospiesznie popychając mundurowego w kierunku zaułka z którego chwilę wcześniej wyskoczyła.
-Nie. Raczej nie.- odparł pan władza wyraźnie się zamyślając. Ruszyli do alejki w której podstępnie została Vi zaatakowana i....
-To gdzie ten automaton?-spytał konstabl. Ano robota już nie było. Ni śladu po nim.
-I po co było tyle czasu marnować na gadanie? Nawiał i pewnie w innym zaułku inną niewinną panienkę napastuje - obruszyła się Vicky rozglądając wokoło.
-Jest panienka pewna?- mężczyzna ruszył się rozejrzeć po drodze i nagle kucnął przy znalezionym śladzie. Plamie oleju.-Hmmm... a czemuż to panienkę napastował? I jak?
- Rewolwerem we mnie celował i kazał mi ręce do góry podnosić, zapewne w niecnych zamiarach! Lepiej niech pan go szuka... Ja nie mam czasu na marnowanie - rzekła Vicky wyglądając zza winka budynku aby sprawdzić czy maszyna, którą chciała obejrzeć z bliska jeszcze tam stoi. Stała... spokojnie i była zamknięta. Za to wysunęła długą stalową antenkę.
-Jeśli to był automaton, to jego zamiary... były bardziej określone.- odparł mężczyzna i zaszedłszy Vicky od tyłu klepnął ją w pupę.- A co tak panienka się czai?
- Ejjjjjjjjjjjjjjjjj! Co to za klepanie i spoufalanie się?! - wykrzyknęła dziewczyna trzepiąc go wachlarzem po kłykciach
.
-A co za podglądanie?- spytał wąsaty przedstawiciel władzy i zagroził.-Mogę za to panienkę do aresztu zabrać.
- Patrzę potajniaku czy za rogiem się nie schował ten co mnie napadł. A pan mnie obmacuje! Więc... za co do aresztu? Nie dość że mnie napadli w waszym miasteczku, to jeszcze stróż prawa oklepuje po intymnych miejscach! Ciekawe czy burmistrz miasta wie jakimi waść praktykami poszkodowane panny “pocieszasz” - wzięła się pod boki i zaczęła napierać na grożącego jej mężczyznę.
-Tylko mi tu bez pyskowania panienko.-policjant pomachał palcem przed nosem Vicky.-Zachowuje się panienka bardzo podejrzanie. I...- nachylił się i przyglądając twarzy angielki rzekł.-Już wiem... to panienka jest tą złodziejką, która ukradła z kompanami pojazd i zdemolowała gospodę z armatki.
Jak to wieści szybko się rozchodzą... niestety.
- Ja? Jaką gospodę? Coś się panu pokićkało! Ja mam motor, a nie pojazd i armatkę! Heh... - obruszyła się Vicky. - To może ten co mnie napadł? I jak podejrzanie? Chciałby pan aby pańską córkę jakiś obcy mężczyzna po pupie macał? I aby ona się za to nie obruszała?
-Eeee tam. Dramatyzuje panienka. Moja córka nie wypina tyłka gapiąc się na pojazdy, zza rogu.-odparł policjant i zaczął podsumowywać..-Na razie mamy plamę oleju, panienki zeznania, panienki podejrzane zachowanie. Buźkę panienki podobną do złodziejki, która wywołała niezły harmiderek kilkanaście mil stąd.
- A skąd pan ma tą buźkę? A nie wydaje się panu że ten zbój mógł tym pojazdem przyjechać? I jakbym była podejrzana czy zachowywała się podejrzliwie to myśli pan, że bym wyleciała na środek ulicy krzycząc ratunku do stróża prawa? - dopytywała się dziewczyna, łzy nagle się zaszkliły się w jej oczach, piersi zaczęły unosić w przyspieszonym oddech, a ona zaczęła spazmować- Tatko mnie uczył, że stróż prawa zawsze pomaga poszkodowanym. A pan mnie po pupie klepie i oskarża o niecne rzeczy. I zamiast pomagać mi i ścigać zbója, mnie pan chce aresztować. <chliiiiiiiiiiiiiip> I komu ja biedna mam zaufać.... <chliiiiiiiiiiiip> - coraz bardziej spazmowała dziewczyna zwracając uwagę stróża prawa.
-Dobrze, dobrze... niech się panienka nie smuci. Pójdziemy na komisariat. Zeznania spiszemy. Zaparzę herbatkę na nerwy.- zaczął mówić szybko wąsaty policjant.

- Nie chcę herbatki <chliiiiiiiiiiiip> Nie chcę z panem iść na komisariat <chliiiiiiiiiiiip> Tam mnie pan znów klepać będzie i nikt mi już nie pomoże <chliiiiiiiiiiiiip> Tatko nie miał racji, stróż prawa nie pomaga... on biedne niewinne dziewczęta klepie popupie i straaaaaaaaaaaaaaaaaaaszy <chlippppppppppppp> - jej płacz przechodził w coraz to większy etap histerii.
-No już... Nie ma co płakać.- także i stróżowi zaczęła się udzielać panika dziewczyny.-Proszę się wziąć w garść! Jest pani dużą dziewczynką!
- I to pozwala panu mnie podejrzewać, oskarżać, poklepywać? Mogę tu zeznanie złożyć i niech pan sobie je spisze! Ja nie chcę iść z panem na komisariat <chliiiiiiiiiiiiiiiiip> Ja już... już... już...<chliiiiiiiiiiiiiiiiip> panu nie u... u... uf.... ufffffffffaaaaaaam <chliiiiiip> - beczała coraz bardziej i zaczęła się rozglądać gdzie by tu wysmarkać nos.
-No to niech panienka zeznaje, a ja spiszę je.- rzekł wąsaty policjant z rezygnacją w głosie, podając Victorii chusteczkę.- A potem... proszę wracać do domu.
- Byłam w kinie na seansie. Ten miły starszy pan co jest operatorem projektora, pozwolił mi go uruchomić... - zaczęła Vicky dłuuuuuuugaśne objaśnianie sprawy łącznie ze wszystkimi detalami projektora, zaletami operatora, zachwytami nad filmem smarcząc przy tym raz po raz w chusteczkę, a następnie wciskając ją w dłonie stróża prawa twierdząc, że już jej niepotrzebna. Po długaśnym opisie seansu przeszła do opisywania swojej drogi do zaułka. I tym razem zaczęły się zachwyty nad pogodą, pięknem miasteczka i znów pociąganie nosem w celach wysmarkania... i zerkaniem czy stróż prawa ma jeszcze chusteczkę, aby mogła to zrobić, wszak panienka z dobrego domu nie smarka w mankiet.
Biedaczysko podawał chusteczki, z początku notując, potem jedynie stukając w notatnik ołówkiem, czekając aż dziewczyna przejdzie do sedna. Nie chciał jej poganiać w obawie, przed kolejnym atakiem histerii.
I wreszcie doszła do ataku na nią kończąc słowami - I jak on celował we mnie to ja go uderzyłam wachlarzem i uciekłam widząc pana zaczęłam krzyczeć, bo wierzyłam, że stróż prawa mi pomoże. Skąd mogłam wiedzieć, że mnie będzie oklepywał i oskarżał i... <chliiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiip> - znów niebezpiecznie zaczęła pociągać nosem i oddychać spazmatycznie... jak nic szykowała się kolejna porcja histerii.
-To wystarczy. Odprowadzić panienkę w bezpieczne miejsce?-odparł zrezygnowanym głosem stróż praw i porządku.
- Nie chcę z panem nigdzie iść! Za nic w świecie! Sama sobie pójdę... bo znów mnie pan klepać będzie i straszyć! - zaczęła panikować dziewczyna i dodała lekko się jąkając: - Jak pan powiedział tu już tego zbója nie ma... poczekam tu więc na na... narzeczonego.
-Jak panienka chce.-odparł konstabl i zaczął się wycofywać rakiem od Vicky, ciesząc się, że wyplątał się z tej sytuacji.
- Poczekam... - rzekła dziewczyna siorbiąc nosem.
-Byle nie tutaj.- stwierdził wąsacz, ale sam już zaczął się oddalać.
A Vicky czekała... czekała... czekała, aż się oddal, bo przecież miała zamiar obejrzeć sobie z bliska “cudeńko” jakie stało zza winklem budynku. I jakoś dziwnie już nie pociągała nosem, a uśmiechała się pod nim spoglądając na plecy pospiesznie oddalającego się stróża prawa. Jak również nie pamiętając że Douglas kazał jej czekać pod kinem, a od momentu kiedy z nim się rozstała wiele czasu już minęło.

A gdy stróż znikł zza budynkiem, to droga do działania była wolna dla Vicky, a przynajmniej tak jej się zdawało. Widząc ginącego jej z oczu stróża prawa odwróciła się na pięcie i popędziła wyjrzeć zza rogu na interesujący ją pojazd. Wychyliła głowę i z uwagą zaczęła lustrować otoczenie. Było cicho i spokojnie. Może nawet za cicho i za spokojnie. Taaak... podejrzanie cicho i nadspodziewanie spokojnie. Jednak Vicky nie należała do cierpliwych osóbek, zaczęła się skradać do pojazdu oglądając się na boki. Po chwili zdała sobie sprawę co robi i zaczęła iść normalnie tak jak dama na spacerze.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline