Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2011, 23:03   #103
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Po spektakularnym wystąpieniu Myszy Alto udał się prosto do swojego pokoju. Do wyznaczonego spotkania z Panią było jeszcze kilka godzin i miał ochotę spędzić je w samotności.
Shannon pojawiła się jak zwykle niespodziewanie i zawisła przed łotrzykiem.
- Co się stało, że zastałam cię samego? - Powiedziała zaczepnym tonem. W jej głosie bez trudu mógł wyczuć mocne wzburzenie.
- Myślałem że wiesz o wszystkim co się dzieje w murach tego zamku. Czego chcesz Shannon?
- Jakoś mnie nie bawi przyglądanie się waszym igraszkom! Myślisz że to było przyjemne tam w klasztorze? Zupełnie zapomniałeś, że nie mogę się od ciebie oddalić! Wszyscy mają mnie za nic, ale myślałam, że choć tobie na mnie zależy. Wystarczyło jednak że się pojawiła, a ty już zapomniałeś o całym świecie!

Milczał i patrzył na nią. Zmieniła się odkąd odwiedzili klasztor.
- Czego chcesz ode mnie Shannon? – Zapytał zmęczonym głosem, z którego przebijała wściekłość. – Mam cię przeprosić?
Podniósł się z łóżka i podszedł do okna. Milczał znowu - Przepraszam. Nie powinienem się tak zachować, ale wtedy nic nie mogłem na to poradzić.
- Chcę się udać na Tioram i usłyszeć wyjaśnienia.
- Odpowiedziała jednocześnie ignorując słowa przeprosin. Usłyszał w jej głosie jakąś twardą nutę, której wcześniej nigdy nie słyszał. - Jeśli ty się tam nie udajesz, albo nie chcesz już nosić mojego kamienia przekaż go Robertowi albo Megarze. Wiem że oni tam się wybierają.
- Ja też idę na wyspę, ale jak chcesz oddam kamień.


Przez chwilę milczała:
- Teraz to nie ma znaczenia, kto będzie go niósł... - przez jakiś czas nie mówiła nic, ale musiała zbliżyć się do łotrzyka, bo zaraz za sobą usłyszał jej pełen wątpliwości szept:
- Myślisz, że go odzyskam? - Nastroje i myśli przebiegały wyraźnie przez głowę Shannon niczym błyskawica - Wiesz, że ten drugi Meg zamurowała w skarbcu i powiedziała się, że by go założyć musiałabym go wykraść! - Tym razem znowu powróciła złość.
- Nie ma znaczenia... – Alto odwrócił się i popatrzył na Białą Damę. - Ten drugi pochodzi od kogoś kto ci źle życzył. Nie znam się na magii, ale skoro Meg uważa że jest niebezpieczny, to chyba rozsądne założenie. Shannon, Srebrnooka odda ci naszyjnik. Pomogła ci z kamieniem, żyjecie obok siebie półtora wieku. Poza tym z tego co mówiła przy naszym pierwszym spotkaniu, zależy jej na tym abyśmy byli razem i współdziałali wszyscy. Z jakich powodów nie wiem, spytaj Wulfa.
- Może masz rację, ale drażni mnie fakt, że o moim życiu decydują inni!
- Odzyskaliśmy naszyjnik, to jest najważniejsze. Zdecydowałaś sama, że chcesz go użyć i jest to twoja decyzja. Którą popieram, Shannon, bo wiem że to dużo lepsze wyjście niż... moja obietnica. Za parę godzin wszystko się wyjaśni.
- To śmieszne! Egzystowałam przez sto pięćdziesiąt lat nigdzie się nie śpiesząc, a teraz nie mogę się doczekać kiedy miną te godziny do spotkania z Panią.
- To akurat nie jest śmieszne
- skrzywił się lekko - denerwujesz się jak ja przed każdą robotą. Mnie mija jak tylko zacznie się akcja. Wytrzymasz jeszcze chwilę.
- Jestem przerażona i podniecona jednocześnie. To mnie rozrywa od środka!

Spojrzał na nią po raz kolejny i usiadł na łóżku.
- Widzę. Shannon, nie obraź się, ale chciałbym zostać sam. To była długa noc.
- Nie mam zamiaru się narzucać!
- Prychnęła i natychmiast rozwiała się w powietrzu.

***

Ponieważ mróz stale trzymał silnie i jezioro było zamarznięte, wyruszyli na Tioram konno. Ostatecznie oprócz lady i lordów Wildborow, udali się tam również Megara z Walterem, Alto z kamieniem Shannon w sakwie, Robert z Ronwyn, Bran i oczywiście Ragnar z odnalezionym w siedzibie nekromanty naszyjnikiem.
Mimo słonecznego i mroźnego dnia wokół Tioram rozciągała się mgła. Nie było to zaskoczeniem dla tych, którzy codziennie mieli okazje oglądać wyspę i już zdążyli zaobserwować to dziwne zjawisko. Niezależnie od pogody i temperatury wokół miejsca, które Pani wybrała na swoją czasową siedzibę, zawsze rozpościerała się osłona z mgły. Gdy w końcu przedarli się przez tę mleczna barierę ich oczom ukazał się zaskakujący widok.
Przy brzegu, jeszcze na zamarzniętej powierzchni jeziora stała wykonana najwyraźniej z lodu, kryształowa altana, z oknami i drzwiami wykonanymi z tak cienkiej warstwy, że była praktycznie niewidoczna. U góry ozdobiona była lodowymi rzeźbami przedstawiającymi ptaki, a nad wejściem umieszczono kartusz w kształcie monety z wizerunkiem wagi pośrodku.


Przez wszystko przebijały się promienie słońca. Tworząc niezwykłe rozbłyski na kryształowej strukturze.
Megara widziała wokół budynku jeszcze jeden blask. Niezwykle silna magię. Była pewna, że ten budynek powstał na podobnej zasadzie jak ona tworzyła swoje kamienne chatki. Tyle, że ten był z raczej rzadko stosowanego w budownictwie materiału i zrobiony był z wyraźnym zamiłowaniem do symetrii i artyzmu.

Gdy zsiedli z koni lodowe wrota otworzyły się i mogli wejść do środka. Wbrew temu co można by myśleć o budowli z lodu w środku panowało przyjemne ciepło choć nie dało się zlokalizować jego źródła. Nie było tu bowiem ani ogniska ani jakichkolwiek innych źródeł ognia. Na środku przykrytej miękkimi kobiercami podłogi ustawiono bardzo niski stół, który wprost uginał się od nagromadzonych na nim przedziwnych, egzotycznych owoców i dzbanów z napojami. Wokół niego rozrzucono miękkie poduszki do siedzenia zamiast krzeseł. Zanim zdążyli przypatrzyć się wszystkiemu dokładnie, przez drzwi usytuowane w krótszej ścianie budowli, weszła jasnowłosa kobieta, ubrana w eleganckie, zwiewne, białe szaty. Jej włosy miały kolor tak jasny, że wydawały się prawie białe, a jej rysy przypominały obecnym w pomieszczeniu spadkobiercom osobę, która kilka miesięcy temu ofiarowała im dziwny list do prawnika w Mersembar.
Nie była młódką, jednak doprawdy trudno byłoby ustalić jej wiek. Podeszła do szczytu stołu i usiadła wskazując reszcie miejsca po swoich dwóch stronach:
- Usiądźcie proszę.
Gdy wszyscy to uczynili popatrzyła uważnie na kapłana Kapitana Fal:
- Rozumiem, że masz coś dla mnie Ragnarze?
- Mam Pani. Dzięki pomocy tych ludzi wypełniłem przysięgę.
- Ragnar wstał i skłonił się lekko - Wierzę że i ty masz coś dla mnie.
- Oczywiście. Ja zawsze dotrzymuję danego słowa!
- Powiedziała wyniośle - Chciałeś wiedzieć gdzie znajduje się Róża Wiatrów i otrzymasz tę odpowiedź. Pokaż mi naszyjnik. - Wyciągnęła dłoń.
Wyjął klejnot i przytrzymał w ręce pokazując jej przez szerokość stołu.
- Jest jednak z nami osoba która rości sobie prawa do niego.
- Hmmm...
- Pani popatrzyła na klejnot w dłoni kapłana i opuściła rękę - Ragnarze, aby uwolnić uwięzioną duszę muszę go zniszczyć. Nie może już być niczyją własnością.
- Ale dzięki niemu mogę odzyskać swoje ciało i normalne życie!
- Shannon nagle pojawiła się obok kapłana.
- Wiem Shannon, ale zastanów się czy to jest naprawdę to czego pragniesz? Już nie będzie odwrotu. Gdy odzyskasz swą dawną postać staniesz się zwykłym, śmiertelnym człowiekiem z wszystkimi ograniczeniami jakie on posiada.
- Ja... ja...
- lady Ashbury popatrzyła nagle niepewna na Panią, a potem na Alto jakby szukała u niego pomocy.
Ragnar milczał trzymając naszyjnik. Rozglądał się za drugą z niewiastą, tą którą widział wcześniej.
- Modron, sposób użycia naszyjnika nie był częścią bloedegass. Rozumiem z tego że mówiąc brutalnie, dla wszystkich chętnych nie wystarczy. – popatrzył na zjawę i usiadł na poduszkach.
Alto przyglądał się uważnie Srebrnookiej, przysłuchując się rozmowie. Nie wiedział co sądzić o tym co powiedziała. Zabrzmiało jak... może nie groźba, ale ostrzeżenie na pewno. Wstał i podszedł blisko do Białej Damy, po czym powiedział szeptem:
- Shannon, znasz moje zdanie. Naszyjnik daje ci drugą szansę na... normalność. Nic poza tym. Ale chyba warto.

Pani uniosła w górę dłoń.
- Jeśli Shannon będzie chciała wrócić do swojej postaci, to nie przeszkodzi w moich planach. Najpierw odzyska postać, potem można go będzie zniszczyć ale... nie będzie mogła go zatrzymać. Jeśli ona powróci, zakończy sekwencję czaru, ten naszyjnik stanie się bardzo cennym przedmiotem Ragnarze. Jeszcze ci nie powiedziałam tego co chciałeś wiedzieć. Róża Wiatrów jest na planie Zewnętrznym zwanym Ysgard, a dokładnie w Bilskimir, w posiadłości Thora znajdującej się w świecie Asgard. Ten naszyjnik to drzwi do Planów. W ciągu kilku sekund może przenieść cię to miejsce. Musicie jednak być świadomi, że każde jego użycie, teraz gdy zaklęto w nim duszę, będzie wywoływać jej ogromne cierpienie.
- Mój powrót też?
- Shannon wydawała się zaskoczona.
- Tak, twój powrót także – przytaknęła jasnowłosa.
Ragnar zasępił się wyraźnie. Miejsce ukrycia artefaktu wydawało się tak blisko i tak daleko. Nie wszystko zrozumiał z tego co powiedziała Pani:
- Czyja dusza jej teraz w nim uwięziona?

- Pani...
- Zanim kobieta zdążyła odpowiedzieć wszyscy zgromadzeni w lodowej altanie, usłyszeli niespodziewanie melodyjny głos za sobą i odwrócili się w kierunku z którego dobiegał. Zobaczyli niewysoką, młodą dziewczynę o złotych lokach, w której Ragnar od razu rozpoznał śpiewaczkę ze skały. Skupieni na władczyni Tioram nie zauważyli kiedy weszła, a może po prostu pojawiła się niczym zjawa? Wszystko było możliwe na tej zaczarowanej wyspie.
Dziewczyna najwyraźniej zupełnie niezmieszana liczną widownią powiedziała pewnym i niezwykle przyjemnym dla uszu głosem:
- Lady Ashbury należy się normalne życie, a pan Ragnar odzyskał klejnot i dał mi nadzieję, której nie miałam wcześniej. Chcę oby spełniły się ich pragnienia. Cóż znaczy chwila cierpienia jeśli mogę za to przyczynić się do czyjegoś szczęścia?
Ragnar domyślał się tego od początku. Przecież dla niej chciała ten naszyjnik. Losy jego misji ważyły się teraz, ale kapłan uśmiechnął się po długim milczeniu.
- Nie przyjmę twojego poświęcenia, musiałbym być ostatnim skurwielem. – z kapłana zeszło powietrze, zaczął się wreszcie zachowywać swobodnie, teraz kiedy wszystko się wyjaśniło. – Valkur nigdy by na to nie pozwolił aby w jego imieniu zadawać cierpienia niewinnym osobom. Do celu wiedzie nie tylko jeden szlak. Wiem teraz gdzie należy szukać Róży Przedwiecznych Wiatrów, znajdę więc inny sposób by do niej dotrzeć.

Alto zaś nie mógł oderwać oczu od blondynki, która pojawiła się znikąd. Kogoś mu przypominała, ale za cholerę nie mógł sobie przypomnieć czy widział ją wcześniej.
Pani uśmiechnęła się słysząc słowa Ragnara:
- Kolejny szlachetny czyn na twoim koncie Ragnarze. To się spodoba Thorowi. - Wyciągnęła do niego dłoń - Weź w zamian ten klejnot – podała mu niewielki, srebrny sygnet z wyrytym na kartuszu symbolem wagi - Kiedy władca burzy podda cię testom, a zrobi to na pewno zanim odda ci artefakt, przekręć ten pierścień. Wesprę Cię moją pomocą. Szukaj Tęczowego Mostu Bifrost. To jedyna zwyczajna droga do Asgardu.
Ragnar skinął głową w podzięce.
- Dar przyjmuję, dziękując za okazaną pomoc, Modron. Bloedegass wurden fyrt! – dostojny basowy głos rozszedł się w lodowym pałacu, Ragnar zaś podszedł jeszcze do blondynki. - I tobie dziękuję. Masz odwagę, serce i gotowość do poświęcenia – uśmiechnął się – Chciałbym poznać twe imię.
Odpowiedziała uśmiechem, który rozjaśnił cała jej twarz. Nie była pięknością, ale uśmiech miała niezwykły:
- Mam na imiÄ™ Marie.

- Ale mnie nic innego nie uwolni, prawda?
– Powiedziała dobitnie Shannon po raz kolejny zwracając na siebie uwagę. Gdyby potrafiła pewnie z frustracji kopnęłaby w coś nogą. W jej bezcielesnej postaci byłoby to jednak całkowicie bezproduktywne. - Chcę znowu żyć!
- I nie wahaj siÄ™ lady Ashbury
– odpowiedziała jej dziewczyna – masz do tego prawo...
Biała Dama skinęła głową i ponownie popatrzyła na Panią z determinacja wypisaną na twarzy.
- Dobrze więc! - Jasnowłosa kobieta u szczytu stołu skinęła głową. Wyraz jej twarzy był nieodgadniony – Kiedy jednak odzyskasz ciało, przynieś mi naszyjnik.
Potem popatrzyła na resztę:
- Z pewnością macie jeszcze wiele pytań i wątpliwości. Zapraszam do stołu. Częstujcie się i porozmawiajmy.

***

Żeby się czymś zająć i jednocześnie wypróbować swoje coraz lepsze bardowskie umiejętności po oddaniu naszyjnika, Mysz postanowiła dowiedzieć się czegoś o pojmanym w nocy potencjalnym mordercy i ewentualnie wspomóc Aramisa, próbując wyciągnąć coś z więźnia.
Dowiedziała się od maga, że według tego co mówili jego towarzysze nigdy nie wydawał żadnych dźwięków, co było dziwne jeśli był głuchy. Z tego co T'Ollyt wiedział o niemowach i czym podzielił sie z dziewczyną, często jejczeli wydając dziwaczne dźwięki, ten nie. Sprawdzili więc czy ma język i w gębie miał wszystko na miejscu. Nic co by mu gadać nie pozwalało nie zauważył.
Wtedy Mysz przedstawiła plan i przystąpili do jego realizacji jak tylko reszta spadkobierców udała się na Tioram. Ludzie w zamku zajęci byli swoją robotą i dziewczyna miała całą wielką salę w głównym stołpie dla siebie.
Czterej strażnicy Szarych Płaszczy przyprowadzili tam więźnia. Rozkuli go i posadzili za stołem dając jedzenie i napitek. Dla bezpieczeństwa Aramis usiadł niedaleko, ale tak by nie zwracać na siebie uwagi.
Za to bardka siedziała na środku sali przy harfie i trącając struny wydobywała z niej anielskie dźwięki.

Całą swą moc skupiła na podejrzanym mężczyźnie, ale moc jej czaru przeniosła się także na pilnujących go strażników. Patrzyli na nią z zachwytem nie odrywając wzroku, zasłuchani w piękna melodię.
Mag, któremu udało się oprzeć zauroczeniu pokręcił głową niezadowolony ze swych ludzi. Nie odezwał się jednak słowem nie chcąc przeszkadzać dziewczynie w jej zadaniu. Naprawdę miała dużą szansę wyciągnąć coś z więźnia jeśli oczywiście naprawdę nie był niemową.
Bardka na moment przerwała śpiew i zapytała ciągle trącając struny lutni.
- Jak ci na imiÄ™?
- Amisz
– rzucił pierwszy strażnik.
- Rebo – powiedział bez zastanowienia drugi, a pozostali popatrzyli na nich z dziwnym wyrazem na twarzach. Aramis przewrócił oczami.
Więzień otworzył usta i powiedział całkiem wyraźnie:
- Teodor – W jego oczach pojawiło się jakby zaskoczenie, ale zasłuchany w delikatne dźwięki wydawane przez harfę ze spokojem przeżuł kawałek chleba.
Mysz obdarzyła więźnia łagodnym uśmiechem i przez chwilę śpiewała dalej. O życiu, o pragnieniach, miłości, wietrze na twarzy i uśmiechu pięknej kobiety. O wszystkim czego mógł chcieć człowiek nad którym wisi wyrok. Śpiewała o nadziei. O tym, że nic nie jest tak czarne jak mogłoby się oczekiwać.
Przerwała pieśń ale spod jej palców wciąż sączyła się melodia, która mogłaby wycisnąć łzy z niejednych oczu. Kiedy mówiła jej głos był nadal słodki jak słowicze trele i idealnie wtapiał się w rytm pieśni:
- Kim jesteś Teodorze? Wulf twierdzi, że nie walczysz jak zwykli to robić najemnicy.
Przeżuł kęs, który miał w ustach i powiedział całkowicie wyzutym z emocji głosem:
- Należę do Żelaznych. – Dziewczynie nic to nie mówiło, ale mag pokazał jej kilka prostych gestów. Znak przynależności i podrzynanie gardeł nie były trudne do rozszyfrowania. Musiała to być jakaś gildia zabójców.
Mina dziewczyny wyraziła zmartwienie i naiwne zaskoczenie. Zamrugała oczami i pokiwała ze zrozumieniem głową.
- Gildia... Nie mogłeś odmówić prawda? Niektórzy nie wiedzą jak to jest, kiedy się nie ma wyjścia. Nie będę cię osądzać Teodorze, na pewno nie jesteś złym człowiekiem. Po prostu życie wytyczyło ci taką a nie inną ścieżkę... - znów zanuciła i po chwili podjęła wątek. - Dlaczego trafiłeś właśnie do Elandone?
- Szukałem kamienia
. - ponownie odpowiedział bezbarwnym tonem.
- Kryształu?
- Serca Duszy
- potwierdził skinieniem głowy.
- Dla kogo?
- Zlecenie Gildii, nie znam klienta.
- A Gildia... w jakim mieście działa?

Popatrzył na nią zaskoczony najwyraźniej zaczęło do niego docierać, ze coś jest nie w porządku.
Melodia zwolniła leniwie, hipnotyzująco.
- Opowiedz mi o waszej gildii - głos bardki ze słodkiego zmienił się w stanowczy.
- Jesteśmy we wszystkich większych miastach Zimnych Ziem. Zdrada karana jest śmiercią!

Najwyraźniej bezpośrednie pytanie o gildię uruchomiło jakąś blokadę wpojoną w podświadomość więźnia, bo nagle wstał się z miejsca i z wściekłością ruszył na Mysz. Dziewczyna zerwała się z miejsca próbując uciec. Okazało się to jednak niekonieczne. Mag najwyraźniej przygotowany na tę okoliczność powalił mężczyznę pociskiem. Przerwana melodia zerwała także czar ze strażników, którzy dopadli bandytę i szybko związali mu ręce.
- Dziękuję - lekko przestraszona bardka skinęła na maga. Nadal nie mogła uspokoić oddechu. - Niewiele udało mi się wskórać ale lepsze to niż nic.
- Wręcz przeciwnie
– Aramis uśmiechnął się do niej - wiemy że nie jest niemową, że rzeczywiście popełnił zbrodnie w zamku, a nawet wiemy dlaczego. To więcej niż ja zdołałem uzyskać do tej pory. Gratuluję.
Mysz zdobyła się na delikatny zagadkowy uśmiech.
- Zawsze do usług - dygnęła z przesadą, jak szkolona pokojówka. - Polecam się na przyszłość w podobnych sytuacjach. Nigdy nie odmawiam rozmowy z więźniem i mordercą, toż to wielce ekscytujące. I nie ubawiłam się tak odkąd miałam dwanaście lat i próbowałam ukraść sakiewkę magowi bojowemu - jej uśmiech się poszerzył. - To znaczy później dowiedziałam się, że jest magiem... - zalotnie zatrzepotała rzęsami. - Was magów ciężko rozgryźć. Teraz kiedy o tym myślę... jesteście dość fascynujący.

***

Wulf wziął na siebie sprawę nowych mieszkańców zamku, którymi byli odratowani z kopalni niewolnicy.
Była to grupka kilkunastu mężczyzn. Nie wyglądali najlepiej, ubrania na nich były w strzępach, co zważywszy na porę roku nie mogło być przyjemne, Można tez było zauważyć mniej lub bardziej zaleczone rany po uderzeniu bata oraz otarcia po kajdanach na nadgarstkach. Najwyraźniej nie byli też dobrze karmieni i nie zmieniły tego jeszcze dwa dni na wikcie Larishy.
Z tego co mówili drowy śpieszyły się z wydobyciem i nie oszczędzały swych niewolników. Widzieli jak wielu ludzi i nieludzi padło. Przeżyli tylko najsilniejsi i ci co złapali ich niedawno.
Kapłan wysłuchał ich opowieści, a potem przemówił pewnym głosem:
- Jak pewnie zauważyliście potrzebujemy ludzi do pracy na zamku i strażników. Niedługo otworzymy też kopalnię i przydadzą się górnicy. Kto chce pozostać niech zadeklaruje swe umiejętności. Ci którzy chcą służyć w straży rozpoczną szkolenie. Reszta na razie dostanie jakieś proste prace. Pozostali mogą odejść. Nikt nikogo nie trzymam na siłę, ale na utrzymanie trzeba będzie zapracować.

W wyniku tak postawionego ultimatum tylko trzech mężczyzn zadeklarowało chęć natychmiastowego odejścia. Sześciu zgłosiło chęć przyszłej pracy w kopalniach, jak powiedzieli byli górnikami i odpowiadała im taka praca. Pozostali, dawni najemnicy albo ci którzy stwierdzili że służba w straży będzie lepsza od ich dotychczasowego zajęcia, zostali oddelegowani do Szarych Płaszczy.

Jakiś czas później do ćwiczącego na dziedzińcu kapłana podeszło dwóch ludzi z oddziału którym powinien zajmować się Bran:
- My przyszli z pytaniem, czy możemy jak ci z kopalni zostać strażnikami? Jest trochę chętnych ludzi co by do stałej służby się przygodzili.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline