Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2011, 23:10   #85
Cytryn
 
Cytryn's Avatar
 
Reputacja: 1 Cytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetny
Sogetsu szedł spokojnie ciemnymi uliczkami, prowadzony przez dziewczynę niczym nie dawał po sobie poznać jak słabo zna topografie miasta. Jej zmienianie tempa kroku raz szybkiego by z powrotem zwolnić było mu jak najbardziej na rękę przez jej przyśpieszenia nie musiał pytać się o drogę a gdy zwalniała sam spowalniał udając że czeka na nią. Jednak bardziej od dziwnej nieznajomej interesowały go wydarzenia które rozegrały się tej nocy w mieście. Przyglądał się sposobowi w jaki ginęli bushi mógł za pomocą ran określić jaki przebieg miały walki. Czy gwałtowny, czy też były to spokojne ciosy wyćwiczonych bushi. Liczył też trupy czuł że warto było wiedzieć jak duże straty poniósł tej nocy klan Hachisuka w swojej głównej siedzibie by móc wywnioskować z tego siłę ich przeciwnika. Nagle jednak ciszę nocy przerwała dziewczyna:
- Kisari... tak mam na imię. A jak ciebie zwą samuraj-sama?
Kazama szedł przez chwilę jakby nie usłyszał zadanego pytania. Zastanawiał się na co dziewczynie taka informacja, doszedł jednak do wniosku, że to rutynowa wymiana uprzejmości jednak nie miał zamiaru zdradzać swojego imienia zbyt szybko. Informacje miały swoją wartość, zapamiętał liczbę zabitych i odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Na co ci katana jeżeli podczas walki nawet jej nie wyciągnąłeś ? – Krytycznie spojrzał na miecz profesjonalnie wsunięty za obi - Spójrz na mijane przez nas trupy, ile z nich ma nawet nie wyciągnięte katany ?
W oczach dziewczyny zabłysł gniew, gdy spoglądała na niego i ...dłoń błyskawicznie spoczęła na rękojeści miecza.
Przez chwilę wydawało się, że po niego sięgnie. Przez chwilę tylko... Po czym jej gniew zgasł i opuściła głowę dodając.-Braciszek... On mówił, by nie sięgać po katanę, jeśli nie jest się pewnym zwycięstwa. By nie sięgać w gniewie, by nie sięgać w strachu... bo te uczucia spowodują porażkę.
Odsunęła dłonie od miecza.-Braciszek mówił, że mądry samuraj wybiera moment zadania ciosu. I moment rozpoczęcia walki. Braciszek mówił...
Zakrył twarz rękawem kimona, po czym otarła ją mówiąc.-Śnieg wpadł mi do oka.
Nie czekając aż dziewczyna opuści ręce Sogetsu błyskawicznie wyciągnął miecz i przyłożył jej ostrze do szyi.

- Mógłbym cię teraz zabić, nikt by nawet nie zauważył wśród tylu innych trupów zabitych przez te dziwne oni. Porażką nie jest wyciągnięcie miecza w strachu czy gniewie, porażką jest śmierć bez walki. Czasem walka wybiera ciebie, a nie ty wybierasz dogodne dla ciebie warunki. Co w tedy zrobisz ? Dasz się po prostu zabić, bo walka była nie zaplanowana ? - puknął lekko końcówką miecza w brodę Kisari i syknął - Wyciągnij katanę.
-Nie zdążyła... łem wtedy.- burknęła dziewczyna i wyciągnęła katanę odskakując. Wyciągnęła zadziwiająco szybko, choć niezbyt płynnie. Coś jednak umiała. Jednak daleko jej było do szermierczej biegłości. Kilka lat treningu, mogłyby przekuć jej talent w szlachetny klejnot dorównujący doskonałością orężowi który trzymała w dłoniach.
Ostrze katany było wyjątkowo dobrej jakości. Oręż ten niewątpliwie był mieczem rodowym, przekazywanym z pokolenia na pokolenie, w znamienitej rodzinie bushi. Albo ukradła, co było mało prawdopodobne, albo pochodziła ze szlachetnej rodziny. Czemu jednak podróżowała sama?
Kazama przez chwilę przyglądał się dziewczynie zastanawiając się co ją tu sprowadza, po chwili jednak schował miecz.
- Pamiętaj że o ile chcesz żyć to lepiej raz wyciągnąć miecz za szybko niż raz za wolno. – powiedział to już całkiem spokojnym głosem po czym odwrócił się by dalej kontynuować podróż do karczmy. Idąc już rzucił jednak jeszcze :
- Nazywam się Sogetsu, i gdybym chciał twojej śmierci nie ratowałbym cię wcześniej.
Dziewczyna spurpurowiała na twarzy, trochę z wściekłości... ale głównie ze wstydu. Niemrawie wsunęła katanę do saya i mruknęła.- Nikogo... nie zabiłem jeszcze Sogetsu-san. Dziękuję za pomoc i lekcję.
- I dobrze dla ciebie, mam nadzieję że unikniesz zabijania w swoim życiu. Życie w pokoju jest dużo cenniejsze niż życie kolejnego mordercy. Najlepiej będzie jak wrócisz do domu i tam pomożesz swoją obecnością. Nie jesteś stąd, problemy tych ziem cię nie dotyczą, więc czemu przybyłeś w tak niebezpieczny region ? - nie zwrócił uwagi na zawstydzenie dziewczyny, nawet nie odwracając się w jej kierunku. Mógł spodziewać się takiej reakcji z jej strony, jednak jego celem nie było zawstydzenie jej.
-Sprawy związane z rodziną i jej honorem. Jestem ostatnim z mej rodziny.-odparła Kisari zaciskając dłonie w gniewie.- A ukrywana jest przede mną prawda o moim bracie. Chcę się dowiedzieć, co się naprawdę wydarzyło. I czemu mam się wstydzić mojego nazwiska. I ukrywać się.
- Dlatego postanowiłaś umrzeć pozostawiając swój ród w niesławie ? - specjalnie użył formy żeńskiej by dać jej do zrozumienia że już dawno się domyślił, że nie jest prawdziwym bushi.
- Nie umiesz uratować samej siebie a chcesz uratować cały swój ród ? Jak już mówiłem wróć do domu i żyj jako człowiek pokoju. Powoli odbudujesz swój ród swoimi czynami sprawiając że sprawy przeszłości nie będą miały znaczenia. - odwrócił się nagle do niej i śmiertelnie poważnym tonem rzekł - Czeka cię tu tylko śmierć, zawróć póki jeszcze ktoś z twojego rodu żyje.
-Nie przyszła... Nie jestem tu, by przelewać krew. Nie przybyłem, by walczyć...- po chwili zorientowała się i rzekła.- Skąd wiesz? Co mnie zdradziło?
- Gdy cię uratowałem, słyszałem krzyk dziewczyny nie walecznego bushi którego zaczełaś zgrywać chwilę później. Twoja gra była nawet zabawna, do czasu gdy powiedziałaś mi że chcesz zginąć, by wyjaśnić tajemnicę. No cóż, chodźmy do gospody dzisiejsza noc była dość męcząca, mam nadzieję że zastanowisz się nad tym co powiedziałem.
-Nie przyszłam tu ginąć. Przyszłam tu odkryć prawdę. Na prowincji też grasują oni. -burknęła bardzo cichutko dziewczyna.- Wiesz co to stracić całą rodzinę. I nigdy nie dowiedzieć się, jaki los ich spotkał? I dlaczego? Wiesz jaki to los, ukrywać imię własnej rodziny?
- Nie mogę ci pomóc z twoimi rozterkami, byłem sierotą nie znającym swojej prawdziwej rodziny, przygarnął mnie obcy klan i wychował jak swojego. Czy nie znajomość swojego pochodzenia jest lepsza niż jej strata ? Może i tak, ale nie jestem mędrcem czy wędrownym mnichem, by roztrząsać takie problemy. - Poklepał dziewczynę lekko po plecach by ją podnieść na duchu. - Żyjemy w czasach w których ludzkie tragedie stały się normalnością. Trzeba nauczyć się by żyć dalej, by samemu wykuwać swój los. Zdaję mi się że gospoda jest już niedaleko, odpoczniesz trochę.
-Moja rodzina miała kilku oddanych przyjaciół w tym mieście. Może oni mi pomogą w odkryciu tajemnic.
-odparła już spokojniejszym głosem Kisari. Po czym dodała.- Dlatego tu przybyłam.
-Mhm - Kazama mruknął już tylko by potwierdzić że słyszał i dalej kontynuował podróż do gospody. A Kisari posłusznie dreptała tuż za nim.

Miasto znała lepiej od jounina, ale bynajmniej nie znała go dobrze. Po kilku minutach jednak Sogetsu zauważył, że Kisari prowadziła go do jego gospody. Zapewne i tam planowała zatrzymać. Lecz gdy zbliżali się do niej, zamarła w zaskoczeniu.
-Yasuro-kun? Co on tu robi. Nie powinien być... na jakiejś misji, czy coś w tym rodzaju?- przestraszyła się nieco. Aczkolwiek przyrostek kun które dodawała do jego imienia, świadczyło o bliskiej zażyłości między nimi.
Tymczasem Yasuro, jeszcze nie zauważył wracającego do karczmy Kazamy i towarzyszącej mu Kisari.
Zamyślony wdychał pełną piersią orzeźwiająco zimne powietrze nocy.
-Nie może mnie tu zobaczyć. Odeśle do domu. Błagam samuraj-sama. Pomóż.- prosiła dziewczyna, kryjąc się za Sogetsu.
Szermierz wyjrzał zza rogu by upewnić się o kim mówi dziewczyna, podrapał się lekko po brodzie i mruknął - Ciekawe... - spojrzał krytycznie na dziewczynę uśmiechając się jednak lekko.
- I w czym ja mam ci pomóc ? Przecież w tak świetnym przebraniu na pewno cię nie rozpozna. - pokpiwał sobie lekko z Kisari wykorzystując sytuację, szybko jednak jego głos przybrał znów poważną barwę - Czemu miałbym ci pomóc ? Odesłanie cię do domu może być dla ciebie najlepszym rozwiązaniem, zresztą mówiłaś, że nie masz rodziny, więc czemu ktoś obcy miałby cię odsyłać ?
-Nie mam rodziny, ale moja rodzina miała przyjaciół. Dastate przygarnęli mnie po ich...-Kisari głos się lekko łamał, gdy to mówiła.-... ale też i kryją mnie przed światem. A ja mam dość już ukrywania się.
- Masz dość ukrywania się a i tak chcesz się ukryć przed Yasuro. Twój los, twoja sprawa ale przeczysz sobie samej. Znasz jakąś inna karczmę do której możesz się udać ? - Sogetsu spojrzał na jeszcze rozgwieżdżone niebo, poszukiwanie tajemniczego cienia nie miało już sensu dlatego mógł poświęcić tej dziewczynie dodatkowy czas.
-To skomplikowane.- odparła Kisari, po czym dodała.-Są jeszcze dwie karczmy w których mogłabym się zatrzymać.
- Dobrze więc, prowadź do miejsca w którym mogłabyś się zatrzymać.

******
Dzień. Younin obudził się jak tylko słońce zaczęło dawać swój pierwszy poranny blask, nie nawykł do długiego snu ale nawet jak na niego tej nocy spał wyjątkowo mało. Postanowił wcześniej jednak odwiedzić tutejsze dojo i miał zamiar wyrobić się nim reszta łowców się zbierze i będą musieli wyruszać. Poruszając się ulicami miasta patrzył jak pierwsi Eta zaczynają zbierać ciała zabitych, za wcześnie jednak było jeszcze na plotki miasto nie rozbudziło się dostatecznie po koszmarze ostatniej nocy. Prócz Eta spotkał jeszcze sporo typków spod ciemnej gwiazdy, złodziejaszków starających się skubnąć coś dla siebie z ciał zabitych. Przypomniało mu to o wydarzeniach w Nagoi gdzie yakuza prosiła go o odnalezienie niejakiego Senzo Kuzai-sana, może mógłby podpytać w dojo o tego człowieka lub złapać któregoś z tych złodziejaszków. Jednak czuł że nie będą oni chcieli z nim rozmawiać i prędzej uciekną nim z nim porozmawiają, nie składał żadnych obietnic że odnajdzie tego Senzo więc nie miał zamiaru uganiać się za nimi. Przypomniało mu się również że obiecał coś przywieźć wnuczce Soena, jednak na to będzie jeszcze czas. Błądził trochę po mieście wiedząc że o poranku włażenie na dachy by się rozejrzeć byłoby niewskazane. Zajęło mu to trochę więcej czasu niż planował ale w końcu trafił na miejsce. Nie wiedziało go może tam spotkać, może uda mu się trafić na poranne ćwiczenia a może dojo jeszcze nie zostało otwarte po wydarzeniach ostatniej nocy. Podszedł jednak i zapukał do drzwi niepewny czego może się spodziewać.
Nikt mu nie odpowiedział, ale drzwi były uchylone. Gdy je lekko otworzył usłyszał trzask uderzających o siebie kawałków drewna. Pewnie odbywały się treningi, lub walki pokazowe. Samo dojo było skromne, choć nie bez powody. Było nowe. Drewno jeszcze nie zdołało obeschnąć. Napis nad dojo nie ściemniał. Sądząc po ustawionej licznie broni ćwiczebnej, nie szkolono tu tylko w walce kataną, ale i włócznią, naginatą i łukiem.
Kazama był coraz bliżej, odgłosów walki i zobaczył. Tutejszego sensei i gromadkę młodych bushi, zapewne uczniów.
Sensei wyjaśniał podstawy kendo. Nagle jego spojrzenie spoczęło na jouninie. I rzekł głośno.-A ty czego tu szukasz?
Nie było w jego głosie ni gniewu, ni prowokacji. Co najwyżej bezczelna ciekawość, wynikająca z pewności siebie.
Jounin ukłonił się grzecznie i odparł stonowanym głosem
- Człowiek całe życie poszukuje wiedzy, jestem ciekaw czy jesteś w stanie mnie czegoś nauczyć. Głupotą byłoby przegapić możliwość poszerzenia swojej wiedzy przy każdej nadążającej się okazji. Czy byłbyś w stanie poświęcić chwilę swojego cennego czasu skromnemu wędrowcowi ?
-Wędrowny mistrz miecza, tak?-rzekł sensei zerkając na tachi. Uśmiechnął się i bokenem wskazał na stojak ćwiczebnym orężem.- Wybierz broń i połóż tam swój miecz.
- Żaden mistrz po prostu człowiek poszukujący wiedzy. - Spojrzał na miejsce wskazane mu przez senseia i z pełnym ceremoniałem odłożył w tym miejscu swoje tachi. Mimo, że najchętniej po prostu rzuciłby je w kąt, to nie chciał wyjść na człowieka bez szacunku dla swojego oręża. Podnosił i chwilę sprawdzał bokeny by wybrać taki który był jak najbardziej podobny do tachii na które został skazany, nie było sensu trenować walki innym rodzajem miecza, większym cięższym czy dłuższym.

Sensei przyjął klasyczną postawę, spokojnym spojrzeniem wpatrując się w przeciwnika. Bokena trzymał pewnie wykonując nim tylko drobne ruchy.- Saitame... Tamura Saitame. A jak ciebie zwą?
Jego ruchy precyzyjne. Jego postawa idealna... i sztywna. Sam Saitame był zapewne doświadczonym wojownikiem, jego zakończoną krótką bródką twarz, zdobiła długa blizna.
Kazama przyjął postawę identyczną jak Tamura przybył tu by się uczyć a nie pokazywać jak sam walczy, chciał zobaczyć jak tutejszy sensei rozpocznie tą pokazową walkę. Mimo to nie usztywniał w równym stopniu co on swojej postawy, nie był przyzwyczajony do takiego rodzaju operowania mieczem wolał by jego ruchy zachowały swoją płynność.
- Sogetsu Kazama i jestem gotów. - odparł czekając na ruch Tamury.
-Uderzam.- krzyknął Saitame. Bokeny zderzyły się ze sobą. I zaczęła się walka. Pierwsze ataki sensei były szybkie, acz delikatne. Testotwał bardziej odruchy Sogetsu, niż atakował. I był zawsze gotów do obrony. Przy czym... Kazama miał wrażenie, że kendo nie jest najlepiej opanowaną sztuką przez Saitame. Był dobry, ale powinien być lepszy. Dopiero później, gdy ataki sensei stały się gwałtowniejsze, Kazama uznał, że Saitame woli broń o większym zasięgu niż katana. Za bardzo się bowiem odsłaniał podczas ataków.
Jounin skupiał się głównie na obronie obserwując styl walki przeciwnika, chciał jak najwięcej nauczyć się z tej walki. Jak na walkę mieczem ciosy Tamury były bardzo mocne ale jego postawa była zbyt sztywna miał trudności z płynnym przejściem z ataku do szybkiej obrony. Miał zamiar wykorzystać ten mankament w stylu walki przeciwnika na swoją korzyść zaczął wszystkie ciosy przeciwnika zbijać ciągle w jedną stronę zamiast parować je siłowo. Po kilku odepchnięciach dodał do swojej taktyki jeszcze jeden ruch nadgarstkiem po sparowaniu ciosu na prawo przesuwał ostrze swego bokena coraz bliżej nadgarstka przeciwnika, wyczekując chwili gdy będzie mógł spokojnie przedłużyć ten ruch w skuteczne cięcie skierowane w przedramię Tamury.
Saitame nie zauważył pułapki, doskakując zbyt pewnie, atakując zbyt agresywnie. Cios bokena Sogetsu, przyjął bez piśnięcia. Choć niewątpliwie go zabolało. Puszczony boken zatoczył w powietrzu łuk i upadł na podłogę dojo. Saitame odskoczył błyskawicznie i uśmiechnął się kwaśno rozcierając drugą dłonią, obolałe przedramię.- Ładny cios. Gratuluję zwycięstwa, poszukujący wiedzy.
I skłonił się uznającswą przegraną.
Kazama odkłonił się przeciwnikowi i poszedł odebrać swój miecz oraz odłożyć boken na miejsce, po drodze podniósł również boken przeciwnika by go odłożyć.
- Dziekuję za poświęcony mi czas sensei, od początku jednak widziałem że miecz nie jest bronią którą upodobałeś sobie najbardziej. Czy będziesz w stanie poświećić mi jeszcze chwilę na rozmowę ?
-Jestem ci coś winien.- odparł z uśmiechem Saitame i skinął głową.- I masz rację. To dojo słynie głównie ze sztuki władania yari. Z włócznią w moich rękach, nie poszłoby, by ci tak łatwo.
Po czym zawołał do - A wy zacznijcie ćwiczyć kata. Imura-kun dopilnuj porządku.
Najstarszy uczeń skinął głową w odpowiedzi.- Hai, sensei.
Po czym wskazał ręką ogródek medytacyjny.-Tam możemy porozmawiać.
Bez słowa skierował się w miejsce wskazane mu przez gospodarza. Na miejscu przez chwile podziwiał kompozycję ogródka po czym odezwał się do Tamury, przechodząc od razu do konkretów :
- Nie jestem tutejszy, ale zauważyłem że wydarzenia wczorajszej nocy w mieście były dość niezwykłe, czy możesz mi powiedzieć co tu się wydarzyło ? Czemu na ulicy jest aż tylu martwych bushi ?
-Mówisz o wydarzeniach wczorajszej nocy?-spytał mężczyzna i wzruszył ramionami.- Jestem samurajem, nie mnichem. Filozofia i ezoteryka nie jest czymś, co... potrafię wyjaśnić. Wiem tylko, że bushi służący pod Jumai Hataro-sama, nagle oszaleli i zaczęli walki w garnizonie. A potem na ulicach miasta. I walczyli z pianą na ustach. -po czym spojrzał ponuro na ogródek przed sobą.- Ponoć to dlatego, że stykali się z oni. Kto wie? Pare demonów już w swym życiu zabiłem i jakoś... żaden mnie nie opętał.
- Demony atakują słabych żerują na ich wadach i przywarach. Widocznie byłeś dla nich zbyt mocnym przeciwnikiem sensei.
-Może. Obecnie na ziemiach Hachisuka oni są jak szczury, są plagą.-odparł samuraj i uśmiechnął się kwaśno.- Nie wiem czemu tylko nas to dotknęło w takim stopniu.
Spojrzał na jounina.- To jednak dobry czas, dla przedsiębiorczych ludzi. Z takimi umiejętnościami, mógłbyś daleko zajść. Nawet zostać dowódcą małego odziału. I otrzymać na własność małą wioskę.
- Może.. kiedyś... - Sogetsu zasępił się lekko przez moment spoglądając na spokojny ogródek który ich otaczał - Nie każdemu jest pisane spokojne życie, sensei. Ja na swój spokój muszę jeszcze zasłużyć. Interesuję mnie jeszcze jedna sprawa, czy słyszałeś może o człowieku zwanym Senzo Kuzai-san ? Podobno zaginął na ziemiach klanu Hachisuka.
-To jakiś bushi? Nie nie słyszałem o nikim takim. Ale kto wie? Demony porywają czasem ludzi. Wielu zaginęło.- sensei zamyślił się i rzekł.- Poślę z tobą jednego z moich uczniów. On zaprowadzi cię do Itachiego. - po czym zaczał tłumaczyć.- Itachi-san odpowiada za porządek na ulicach miasta. Więc może będzie wiedział co z owym Kuzai-san się stało. Jeśli przybył do tego miasta.
- Dziękuję sensei ale niestety nie mam za dużo czasu na zwiedzanie miasta, jeżeli dom tego Itachi-sana znajduję się gdzieś daleko to będę musiał podziękować by nie marnować czasu. Niedługo opuszczam miasto.
-To jak wrócisz.- odparł w odpowiedzi sensei. Po czym rzekł.- O tej porze poszukiwania Itachiego-san trochę by zajęły. Rzadko bywa o tej porze w domu.
- Niestety nie mam na to wystarczającej ilości czasu, jeżeli jednak byś kiedyś spotkał tego człowieka powiedz mu że rodzina się o niego martwi, niech wraca do domu. Jeszcze raz dziekuję za twój wysiłek i poświęcony mi czas. Bywaj sensei. - Sogetsu ukłonił się sztywno i skierował swe kroki ku wyjściu.

Przybył z powrotem do karczmy akurat w momencie gdy reszta drużyny była już prawie gotowa do drogi. W ciszy usiadł pod ścianą karczmy czekając na rozkaz do wymarszu. Ciekawiło go jak zachowa się Yatsuro bez oznaczeń swojego stopnia. Czy mimo że nie nosi monów to w pierwszej wiosce znów powoła się na klanowy glejt ? Pozostało czekać i obserwować.
Podróż przebiegała wyjątkowo cicho i spokojnie. Kazama starał się całkowicie wyciszyć i zastanowić nad jakimś schematem ataków, jeżeli oni byli kierowani przez nieprzychylne siły tak jak było to sugerowane to te ataki muszą posiadać jakiś schemat, nawet te ostatnie szaleństwo bushi w zamku musiało mieć jakiś cel.
Do wioski Oeda dotarli w pięknej scenerii zachodu słońca, jednak otaczała ich tylko martwa cisza. Wioska wydawała się opuszczona, martwa. Ostatnim razem dali się zbytnio łatwo zaskoczyć tym razem nie miał zamiaru popełnić tego samego błędu. Nie należało podkradać się grupowo, Kazama postanowił że poczeka na wzgórzu i będzie obserwował wioskę czekając na sygnał lub jakieś niepokojące wydarzenia. Sama wioska mogła okazać się pułapka, ale przeciwnicy mogli również zaskoczyć ich od strony lasu za wioską.
 
__________________
I wiedzie nas siedem demonów, co nami się karmią...
Cytryn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem