Administrator | Zadowolenie i rozczarowanie...
Te dwa uczucia łączyły się w sercu, ciele i umyśle Celryna, gdy dziewczyna wyślizgnęła się z jego objęć. Dawno nie spotkał tak wprawnej w tej sztuce miłosnej niewiasty i nie miałby nic przeciwko małej powtórce. Albo nawet większej.
No, ale poszła...
Zechce - wróci.
Obrócił się na bok i zasnął.
We śnie ponownie odwiedziła go ciemnowłosa, zgrabna, spragniona pieszczot dziewczyna.
Nawet najbardziej szalone noce nigdy nie skłaniały Celryna do dłuższego niż zwykle przebywania w łóżku. Ta, chociaż śródnocny przerywnik był bardzo miły, to jednak nie stanowił powodu do rezygnacji z owej tradycji. Co innego, gdyby ‘przerywnik’ został do rana... Ale nawet wtedy należałoby wstać i sprawdzić, jak się czuje Auraya. Czy doszła już do siebie po porwaniu i zranieniu.
Odświeżony i ubrany zastukał lekko do drzwi pokoju Aurayi, a potem, nie czekajac na zaproszenie, uchylił drzwi.
- Aurayo? - spytał.
Jako że siostra nie biegała naga po pokoju wszedł do środka.
Nie odwróciła się gdy wszedł, tylko dalej tępo wpatrywała w świat za oknem. Jak niby miała zareagować? Rzucić się w jego ramiona i szlochając obdarzyć go świadomością z kim spędził radosne chwile w łóżku? Zacisnęła dłonie w pięści.
- Chcę żebyś coś dla mnie zrobił - zaczęła, po czym nadal nie odwracając się wskazała dłonią stojącą pod ścianą lutnię. - Spal ją.
- Aurayo... - Celryn wpatrywał się w plecy siostry zaskoczonymi oczami. - Spalić? Twoją ukochaną lutnię? Ża... Co się stało, siostrzyczko? Przecież wczoraj... - Wczoraj Auraya, pierwsze co zrobiła po otwarciu oczu, chwyciła za swój instrument, jakby nie mogła uwierzyć, że jednak go odzyskała.
Skuliła się słysząc jak ją nazwał. Gdyby tylko wiedział...
- Nie nazywaj mnie tak - próbowała zachować spokój. - I zrób proszę o co cię proszę. Jesteś magiem.. Spal ją.
- Tu i teraz? - Patrzył na Aurayę jak na szaleńca. Czego ona, nie mając oczu z tyłu głowy, na szczęście nie widziała. Szaleńcom należało ustępować, nie denerwować ich... ale bez przesady. Szalonych życzeń spełniać nie należało. - Czy zanim zamienię ją w garstkę popiołu zechcesz mi powiedzieć, co się stało?
Innymi słowy, co cię, na demony wszystkich piekieł, napadło?
Przespałam się z tobą braciszku, czy to wystarczy za powód? A może chciałbyś się dowiedzieć skąd ją mam... Jakie czary w niej siedzą... Pewnie że by ci to dzień poprawiło...
- Po prostu ją spal - odparła tylko.
Nie był kapłanem. Nie potrafił powiedzieć, czy Aurayę coś opętało, czy też może któraś klepka zmieniła swoje położenie. Ale Tree traktował Aurayę całkiem normalnie, jak zawsze. A może nawet bardziej serdecznie. Zeskoczył z ramienia Celryna i wpakował się na łóżko, obok siedzącej dziewczyny.
Celryn nic już nie mówiąc chwycił lutnię.
- Niedługo wrócę - powiedział, wychodząc z pokoju. Tree pozostał z Aurayą.
Nawet byle magik, co ledwo liznął sztuki magicznej, wiedziałby od razu, że lutnia ze zwykłym instrumentem ma tyle wspólnego, co różdżka ze byle kijkiem. Wrzucenie w ognisko czy też walnięcie z całej siły młotkiem z pewnością nie przyniosłoby pożądanego efektu. Trzeba było spróbować coś innego...
Przypominało to próbę rozplątania kłębka złożonego z kilkudziesięciu węży, z których połowa lekko licząc była jadowita, a wśród pozostałych kilka było dusicielami. Jak się jednego ruszyło, to od razy pozostałe zaczynały syczeć i usiłowały gryźć. Tu nie starczały jedwabne rękawiczki, a wytrucie całego kłębowiska nie wchodziło w grę.
- Skąd żeś to wzięła, siostrzyczko...? - mruknął Celryn, ponurym wzrokiem spoglądając na lutnię. - Niezły fachowiec spędził nad tym kilka ładnych chwil...
Na szczęście tak zwykle bywało, że psucie czegoś zajmowało mniej czasu, niż tworzenie.
Przeciągły jęk przeszył powietrze, gdy kolejny czar wysupłany został z lutni i przestał istnieć. Celryn wzdrygnął się, gdyż dźwięk kojarzył mu się z duszą skazaną na potępienie. Jego sympatia do twórcy lutni spadła o kolejne kilka stopni. Na szczęście pozostało jeszcze tylko kilka drobiazgów. Potem poprzecinać struny...
Ognisko rozpalone na środku pola buchnęło wysokim płomieniem. Czarny kłąb dymu uniósł się w niebo, by rozpłynąć się w podmuchach wiatru. Płomienie tańczyły jeszcze przez chwilkę na resztkach drewna, które jeszcze niedawno tworzyły zgrabny kształt ukochanego instrumentu Aurayi.
Celryn długim kijem rozgarnął popiół, a potem, na wszelki wypadek, zalał resztki ogniska wodą święconą. Jak powiadają - przezorny zawsze zabezpieczony... |