Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2011, 17:23   #68
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zadowolenie i rozczarowanie...
Te dwa uczucia łączyły się w sercu, ciele i umyśle Celryna, gdy dziewczyna wyślizgnęła się z jego objęć. Dawno nie spotkał tak wprawnej w tej sztuce miłosnej niewiasty i nie miałby nic przeciwko małej powtórce. Albo nawet większej.
No, ale poszła...
Zechce - wróci.
Obrócił się na bok i zasnął.
We śnie ponownie odwiedziła go ciemnowłosa, zgrabna, spragniona pieszczot dziewczyna.

Nawet najbardziej szalone noce nigdy nie skłaniały Celryna do dłuższego niż zwykle przebywania w łóżku. Ta, chociaż śródnocny przerywnik był bardzo miły, to jednak nie stanowił powodu do rezygnacji z owej tradycji. Co innego, gdyby ‘przerywnik’ został do rana... Ale nawet wtedy należałoby wstać i sprawdzić, jak się czuje Auraya. Czy doszła już do siebie po porwaniu i zranieniu.

Odświeżony i ubrany zastukał lekko do drzwi pokoju Aurayi, a potem, nie czekajac na zaproszenie, uchylił drzwi.
- Aurayo? - spytał.
Jako że siostra nie biegała naga po pokoju wszedł do środka.
Nie odwróciła się gdy wszedł, tylko dalej tępo wpatrywała w świat za oknem. Jak niby miała zareagować? Rzucić się w jego ramiona i szlochając obdarzyć go świadomością z kim spędził radosne chwile w łóżku? Zacisnęła dłonie w pięści.
- Chcę żebyś coś dla mnie zrobił - zaczęła, po czym nadal nie odwracając się wskazała dłonią stojącą pod ścianą lutnię. - Spal ją.
- Aurayo...
- Celryn wpatrywał się w plecy siostry zaskoczonymi oczami. - Spalić? Twoją ukochaną lutnię? Ża... Co się stało, siostrzyczko? Przecież wczoraj... - Wczoraj Auraya, pierwsze co zrobiła po otwarciu oczu, chwyciła za swój instrument, jakby nie mogła uwierzyć, że jednak go odzyskała.
Skuliła się słysząc jak ją nazwał. Gdyby tylko wiedział...
- Nie nazywaj mnie tak - próbowała zachować spokój. - I zrób proszę o co cię proszę. Jesteś magiem.. Spal ją.
- Tu i teraz?
- Patrzył na Aurayę jak na szaleńca. Czego ona, nie mając oczu z tyłu głowy, na szczęście nie widziała. Szaleńcom należało ustępować, nie denerwować ich... ale bez przesady. Szalonych życzeń spełniać nie należało. - Czy zanim zamienię ją w garstkę popiołu zechcesz mi powiedzieć, co się stało?
Innymi słowy, co cię, na demony wszystkich piekieł, napadło?
Przespałam się z tobą braciszku, czy to wystarczy za powód? A może chciałbyś się dowiedzieć skąd ją mam... Jakie czary w niej siedzą... Pewnie że by ci to dzień poprawiło...
- Po prostu ją spal - odparła tylko.
Nie był kapłanem. Nie potrafił powiedzieć, czy Aurayę coś opętało, czy też może któraś klepka zmieniła swoje położenie. Ale Tree traktował Aurayę całkiem normalnie, jak zawsze. A może nawet bardziej serdecznie. Zeskoczył z ramienia Celryna i wpakował się na łóżko, obok siedzącej dziewczyny.

Celryn nic już nie mówiąc chwycił lutnię.
- Niedługo wrócę - powiedział, wychodząc z pokoju. Tree pozostał z Aurayą.

Nawet byle magik, co ledwo liznął sztuki magicznej, wiedziałby od razu, że lutnia ze zwykłym instrumentem ma tyle wspólnego, co różdżka ze byle kijkiem. Wrzucenie w ognisko czy też walnięcie z całej siły młotkiem z pewnością nie przyniosłoby pożądanego efektu. Trzeba było spróbować coś innego...

Przypominało to próbę rozplątania kłębka złożonego z kilkudziesięciu węży, z których połowa lekko licząc była jadowita, a wśród pozostałych kilka było dusicielami. Jak się jednego ruszyło, to od razy pozostałe zaczynały syczeć i usiłowały gryźć. Tu nie starczały jedwabne rękawiczki, a wytrucie całego kłębowiska nie wchodziło w grę.
- Skąd żeś to wzięła, siostrzyczko...? - mruknął Celryn, ponurym wzrokiem spoglądając na lutnię. - Niezły fachowiec spędził nad tym kilka ładnych chwil...
Na szczęście tak zwykle bywało, że psucie czegoś zajmowało mniej czasu, niż tworzenie.

Przeciągły jęk przeszył powietrze, gdy kolejny czar wysupłany został z lutni i przestał istnieć. Celryn wzdrygnął się, gdyż dźwięk kojarzył mu się z duszą skazaną na potępienie. Jego sympatia do twórcy lutni spadła o kolejne kilka stopni. Na szczęście pozostało jeszcze tylko kilka drobiazgów. Potem poprzecinać struny...

Ognisko rozpalone na środku pola buchnęło wysokim płomieniem. Czarny kłąb dymu uniósł się w niebo, by rozpłynąć się w podmuchach wiatru. Płomienie tańczyły jeszcze przez chwilkę na resztkach drewna, które jeszcze niedawno tworzyły zgrabny kształt ukochanego instrumentu Aurayi.
Celryn długim kijem rozgarnął popiół, a potem, na wszelki wypadek, zalał resztki ogniska wodą święconą. Jak powiadają - przezorny zawsze zabezpieczony...
 
Kerm jest offline