Administrator | - Cholerna, bezużyteczna magia - mruczał Duncan, gdy Lilianna, łaskawie, po dwóch dniach, pozwoliła mu wstać z łóżka.
- Magia magią, leczenie leczeniem, a głupota, głupotą - odparła elfka, obdarzona, jak wszystkie istoty tej rasy, nie tylko olśniewającą urodą, ale i świetnym słuchem. - Powinieneś wiedzieć, że nie wystarczy zrobić czary-mary, by ktokolwiek stanął porządnie na nogach. To się musi utrwalić. Od cudownych uzdrowień to ja nie jestem. A nie wiem, czy Anarane’a zdołasz nakłonić do osobistej interwencji w twojej akurat sprawie.
Duncan nie odpowiedział, bo i co miał rzec. Lilianna miała oczywistą rację. We wszystkich kwestiach. Ale to wcale nie znaczyło, że musi mu się podobać czekanie i łykanie tych paskudztw, które podsuwała mu specjalizująca się w medycynie elfka.
- To nie ma być smaczne, tylko skuteczne - stwierdziła, gdy Duncan, usiłując zachować kamienną minę, łykał gorzką jak piołun ciecz.
- Przepyszne! - skłamał Duncan. - I jestem pełen wiary w skuteczność tego cudownego specyfiku.
Gdyby mógł, to wymknąłby się na poszukiwanie Wilczki dawno temu, ale Steely i Lilianna chyba czytali w jego myślach i pilnowali go na zmianę, nie dopuszczając do tego, by zrobił jakieś głupstwo.
Wreszcie jednak pozwolono mu, łaskawie, zejść na dół i wziąć udział w małej naradzie.
- Z tego co wiemy - mówił Steely, który rozsiadł się na wiklinowym fotelu - Wilczkę porwała grupa około dwudziestu ludzi. Ze straży Atliona.
Leżący tuż obok krzesła Duncana Pappy potwierdził słowa maga potakujący warknięciem.
- Ruszyli w stronę stolicy - kontynuował Steely, podczas gdy reszta raczyła się średniej jakości owsianką. Mag nie zaliczał się do najlepszych kucharzy. - Po co Atlionowi Wilczka - nawet poddany torturom mag nie nazwałby tego człowieka królem - tego nie wiemy, ale trudno sądzić, by kto inny wynajął tych rzeźników.
~ Ten paskudny metal ~ wtrącił się Pappy..
- Jaki paskudny metal? - spytał Duncan.
- Pappy nie potrafi go nazwać - odezwała się Lilianna. Ta dla odmiany usiadła na parapecie, dzięki czemu Duncan miał okazję od czasu do czasu obserwować jej sylwetkę rozświetloną słonecznymi promieniami. A było na co popatrzeć. - Z pewnością chodzi o dwimeryt.
Nazwa Duncanowi nic nie mówiła, co chyba było widać w jego twarzy, bowiem Lilianna pospieszyła z wyjaśnieniami.
- To taki metal, bardzo rzadko występuje i ma jedną, ważną cechę - prawie całkowicie blokuje magię. Nie można się zmieniać, ani czarować. Przynajmniej większość nie umie. Atlion ostatnio skupował go, gdzie tylko się dało.
- Może chce wydać wojnę magom? - powiedział Duncan.
- Już wydał, chociaż nie oficjalnie - powiedział kolejny uczestnik spotkania, Brutus. - Paru magów, paru druidów zniknęło bez śladu. To z pewnością sprawka Atliona, bo komu innemu by do głowy przyszło coś takiego. Aż dziw, że tobie się udało.
Duncan odruchowo dotknął głowy.
Ostatecznie można było powiedzieć, że mu się udało.
- Będę musiał zobaczyć, co się da zrobić. Jakoś ją uwolnić - powiedział.
- Duncanie... Tylko bądź rozsądny - powiedział Steely. - Wiem, że ją lubiłeś, ale bez szaleństw.
~ Lubiłeś! ~ myślo-warknięcie Pappy’ego było pełne charakterystycznego raczej dla ludzkich istot sarkazmu. ~ Jasne, że musisz poszukać swojej samicy. Nawet jeśli podoba ci się Lilianna.
Duncan nie odpowiedział. Ani na pierwsze, ani na drugie stwierdzenie.
- Dłuższe siedzenie nie ma sensu - powiedział. - Wezmę Pappy’ego i pójdę za nimi. Co prawda mają przewagę, ale na to nic nie poradzimy.
- Ja porozmawiam z innymi magami - stwierdził Steely. - Pomożesz mi, Brutusie?
Zapytany skinął głową.
- Pomogę się wam spakować - powiedziała Lilianna. - A potem odprowadzę was kawałek. Znam parę skrótów. Poza tym obaj jeszcze jesteście moimi pacjentami.
Ani Duncan, ani Pappy nie protestowali. Lilianna nie wyglądała na taką, która uległaby argumentom w stylu “Przecież jesteś kobietą”, cz też "Nie powinnaś się narażać".
***
Ścigani poruszali się szybko, ale Lilianna znała ścieżki i dróżki, z których liczna grupa jeźdźców nie mogłaby skorzystać. A o tym, że są na dobrym tropie przekonali się wieczorem pierwszego dnia.
~ To jeden z nich. ~ Pappy bezceremonialnie obsikał drzewo, na którym wisiał nagi mężczyzna. Nie trzeba było być medykiem by zobaczyć, że śmierć była dla tamtego wybawieniem.
- Ciekawe, co zrobił... - powiedziała Lilianna, oglądając zwłoki.
Z tego, że jeden z kawałków ciała, dość ważny w stosunkach damsko-męskich, miast być na swoim miejscu znalazł się w ustach wisielca można było się domyślić, z czym przewina była związana. Ale z tego, co Duncan słyszał, wojacy Atliona nie przejmowali się czymś takim, jak nakazy moralności.
A zatem?
Jako że żadne z nich nie potrafił przywoływać duchów, rozwiązanie zagadki trzeba było pozostawić na później.
~ Wczoraj rano go zabili ~ poinformował Pappy.
- Niedaleko jest mały strumyk. Dwie godziny odpoczynku - powiedziała Lilianna spoglądając na Duncana. Najwyraźniej spodziewała się protestu z tej właśnie strony. Nie doczekała się. - Potem idziemy dalej. I tak przez Faolę mogą się przeprawić tylko w jednym miejscu.
- A my? - spytał Duncan. Nigdy nie zawędrował w te strony, ale o Faoli słyszał. I o Periboi.
- Mam tam paru znajomych - odparła elfka. - Pomogą nam.
***
W Trzech Dębach, niewielkiej osadzie leżącej nad brzegiem Faoli, niedawny wypadek był głównym tematem wszelkich rozmów. I nawet nie trzeba było wypytywać o wojaków Atliona. Wprost przeciwnie - nawet gdyby kto nie chciał, to i tak by został uraczony barwną opowieścią o tym, jak Periboja zatopiła prom.
I o Jarecie, którego ludzie zaglądali w każdą mysią norkę.
- Pono - sołtys udzielał odpowiedzi za przewoźnika, który nie trzeźwiał od dwudziestu czterech godzin - zgubili kogoś podczas wypadku. A mówilim, żeby nie próbowali... Ale oni by posłuchali... Najmądrzejsi...
- Jeno - ściszył głos do szeptu - uważajcie, pani, na siebie. Wściekli są okrutnie. |