Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2011, 17:32   #54
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Cholerna, bezużyteczna magia - mruczał Duncan, gdy Lilianna, łaskawie, po dwóch dniach, pozwoliła mu wstać z łóżka.

- Magia magią, leczenie leczeniem, a głupota, głupotą - odparła elfka, obdarzona, jak wszystkie istoty tej rasy, nie tylko olśniewającą urodą, ale i świetnym słuchem. - Powinieneś wiedzieć, że nie wystarczy zrobić czary-mary, by ktokolwiek stanął porządnie na nogach. To się musi utrwalić. Od cudownych uzdrowień to ja nie jestem. A nie wiem, czy Anarane’a zdołasz nakłonić do osobistej interwencji w twojej akurat sprawie.

Duncan nie odpowiedział, bo i co miał rzec. Lilianna miała oczywistą rację. We wszystkich kwestiach. Ale to wcale nie znaczyło, że musi mu się podobać czekanie i łykanie tych paskudztw, które podsuwała mu specjalizująca się w medycynie elfka.

- To nie ma być smaczne, tylko skuteczne - stwierdziła, gdy Duncan, usiłując zachować kamienną minę, łykał gorzką jak piołun ciecz.

- Przepyszne! - skłamał Duncan. - I jestem pełen wiary w skuteczność tego cudownego specyfiku.

Gdyby mógł, to wymknąłby się na poszukiwanie Wilczki dawno temu, ale Steely i Lilianna chyba czytali w jego myślach i pilnowali go na zmianę, nie dopuszczając do tego, by zrobił jakieś głupstwo.
Wreszcie jednak pozwolono mu, łaskawie, zejść na dół i wziąć udział w małej naradzie.

- Z tego co wiemy - mówił Steely, który rozsiadł się na wiklinowym fotelu - Wilczkę porwała grupa około dwudziestu ludzi. Ze straży Atliona.

Leżący tuż obok krzesła Duncana Pappy potwierdził słowa maga potakujący warknięciem.

- Ruszyli w stronę stolicy - kontynuował Steely, podczas gdy reszta raczyła się średniej jakości owsianką. Mag nie zaliczał się do najlepszych kucharzy. - Po co Atlionowi Wilczka - nawet poddany torturom mag nie nazwałby tego człowieka królem - tego nie wiemy, ale trudno sądzić, by kto inny wynajął tych rzeźników.

~ Ten paskudny metal
~ wtrącił się Pappy..

- Jaki paskudny metal? - spytał Duncan.

- Pappy nie potrafi go nazwać - odezwała się Lilianna. Ta dla odmiany usiadła na parapecie, dzięki czemu Duncan miał okazję od czasu do czasu obserwować jej sylwetkę rozświetloną słonecznymi promieniami. A było na co popatrzeć. - Z pewnością chodzi o dwimeryt.

Nazwa Duncanowi nic nie mówiła, co chyba było widać w jego twarzy, bowiem Lilianna pospieszyła z wyjaśnieniami.

- To taki metal, bardzo rzadko występuje i ma jedną, ważną cechę - prawie całkowicie blokuje magię. Nie można się zmieniać, ani czarować. Przynajmniej większość nie umie. Atlion ostatnio skupował go, gdzie tylko się dało.

- Może chce wydać wojnę magom?
- powiedział Duncan.

- Już wydał, chociaż nie oficjalnie - powiedział kolejny uczestnik spotkania, Brutus. - Paru magów, paru druidów zniknęło bez śladu. To z pewnością sprawka Atliona, bo komu innemu by do głowy przyszło coś takiego. Aż dziw, że tobie się udało.

Duncan odruchowo dotknął głowy.
Ostatecznie można było powiedzieć, że mu się udało.

- Będę musiał zobaczyć, co się da zrobić. Jakoś ją uwolnić - powiedział.

- Duncanie... Tylko bądź rozsądny - powiedział Steely. - Wiem, że ją lubiłeś, ale bez szaleństw.

~ Lubiłeś!
~ myślo-warknięcie Pappy’ego było pełne charakterystycznego raczej dla ludzkich istot sarkazmu. ~ Jasne, że musisz poszukać swojej samicy. Nawet jeśli podoba ci się Lilianna.

Duncan nie odpowiedział. Ani na pierwsze, ani na drugie stwierdzenie.

- Dłuższe siedzenie nie ma sensu - powiedział. - Wezmę Pappy’ego i pójdę za nimi. Co prawda mają przewagę, ale na to nic nie poradzimy.

- Ja porozmawiam z innymi magami
- stwierdził Steely. - Pomożesz mi, Brutusie?

Zapytany skinął głową.

- Pomogę się wam spakować - powiedziała Lilianna. - A potem odprowadzę was kawałek. Znam parę skrótów. Poza tym obaj jeszcze jesteście moimi pacjentami.

Ani Duncan, ani Pappy nie protestowali. Lilianna nie wyglądała na taką, która uległaby argumentom w stylu “Przecież jesteś kobietą”, cz też "Nie powinnaś się narażać".

***

Ścigani poruszali się szybko, ale Lilianna znała ścieżki i dróżki, z których liczna grupa jeźdźców nie mogłaby skorzystać. A o tym, że są na dobrym tropie przekonali się wieczorem pierwszego dnia.

~ To jeden z nich. ~ Pappy bezceremonialnie obsikał drzewo, na którym wisiał nagi mężczyzna. Nie trzeba było być medykiem by zobaczyć, że śmierć była dla tamtego wybawieniem.

- Ciekawe, co zrobił... - powiedziała Lilianna, oglądając zwłoki.

Z tego, że jeden z kawałków ciała, dość ważny w stosunkach damsko-męskich, miast być na swoim miejscu znalazł się w ustach wisielca można było się domyślić, z czym przewina była związana. Ale z tego, co Duncan słyszał, wojacy Atliona nie przejmowali się czymś takim, jak nakazy moralności.
A zatem?
Jako że żadne z nich nie potrafił przywoływać duchów, rozwiązanie zagadki trzeba było pozostawić na później.

~ Wczoraj rano go zabili ~ poinformował Pappy.

- Niedaleko jest mały strumyk. Dwie godziny odpoczynku - powiedziała Lilianna spoglądając na Duncana. Najwyraźniej spodziewała się protestu z tej właśnie strony. Nie doczekała się. - Potem idziemy dalej. I tak przez Faolę mogą się przeprawić tylko w jednym miejscu.

- A my?
- spytał Duncan. Nigdy nie zawędrował w te strony, ale o Faoli słyszał. I o Periboi.

- Mam tam paru znajomych - odparła elfka. - Pomogą nam.

***

W Trzech Dębach, niewielkiej osadzie leżącej nad brzegiem Faoli, niedawny wypadek był głównym tematem wszelkich rozmów. I nawet nie trzeba było wypytywać o wojaków Atliona. Wprost przeciwnie - nawet gdyby kto nie chciał, to i tak by został uraczony barwną opowieścią o tym, jak Periboja zatopiła prom.
I o Jarecie, którego ludzie zaglądali w każdą mysią norkę.
- Pono - sołtys udzielał odpowiedzi za przewoźnika, który nie trzeźwiał od dwudziestu czterech godzin - zgubili kogoś podczas wypadku. A mówilim, żeby nie próbowali... Ale oni by posłuchali... Najmądrzejsi...
- Jeno
- ściszył głos do szeptu - uważajcie, pani, na siebie. Wściekli są okrutnie.
 
Kerm jest offline