Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2011, 11:12   #201
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Wczesny wieczór 2 września 1921 r. zapowiadał się parno, duszno i wilgotnie. Hiddink po powrocie z rekonesansu w świątyniach nie omieszkał wziąć porządnej kąpieli, by zmyć z siebie bród ulicy i wspomnień przybytku Kali. Czuł jakiś wewnętrzny niepokój. Po prawdzie to cały czas był niespokojny, jednak tym razem poziom podenerwowania narastał nie pozwalając mu w spokoju czekać na kolację.
Zabierając ze sobą niezbędnik turysty w Kalkucie. To jest parasol, korkowy hełm tropikalny i tłumacza po raz kolejny wyszedł na miasto. Skierował się tym razem do ekskluzywnej dzielnicy zamieszkałej przez Europejczyków. Bowiem to czego szukał było zgoła nieosiągalne dla tubylców. Przy King’s Georg Road znajdowała się cała masa sklepów obsługujących bogatszą klientelę. To co interesowało Herberta znajdowało się w sklepie myśliwskim. Chopp bowiem kupił im sztucery Remingtona, lecz nie zadbał o odpowiednią amunicję. Chodziło o pewien wynalazek angielski z zeszłego wieku pochodzący ze zbrojowni Dum Dum niedaleko Kalkuty. Czyli po prostu o specjalną amunicję zadającą zwiększone obrażenia. W działaniach wojennych była ona zakazana przez pierwszą konwencję haską z 1899 r., co nota bene naturalnie nie przeszkodziło Anglikom w używaniu jej przeciw Burom, ale za to w myślistwie święciła swe triumfy. Prócz paczki takich naboi Hiddink dokupił jeszcze lunetę i nóż z piłką.
Tak zaopatrzony powrócił do hotelu na kolację, którą spożył w spokoju.
Przed snem zasiadł przed suto zastawionym stołem. Jednak nie uginał się on pod ciężarem dań, lecz broni. Leżał na nim bowiem rewolwer Webley Mk VI, strzelba Winchester Model 1901 i sztucer Remington Model 8.







Prócz tego stała na stole karafka z brandy i popielniczka z dopiero co zapalonym cygarem. Hiddink cierpliwie i ze znawstwem tematu rozkładał, czyścił i oliwił poszczególne sztuki broni. Nie spieszył się, miał na to cały wieczór.
Gdy skończył poszedł spać i zasnął spokojnie.
Rankiem przy śniadaniu otrzymał niezwykle pomyślną depeszę, która wprawiła go w dobry humor. Otóż Amanda powracała do nich. Najwyraźniej garnizonowy lekarz przecenił powagę jej stanu.
Herbert postanowił udawać, że nadchodzący dzień, jest dniem jak co dzień. Choć pamiętał o przestrodze Garretta postanowił wybrać się poza spokojną enklawę hotelu na bazar, gdzie kupił arbuz wielkości ludzkiej głowy i kilka innych drobiazgów. Zamówioną rykszą udał się za miasto do lasu. Na niewielkiej polance zakupiony owoc umieścił w siatce, którą zawiesił na gałęzi. Wyjął pojemnik z niewielką ilością białej farby i pędzlem namalował na arbuzie oczy, nos i uśmiechniętą buźkę. Odszedł na pięćdziesiąt kroków i z pokrowca wyjął sztucer zaopatrzony w lunetę. Załadował zwykły nabój i przycelował. Choć mierzył w czoło „buźki” kula przebiła owoc poniżej nosa. Hiddink wyjął z kieszeni śrubokręt i dokręcił śrubkę. Druga kula trafiła idealnie w środek czoła. Zadowolony Herbert wprowadził do magazynku nabój ze spłaszczoną główką. Tym razem nie zobaczył gdzie uderzyła kula, gdyż trafiony owoc po prostu wybuchł czerwienią soku i miąższu.
Niebo chmurzył się coraz bardziej. Herbert zwinął się pospiesznie. Gdy powrócił do hotelu pierwsze krople tropikalnej ulewy uderzyły o dach „Marzenia Maharadży”.
Korzystając z zacisza swego pokoju bez pośpiechu spakował swoje rzeczy. Nucąc nieświadomie „āo! Rani Deewana!” z dziwnym natręctwem. Dopiero po jakimś czasie dotarło do niego co robi. Gdy schodził na obiad zaintrygowany zapytał w recepcji, co też te słowa oznaczają.
Zagadnięty recepcjonista chrząknął zmieszany i nieco drżącym głosem powiedział:
- Przybywaj! Pani Szaleństwa.
- Jak miło. –
stwierdził Hiddink z przekąsem.
Choć reszta dnia obfitowała w liczne plany. Hiddink spożywał posiłek z wystudiowanym namaszczeniem. Swój brzuch bowiem traktował z szacunkiem. Nic bowiem nie psuje planów tak jak rozwolnienie, a Herbert musiał jeszcze dziś odebrać Amandę z dworca, wypić popołudniową herbatkę i udać się pierwszą klasą pociągu do Bhubaneswaru. O ile z herbatki mógł, choć z bólem serca zrezygnować, to z reszty w żadnym wypadku.
Cokolwiek by się nie stało jednego był pewien następny obiad przyjdzie mu zjeść w gorszych warunkach.
Zamyślił się nad tym czy zabrał wszystko co potrzeba? Cóż z wyjątkiem granatów i broni przeciwpancernej miał chyba wszystko. W tym przeświadczeniu zakończył danie główne i poprosił o deser.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 08-04-2011 o 11:50.
Tom Atos jest offline