Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2011, 14:15   #202
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/v/X1QqDwRDat4?fs=1&hl=pl_PL[/MEDIA]


Błękitne oczy matki spoglądały na Amandę z czułością, kiedy układała ją do snu. Amanda przytuliła wielkiego pluszowego słonia i dała matce słodkiego buziaka. Tato obiecał zabrać ją jutro do zoo i Amanda nie mogła doczekać się następnego poranka. Zamknęła więc mocno powieki, aby jutro nadeszło jak najszybciej i nawet nie zauważyła kiedy jej mama zamknęła drzwi i zagasiła światło. Jedynie blask księżyca swoją błękitną poświatą przełamywał mrok pokoju.

[MEDIA]http://www.youtube.com/v/1S5a1G6_J9I?fs=1&hl=pl_PL[/MEDIA]


Szepty. Głosy pełne niepokoju, złe, nienawistne. Amanda otworzyła oczy przerażona nasłuchując w ciemnościach.
Amaaaaaandooooooo chodź do nas….. Amaaaaaando gdzie jesteś??? Ona nie chce słuchać!!! Zła, niegrzeczna dziewczynkaaaaa!!!
Chichot. Złośliwy starczy chichot.


Wuj Gordon?? Mamo!! Amanda wyskoczyła spod kołdry i krzycząc pobiegła w stronę drzwi! Mamo! – krzyknęła ponownie. Klamka nie dawała się przekręcić. - Mamo!

Amaaaaandaaaaaaa !! Jesteś nasza!! Choooooodźźźźź !!! Ktoś się zbliżał, ale bała się odwrócić.
Amanda szarpnęła za klamkę z całych sił….

Statek. Była na pokładzie statku, wokół którego szalała nawałnica. Pokładem mocno kołysało i dziewczyna musiała mocno trzymać się barierek żeby nie wypaść za burtę.

- Pozwolisz, że ci pomogę moja droga ? – Amanda obróciła głowę – Herbert???? Uśmiechnięty Hiddink stał z cygarem w ustach trzymając w dłoni smycz, na której prowadził… indyjskiego słonia
- Herbercie ja…- Amanda po raz pierwszy spojrzała na siebie. Stała na deszczu jedynie w zmokniętej koszuli nocnej. Jej nagie ciało było doskonale widoczne spod cienkiej, mokrej tkaniny. Amanda zawstydziła się... Hiddink wyciągnął do niej dłoń szczerząc zęby w lubieżnym uśmiechu… Uciekła przed siebie, znikając za pierwszymi napotkanymi drzwiami.

Z impetem wpadła do…

Wagonu pierwszej klasy pełnego kolorowo i odświętnie ubranych ludzi. Najwyraźniej obywało się tu jakieś party. W tłumie dostrzegła od razu rozbawionych Choppa, Garetta i Lyncha. Ubrani w stroje hinduskie wznosili toast. Nie mogła dostrzec Emily i młodego Włocha. Jakby na zawołanie ktoś złapał ją za rękę. Obejrzała się i dostrzegła roześmianą twarz Emily.

- No nareszcie! – powiedziała do Amandy – przebierałaś się chyba ze trzy godziny, a małpy czekają.
- Jakie małpy? – Amanda czuła się zdezorientowana
Jej pytanie spowodowało, że nagle wszyscy zebrani zamilkli spoglądając na nią ze zdziwieniem.
- Jak to? Główna atrakcja wieczoru, a ty zadajesz głupie pytania Darling – zaśmiała się Emily. Goście zawtórowali kobiecie pokazując palcami na Amandę i szepcąc do siebie.
- No moi kochani, czas na nasze show. – Emily pociągnęła Amandę za rękę i przeszły razem z do kolejnego przedziału. Był nim wagon restauracyjny. Młody Luca w stroju kelnera prowadził gości po kolei do okrągłych stolików.
Amanda usiadła dalej nie rozumiejąc co się dzieje.

Wtedy wprowadzono Victora i Vincenta i usadzono ich ze związanymi dłońmi przy stolikach. Vincenta?? Przecież…

- Emily co tutaj…? – spojrzała na kobietę, która trzymała w dłoni błyszczącą maczetę.
- Czyń honory Amando – powiedziała Emily oblizując wargi i wręczając Amandzie broń. – Tylko szybko, bo jesteśmy głodni – jej głos brzmiał jak rechot starej wiedźmy.
- Tak! tak! - skandowali zebrani ludzie – Zabij ich, chcemy mięsa, chcemy świeżej krwi. Dm Kleem Kah-lee-kah-yea Nahm-ah-hahl !!
Amanda patrzyła z niedowierzaniem w ich wykrzywione i żądne mordu twarze.

- Victor! Vincent! Nieeeeee!!!

Dm Kleem Kah-lee-kah-yea Nahm-ah-hahl !!! – dźwięki jakiejś dziwnej mantry brzmiały coraz głośniej.

- NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!





Amanda otworzyła oczy, leżała w szpitalnej sali, a nad nią pochylał się wąsaty mężczyzna…

- Witamy w Naghpur Panno Gordon. Nareszcie się Pani obudziła.


***


<<3 dni później>>


Miarowy stukot kół pociągu, gwar siedzących w przedziale osób i krajobrazy skąpane w indyjskim, popołudniowym słońcu, migające w oknie pędzącego pociągu były pierwszym co zarejestrował wyrwany nagle z głębokiego snu umysł Amandy. Z na wpół opuszczonymi jeszcze powiekami powiodła wzrokiem po przedziale. Siedzący obok angielscy oficerowie, rozmawiali ożywionym głosem o czymś, mocno gestykulując.
Z głębi przedziału słychać było radosny śmiech młodej dziewczyny siedzącej kilka miejsc dalej, a za oknem przesuwały się krajobrazy mijanych wiosek położonych na wzgórzach porośniętych bujną indyjską roślinnością.

Amanda wykorzystywała każda minutę jazdy na sen. Doktor Simons zalecił jej dużo odpoczynku, a kobieta słuchała go, choćby dlatego, że nie miała zamiaru być zawadą w wyprawie. Minęły dopiero 3 dni od kiedy wybudziła się ze śpiączki, ale jakoś udało jej się przekonać lekarza, że nadaje się do dalszej drogi. Jej młode ciało szybko regenerowało siły, jedynie głowa jeszcze trochę bolała. Nabiła sobie porządnego guza w czasie wypadku w pociągu i rozcięła łuk brwiowy, jednak i tak miała wiele szczęścia. To jej przypomniało o zaleceniach doktorka. Amanda sięgnęła do podręcznej torby i wyjęła proszki przepisane przez lekarza. Połknęła jeden popijając herbatą serwowaną w pociągu specjalnie dla obcokrajowców.

Sam wypadek zacierał się w jej pamięci. Pamiętała zgrzyt hamulców i to że nagle znalazła się w powietrzu. Potem była już tylko ciemność. Nie miała pojęcia jak znalazła się w szpitalu ani jak wyglądała akcja ratunkowa. Opowieści lekarza i notatki z własnego dziennika jakoś nie dawały jej pełnego obrazu. Musiała dowiedzieć się wszystkiego z pierwszej ręki. Od swoich towarzyszy...

Amanda sięgnęła pamięcią do dni sprzed wypadku. Nie była im wielką pomocą w tych ostatnich dniach. Męczyły ją koszmary senne, źle znosiła zmianę klimatu, coraz bardziej wątpiła w powodzenie misji. Wycofywała się zamykając się w sobie i myślała o wyjeździe. Dopiero wypadek, a właściwie sny i majaki, które pojawiały się w jej głowie w czasie kiedy była nieprzytomna uświadomiły jej, że przecież nie o nią chodzi w tej całej sprawie. Była coś winna Victorowi, ale nie tylko dlatego zdecydowała się na wyjazd.
Chciała wiedzy wykraczającej poza umysły ludzkie. Chciała… musiała zgłębić tajemnice dla której jej kuzyn stał się mordercą i być może zgłębić tajemnicę śmierci jej rodziców i wuja.
Amanda poprawiła spodnie, które przywdziała od momentu pojawienia się w Indiach. Była gotowa na spotkanie tajemnicy przez wielkie T. Była gotowa powstrzymać to co knuły ghoule. Była…. Zdeterminowana. Tak, to było właściwe słowo.

Kobieta spojrzała na zegarek. Za chwilę pociąg wjedzie na stację w Kalkucie. Odetchnęła z ulgą i lekko rozluźniła dłonie zaciśnięte na torbie. Podróż koleją przywoływała złe wspomnienia, ale nic nie było w stanie powstrzymać jej zapału.

Lokomotywa zagwizdała kilka razy, pociąg wyraźnie zwolnił i powoli wtoczył się na stację kolejową…
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline