Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2011, 15:44   #22
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Słowa Alana zawisły w powietrzu, nikt ze zgromadzonych nie zdecydował się na zabranie głosu w tej sprawie, być może wciąż się jeszcze wahali albo też postanowili zostawić to komuś innemu. W każdym razie Lisbon oczekiwał, iż ktoś zareaguje na jego propozycję. Pilot potrzebował lekarstw, tego był pewien, każda chwila zwłoki, ich brak zdecydowania i wątpliwości przybliżały tego człowieka do stanu, w którym nie mógłby go już uratowć bez specjalnego wyposażenia. Był lekarzem, składał przysięgę Hipokratesa i zawsze pomagał ludziom, nie był może człowiekiem szczerozłotym, lecz nie porzuciłby tutaj tego mężczyzny na pastwę losu. Czy to właśnie rozważali pozostali? Spojrzał na Tommyego, jego nieobecne spojrzenie i nerwową minę znał już doskonale, on pewnie zostawiłby tutaj pilota i spróbował na własną rękę uciec z miasta, wiedział jednak, iż nie zrobi tego dopóki on będzie chciał ratować chorego.

Ciężką ciszę przerwała Genevieve, która błyskawicznie wpadła do pomieszczenia, wystarczyło na nią spojrzeć by wiedzieć, iż wydarzyło się coś złego. Kobieta złapała haust powietrza, wszystkie oczy były teraz wlepione prosto w nią.

- Co się stało? - spytał Alan podnosząc się od pacjenta.

Drzwi otworzyły się z hukiem, nim Lesage zdążyła w ogóle otworzyć usta by odrzec coś, wśród nich znalazł się również Freddy, oddychał ciężko i chyba starał się coś powiedzieć, jednak z trudem łapiąc oddech nie był do tego zdolny. Widząc, iż jeszcze przez moment nie wykrztusi z siebie ani słowa, machnął jedynie ręką i oparł się o jedną z konsol. Alan bacznie mu się przyjrzał, na pierwszy rzut oka na szczęście nie widział żadnych ran, co oznaczało, iż po drodze nic ich nie dopadło.

- Co się stało? - Alan powtórzył pytanie tym razem bardziej zdenerwowanym tonem, nie za bardzo wiedział w końcu czego może się spodziewać.

- Dlaczego mam złe przeczucia? - wtrącił Tommy podnosząc go góry swoją broń, wyglądał jakby lada moment chciał jej użyć.

- Nie machaj nam tym przed nosem z łaski swojej - skarciła go Genevieve między jednym głębokim oddechem a drugim - No i - zrobiła krótką pauzę i spojrzała na Freddyego - chyba mamy spory problem.

- Cała... masa... zombie... -
wydusił motocyklista z pewnym trudem - Zmierzają w kierunku... lotniska... i mogą nas odciąć.

- Zombie... -
wolno powtórzył za nim Alan na moment się zamyślając - W takim razie chyba już przesądzone, musimy się wydostać zanim będzie za późno. Mamy chorego, który potrzebuje leków, więc powinniśmy skierować się do apteki. Potem ratusz, może ktoś tam się schronił. - Przerwał na moment. - Oczywiście ja to tak widzę, nie narzucam niczego, ale chyba nie powinniśmy się rozdzielać.

- Wspaniale, więc wracamy do miasta
- burknęła Lesage z wyraźnym niezadowoleniem - Jakieś inne propozycje? - spytała, chyba mając nadzieję, że ktoś wymyślił lepszy plan.

- Wycieczka do piekła moje Słoneczka - wypalił bez zastanowienia Tommy - Nikt was do niczego nie zmusza, możecie spytać tamtych "Móóózg" cwaniaczków.

- Pieprzyć ratusz - rzucił Freddy najwyraźniej wracający już do poprzedniej kondycji - Równie dobrze można tutaj zostać, na jedno wyjdzie. Proponuję uciekać poza miasto i to jak najszybciej.

- Bez leków ten człowiek nie wytrzyma długo -
twardo tkwił przy swoim Lisbon - Poza tym my też potrzebujemy zapasów, co jeśli nie tylko Carson jest zagrożone? Na jak długo wystarczy ci naboi i benzyny?

- Jak już mam o kogoś się troszczyć, to nie o człowieka, który już jedną nogą jest w grobie. - Jasno postawił sprawę Freddy, Alan nie mógł się z nim zgodzić, szczególnie, iż pilot wciąż miał spore szanse na przeżycie, potrzebowali jedynie odpowiednich środków.

- Nie bardzo uśmiecha mi się powrót do miasta. Ale jego - Genevieve wskazała na chorego - nie możemy chyba tak zostawić. No i jest pilotem. I faktycznie przydałyby się nam jakieś zapasy. Swoją drogą czy na całym cholernym lotnisku nie ma żadnej apteki?

Tommy spojrzał najpierw na Lesage, która najwyraźniej nie była zachwycona jego towarzystwem, a następnie na Kida. Wydawało się, że chłopak lada moment może wybuchnąć, rozważanie dalszych losów ojca, w tym zakładanie również jego porzucenia, mocno się na nim odbiły. Dzielnie starał się skrywać swoje zdenerwowanie, ale ściskał pięści już tak mocno, że zaczynały pojawiać się zaczerwienienia.

- Nie ma żadnej apteki - stwierdził najspokojniejszym tonem na jaki mógł się teraz zdobyć Kid - Jestem pewny, przeszukiwałem całe lotnisko w poszukiwaniu jedzenia i... różnych drobiazgów. Nie możecie zostawić Jakea... Po prostu nie możecie... Proszę weźcie nas ze sobą!

W jego głosie dało się słyszeć zbliżającą się wielkimi krokami panikę, desperacko błagał ich o to, by zaufali swemu sercu, a nie instynktowi. Starał się zachować przy tym twarz, jednak uważny obserwator na pewno dostrzegłby zbierające się w jego oczach łzy. Należało podjąć decyzję, Alan nie miał zamiaru ich zostawić, jednak pozostali mogli mieć swoje zdanie na ten temat. W razie potrzeby zajmie się sprawą sam.

- Freddy nie zgrywaj się na większego skurwiela niż jesteś - przemówił Duży Bob podchodząc do Kida i klepiąc go pokrzepiająco po ramieniu - Nie bój się mały, zrobimy co w naszej mocy żeby uratować twojego tatę, prawda?

- Niech będzie, ale pośpieszmy się do cholery -
zgodził się wreszcie Crown, choć wyraźnie nie był z tego powodu zadowolony - Ale zatrzymujemy się tylko przy najbliższej aptece i stacji benzynowej. Jeśli chcecie pakować się do miejskiego ratusza to na własną rękę.

- Zbieraj się młody.
- Geneieve uśmiechnęła się do Kida.

- Skoro póki co mamy tę kwestię za sobą - zaczął niepewnie Alan - Przydałaby mi się pomoc, będziemy musieli przenieść go do auta jak najszybciej. Kid nie martw się, nie zostawimy was. - Nachylił się nad chorym mężczyzną, a następnie spojrzał na Dużego Boba. - Pomożesz?

Chwilę później razem z motocyklistą zmagał się z bezwładnym pilotem, musieli działać szybko, Freddy i Tommy bacznie się rozglądali i osłaniali ich podczas opuszczania lotniska. Błyskawicznie dotarli do swoich pojazdów, Alan z pomocą Dużego Boba położył chorego na tylnym siedzeniu swojego auta, Kid również jakoś się tam zmieścił upierając się, iż pozostanie przy ojcu. Następnie Freddy ze swym przyjacielem zajął się motocyklami, zaś Genevieve zapakowała swoją rodzinę do samochodu. Byli niemal gotowi do odjazdu, a cała akcja zajęła im ledwie kilka minut.

- Wiesz co robisz? - spytał Tommy opierając się o maskę auta.

- Taką mam nadzieję - odparł Alan idąc w kierunku drzwi - Wiesz jak się tym posługiwać?

- Tym? - Tomble podniósł do góry m14. - Parę razy byłem z takim jednym bogaczem na polowaniu. Poza tym - przyłożył karabin do policzka i udał, iż poszukuje celu - szybko się uczę stary.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=anl8t2ZYluk[/MEDIA]

Lisbon zajął miejsce za kierownicą, chwilę później obok niego usiadł również Tommy, silnik odpalił i ruszyli jako pierwsi. Lotnisko wyglądało całkiem spokojnie, nic nie zapowiadało zagrożenia, przez chwilę myśleli nawet, że Freddy i Genevieve się pomylili. Potem jednak Tomble zobaczył po prawej pierwszą grupkę zmarłych, udało im się poradzić z ogrodzeniem i teraz zaczęli się gromadzić na jednym z pasów startowych. Przed samą bramą również nie było za dobrze, banda była mniejsza, lecz mimo wszystko niebezpieczna. Szczególnie dlatego, iż brama wciąż była zamknięta. Alan zahamował ostro. Dwa motocykle wyprzedziły jego auto, Freddy i Duży Bob poderwali się błyskawicznie i naparli mocno by otworzyć przejście. Zombie szybko zorientowały się w sytuacji i zaczęły zbliżać się w ich kierunku. Udało im się otworzyć bramę na tyle, by przejazd aut był już możliwy, ponownie wskoczyli na swoje maszyny.

- Trzymaj się Kid! - krzyknął Alan i dodał gazu.

Opony zapiszczały, a po chwili samochód ruszył i po przejechaniu przez bramę wbił się w grupkę trupów siejąc popłoch w jej szeregach i odrzucając część z nich na boki. Freddy i Duży Bob od razu postanowili to wykorzystać i wyjechali następni, ostatnia była Genevieve. Pędem ruszyli w kierunku miasta.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline