Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2011, 20:59   #535
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Mariposy Averenestil i Derricka Talbitt

lipiec, okolice miasteczka Ostrokół, Rivia

Wybawcy Mariposy, teraz gdy po pierwszym szoku dziewczę mogło im się dokładniej przyjrzeć, byli gromadką cokolwiek nietypową. Mężczyzna, choć i na drugi rzut oka niewątpliwie przystojny, nie wyróżniał się zanadto poza tym, że w nieludzkim towarzystwie się obracał. Reszta, to już jednak inna sprawa.
Krasnoludy, barczyste, niskie i brodate, wyglądały jak wszyscy członkowie ich rasy, absolutnie tak samo, toteż trzeba się było doszukiwać jakiś szczegółów w celu ich rozróżnienia.


Drunin włosy miał stosunkowo krótkie, a już z pewnością krótsze od jego imponującej brody w której z powodzeniem mogłoby zamieszkać stadko wiewiórek. W swej postawie był otwarty, a i gadatliwy. Najprościej jednak było go identyfikować jako Drunina po temblaku, na którym trzymał jedną ze swych rąk. O powód kontuzji nie wypadało jednak tak ni z tego, ni z owego pytać.
Gurd był zaś bardziej milkliwy i zdystansowany. Elfka nie mogła pozbyć się wrażenia, że brodacz rzuca na nią co jakiś czas czujnym okiem.


O ile oczywiście dało się to oko wyłowić spod skołtunionych włosów, które sterczały Gurdowi we wszystkie strony. No chodzący stereotyp wyglądu krasnoluda w ludzkim ujęciu- brudny, mrukliwy, na bakier z grzebieniem czy higieną. Ale pozory przecież często mylą.

No i pozostawała jeszcze ta, którą nazywano Liliel. Półkrwi elfka, czego ukryć w żaden sposób nie szło. Smukła bowiem była po swym nieludzkim rodzicu, jej spiczaste uszy doskonale były widoczne dla każdego kto chciał patrzyć, bowiem dziewczyna włosy miała zebrane w dwa, ciasne warkocze, tak że żadne kosmyki uszu wspomnianych nie zakrywały.
Liliel w milczeniu jechała z przodu, przez ramię nie oglądając się ani razu, tylko bacznie patrząc przed siebie, by konia nie wprowadzić w jakieś wertepy, albo na włażące na drogę korzenie. Ogólnie półelfka sprawiała wrażenie chłodnej i nieprzystępnej. Co jeszcze potęgował krótki miecz, przy pasie przez nią noszony. Jej towarzysze uzbrojeni zresztą byli także- miecze, topory. No wypisz, wymaluj zgraja zabijaków.

-Skoroś bardko była w Myvie- ni z tego ni z owego zagaił krasnolud z ręką na temblaku. -To musi widziałaś całą dziwkarską rewoltę, co się tam odbyła. To musi być dopiero zabawna historia. Bo jak przejeżdżaliśmy przez miasto, tom tam widział takie babskie galoty nad bramą...
-Drunin!- syknęła jednak półelfka, głośno na tyle, że jedna biedna i zdezorientowana hałasem sowa poderwała się z gałęzi do lotu. Ofuknięty zaś brodacz zamilkł jak smagnięty biczem, co sytuacją było niespotykaną. No bo jakże to? Krasnolud pod pantoflem? I to jeszcze w połowie elfim?

(...)

Miasteczko Ostrokół znajdowało się dość blisko miejsca, w którym Derrick ze swą kompanią napotkali niedoszłą nieboszczkę. Skąd się nazwa wzięła to nietrudno było zgadnąć, miasteczko otoczone było bowiem solidną drewnianą palisadą. Zapewne tylko dlatego, że zewsząd w koło otaczał je las, z którego leniwi Rivijczycy mogli zebrać materiał na budowę.


Bramy wjazdowej strzegł zaś strażnik, nadzorowany z jej szczytu przez łucznika. Pora do wczesnych się w żadnej mierze nie mogła zaliczać, to i przekonanie wartownika aby przyjezdnych puścił, wymagała od Talbitta odrobiny czasu i dyplomacji. Ot, dość by spostrzegawcza Mariposa zdążyła odczytać treść kartki przybitej gwoździem do palisady.

Cytat:
Strzeżta się demonów rozpusty i wszeteczeństwa
Kiedy już wszyscy znaleźli się po właściwej stronie bramy, można było ocenić jak się Ostrokół prezentuje. A prezentował się całkiem nieźle. Kimkolwiek był zasadźca, nie planował układu ulic po pijaku, bo były równiutkie jak od linijki- równoległe i prostopadłe tworzyły szachową siatkę. Domy były głównie drewniane, z rzadka kamienne i murowane.


Zaś karczmami mieścina mogła się pochwalić dwiema. Skoro wybór nie był przesadnie rozległy, to i nie trzeba się było długo zastanawiać, którą wybrać- tę, która była najbliżej. Zostało więc tylko pozostawić konie w stajni i ruszyć na spotkanie z kolacją, rozmowami a potem z łóżkiem na tyle wygodnym, na ile sakiewka pozwoli.

do Rennarda de Falco

czerwiec, miasto Aldersberg, Aedirn

Pierwsze pukanie nie przyniosło jednak pożądanego efektu. Rennard zdecydował więc, że zapuka jeszcze raz, a jak znowu nic się po tym nie stanie, to sobie pójdzie. Próbował dostarczyć gwóźdź, nie wyszło, nie jego wina. I jak na złość, kolejnemu 'puk, puk' odpowiedział zaspany głos.
-Kto się dobija, do cholery? Już idę.- Nie trzeba być znawcą ludzkiej psychiki, by się domyśleć, że imć Bekker z budzenia w środku nocy zadowolony nie był. Jego napuchłe z niewyspania oczy, kiedy już drzwi otworzył, pałały jedynie serdeczną nienawiścią do Rennarda.
-Czego kurwa?
-Bekker Mikula?- Rennard spytał zimnym tonem głosu, nie przejmując się serdeczną nienawiścią w oczach. A bardziej posturą mężczyzny, która z pewnością była solidniejsza, niż ta szpiega. Życie spędzone na uczciwej i ciężkiej pracy porządnie przecież hartuje.
-I co z tego?
O ile rzeczywiście była uczciwa... tego akurat nie był pewien. De Falco spojrzał w oczy mężczyzny i wyciągnął gwóźdź.- Przesłanie mam dla pana.
Pokazał mu przedmiot i schował w dłoni sięgając przy okazji po sztylet, ukryty w rękawie. By móc go użyć w razie kłopotów.
Mężczyzna, o ile dało się to ocenić w marnych warunkach oświetleniowych, zbladł.
-Ale jak to kurwa? Jeszcze mam dwa dni. Nie tak się kurwa umawialiśmy.
- Sytuacja się zmieniła. Nas naciskają. My naciskamy na was -mruknął De Falco spokojnym tonem wpatrując się w oczy rzemieślnika.-Postarajcie się by wszystko było gotowe na jutro wieczór. Bo inaczej, może zrobić się wszystkim niewesoło.
-Co?- wybełkotał zdezorientowany Mikula.
-Postarajcie się na jutro, dobry człowieku- odparł spokojnym tonem de Falco.
Po czym dodał już zimniejszym tonem.- Najpóźniej.
-Nie... nie rozumiem.
-Gwóźdź rozumiesz. Więc pospiesz się z resztą-mruknął de Falco.
Na twarzy, nad wyraz prostej zresztą, Bekkera wyraz się cokolwiek zmienił.
-Ktoś pan w ogóle jest?- zapytał, z wyraźnie mniejszym przestrachem jak na początku.
-Tego wiedzieć nie musisz. Wystarczy, że wiesz kto mnie przysyła-odparł Rennard.
-Taa? A pewny bym wcale nie był- cwaniakowato odparł mężczyzna.
Sztylet nagle pojawił się w dłoni Rennarda. A dłoń błyskawicznie przesunęła się w kierunku krocza mężczyzny. Ostrze dotknęło owego miejsca bardzo wyraźnie.- Drgnij choć odrobinkę...a swoje jaja będziesz zbierał ziemi.
Odruchy zadziałały u Mikuły znacznie szybciej niż mózg, dzięki czemu rzucił się w tył drąc się ile sił: 'mordują'!

Ostrze przeszyło powietrze i wbiło się w drewno podłogi pomiędzy nogami mężczyzny. A kolejne sztylet pojawił się w dłoni de Falco, który rzekł dość głośno.- Ryknij jeszcze raz jołopie. A rzeczywiście cię zabiję. Morda w kubeł, gdy do ciebie mówię.
No i na prostej twarzy imć Bekkera znowu pojawiła się ta bladość nienaturalna, a krzyk zamarł mu w gardle w jednej chwili.
-A teraz słuchaj i staraj się zapamiętać -de Falca lekko poruszał sztyletem, niczym fakir piszczałką przed pyskiem kobry.- Wiesz co masz robić i wiesz, że już nie masz czasu.- Spojrzał w oczy rzemieślnika.- Nie chcesz chyba, żebym tu wrócił... niezadowolony?
-Nie, nie, nie, nie - wydukał z siebie. A gdzieś z przeciwległej strony ulicy dobiegł zainteresowany okrzyk 'Co tam się dzieje?'.
- To powiedz co masz zrobić i kiedy to zrobisz-uśmiechnął się de Falco i dodał złowieszczo.- I niech mnie ta odpowiedź zadowoli.
-Co?- bąknął przerażony i zupełnie zdezorientowany mężczyzna.-Nic nie rozumiem. Ktoś pan, czego pan kurwa chcesz?
De Falco, był lekko poirytowany. A najbardziej tym, że nie wiedział po co właściwie został tu przysłany. Sztylet został wsunięty za pas. W dłoni Rennarda pojawił się ów gwóźdź. Uśmiechnął się do przerażonego chłopa i rzekł.-Łap.
Po czym rzucił gwóźdź w jego dłonie.
Mikula wyglądał, jakby ten gwóźdź palił go żywym ogniem. Zaprawdę smutny widok reprezentował sobą ten wybudzony ciemną nocą i sterroryzowany człowiek. A jakby jeszcze takich widoczków było mało, to ktoś się najwyraźniej jego wcześniejszym okrzykiem żywo zainteresował, bowiem odgłosy ciężkich kroków zbliżały się do nieciekawego domostwa Bekkera.

De Falco zaś kulejąc zaczął się oddalać. Przez ramię zaś rzekł do chłopaka.-Odeślij ich do domu. Nie mam ochoty nikogo zabijać. Przynajmniej tej nocy.

Kroki swoje skierował Rennard ku swojemu nowemu "szefowi". Wszak prawdopodobnie chciałby się dowiedzieć, że zlecone zadanie zostało wykonane bez komplikacji. A przynajmniej tak się szpiegowi zdawało. Dalej bowiem nie miał pojęcia o co w tym wszystkim chodziło. Nie został co prawda zaatakowany, czego się trochę spodziewał, ale to wcale nie oznaczało, że cała ta wyprawa nie była jedną wielką pułapką. Oby całe powzięte przez de Falco ryzyko się na końcu opłaciło.
Noc robiła się coraz ciemniejsza i ciemniejsza, a ulice były absolutnie wyludnione kiedy szpieg dotarł pod dom Sothermeiera. Jedynie łuna paleniska przy świątyni Wiecznego Ognia pozwalała orientować się w topografii miasta. Rennard załomotał do drzwi i czekał cierpliwie aż mu otworzą. Brodaty osobnik, który to w końcu zrobił zdawał się być tym samym krasnoludem, co ostatnio. Z drugiej strony- oni wszyscy pod tymi brodami wyglądali tak samo.
-Po prośbie, czy guza szukasz?- zapytał przyjacielsko 'odźwierny'.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 11-04-2011 o 20:53.
Zapatashura jest offline