=Poranek=
Aler przeciągnął się z z głośnym stęknięciem.
Dawno tak nie chlał.
Spojrzał na towarzyszy, którzy jęcząc i kląc przeżywali ciężką konfrontację z przeciwnikiem, który obalał największych herosów. Imię jego jest : poranny kac.
Co za szczęście, że w dużynie Yahel nauczono mnie nie tylko walczyć... - pomyślał, po czym uśmiechnął się do siebie.
Wciągnął gacie na nogi i już chwilę później był w gabinecie Matki, razem z innymi.
"Mistrz Egzorcysta. On prędko nie przybędzie. Coś go zatrzymało cztery dni drogi stąd. Dzisiaj rankiem przyjechał goniec Południowym Traktem. Przywiózł list z pieczęcią egzorcysty. Jak tu pisze, Mistrz został ranny podczas próby odczarowania opętanej przez biesa dziewczynki."
Terez głośno wypuścił powietrze z płuc. Kiedy ostatnio wiadomość od jakiejkolwiek kobiety tak go uszczęśliwiła ?
Pewnie mu jaja odgryzła, dobrze mu tak, hehe.
Cypryan ? Niee... opętania to częsty przypadek... po prostu chyba jestem ulubieńcem bogini Fortuny...
Uśmiechnął się, przeczesując dłonią swoją jasną grzywę. Nie słuchał reszty ględzenia, zajmował się raczej opanowaniem ogarniającej go euforii...
=Ścieżka=
Terez znał wielu krasnoludów. Lubił tą rasę - mocni wojownicy, prawdziwi twardziele, wytrzymałości i uporu tylko pozazdrościć. Fungi był typowym krasnoludem. Z jednym wyjątkiem - był cholernym gadułą.
Starając się nie zwracać uwagi na wywody krasnala, Terez przyglądał się Viranie...
Cokolwiek by o niej nie powiedział, nie myśłał o niej... aż tak źle.
Skupienie na rytmicznie kołyszących się biodrach czarodziejki zakłócił hałas.
Dziki.
Zanim zdążył zorientować się w sytuacji, bronie zaczęły wirować, raniąc bestie, jakaś strzała przeszyła powietrze.
Terez szybkim, wytrenowanym ruchem chwycił swą "gwiazdę zaranną" i skoczył ku zwierzom.
- Ha! To lubię ! Żryjcie piach, skurw...
[Rzut w Kostnicy: 15]
<porażka>