Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2011, 23:44   #61
Zekhinta
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Bree
Dearbhail nie była by sobą, gdyby nie zaspokoiła ciekawości. A przede wszystkim nie mogła wysiedzieć na miejscu, gdy ktoś jej to nakazał, nie podając ważnego powodu....

- Hej! O co chodzi, gdzie jedziesz? - syknęła za Golinem, po czym nie czekając na odpowiedź skierowała za nim konia. Ledwo dogoniła mężczyznę, już drogę zagrodziło im czterech oprychów. Dearbhail wzdrygnęła się lekko. Już dość dziś widziała bijatyk, nie miała zamiaru być świadkiem, a co ważniejsze uczestniczyć w kolejnej.

Jednak po chwili już było za późno na takie rozważania. Z trójką Golin rozprawił się szybko. Zbyt szybko, jak na gust Rohirki. Gdy odwróciła twarz od jej towarzysza zobaczyła, że ostatni z napastników zbliża się w jej stronę. Nie wiedziała, czy to ona, czy Hazelhoof, ale koń momentalnie obrócił się tyłem do atakującego i poczęstował go mocnym kopnięciem. Dziewczyna spojrzała na bezładne ciało oprycha, lezące w śmieciach i czuła dziwne gorąco w żołądku. Nachyliła się do końskiego łba i szepnęła krótkie: Nie rób tak więcej!, klepiąc zwierzę po karku. Zmiana pozycji spotęgowała jednak nieprzyjemne uczucie w żołądku. Dziewczyna wyprostowała się szybko i odetchnęła kilka razy. Spojrzała na Golina i scenę, rozgrywającą się naokoło niej. Dopiero teraz, gdy jej towarzysz wytarł nóż w płaszcz jednego z napastników, zauważyła ciemne smugi krwi na kamieniach i zdała sobie sprawę z tego, że ludzie leżący u jej stóp nie wstaną za jakiś czas złorzecząc na jakiegoś typa w płaszczu i babę w zbroi...

Golin dosiadł swojego konia i bez słowa skierował się dalej. Dearbhail nie mogąc wykrztusić słowa, ubodła tylko Hazelhoofa łydkami, aby podążył za koniem jej towarzysza.

Dziewczyna długo jechała w milczeniu, aż w końcu zrównała się z Golinem. Spojrzała na niego i zapytała hardo:

- Czy tak się musiało stać? Czy trzeba było ich zabić?

Jechał jakis czas patrząc przed siebie.

- Dałem im szansę. Nie posłuchali. Jak się cos zaczyna, to trzeba to kończyć. - po jakimś czasie dodał - Ich noże nie były rekwizytami zastraszenia. Bądź spokojna. Ktoś tam dzisiaj musiał umrzeć.

- Szkoda tylko, że musiało stać się to naszym udziałem.

- Szkoda, że te sukinsyny nie zadały sobie trudu, żeby cię śledzić do skarbca... Uratowaliby sobie życie. - odpowiedział ponaglając konia do galopu.

Przez długą chwilę patrzyła za nim. W końcu zacmokała na Hazelhoof’a aby i ten przeszedł do galopu. Zaczęła gonić Golina, ale nie zrównała się z nim. Utrzymując pomiędzy nimi odległość przynajmniej kilku metrów w ciszy podążała za swoim towarzyszem.

Tharbad
Podróż była dla Dearbhail tak samo przyjemna, jak i męcząca. Dziewczyna kochała być na szlaku i nie przeszkadzało jej nawet, gdy była sama – mogła wtedy rozkoszować się otaczającą ją przyrodą, robić wszystko tak, jak tylko ma ochotę. Jeśli jednak trafiło się jej towarzystwo, też tego nie żałowała, przecież towarzysz podróży to obietnica długich pogawędek, umilania sobie podróży śpiewaniem no i nawet postoje jawią się wtedy jakoś atrakcyjniej, gdy samemu trzeba wszystko robić.

Jednak podróż z Golinem bardzo szybko dała się Dearbhail we znaki i Rohirka rychło zapragnęła powrócić do samotnej podróży. Pierwszego dnia nie odzywała się do niego w ogóle i zawsze trzymała o kilka metrów od niego, niezależnie czy jechali, czy zatrzymali się na popas. Sama nie wiedziała, czy jest bardziej obrażona czy przybita jego słowami. Raz cisnęły się jej na usta jakieś przykre słowa za chwilę zaś miała ochotę po prostu zawrócić konia i pojechać w zupełnie przeciwnym kierunku.

Powoli odzyskiwała spokój ducha i zaczęła zaprzątać sobie myśli innymi sprawami niż wydarzenie, którego uczestnikiem jeszcze nie dawno była. Teraz zainteresował ją temat pierścienia i tylko dlatego ponownie zaczęła rozmawiać z Golinem.

Chociaż stwierdzenie ‘rozmawiać’ to zdecydowanie zbyt szumnie powiedziane. Monologi i pytania, którymi zasypywała swojego towarzysza pozostały bez echa. Po kilku dniach zrozumiała, że Golin słówka nie piśnie na temat pierścienia i całej tej sprawy, więc dała temu spokój. Ale ten człowiek w ogóle nie chciał z nią gadać! Jego milczenie, lodowata obojętność i kamienna powaga doprowadzały żywiołową Dearbhail do szału. Golin nie dał się wciągnąć w żadną rozmowę. Nie reagował, gdy opowiadała mu jakieś zabawne przypadki ze swojego życia, bądź te zasłyszane. Po jakimś czasie dziewczyna nawet tego miała dość – gadanie do kogoś, kto nie odpowiada albo co gorsza odpowiada zdawkowo tylko dlatego, że grzeczność nakazuje było po prostu mordęgą. Dearbhail zastanawiała się, ile musiała w życiu nabroić, że teraz spotkała ją taka kara.

Dlatego przyjazd do Tharbadu przyjęła z ulgą. Myślała, że w mieście będzie w porządku, że od razu dostanie wyjaśnienia na pytania, które powtarzała do znudzenia, że będzie mogła zwiedzić miasto, może się trochę zabawić... A co najważniejsze uwolnić od milczącego Golina i w końcu pogadać z ludźmi!

Tharbad tymczasem przywitał ją niechęcią mieszkańców i dziwną, ciężką atmosferą. Tylu wyzwisk, co pierwszego dnia pobytu, nie usłyszała chyba przez całe swoje życie. Nie rozumiała tego, ale jakoś nie chciała zapytać Golina, dlaczego tak się dzieje. Gdy tylko o tym pomyślała, przypomniała sobie rozmowę po wyjeździe z Bree i wolała nie poruszać tematu. Miała dziwne wrażenie, że jeśli ponownie nie zacznie się robić nieprzyjemnie to napotka po prostu mur milczenia.

Spędzili w mieście tydzień, co w sumie dało dwa tygodnie nieustannego przebywania w towarzystwie Golina. Dearbhail na początku przeraziła taka wizja, ale w końcu... ze zdziwieniem odkryła, że to wcale nie jest zła sytuacja. Podczas jednego ze śniadań, gdy miała wyraźnie dobry humor i znowu zalała Golina potokiem słów zauważyła, że chociaż mężczyzna jak zwykle nic nie mówi i słucha jej jakby od niechcenia, to jednak w jego oczach czai się cień sympatii. Nagle Rohirka zdała sobie sprawę z tego, że jej towarzysz nie jest emocjonalnie upośledzony ani nie ma jej serdecznie dość ani też nie dąsa się na nią. On po prostu... po prostu nosi swoją maskę zimnego, poważnego człowieka, bo tego wymaga od niego życie.

Dlatego też w dniu, gdy nakazał jej natychmiast opuścić zajazd i zabrał ją na wyspę, przed oblicze lorda, nie powiedziała słowa, nie zadała żadnego pytania, zadziwiająco karnie słuchała poleceń.

Zamek Tharbad
Gdy czekali przed wielkimi drzwiami na wejście, Dearbhail poczuła dreszczyk ekscytacji. To był prawdziwy zamek! Nigdy wcześniej nie była w żadnym. Meduseld był przy nim śmiesznie malutki i skromny. Dziewczyna nie mogła napatrzeć się na otaczające ją mury, na gobeliny, obrazy... a witraże wprawiły ją zachwyt tak ogromny, że przystanęła, wpatrując się w nie jak urzeczona.

W niedługim czasie do Golina i niej dołączył jeszcze jeden mężczyzna oraz krasnolud. Dziewczyna nie mogła się powstrzymać od szerokiego uśmiechu w stronę krasnoluda. Była ciekawa, kim jest i czy będzie jej dane zamienić z nim kilka słów. Jednak zanim zdążyła cokolwiek zrobić, wrota się otworzyły i Golin dał jej znać, żeby weszła za nim do środka.

Ogrom i przepych sali, w której się znaleźli przytłoczyły Dearbhail. Długi, suto zastawiony stół, witraże w oknach, pięknie ozdobione ściany... no i obecność tylu możnych... król, lordowie, nawet dwaj ubrani skromnie, w podróżne stroje wydawali się być jak najbardziej na miejscu w tej sali. Goli i mężczyzna, który dołączył do nich przed salą padli na kolana przed obecnymi. Dziewczyna skłoniła się głęboko z szacunkiem, chociaż zdecydowanie był to ukłon jaki może złożyć mężczyzna, ale nie dystyngowane dygnięcie wykonane przez damę.

Dearbhail przysłuchiwała się wymianie zdań między Golinem a możnymi i gdy padło jej imię, nie wytrzymała i wypaliła bez zastanowienia:

- Dlaczego moje życie ma być w niebezpieczeństwie? Jestem w tej sprawie osobą postronną a zresztą, skąd pewność, że ten zabójca, czy ktokolwiek inny miał by dybać na życie tego, kto wszedł w posiadanie tego pierścienia? Dlaczego jest tak ważny?

- Na tropie tego co zginęło otrutym krasnoludom, oprócz nas jest kilku niebezpiecznych wrogów. Skoro Golin uznał, że życie twoje jest w niebezpieczeństwie, właśnie tak było i jest. Inaczej nie zaprzątałby sobie głowy, aby cię wtajemniczać ani tutaj prowadzić pod swoją opieką. – odpowiedział nieco zdziwiony lord Lond Daer przenosząc wzrok od Strażnika Królewskiego do Dearbhail.

- Tak panie, miałem ku temu powody. - odrzekł Golin. - Zanim dotarłem do wojowniczki z Rohanu w Fornoscie i Bree rozniosło się zbyt dużo informacji.

- Nie wątpimy w to wcale. - Eldarion przerwał tłumaczenia mężczyzny. - Jej życie i wiedza, o którą może być podejrzewana przez innych poszukiwaczy lub nawet o posiadanie artefaktu skoro weszła w posiadanie pierścienia Belega sprawiło, że stała się logicznym celem numer jeden dla najemników i Herumora jeśli jego szpiedzy wiedzą już tyle co my na temat tajemniczego skarbu poszukiwanego przez młodego księcia.

- Wasza wysokość, jeśli można... - Kh’aadz pokłonił się oczekując na przyzwolenie do zabrania głosu.

- Oczywiście. - odpowiedział król jakby dopiero teraz zauważywszy Kha’azada lustrując go wzrokiem szukał czegoś w pamięci. - Kh’aadzu Żelaznoręki z Morii.

- Może być, iż wraz z tu obecnym Endymionem, natknęliśmy się na osobnika, pasującego do opisu zabójcy moich braci. Przypadek sprawił, że pośrednio przez mego ojca znałem Ginara i Bofura Stoneshallow i ceniłem sobie ich towarzystwo, tym bardziej osobiście ta sprawa mnie dotyka. - Tutaj krasnolud odwrócił na chwilę wzrok w stronę Strażnika.

- Wiesz o kim mówię Endymionie.

Golin i wszyscy obecni z wyczekującym zainteresowaniem spojrzeli na Endymiona i krasnoluda.

- Spotkaliście zabójcę krasnoludów? Jak to? - z niedowierzaniem zapytał Golin. - Gdzie się udał? Wiecie?

- Tak. - Potwierdził Endymion. - Makhler tak się nazywał. Był impresario trupy aktorskiej, która zresztą występuje w mieście. Używał sporej ilości perfum aby zamaskować odór gnijącego ciała. W karczmie Pod Mostem zabił dziewczynę a gdy wszystko się wydało podczas próby ucieczki został zabity.
Ponadto podczas przeszukania jego pokoju znalazłem trucizny co by pasowało do wspomnianych otruć.

- Jest jeszcze coś Wasza Wysokość. Wasz człowiek - tutaj krasnolud wskazał uprzejmie dłonią w stronę Golina. - wspominał, że ów zabójca, ukradł coś z rąk moich pobratymców. Czy można wiedzieć co to było? - coś podpowiadało Kh’aadzowi, że jeśli dostanie odpowiedź na to pytanie, będzie ona opisywała dobrze mu znaną, tajemniczą szkatułę zabezpieczoną runicznymi znakami.

- Właśnie to należy ustalić. - powiedział Eldarion. - Statek Belega rozbił się i nie wiemy czy księciu udało się zlokalizować miejsce ukrycia i zdobyć relikt przeszłości, potężny artefakt. Wiemy, że to było celem jego wyprawy. Potężna moc tego narzędzia jest porównywalna do mocy Jedynego Pierścienia Saurona. Nie wiemy czy może służyć Dobru, lecz Złu może z pewnością... Podejrzewamy, że Beleg wykradł z MinasTirith mapę lub instrukcje przepowiedni, bo z zaginęła Wielka Księga... Beleg był... członkiem Kultu Orków - westchnął ze smutkiem. - Jeśli wszedł w posiadanie tego tajemniczego przedmiotu magicznego, to mieliśmy nadzieję, że wraz z odnalezionym księciem dowiemy się prawdy. - ciągnął król - Do dzisiaj chodziliśmy w ciemnościach. Uznaliśmy, że Beleg zginął a artefakt zatonął wraz ze statkiem. Teraz możemy dowiedzieć się od was - spojrzał na Golina i Dearbhail - co stało się z Belegiem, a od was - przeniósł wzrok na pozostałą dwójkę - co wyciągnąłeś od zabójcy Ginara i Bofura Ednymionie. Przesłuchałeś Makhlera? Komu służył? Czy weszliście w posiadanie tego co krasnolud miał od Belega?

- Panie nie wiem nic o losach Belega - odpowiedział Golin patrząc na Dearbhail dając jej wzrokiem do zrozumienia, jeśli wie cokolwiek w tym temacie, czego jemu nie powiedziała, to jest idealna pora na zabranie głosu.

- I mi jego losy są obce. Jedyne co wiem w tej sprawie to to, co powiedział mi Ginar a on słowem nie wspomniał o tym jak w jego ręce trafił pierścień, który potem przekazał mi. - Powiedziała szybko, gdy zobaczyła spojrzenie Golina.

- Dziękuję.- odrzekł król po wysłuchaniu jej odpowiedzi. - Dzięki tobie i tak wiemy już wiele.

Dalszej części dyskusji Dearbhail przysłuchiwała się w ciszy. Nie jednokrotnie chciała z czymś wypalić, coś powiedzieć, ale zdała sobie sprawę, że jej wcześniejszy wybryk był... trochę nie na miejscu. Teraz więc postanowiła siedzieć cicho i nie zabierać głosu nie proszona. Tym bardziej, że rozmowa toczyła się w różnych kierunkach... Niektóre dotyczyły dziewczyny, inne nie bardzo, ale skoro już tu była...
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Zekhinta : 11-04-2011 o 09:25.
Zekhinta jest offline