Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-04-2011, 23:44   #61
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Bree
Dearbhail nie była by sobą, gdyby nie zaspokoiła ciekawości. A przede wszystkim nie mogła wysiedzieć na miejscu, gdy ktoś jej to nakazał, nie podając ważnego powodu....

- Hej! O co chodzi, gdzie jedziesz? - syknęła za Golinem, po czym nie czekając na odpowiedź skierowała za nim konia. Ledwo dogoniła mężczyznę, już drogę zagrodziło im czterech oprychów. Dearbhail wzdrygnęła się lekko. Już dość dziś widziała bijatyk, nie miała zamiaru być świadkiem, a co ważniejsze uczestniczyć w kolejnej.

Jednak po chwili już było za późno na takie rozważania. Z trójką Golin rozprawił się szybko. Zbyt szybko, jak na gust Rohirki. Gdy odwróciła twarz od jej towarzysza zobaczyła, że ostatni z napastników zbliża się w jej stronę. Nie wiedziała, czy to ona, czy Hazelhoof, ale koń momentalnie obrócił się tyłem do atakującego i poczęstował go mocnym kopnięciem. Dziewczyna spojrzała na bezładne ciało oprycha, lezące w śmieciach i czuła dziwne gorąco w żołądku. Nachyliła się do końskiego łba i szepnęła krótkie: Nie rób tak więcej!, klepiąc zwierzę po karku. Zmiana pozycji spotęgowała jednak nieprzyjemne uczucie w żołądku. Dziewczyna wyprostowała się szybko i odetchnęła kilka razy. Spojrzała na Golina i scenę, rozgrywającą się naokoło niej. Dopiero teraz, gdy jej towarzysz wytarł nóż w płaszcz jednego z napastników, zauważyła ciemne smugi krwi na kamieniach i zdała sobie sprawę z tego, że ludzie leżący u jej stóp nie wstaną za jakiś czas złorzecząc na jakiegoś typa w płaszczu i babę w zbroi...

Golin dosiadł swojego konia i bez słowa skierował się dalej. Dearbhail nie mogąc wykrztusić słowa, ubodła tylko Hazelhoofa łydkami, aby podążył za koniem jej towarzysza.

Dziewczyna długo jechała w milczeniu, aż w końcu zrównała się z Golinem. Spojrzała na niego i zapytała hardo:

- Czy tak się musiało stać? Czy trzeba było ich zabić?

Jechał jakis czas patrząc przed siebie.

- Dałem im szansę. Nie posłuchali. Jak się cos zaczyna, to trzeba to kończyć. - po jakimś czasie dodał - Ich noże nie były rekwizytami zastraszenia. Bądź spokojna. Ktoś tam dzisiaj musiał umrzeć.

- Szkoda tylko, że musiało stać się to naszym udziałem.

- Szkoda, że te sukinsyny nie zadały sobie trudu, żeby cię śledzić do skarbca... Uratowaliby sobie życie. - odpowiedział ponaglając konia do galopu.

Przez długą chwilę patrzyła za nim. W końcu zacmokała na Hazelhoof’a aby i ten przeszedł do galopu. Zaczęła gonić Golina, ale nie zrównała się z nim. Utrzymując pomiędzy nimi odległość przynajmniej kilku metrów w ciszy podążała za swoim towarzyszem.

Tharbad
Podróż była dla Dearbhail tak samo przyjemna, jak i męcząca. Dziewczyna kochała być na szlaku i nie przeszkadzało jej nawet, gdy była sama – mogła wtedy rozkoszować się otaczającą ją przyrodą, robić wszystko tak, jak tylko ma ochotę. Jeśli jednak trafiło się jej towarzystwo, też tego nie żałowała, przecież towarzysz podróży to obietnica długich pogawędek, umilania sobie podróży śpiewaniem no i nawet postoje jawią się wtedy jakoś atrakcyjniej, gdy samemu trzeba wszystko robić.

Jednak podróż z Golinem bardzo szybko dała się Dearbhail we znaki i Rohirka rychło zapragnęła powrócić do samotnej podróży. Pierwszego dnia nie odzywała się do niego w ogóle i zawsze trzymała o kilka metrów od niego, niezależnie czy jechali, czy zatrzymali się na popas. Sama nie wiedziała, czy jest bardziej obrażona czy przybita jego słowami. Raz cisnęły się jej na usta jakieś przykre słowa za chwilę zaś miała ochotę po prostu zawrócić konia i pojechać w zupełnie przeciwnym kierunku.

Powoli odzyskiwała spokój ducha i zaczęła zaprzątać sobie myśli innymi sprawami niż wydarzenie, którego uczestnikiem jeszcze nie dawno była. Teraz zainteresował ją temat pierścienia i tylko dlatego ponownie zaczęła rozmawiać z Golinem.

Chociaż stwierdzenie ‘rozmawiać’ to zdecydowanie zbyt szumnie powiedziane. Monologi i pytania, którymi zasypywała swojego towarzysza pozostały bez echa. Po kilku dniach zrozumiała, że Golin słówka nie piśnie na temat pierścienia i całej tej sprawy, więc dała temu spokój. Ale ten człowiek w ogóle nie chciał z nią gadać! Jego milczenie, lodowata obojętność i kamienna powaga doprowadzały żywiołową Dearbhail do szału. Golin nie dał się wciągnąć w żadną rozmowę. Nie reagował, gdy opowiadała mu jakieś zabawne przypadki ze swojego życia, bądź te zasłyszane. Po jakimś czasie dziewczyna nawet tego miała dość – gadanie do kogoś, kto nie odpowiada albo co gorsza odpowiada zdawkowo tylko dlatego, że grzeczność nakazuje było po prostu mordęgą. Dearbhail zastanawiała się, ile musiała w życiu nabroić, że teraz spotkała ją taka kara.

Dlatego przyjazd do Tharbadu przyjęła z ulgą. Myślała, że w mieście będzie w porządku, że od razu dostanie wyjaśnienia na pytania, które powtarzała do znudzenia, że będzie mogła zwiedzić miasto, może się trochę zabawić... A co najważniejsze uwolnić od milczącego Golina i w końcu pogadać z ludźmi!

Tharbad tymczasem przywitał ją niechęcią mieszkańców i dziwną, ciężką atmosferą. Tylu wyzwisk, co pierwszego dnia pobytu, nie usłyszała chyba przez całe swoje życie. Nie rozumiała tego, ale jakoś nie chciała zapytać Golina, dlaczego tak się dzieje. Gdy tylko o tym pomyślała, przypomniała sobie rozmowę po wyjeździe z Bree i wolała nie poruszać tematu. Miała dziwne wrażenie, że jeśli ponownie nie zacznie się robić nieprzyjemnie to napotka po prostu mur milczenia.

Spędzili w mieście tydzień, co w sumie dało dwa tygodnie nieustannego przebywania w towarzystwie Golina. Dearbhail na początku przeraziła taka wizja, ale w końcu... ze zdziwieniem odkryła, że to wcale nie jest zła sytuacja. Podczas jednego ze śniadań, gdy miała wyraźnie dobry humor i znowu zalała Golina potokiem słów zauważyła, że chociaż mężczyzna jak zwykle nic nie mówi i słucha jej jakby od niechcenia, to jednak w jego oczach czai się cień sympatii. Nagle Rohirka zdała sobie sprawę z tego, że jej towarzysz nie jest emocjonalnie upośledzony ani nie ma jej serdecznie dość ani też nie dąsa się na nią. On po prostu... po prostu nosi swoją maskę zimnego, poważnego człowieka, bo tego wymaga od niego życie.

Dlatego też w dniu, gdy nakazał jej natychmiast opuścić zajazd i zabrał ją na wyspę, przed oblicze lorda, nie powiedziała słowa, nie zadała żadnego pytania, zadziwiająco karnie słuchała poleceń.

Zamek Tharbad
Gdy czekali przed wielkimi drzwiami na wejście, Dearbhail poczuła dreszczyk ekscytacji. To był prawdziwy zamek! Nigdy wcześniej nie była w żadnym. Meduseld był przy nim śmiesznie malutki i skromny. Dziewczyna nie mogła napatrzeć się na otaczające ją mury, na gobeliny, obrazy... a witraże wprawiły ją zachwyt tak ogromny, że przystanęła, wpatrując się w nie jak urzeczona.

W niedługim czasie do Golina i niej dołączył jeszcze jeden mężczyzna oraz krasnolud. Dziewczyna nie mogła się powstrzymać od szerokiego uśmiechu w stronę krasnoluda. Była ciekawa, kim jest i czy będzie jej dane zamienić z nim kilka słów. Jednak zanim zdążyła cokolwiek zrobić, wrota się otworzyły i Golin dał jej znać, żeby weszła za nim do środka.

Ogrom i przepych sali, w której się znaleźli przytłoczyły Dearbhail. Długi, suto zastawiony stół, witraże w oknach, pięknie ozdobione ściany... no i obecność tylu możnych... król, lordowie, nawet dwaj ubrani skromnie, w podróżne stroje wydawali się być jak najbardziej na miejscu w tej sali. Goli i mężczyzna, który dołączył do nich przed salą padli na kolana przed obecnymi. Dziewczyna skłoniła się głęboko z szacunkiem, chociaż zdecydowanie był to ukłon jaki może złożyć mężczyzna, ale nie dystyngowane dygnięcie wykonane przez damę.

Dearbhail przysłuchiwała się wymianie zdań między Golinem a możnymi i gdy padło jej imię, nie wytrzymała i wypaliła bez zastanowienia:

- Dlaczego moje życie ma być w niebezpieczeństwie? Jestem w tej sprawie osobą postronną a zresztą, skąd pewność, że ten zabójca, czy ktokolwiek inny miał by dybać na życie tego, kto wszedł w posiadanie tego pierścienia? Dlaczego jest tak ważny?

- Na tropie tego co zginęło otrutym krasnoludom, oprócz nas jest kilku niebezpiecznych wrogów. Skoro Golin uznał, że życie twoje jest w niebezpieczeństwie, właśnie tak było i jest. Inaczej nie zaprzątałby sobie głowy, aby cię wtajemniczać ani tutaj prowadzić pod swoją opieką. – odpowiedział nieco zdziwiony lord Lond Daer przenosząc wzrok od Strażnika Królewskiego do Dearbhail.

- Tak panie, miałem ku temu powody. - odrzekł Golin. - Zanim dotarłem do wojowniczki z Rohanu w Fornoscie i Bree rozniosło się zbyt dużo informacji.

- Nie wątpimy w to wcale. - Eldarion przerwał tłumaczenia mężczyzny. - Jej życie i wiedza, o którą może być podejrzewana przez innych poszukiwaczy lub nawet o posiadanie artefaktu skoro weszła w posiadanie pierścienia Belega sprawiło, że stała się logicznym celem numer jeden dla najemników i Herumora jeśli jego szpiedzy wiedzą już tyle co my na temat tajemniczego skarbu poszukiwanego przez młodego księcia.

- Wasza wysokość, jeśli można... - Kh’aadz pokłonił się oczekując na przyzwolenie do zabrania głosu.

- Oczywiście. - odpowiedział król jakby dopiero teraz zauważywszy Kha’azada lustrując go wzrokiem szukał czegoś w pamięci. - Kh’aadzu Żelaznoręki z Morii.

- Może być, iż wraz z tu obecnym Endymionem, natknęliśmy się na osobnika, pasującego do opisu zabójcy moich braci. Przypadek sprawił, że pośrednio przez mego ojca znałem Ginara i Bofura Stoneshallow i ceniłem sobie ich towarzystwo, tym bardziej osobiście ta sprawa mnie dotyka. - Tutaj krasnolud odwrócił na chwilę wzrok w stronę Strażnika.

- Wiesz o kim mówię Endymionie.

Golin i wszyscy obecni z wyczekującym zainteresowaniem spojrzeli na Endymiona i krasnoluda.

- Spotkaliście zabójcę krasnoludów? Jak to? - z niedowierzaniem zapytał Golin. - Gdzie się udał? Wiecie?

- Tak. - Potwierdził Endymion. - Makhler tak się nazywał. Był impresario trupy aktorskiej, która zresztą występuje w mieście. Używał sporej ilości perfum aby zamaskować odór gnijącego ciała. W karczmie Pod Mostem zabił dziewczynę a gdy wszystko się wydało podczas próby ucieczki został zabity.
Ponadto podczas przeszukania jego pokoju znalazłem trucizny co by pasowało do wspomnianych otruć.

- Jest jeszcze coś Wasza Wysokość. Wasz człowiek - tutaj krasnolud wskazał uprzejmie dłonią w stronę Golina. - wspominał, że ów zabójca, ukradł coś z rąk moich pobratymców. Czy można wiedzieć co to było? - coś podpowiadało Kh’aadzowi, że jeśli dostanie odpowiedź na to pytanie, będzie ona opisywała dobrze mu znaną, tajemniczą szkatułę zabezpieczoną runicznymi znakami.

- Właśnie to należy ustalić. - powiedział Eldarion. - Statek Belega rozbił się i nie wiemy czy księciu udało się zlokalizować miejsce ukrycia i zdobyć relikt przeszłości, potężny artefakt. Wiemy, że to było celem jego wyprawy. Potężna moc tego narzędzia jest porównywalna do mocy Jedynego Pierścienia Saurona. Nie wiemy czy może służyć Dobru, lecz Złu może z pewnością... Podejrzewamy, że Beleg wykradł z MinasTirith mapę lub instrukcje przepowiedni, bo z zaginęła Wielka Księga... Beleg był... członkiem Kultu Orków - westchnął ze smutkiem. - Jeśli wszedł w posiadanie tego tajemniczego przedmiotu magicznego, to mieliśmy nadzieję, że wraz z odnalezionym księciem dowiemy się prawdy. - ciągnął król - Do dzisiaj chodziliśmy w ciemnościach. Uznaliśmy, że Beleg zginął a artefakt zatonął wraz ze statkiem. Teraz możemy dowiedzieć się od was - spojrzał na Golina i Dearbhail - co stało się z Belegiem, a od was - przeniósł wzrok na pozostałą dwójkę - co wyciągnąłeś od zabójcy Ginara i Bofura Ednymionie. Przesłuchałeś Makhlera? Komu służył? Czy weszliście w posiadanie tego co krasnolud miał od Belega?

- Panie nie wiem nic o losach Belega - odpowiedział Golin patrząc na Dearbhail dając jej wzrokiem do zrozumienia, jeśli wie cokolwiek w tym temacie, czego jemu nie powiedziała, to jest idealna pora na zabranie głosu.

- I mi jego losy są obce. Jedyne co wiem w tej sprawie to to, co powiedział mi Ginar a on słowem nie wspomniał o tym jak w jego ręce trafił pierścień, który potem przekazał mi. - Powiedziała szybko, gdy zobaczyła spojrzenie Golina.

- Dziękuję.- odrzekł król po wysłuchaniu jej odpowiedzi. - Dzięki tobie i tak wiemy już wiele.

Dalszej części dyskusji Dearbhail przysłuchiwała się w ciszy. Nie jednokrotnie chciała z czymś wypalić, coś powiedzieć, ale zdała sobie sprawę, że jej wcześniejszy wybryk był... trochę nie na miejscu. Teraz więc postanowiła siedzieć cicho i nie zabierać głosu nie proszona. Tym bardziej, że rozmowa toczyła się w różnych kierunkach... Niektóre dotyczyły dziewczyny, inne nie bardzo, ale skoro już tu była...
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Zekhinta : 11-04-2011 o 09:25.
Zekhinta jest offline  
Stary 11-04-2011, 21:42   #62
 
ThRIAU's Avatar
 
Reputacja: 1 ThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znany
Podczas rozmowy z udziałem króla, co już było nie małym zaskoczeniem, Endymion zdał sobie sprawę jak niewiele wiedział na temat impresario trupy aktorskiej. Wydarzenia, które rozegrały się wtedy Pod Mostem sprawiły iż Endymion zupełnie nie zwrócił uwagi na przyjrzenie się bliżej postaci Makhlera.

- Makhler miał związek z okultystami, wysługiwał się im, jak twierdził wbrew własnej woli. Nie miałem możliwości przesłuchania go przed śmiercią więc niewiele więcej mogę powiedzieć w tej kwestii -rzekł Endymion.

- Na te pytania Waszej Wysokości najdokładniej mógłby odpowiedzieć nasz towarzysz, Andaras, to on ścigał uciekającego Makhlera. Co się natomiast tyczy owego artefaktu... - krasnolud zawiesił na chwilę głos, aby zastanowić się jak ubrać w słowa dalszą część swojej wypowiedzi.

- Natrafiliśmy na coś. Nie mamy pewności, że było to w posiadaniu Ginara, czy później Makhlera, ale pewne przesłanki mogą na to wskazywać. To swego rodzaju drewniana szkatułka, mniej więcej tych wymiarów. - tutaj Kh’aadz zobrazował dłońmi rozmiary pudełka, po czym dodał.

- Cała pokryta runami w wielu językach, nie wiemy co jest w środku.

- Szkatułka jest teraz w posiadaniu elfa Andarasa - dodał strażnik.

-Efa? I nie uznałeś za wskazane przyprowadzić elfa ze sobą i powierzyłeś w jego rękach przedmiot znaleziony w Rhuduarze gdzie wydarzyly sie dwie niecodzienne rzeczy? Mordujacy okultysta i zabity Thurg z synami? - wyliczał król patrząc na Endymiona. - Gdzie dokładnie znaleziona została szkatułka? Przesłuchałeś elfa dokładnie w spawie okultysty chociaż? Masz go doprowadzić przed moje oblicze. - powiedział król lekko zawiedziony.

Skąd można było przypuszczać że szkatuła ma taką wartość i znaczenie zastanawiał się strażnik. W tym prastarym świcie przecież na każdym kroku można spotkać jakieś artefakty z przeszłości. Już miał to rzec gdy zdał sobie sprawę, że lepiej się ugryźć w język i odpowiedzieć na pytanie gdzie ja odnaleziono.

- Szkatułka została znaleziona w podziemiach ruin starej strażnicy nieopodal lasów trollowych nad Mitheithel

- Jeśli Wasza Wysokość pozwoli. - wtrącił krasnolud, który nie do końca wiedział dla czego to robi, ale postanowił się wstawić za Strażnikiem.

- Jeszcze dzisiaj chcę mieć w swoich rękach ten przedmiot - powiedział Eldariona spokojnie do Endymiona i Golina, chociaż po drgających mięśniach twarzy przy szczęce, widać było, że nie przychodzi mu opanowanie beztrosko.

- Tak jest - cicho odparł Endymion

- Tak się stanie. - zapewnił Golin.

Król skinął głową na przyjęcie słów strażników.

- Tak Kh’aadzu Żelaznoręki? - Eldarion zwrócił się twarzą w stronę krasnoluda podchodząc do niego.

- Rozdzielono nas od naszego towarzysza gdy na ulicach zaczęły się kłopoty, ale wiemy jak się znaleźć, przy odrobinie szczęścia jeszcze dziś Wasza Wysokość otrzyma tą szkatułkę.

- Krasnoludy słyną z dotrzymywania raz danego słowa - z uśmiechem powiedział syn Aragorna kładąc doń na ramieniu wojownika z Morii - Przypominasz mi panie Kh’aadzu starego przyjaciela Gimliego - uścisnął potężne ramię Khazaada. - Wierzę, że tak się stanie, jeśli nie dziś, to jutro.

- Panie, to... Dla mnie zaszczyt – Prostując dumnie pierś odparł Kh`aadz.

- Tym lepiej, że miasto zostało zamknięte skoro artefakt jest w Tharbad. - wtrącił podekscytowany Marroc - Rozkażę podwoić straże i zatrzymać każdego spotkanego elfa!

- Niech tak będzie. - rzucił Eldarion podchodząc do stołu.

Kiedy król był zajęty rozmową z Golinem i resztą nowo przybyłych gości Endymion położył na podłodze przed sobą wór w którym była zawinięta w szmaty, nasączone ziołami głowa orka. Z lekką odrazą dwoma palcami zaczął odwijać. Oczom zgromadzonych w sali wśród szmat zaplamionych resztkami czarnej posoki ukazała się odcięta głowa orka.
Nie był to przyjemny widok, toteż nie dziwiła konsternacja towarzysząca tej chwili. I jakoś dziwnie wszystkim zasiadającym za stołami przeszły apetyty, jakby coś zmąciło zapachy potraw od których uginały się stoły.

Na widok głowy orka Dearbhail cofnęła się lekko. Widok i zapach musiały być dla niej szokujące i bardzo nieprzyjemne. Jej wyraz twarzy mówił wszystko zdziwienie, niedowierzanie widać nie była to zbyt pocieszająca wiadomość dla niej.

- Niestety nie przynoszę dobrych wieści - zaczął strażnik.

- Dawno ich nie widziano, a wszystko wskazuje na to, że wróciły. Ubiłem go w trollowych lasach nieopodal Ostatniego Mostu przeprawy na Mitheithel. Były dwa nawet specjalnie się nie kryły ze swoją obecnością, a najgorsze było to że towarzyszyły im ogromne wilki – spojrzenie na Kh`aadza - niewiele brakowało a by nas dopadły.

- Prawda, dwa orki ujeżdżające ogromne wilki, jeden z miejscowych je dostrzegł gdy obserwowały zagrody i dolinę – dodał krasnolud.

Szlachetnie urodzeni spojrzeli po sobie w przerażeniu. Najbliżej stojący grymasem twarzy zareagowali na paskudny smród gryzący zmysły powonienia.

- Zaczęło się... - wyszeptał siostrzeniec króla. - Dlaczego dolinę? To byli scauci. Na pewno!

- Niech zgadnę. - wtrącił Lord Lond Daer. - A ruiny były w dolinie obserwowanej przez orczych scoutów?

-Tak - odparł strażnik.

- Nie bez powodów wysłaliśmy cię do Rhuduaru Endymionie. Chcieliśmy byś miał oko na podnóże Gór Mglistych i Trollshaws. - powiedział król odwracając wzrok od szczątków głowy orka. - Co ze śmiercią Thurga? - zapytał. - To przecież was oskarżają o to. Co się wydarzyło naprawdę w Ostatnim Moście?

Endymion wiedział, że kiedyś ta chwila nastanie, sam przed sobą udawał, że się jej nie lęka. Jednak tak nie było, serce gwałtownie przyspieszyło uświadamiając mu jak bardzo się bał tego momentu, tym bardziej nie zamierzał przeciągać, lawirować i udawać, że nie ponosi w dużym stopniu winy za to co się stało wtedy w karczmie.

- Wtedy w karczmie zresztą w dniu śmierci Makhlera z mojej ręki zginął wódz Dunlandu - oznajmił Endymion.

- Dlaczego zabiłeś Thurga i jego synów? - zapytał surowo król. - Zatem domniemany truciciel krasnoludów nie żyje? Co oprócz tego znalazłeś przy nim?

- Zginął w wyniku bijatyki. Zresztą sami swoim zachowaniem ją wywołali, podczas walki nikt nie wspomniał kim są a że zachowywali się jak banda rzezimieszków z Dunlandu to za takich ich wziąłem i dalej już wiadomo - tłumaczył się Endymion - W tym co wtedy się stało było dużo przypadku, dopiero gdy Thurg był śmiertelnie ranny wyznał kim jest.
 

Ostatnio edytowane przez ThRIAU : 12-04-2011 o 18:38.
ThRIAU jest offline  
Stary 11-04-2011, 23:09   #63
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
Choć jeszcze tydzień temu Kh’aadz nieomieszkał by zrzędliwie napomknąć o zbyt pochopnych wtedy decyzjach Endymiona, to postawa Strażnika w tej chwili, przed samym królem, bez strachu i zająknięcia relacjonującego nieszczęsną walkę w Ostatnim Moście, bez upiększania ani tuszowania swoich czynów, świadczyły o odwadze i w pewien sposób zaimponowały khazaadowi. Prawie jak krasnolud - pomyślał Kh’aadz, z lekkim podziwem, po czym odezwał się spokojnym tonem.

- To prawda Wasza Wysokość. Jeden z Dunlandczyków, o ile mnie pamięć nie myli, zwał się Zaris, sprowokował awanturę, w której też miałem nieprzyjemność uczestniczyć. Wasza Wysokość wybaczy za wyrażenie, ale praliśmy się po gębach aż huczało... Do puki Dunlandczycy nie poszli na całość i sięgnęli po żelazo, wtedy nie było już odwrotu, była krew za krew. Ich tożsamość zdradził nam już po fakcie wspomniany Zaris, chowając się za wziętą za zakładniczkę córką karczmarza. Jeśli można wyrazić swoje zdanie, to marny to mąż, co w walce chowa się za kobiecą suknią.

Po komnacie rozebrzmiał szept aprobaty.

- Po Zarisie można się tego bylo spodziewac - rzekł jeden z bogato odzianych dostojników.

- Po każdym Dunlandczyku można sie tego spodziewac! - prychnął kpiąco lord Lond Daer ściągając tym samym na siebie kilka gniewnych spojrzeń.

- Gdybym tylko wiedział kim są to postarałbym się powstrzymać walkę, ale skąd miałem wiedzieć kim byli. Tak jak powiedział Kh`aadz nie przebierali w środkach. Pierwsi dobyli noży. - Dodał Endymion.

- Trzeba ich ukarać panie. - powiedział lord Tharbad.
- Inaczej rozjątrzy to konflikt z Dunlandczykami. - perprował.

- Bzdura. - wtrącił Derufin. - Oni i tak mają już pretekst, co prawda wyśmienity... Lecz to juz niczego nie zmieni prócz tego, że przyznamy im rację...

- Co oni robili przy Ostatnim Moście? - zapytał król ignorując doradców i unosząc rękę na znak by się wstrzymali od głosu.

- Podobno jechali się z tobą spotkać królu - Endymion odparł natychmiast.

- Przez Rhudaur? - zdziwił się Eldarion
- Wiec jak możecie mówic mi, ze nie znaliście ich tożsamości?! Czy ja spotykam się z byle pierwszym poddanym zza Issen? - Eldarion zagrzmiał pierwszy raz podnosząc głos.
- Czego chcieli? - dodał po pauzie spokojniej.

- Jechali do Annuminas spotkać się z tobą Panie, Thurg chciał zaproponować ci sojusz. Miał wraz ze swoim ludem stanąć u twego boku w nadchodzącej wojnie, jakiej i z kim nie powiedział. W zamian oczekiwał autonomii dla swoich ziem.- Endymion posłusznie zrelacjonował królowi wolę Thurga, którą przekazał im Andaras

Eldarion ciężko opadł w fotelu przy stole wyraźnie nad czymś się zastanawiając. Kiedy odezwał się jego głos był spokojny a nawet przyjacielski.

- Golinie, Endymionie. - zaczął - macie kolejną misję do wykonania. Trzeba rozwiązac sprawę Belega do końca. Odzyskanie szkatułki będzie pierwszym krokiem.

Później takim samym tonem zwrócił się do dziewczyny i krasnoluda.

- Nie jesteście moimi poddanymi i nakazywać niczego wam nie mogę. Proponuję wam moi drodzy dwa rozwiązania. Wiecie bardzo dużo o najważniejszych sprawach mojego królestwa. Przysięgniecie honorowe dotrzymanie w tajemnicy tego coście tutaj usłyszeli i dowiedzieli wcześniej w sprawie Belega. Później macie wybór. Albo dalej towrzyszycie moim Strażnikom. Albo zostajecie w gościnie lorda Marroca albo wreszcie pod bezpieczną obstawą odprowadzę was bezpiecznie do waszych domów. Zastanówcie się i dajcie mi odpowiedź do dzisiejszego wieczora. - poprosił raczej jak rozkazał.

Milcząca do tej pory dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i ledwo król skończył mówić wypaliła:
- Chętnie zostanę. Możesz liczyć na moją pomoc, Panie!

- Dobrze. Gorącej krwi wojowniczko z Rohanu - przemówił uroczyście Eldarion lekko rozbawionym zachowaniem Derbhail głosem.
- Przyjmuję twoją służbę. Pamiętaj, że to sprawa bardzo delikatna i jeszcze bardziej niebezpieczna. Obok gorącego temperamentu zalecam zimną krew i roztropnośc.

Dziewczyna dygnęła lekko speszona.

Kh’aadz przez chwilę bił się z myślami, po szybkiej odpowiedzi Rohirki, wszyscy zwrócili wzrok na niego oczekując zapewne równie szybkiej deklaracji. Kh’aadza zaciekawiła ta ludzka dziewczyna, którą o ile dobrze usłyszał zwali Dearbhail. Jak się okazało poznała Ginara i z tego co do tej pory powiedziano, wyglądało na to, że zdobyła jego zaufanie na tyle, aby ten powierzył jej jakikolwiek cenny przedmiot, co w przypadku rodziny Stonshallow nie było rzeczą łatwą, nawet jak na standardy khazaadów. Tym bardziej gdy nadaży się odpowiednia chwila, chciał zamienić z nieznajomą ludzką kobietą kilka słów.

Pomyślał wtedy o swojej misji i o tym jak się oddalił od jej wypełnienia. Pakunek bezpiecznie spoczywający na jego piersi ciążył bardziej na sercu niż na szyii, na której był zawieszony. Doskonale wiedział co jest w środku i jak jest to ważne dla jego braci nadal przebywających w Ereborze, a co najważniejsze, wiedział ile znaczy to dla jego ojca, który powierzył mu ten zaszczyt. Co prawda tutaj w dolinach śnieg już praktycznie ustąpił, ale górskie przełęcze i szlaki gdzie zima na prawdę pokazała na co ją stać, nadal były nieprzejezdne. Teoretycznie miał więc jeszcze czas... Ale w praktyce, wolałby trzymać się jak najbliżej podnóży Gór Mglistych, aby jak tylko będzie to możliwe, przekroczyć je na wschód. Spojrzał na Endymiona i Dearbhail, po czym zwrócił się znowu w stronę Króla.

- Wasza Wysokość, gorącej krwi w żyłach tych dwojga zapewne nie brakuje, tak więc wygląda, że o ową wspomnianą odrobinę rozwagi zatroszczyć przyjdzie się mi. Jednakowoż, Wasza Wysokość musi wiedzieć, iż mam swoje zobowiązania wobec Khazaad Dum i może nadejść czas, gdy zmuszony będę bezzwłocznie ruszyć do Ereboru. Do tego jednak czasu za pozwoleniem Waszej Wysokości będę towarzyszył Endymionowi. To w zasadzie... Dobry chłopak. - Zakończył kłaniając się raz jeszcze przed obliczem władcy.

- Wiem o tym - odrzekł król patrząc na dumnego choc pokornego strażnika. - Za miesiąc Wysoka Przełęcz będzie możliwa do przekroczenia Kh’aadzu. Wierzę, że do tej pory z pewnością otrzymam przynamniej artefakt jeśli nie prawdę o losach Belega. Dobrze, niech tak będzie. Teraz idzcie wszyscy na miasto szukac tego Andarasa i bardzo was proszę, nie wracajcie z pustymi rękoma. - powiedział Eldarion przyjmując postawę oznajmiającą jedoznaczne zakończenie audiencji. Cała dość nietypowa czwórka, dwoje Strażników, on, oraz jak się wydawało, kąpana w gorącej wodzie, ale w zasadzie wyglądająca na poczciwą istotę, ludzka dziewczyna, nosząca się jak mąż, oddając ostatni pokłon opuścili wielką i pysznie udekorowaną salę audiencyjną...
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."
Wroblowaty jest offline  
Stary 12-04-2011, 09:29   #64
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Andaras wraz z Perłą skierowali się prosto do Portu. Należało nadać listy i liczyć że ojciec jak zawsze sobie poradzi. Dość już niemiłych niespodzianek... Zamach na Nizara, zamach na niego samego-elf westchnął. Żeby się chociaż okazało że ojciec mając tą informacje schwyta May i odpowiednio to rozegra.
Inaczej cały trud i ryzyko układu z Perłą byłoby daremne. Sam też nie wiedział, czy uda im się wyruszyć za May. Szansa była taka sobie. Zatem ojciec musi działać w przeświadczeniu że Animista może się pokazać. Szansa jednak na to jest umiarkowana. W zasadzie mniejsze niż większe. W ostatniej chwili skorygował swój list na tę okoliczność. Niósł ten i kilka innych odpowiednio zapieczętowanych. Licząc że znajdą i statek i kapitana poleconego przez Panoramusa. Zielarz tuż przed śmiercią wyjawił, iż jego kurierem jest Earendur. Kapitan umbardzkiego statku „Erod”. Był tego człowieka pewien zatem i Andaras był. W końcu Panoramus nie utrzymał się tyle lat w "siodle" bez powodu. Po drodze rozpoczęła się jednak dyskusja z Perłą.

- Andarasie, sytuacja w mieście robi się coraz bardziej napięta, a podpalenie domu Panoramusa tylko zaogniło konflikt. - Uśmiechnął się z udanej gry słów zabójca.
- Musimy czym prędzej oddalić się z tego miejsca i udać w okolice, które będą kluczowe dla naszych planów. Wyślę wiadomości, aby przygotować grunt pod nasze przybycie, powiedz mi tylko...czy jest coś jeszcze co powinienem uwzględnić? Nie musisz mi ufać, to zrozumiałe, ale musisz też zrozumieć, że mogę wykonywać swoje zadania w odpowiedni sposób, tylko kiedy jestem świadomy zagrożenia. - Perła nie liczył na zbyt wiele, ale liczył, że jeśli będzie, co jakiś czas, próbował w końcu uda mu się dowiedzieć czegoś więcej. W jego zawodzie informacje zbyt często miały kluczowe znaczenie, aby nie próbować ich zdobyć w każdej możliwej sytuacji.
Andras wiedział że należało w jakiś sposób zapłacić za uratowanie życia i dotychczasowe informacje. Nie mówiąc o tym że zyskał speca od mokrej roboty. Co prawda ufać mu do końca nie mógł ale i już trochę wierzył.
- Hmm wszystko co mogę ci powiedzieć to że niedługo wybuchnie wojna. Wielka wojna tu na północy, przy tym konflikcie zbledną wszystkie dotychczasowe.
- Wojna? Tu? Raczysz ze mnie żartować - odparł Perła szczerze rozbawiony. Skąd ten pomysł? Chyba, nie sądzisz, że Harad ma takie możliwości? Nie podejdziecie nawet na pola Peleonoru!
- Słyszałeś kiedyś o orkach Perła? I mrocznych siłach które zawsze za nimi stoją. Słyszałeś dawne legendy, bajania jakie opowiadano do snu? Orkowie wrócili. Kilka dni temu wraz z towarzyszami natkneliśmy się na ich zwiadowców. To potwierdzają i inne moje źródła, oni uderzą i to z pełną mocą. Jeśli potrafisz zrobić z tej wiedzy użytek, nie rozpowiadając tego na prawo i lewo zrób to.- Andaras stwierdził że skoro ta wiedza i tak dotrze do króla przez Endymiona nie ma co się z nią ukrywać. I należy ją przekazać nowemu potencjalnemu sojusznikowi. Jako początek zapłaty za jego usługi.
- Orki?!? - Perła prawie zakrztusił się gdy usłyszał rewelacje Andarasa.
- I zapewne masz dowody? Czy to tylko bujna wyobraźnia? - Zakpił.
-Głowa orka właśnie powędrowała do miejscowego lorda. To ty mi ciągle przypominasz kim jestem. Kim mogę być kiedyś, domyśl się zatem skąd moja wiedza może jeszcze pochodzić.
- Dobrze, dobrze, uspokój się, wierzę Ci, tylko...czy zdajesz sobię sprawę jakie to będzie miało konsekwencje dla naszego świata?!? - Perła nie wiedział co ma o tym myśleć, jednak Andaras nie miał powodów, żeby kłamać, a sprawa tej wagi nie mogła zostać zbagatelizowana.
Animista wiedział jaki wpływ ta sprawa będzie miała. Aż nazbyt dobrze. Zaczął też powoli uważać że Herumor to wcale nie jest taki korzystny sojusznik dla Haradu. Po spotkaniu z orkami i Makhlerem zaczął powątpiewać. Jaki bowiem stanie się świat jeśli tacy jak oni zwyciężą. Z drugiej strony było poczucie obowiązku. Potrzebowali ich jednak. Bez nich zjednoczenie mogło się nie udać. Ewentualnie kosztować dużo przelanej krwi braci... Gdy się zjednoczą, a jego ojciec założy koronę Haradu. Wtedy będą na pozycji do zastanawiania się co dalej. Elf był gotów na wiele a może nawet na wszystko by pomóc rodzinie. Choć czyny jakich musiał dokonywać nie były łatwe. W chwilach zwątpienia przypominał sobie jedna Xante. Wtedy zapominał o wątpliwościach.
- Dobrze, załatwmy co mamy załatwić w porcie i wracajmy. Nadal nie jestem pewien, czy to dobry pomysł ruszać w drogę ze strażnikiem, ale to Twoi towarzysze, Ty decyduj. Ja postaram się nas zabezpieczyć na wypadek gdybyśmy szybko chcieli opuścić to piękne miasto. - Powiedział z przekąsem Perła.
- Liczę że moi towarzysze nie podstawią nas pod ścianą. Ufam im to dzielni, odważni i uczciwi ludzie.
- Właśnie o tym mówię...co im o sobie powiedziałeś? Zapytał z ironia w głosie Valamir. Strażnikowi chyba by się taka wiedza nie spodobała, jeśli już o tym mowa to krasnoludowi też nie...
-Tak? Cóż, z tego co wiem Harad od dziesiątek lat jest w stanie pokoju ze zjednoczonym królestwem. Owszem nie twierdzę że oba ludy się kochają.... Ale nie ma między nimi większych napięć. Nie mówię też że od razu im powiem o swojej pozycji. Jednak sam fakt, że byłem w Haradzie czy, że znam jakiś tam ludzi z tych krain...- tu się zamyślił. Chyba nie czyni mnie to od razu wrogiem publicznym? Powiem że znałem zielarza że przyjaźniliśmy się. Miał mi dać jakieś listy ot przyjacielska przysługa ich dostarczenie. A zamach to już jakaś afera o której nic nie wiem. Co w świetle tego że ciągle się w coś pakujemy od poznania się, nie będzie niczym niezwykłym. Zostaje tylko kwestia skąd ciebie wytrzasnąłem. Jakieś propozycje?
- Cóż może masz rację i jestem trochę przewrażliwiony, ale nie możemy sobie pozwolić na opuszczenie gardy, a to skąd mnie wytrzasnąłeś zależy od tego ile chcesz im powiedzieć.
- To Twoi towarzysze, sam oceń. - powiedzial, ze wzruszeniem ruszeniem ramion.
Na wzruszenie ramion Andaras odpowiedział uśmiechem.
-Ocenię a teraz propozycje.
- Andarasie, najwyższy czas, żebyś zaczął myśleć jak osoba, która jest na Twojej pozycji. Wymyśl coś... - Perła uznał, że zrzucenie tłumaczeń na Andarasa poprawi mu humor, sprawa nie była przecież aż tak ważna... - W końcu jak sam stwierdziłeś, jestem Twoim “ochroniarzem”. - Z wyraźną kpiną i ze szczerym uśmiechem odpowiedział Perła.
- Wyjaśnijmy sobie coś. Jesteś tu bo masz ambicje. Ambicje bycia kimś wielkim. Chcesz tego pragniesz tego. Do tego jesteś ryzykantem. Ale wszystko sprowadza się do tego czy ci pomogę. Ludzi podobnych do ciebie w fachu mógłbym dostać od ojca. Ten wybrany dla mnie miałby pewnie duże umiejętności. Wcale pewnie nie gorsze od twoich. Nie żądałby też takiej ceny jak ty. I jego lojalności mógłbym być pewny... W twoją co po najwyżej mogę wierzyć. Fakt że uratowałeś mi życie, jest prze ze mnie doceniany. Kto wie, może to dobra zaliczka do dobrej przyjaźni. Jednak przypominam ci że to ty pracujesz dla mnie. Ugrywajac przy tym nie mało na przyszłość. Możesz to sobie nazywać współpracą, inwestycją w swojej głowie czy jak tam chcesz. Chce mieć jednak jasność co do najbardziej podstawowej rzeczy.... Jeśli pytam chce odpowiedzi. Nie żartów.
- Rozgadałeś się trochę Andarasie, a ja nadal nie wiem ile chcesz powiedzieć reszcie...
- A co do współpracy...wszystko jest jasne! Ty tu rządzisz. - Powiedział Perła, chodź w myślach zmełł przekleństwo. - Moja opinia jest taka: Jeśli ufasz im na tyle, żeby z nimi podróżować i chcesz to robić dalej, mimo kłopotów, które to może przynieść, choćby ze względu na Dunlandczyków, to daj im chociaż część prawdy i zobacz jak zareagują. Wtedy możesz powiedzieć zgodnie z prawdą, że zostałem wysłany do pomocy...Jeśli im nie ufasz z kolei, to proponuje uciekać z miasta już w tej chwili. Jeśli strażnik...Endymion tak? - Przypomniał sobie Perła. - Faktycznie poszedł złożyć raport to nie wiadomo czy w tej chwili nie ściga nas straż miejska.
- I w końcu zacząłeś przemawiać jak władca - stwierdził po chwili, z uśmiechem Valamir. - Może moja inwestycja jeszcze się zwróci...
- Powiem prawdę. W końcu należy się ona moim druhom.

Gdy doszli do Portu ich oczom ukazał się niesamowity ruch. Każdy coś robił, gdzieś biegł, wszystkim przyświecał jeden cel. Jak najszybciej przygotować się i odpłynąć. Z trudem i po zadaniu kilku pytań udało im się odnaleźć właściwy statek. Ponadto Andras dowiedział się że port zamykają za około godzinę. Ich oczom ukazał się piękny Umbardzki statek.



Widzieli kapitana na trapie potem zniknął. Perła powiedział że kapitan to niepewne ręce. I oddalił się gdzieś ze swoimi listami. Animista miał słowo Panoramusa jako gwarancję, o czym skrytobójca nie wiedział. Nim jednak zdołał coś powiedzieć. Perła już się oddalał. A gonienie go mijało się z celem. Statek mógł odpłynąć w każdej chwili....

Andaras wszedł odważnie na trap. Dopiero gdy znalazł się na statku podszedł do niego jakiś marynarz. Co prawda wyglądał on elfowi jak korsarz ale Andaras wiedział co nieco już o Umbarze. Wielu tamtejszych ludzi pochodziło w prostej linii od dawnych Umbardzkich korsarzy. Oficjalnie trudnili się oni handlem, mniej oficjalnie cześć z nich została przy starym rzemiośle. Z tym że jednak w obecnych spokojnych i stabilnych czasach muszą się z tym kryć. Tak czy owak załoga była uzbrojona niczym na wojnę. Co miało o tyle dobrą stronę że listów nikt by nie przechwycił zdobywając statek. Elfowi zakiełkowała w głowie myśl. Gdyby miał zostawić przyjaciół jak radził Perła, teraz była idealna chwila. Na tym statku z taką załogą nikt by ich nie dogonił a nawet jeśli ciężko by mu było zająć statek. Wszystko będzie dobrze uspokajał samego siebie animista. To twoi druhowie....

-Wypierdalaj żebraczyno- wyrwał go z zamyślenia marynarz.
-To przebranie. Ważna sprawa do kapitana.-zaczął elf
- Jasne, jasne spierdalaj pókim dobry.- marynarz nie ustępował.
- Przysyła mnie jego przyjaciel na którego czekał. Prowadź durniu. Chyba że wolisz, by kapitan od kogoś innego z załogi dowiedział się że mnie odprawiłeś. Takiego co miał więcej oleju w głowie.
-Dobra już dobra. Po co się tak unosić. Zaraz go przyprowadzę ale jeśli kłamiesz- przejechał palcem po gardle.

Elf został chwilę później zabrany do kajuty kapitańskiej. Tam naświetlił sytuację. Powołując się na Panoramusa prosił oczywiście o przekazanie listów. Kapitan słysząc o przyjacielu zrobił się miły i pogodny. Choć z początku powierzchowność i naturalny chłód sprawiały wrażenie że będzie to ciężka przeprawa. Wieść o śmierci przyjaciela wielce zasmuciły kapitana. Choć będąc człowiekiem twardym starał się trzymać fason. Widać było jednak że nie jest mu lekko. Listy oczywiście obiecał przekazać. Andaras zaś wspomniał że nagroda go w przyszłości nie minie. Jaka nie wspomniał listy i tak dotrą. Jednak elf miał w zwyczaju odwdzięczać się każdemu za jakąkolwiek pomoc. Miał nadzieje że w przyszłości i tu będzie okazja.... Zamienił z kapitanem jeszcze kilka zdań. Rozmowę przerwał Bosman. Informował że jeśli mają wypływać to teraz. Potem port będzie zablokowany. Andaras i kapitan pożegnali się niczym starzy druhowie. Śmierć czasami łączy a nie tylko dzieli. Elf zszedł z trapu i zaczął się rozglądać za Perłą.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 12-04-2011 o 10:18.
Icarius jest offline  
Stary 12-04-2011, 13:23   #65
 
Fenris's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skał
Droga do portu

- W co ja się najlepszego wpakowałem?!?, pomyślał z niedowierzaniem Valamir Telasaar, idąc wąskimi uliczkami dzielnicy portowej. Rozmyślał nad swoją nieciekawą sytuacją, która prawdę mówiąc nie zapowiadała wielkiego i spektakularnego sukcesu, tak jak to sobie wyobrażał. Przez chwilę zatęsknił za niedawnym, wygodnym życiem w Umbarze. Dobre wino, kobiety...czasem musiał tylko sprawić by pewne sprawy szły wskazanym przez niego torem. Lubił to życie. Tęsknił za swobodą z jaką poruszał się po tym mieście. Tam był jego dom, znał każdy, nawet najciemniejszy kąt tego miasta.
Wspominając miejsce swojego urodzenia, nie mógł nie pomyśleć o rodzinnym domu, w którym się wychowywał. Jego droga wiodła w innym kierunku niż drogi ojca i braci. Wyobrażał sobie ich miny kiedy otrzymają jego wiadomości... - Uśmiechnął się w myślach i pomyślał: Mam nadzieję, że nie odbiorą ich jako głupiego żartu.
Ciekawe co teraz robi Dera - Z rozrzewnieniem wrócił też myślami do jedynej kobiety, która potrafiła obudzić w nim głębsze uczucia. Ostatnimi czasy myślał o niej częściej. Złapał się na tym, że martwi się o to jak poradzi sobie w nadchodzących czasach, które dalekie były od spokojnych. - Uśmiechnął się do siebie na tę myśl, dobrze wiedział, że sobie poradzi.

Tu, z drugiej strony, w towarzystwie Andarasa, czekały go dużo ciekawsze wyzwania. Miał tylko nadzieję, że udźwignie ich ciężar...Rozmowa z pół - elfem przybiła go tylko jeszcze bardziej. Wojna?!? I to z Orkami?!? Przecież to nie miało najmniejszego sensu. Tyle, że Andaras nie miał powodu, żeby kłamać, a wiadomości tej wagi należało czym prędzej przekazać. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem może przynajmniej zarobi trochę na tej wojnie. - Pomyślał rozmarzony.

Sam Andaras po dzisiejszej rozmowie zyskał w jego oczach, na początku wydawał się być trochę zagubiony, ale braku inteligencji nie można mu było odmówić. Szybko odnalazł się w nowej sytuacji i wszystko wskazywało na to, że potrafi o siebie odpowiednio zadbać i dostrzec okazję. Tak czy inaczej lepiej go było mieć po swojej stronie.

Po drodze na statek, znaleźli kawałek zadaszonej przestrzeni, tuż przy porcie, gdzie zazwyczaj na ladzie wyłożone były świerze ryby, teraz jednak targ wiał pustkami, każdy biegł czym prędzej do swojego domu, żeby nie zostać włączonym w zamieszki, których jeśli ktoś nie zdusi w zarodku mogą się wymknąć spod kontroli, pomyślał Valamir. Szybko i niedbale dopisał do listów informacje uzyskane od swojego nowego towarzysza, miał tylko nadzieje, że zostaną odpowiednio wykorzystane i nie wpadną w niepowołane ręce.

Port

Gdy dotarli na miejce Kapitan przywitał ich już na trapie, Perła nie mógł nie zauważyć, sporego poruszenia do którego doszło w całym porcie, majtkowie biegali w tą i spowrotem, pod czujnym okniem bosmanów, pakując wszelkiej maści towary na pokłady swych statków, czy sprawdzając ich olinowanie. Po krótkiej wymianie zdać z kapitanem statku, w języku stepów, którego Perła niestety nie rozumiał, Andaras odciągnął Perłę na bok, podczas gdy kapitan zawrócił do swojej kajuty, po drodzę okrzykując swoich ludzi, którzy widocznie pracowali zbyt wolno.

- Za chwilę zamykają port, jeśli chcesz wysłać te listy, to ten człowiek może pomóc, nie sądzę, żebyś znalazł inne rozwiązanie. - Powiedział Andaras. Za chwilę udam się do jego kajuty, nie chce aby ktoś podsłuchiwał. Jeśli chcesz przekażę również twoje pisma.

- Już zamykaja port? - Zdziwił się Valamir. Spodziewał się, że taka decyzja może zapaść, ale nie w najbliższej przyszłości. To znaczyło, że sytuacja jest poważniejsza niż na to wyglądało. Odruchowo zaczął zastanawiać się jaki raport złożył Endymion władcy i jak bardzo wiązał się on z nim i z Andarasem. Miał tylko nadzieję, że miasto nie jest zamykane z ich powodu.

- Poradzę sobie sam, chociaż dzięki za propozycje, wole jednak, żeby moja korespondencja przeszła przez mniej niepewne ręce. - Powiedział Perła wskazując głową kierunek w którym udał się kapitam. - Idź więc a ja poczekam tutaj.

Gdy tylko pół-elf oddalił się wgłąb statku, Perła wypatrzył inny statek, który wyglądał jakby miał właśnie wychodzić w morze. Udał się szybkim krokiem w tamtą stronę i złapał przechodzącego obok marynarza, który śpieszył do swoich, zanim odpłyną bez niego.

- Chwila, mistrzu, potrzebuje twojej pomocy! Powiedział dość głośno, gdyż zgiełk w porcie uniemożliwiał normalną rozmowę. Odpowiednio zapłacę za twoje usługi, zauważyłem, znaki Umbaru na waszym statku, tam właśnie płyniecie? Chce żebyś przekazał ode mnie wiadomości. Płacę ćwierć srebrnika teraz, kolejne ćwierć dostaniesz od każdej osoby której dostarczysz wiadomość. - Perła dostrzegł na twarzy żeglarza irytację i wtedy przypomniał sobie, że ubrali się z Andarasem w szmaty, których nie powstydziłby się, żaden szanujący się włóczęga. Wszystko po to, żeby uninąć rozpoznania. Zanim tamten zdążył zareagować sięgnął do sakiewki i wyciągnął kilka monet.

- Masz szczęście. Trafiłeś na odpowiednią osobę. - Majtek wyszczerzył zęby w niekompletnym uśmiechu, podczas gdy w jego oczach zaświeciły się ogniki.

- Rozejrzał się po okolicy ostentacyjnym wzrokiem. - Tylko widzisz, za chwilę, nie będziesz miał komu zostawić tych wiadomości, a to oznacza, że cena skoczyła. - Wyglądał jakby robił przekręt swojego życia, choć biorąc pod uwagę kwotę transakcji tak pewnie było.

- Pół - Powiedział z pewnością kogoś kto zjadał na śniadanie wszelkich negocjatorów.

- Pół teraz, w listach już mam napisane, żeby posłaniec dostał kolejne ćwierć, więc nic więcej nie dostaniesz. I tak było to zdzierstwo, ale z drugiej strony, jeśli te listy przyniosą odpowiedni skutek, taka kwota nie zaboli. Perła zgodził się więc na te warunki, dzięki temu mógł mieć przynajmniej pewność, że napotkany żeglaż wywiąże się ze swojej obietnicy.

- Zgoda - Szybkim ruchem pochwycił srebrą monetę, jakby bał się, że zaraz zniknie, po chwili już spokojniej wziął listy opatrzone odpowiednimi pieczęciami.

Zdążył wrócić akurat na czas, żeby zastać Andarasa wychodzącego z kapitańskiej kajuty. Do karczmy w której się zatrzymali wracali w milczeniu, każdy z nich bił się w myślach z obecną sytuacją i zastanawiał się jak bardzo ich życia wpłyną na kształt świata. Gdy dotarli na miejsce, Perła opuścił towarzysza mówiąc, że musi zająć się kilkoma sprawami organizacyjnymi, i że niebawem będzie na miejscu, po czym oddalił się w sobie tylko znanym kierunku.

Siedziba organizacji.

Zdając raport z ostatnich poczynań Valamir obawiał się trochę reakcji swojego przełożonego. Sam niespodziewał się zamieszek, a wszystko wskazywało na to, że jego przedstawienie tylko przyspieszyło ich powstanie. I jeszcze to zamknięcie miasta, to nigdy nie było dobre dla interesów. Na szczęście mógł też pochwalić się sukcesem w kwestii kontaktu z Andarasem, a to było na tą chwilę bardziej istotne.

Tak jak podejrzewał, Darist, bo tak nazywał się człowiek który obecnie wydawał mu rozkazy, nie był zadowolony z rozwoju wydażeń, jednak rozumiał na tyle dużo, żeby wiedzieć, że Perła nie miał wpływu na te nieprzewidziane konsekwencje. Wyraz dezaprobaty w jego oczach zniknął dopiero kiedy dowiedział się o tym, co przywieźli ze sobą Andaras i jego towarzysze. Wzrokiem, którym obrzucił wtedy Perłę można było zamrozić całą górę przeznacznia!

- Czy Ty masz mnie za idiotę? - Zapytał cicho i spokojnie, głosem od którego mógłby struchleć nawet największy twardziel. A trzeba powiedzieć, że człowiek z którym rozmawiał Valamir, wcale nie wyglądał imponująco. Z lekką nadwagą i włosami uprószonymi siwizną wyglądał co najwyżej jak srogi ojciec, albo średnio zamożny kupiec. Perła jednak nie dał się zwieść, tego człowieka otaczała niemała legenda, już samo to, że z nim rozmawiał było zaszczytem.

- Zapewniam Cię Panie, że jestem bardzo poważny. Informacji nie udało mi się jeszcze potwierdzić, ale Andaras nie ma powodów, żeby kłamać. W tej chwili łeb orka leży gdzieś na zamku, a strażnik, z którym podróżował Andaras składa raport. Na pewno można to sprawdzić - Powiedział.

Dopiero po chwili zapewnień, że najwyraźniej nie jest to żart, jego wzrok stopniał nieco. Wyraźnie śpieszyło mu się, żeby sprawdzić tą informację, posłał więc kogoś w tylko sobie wiadome miejsce, aby upewnić się, że jego człowiek nie zwariował, bo wszystko na to wskazywało.

Pozostała część rozmowy nie była tak nieprzyjemna, jak spodziewał się Perła, chociaż pozostawiła niesmak. Darist nie miał czasu na rozmowę o jego potrzebach i dał mu do zrozumienia, że ma skoncentrować się na swoim zadaniu, a nie na torowaniu sobie drogi do wyższego stanowiska. Nie dowiedział się też niczego nowego o sytuacji politycznej, wyszedł więc stamtąd z mieszanymi uczuciami. Liczył na trochę większą pomoc ze strony przełożonego, jednak rozumiał też, że tamten chce zobaczyć jak radzi sobie sam, zanim dostąpi jakichkolwiek zaszytów w swej organizacji. Perła co prawda otrzymał do dyspozycji człowieka, kótremu nie mógł odmówić profesjonalizmu, bardziej obawiał się jednak, że ten "pomocnik" ma kontrolować jego poczynania, co nie było dogodne biorąc pod uwagę, że miał swoje własne plany.

Miał do załatwienia jeszcze jedną rzecz, ale tym mógł zająć się równie dobrze ktoś niższego szczebla, nie chciał jeszcze bardziej denerwować szefa. Zostawił instrukcje, dotyczące organizacji ewentualnej szybkiej ucieczki z miasta, oraz takie, które miały choć trochę odwrócić uwagę od drużyny z którą miał podróżować, po czym udał się z powrotem do "Haradzkiej" aby poznać w końcu jego przyszłych towarzyszy, o których tyle słyszał.
 

Ostatnio edytowane przez Fenris : 12-04-2011 o 14:35. Powód: kosmetyka i literówki
Fenris jest offline  
Stary 13-04-2011, 09:17   #66
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Rozmowa Kh'aadza i Dearbhail po audiencji

Krótko po wyjściu z sali audiencyjnej, gdy skierowali się kolumnowym holem z bogatym dywanem i równie co w samej komnacie zapierającymi dech w piersiach witrażami, krasnolud zwolnił nieco kroku by zrównać się z trzymającą się nieco za strażnikami dziewczyną.

- Panienka pozwoli, że zapytam, jak panienka poznała Ginara... Był druhem mego ojca, a i ja go znałem...

Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.

- Jestem Dearbhail proszę, mów mi po imieniu. Tak, miałam to szczęście poznać Ginara... To było kilka tygodni temu, w karczmie “Siedem Flaszek” w Fornoście. Ginar mieszkał tam po zamachu na jego życie. - Tu dziewczyna zamilkła na chwilę, wyglądało, jakby ważyła następne słowa. - To była naprawdę wspaniała osoba. Bardzo żałuje, że musiał umrzeć.

- Tak, to prawda... Razem z Bofurem... byli nietuzinkowymi krasnoludami... - krasnolud westchnął na wspomnienie pobratymców. Ojciec chyba chciałby o tym wiedzieć, będzie musiał pchnąć posłańca do Khazad Dum. Przeszło mu przez myśl. Ale to nie jest sprawa nie cierpiąca zwłoki, z tym może poczekać na dogodną okoliczność.

- Ja jestem Kh’aadz Żelaznoręki, syn Kh’urina. - przedstawił się. - Mojego towarzysza wołają Endymionem - tu krasnolud wskazał na kroczącego nieco z boku strażnika. - Wiedz panienko Dearbhail, że nie łatwo było zyskać sympatię Ginara Stoneshallow. - Kontynuował Kh’aazad - Tym lepiej świadczy o Tobie fakt, że obdarzył Cię zaufaniem w swoich ostatnich chwilach. - Kh’aadz mówił patrząc gdzieś daleko przed siebie i chyba nie był w tej chwili do końca obecny myślami.

- Niestety nie było mi dane poznać Bofura. Tak prawdę mówiąc w ogóle żałuje, że cała ta historia tak się potoczyła. - Odparła na słowa krasnoluda a gdy ten przedstawił siebie i Endymiona skinęła każdemu z nich głową. Na kolejne słowa Kh’aadza wyraźnie pokraśniała i nie mogła ukryć pełnego zażenowania i dumy uśmiechu.
- Dziękuje ci za te słowa! - wykrzyknęła po chwili. - Wiele dla mnie znaczą... - gadatliwa do tej pory Dearbhail nie bardzo wiedziała, co ma powiedzieć. Po chwili więc wybuchnęła śmiechem, mającym najwyraźniej ukryć zmieszanie, nachyliła się do krasnoluda i dość mało konspiracyjnym szeptem zapytała:
- Błagam, powiedz, że z Endymionem da się pogadać? Nie jest mrukiem, prawda?

Krasnolud wybuchnął głośnym śmiechem, dochodzącym zdawało by się z najgłębszych czeluści jego baryłkowatego torsu ściągając na siebie uwagę obu strażników.

- Obawiam się dziecino, że to choroba zawodowa... - odparł równie scenicznym szeptem krasnolud, osłaniając dłonią usta od strony idących z przodu towarzyszy.

- Nie! - Jęknęła trochę teatralnie. - Tym bardziej więc cieszę się, że nasze drogi się skrzyżowały! Będzie przynajmniej do kogo gębę otworzyć i mieć zagwarantowane to, że odpowie!

- Za to nasz mieszaniec powinien przypaść Ci do gustu... Ten to by gadał i ględził cały dzień, aż skrętu kiszek dostaniesz. - Kh’aadz zaczął opowiadać tonem, jakim przekazuje się uznane prawdy, żądnym wiedzy żakom.

- Mieszaniec?? Co masz na myśli? - Dziewczyna wyglądała na lekko wstrząśniętą tym określeniem.

- Andaras. Jest pół elfem dziecino... Może i byłby z niego poczciwy człek, gdyby się tą przeklętą, tfu, - krasnolud splunął - magią nie parał.

-Pół elf... no tak, hm... ale to chyba nie powód, żeby nazywać go mieszańcem. Chociaż, jak by nie patrzeć jest mieszanej krwi. Ale! I tak wydaje mi się, że to było dosyć, nazwijmy to, ostre określenie. Magia? Rozumiem twą niechęć. To jest coś, co mnie... przeraża to może złe słowo, ale... Wiesz, jak byłam mała, to matula zawsze mi mówiła, że jak coś zbroję, to przyjdzie po mnie czarownica i zamieni mnie w ropuchę. - Dearbhail wzdrygnęła się na samo wspomnienie. - Ale! - Szybko się rozpromieniła. - Mówisz, że to poczciwy człowiek więc może nie będzie tak źle? Nie wolno się uprzedzać do ludzi, co to to nie!
Zresztą, muszę ci powiedzieć, że w pewnym sensie to nawet ciekawe. Czy ten... Andaras, tak? Czy ten Andaras potrafił by zamienić kogoś w ropuchę?

- Nie wiem dziecino... I nie chcę wiedzieć, z czarów jeszcze nic dobrego nie wynikło, lepiej niech nawet nie próbuje. - głos krasnoluda nagle stał się zupełnie poważny.

- A ty miałeś już wcześniej do czynienia z magią? Skoro wypowiadasz sie w tej kwestii tak kategorycznie to chyba wiesz co mówisz?

- Wypluj te słowa dziewczyno! - obruszył się przerywając Dearbhail w pół słowa. Po plecach przeszły go ciarki.

- No dobrze, już dobrze, nie ma się o co awanturować! Przecież nic złego nie miałam na myśli - odpowiedziała szybko, ale w jej głosie nie było słychać złości - pytałam tylko. Jak nie chcesz na ten temat rozmawiać, w porządku, nie ma problemu... To może powiesz mi, jak to się stało, że podróżowałeś z tym elfem oraz - tu ponownie zmieniła ton głosu na ‘konspiracyjny’ - twoją mrukliwą kopią Golina?

Krasnolud znowu parsknął śmiechem.

- Elf wyłowił mnie z pod lodu dziecino... Zatargał do najbliższej karczmy i tam przywrócił do stanu używalności... Endymion już był na miejscu... A potem to się już samo potoczyło, ale to długa historia, na inną porę.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline  
Stary 15-04-2011, 08:47   #67
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację






Trollshaws, Marzec 251 roku



W jaskini panował półmrok. Na skalnych ścianach tańczyły migotliwe cienie dogasającego ognia. Nugluk ziewnął przeciągle ukazując żółtą kość mocnych zębów. Dzień już prawie się skończył. Wygrzebał się z barłogu i rozejrzał po grocie. Dwóch kompanów tępo patrzyło w ognisko. Trzeciego nie widział. Dostrzegł go dopiero w kącie, gdzie przykucał i po smrodzie, który zniesmaczył jego orcze nozdrza Nugluk nie musiał się domyślać co tamten tam robi.

- Będziesz srał po kątach? – warknął – Wszystkich? Nie możesz sobie jednego wybrać i tam srać?

Co prawda i jemu nie chciało się w ciągu dnia wyłazić do lasu nawet w szare dni mrocznego Trollshaws, ale w końcu był już zmierzch. Dobrze, że nie był skautem i nie musiał włóczyć się po okolicy. Leniwie sięgnął po żarzące się brewno z paleniska i cisnął nim w zarys skulonej postaci.

- Eeee! – odkrzyknął ork odbijając kawał drewna wzniecając tym snop iskier. Wyraźnie nie spodobał mu się pomysł dowódcy, ale powstrzymał się przed pyskowaniem. Już raz kiedyś się odważyłi potem przez kilka dni nie dał rady chodzić. Do dzisiaj nosi na czole pamiątkę po rozbitej o głaz czaszce.

Nugluk ociężale wstał i ruszył w stronę otworu, którym było wejście do pieczary. Mijając skulonego wojownika rzucił gardłowo.

- Skauci ruszyli już?

- Tak. – odrzekł tamten skwapliwie zaciągając portki. – Jakiś czas temu.

Dowódca wyjrzał przez otwór, który z zewnątrz nie był specjalnie widoczny wśród głazów i rozpadlisk skalnych. Miał nadzieję, że może dzisiaj będzie ostatni dzień siedzenia i bezczynności, które chyba tylko jemu dawały się we znaki. Reszta oddziału zdawała się być szczęśliwą. Zwłaszcza kiedy nie trzeba było nic robić i mieli pełne brzuchy. Nugluk jednak czuł, że jeszcze kilka tygodni i mogą pozabijać się nawzajem. Ork nie jest stworzony do takiego sielskiego spokoju. Widząc, że jego podwładny podążył za nim i teraz wygląda na las przez jego ramię, odwrócił się i bezceremonialnie wyrwał mu prawie już całkiem ogryziony piszczel, na którym wisiało jeszcze kilka ścięgien i czerwonego mięsa pokrytego białą, owłosioną ludzką skórą.

Wgryzł się kłami w pożywienie a czarna ciecz popłynęła po orczej brodzie kapiąc mu na szyję z rozrywanego kawałka mięśnia łydki.

- Dobry był ten kapitan. – rozmarzył się przymilnie podwładny oblizując się krwiożerczo i drgając nozdrzami a jego czerwonych oczach pojawił się niebezpieczny błysk kiedy ciągnął dalej ośmielony milczeniem Nugluka. – Nawet jak zaczął gnić, to lepszy był jak suszone albo chleb, tfu... – splunął. – I dosć już mam orczego mięsa... Słyszałem, że gorsze jest tylko starych Khazaadów... Mówili, że farmer ma zwierzęta i małe dzieci? – ubrał fakt w nieśmiało sugerujące pytanie oblizując się obleśnie.

Nugluk nie patrząc na niego warknął.

- Rozkaz jest, żeby siedzieć cicho! Jeszcze ci zbrzydnie ludzkie mięso! Zobaczysz... Później końskiego się zachce.

- Taaak. Końskiego, bo...

- Stul ryja! Jeszcze nie teraz! – przerwał mu Nugluk gwałtownie, że tamten aż odruchowo uchylił się spodziewając się ciosu.



- Patrz! – wskazał umięśnioną szponiastą łapą w pomiędzy drzewa.

Dowódca wytężył wzrok i odrzucił za siebie resztkę ludzkiej nogi, na którą rzucił się dwóch pozostałych przy ognisku wojowników. Zanim trafi w ręce któregoś z nich, drugi będzie miał sporego guza i byćmoże kilka zębów mniej. Jednak najpotężniejszy z orków nie czekał na to. To co zobaczył kazało mu wyskoczyć z jaskini na dół. Na półkę skalną.

Poniżej biegł worg ciągnąc za sobą po śniegu orka, którego noga zaplątała się w rzemieniach uprzęży. Jeden ruch ręki wystarczył, żeby po chwili z jaskini wyskoczyły pozostałe orki. Lekko przygarbieni zeskakiwali po głazach na dół. Kiedy dobiegli do Nugluka tamten zapierając się nogą na plecach skauta wyszarpnął z pomiędzy jego łopatek strzałę. Bardziej go zainteresowała chyba jak fakt zabitego podwładnego. Była zupełnie inna od tych, które używali jego łucznicy. Powąchał równo przycięte pióra lotki a grubym paluchem przejechał jej idealnie prostej linii aż po zdobiony, ostry na czubek noża grot.

Jeszcze przed chwilą bijący się między sobą wojownicy spojrzeli po sobie ze zmieszanymi gębami.

- Szefie! Zjemy go?! – w końcu zapytał jeden natarczywie.

- Nie teraz! – mruknął groźnie Nugluk obserwując las.











Tharbad, Kwiecień 251 roku



Ulice miasta były albo puste albo zatłoczone. Coraz więcej straży miejskiej i wojska z garnizonu do obrony strategicznego Mostu Tharbadu biegało po ulicach w małych oddziałach. W niektórych uliczkach leżały nieruchome ciała. Gdzieś płakała kobieta pochylona nad kimś, najwyraźniej bliskim jej sercu. Tam dymił dom, gdzie indziej sklep. Jednak walka uliczna w tłumie lub ze strażą wybuchała sporadycznie. Widać zbrojni dość szybko reagując opanowywali sytuację. Po opuszczeniu Zamku Lorda Marroca krasnolud z Rohirimką w towarzystwie dwóch Strażników Królewskich przejeżdżało olbrzymim mostem w stronę portu południowego. Wiedzieli, że „Haradzka” musi być w sektorze zamieszkałym przez tych nielicznych imigrantów Haradzkich, którzy nazywali Tharbad swoim nowym domem. Klika ulic na krzyż niedaleko portu słynęło ze egzotycznych straganów, zagranicznej kuchni i zamieszek. Bo w Tharbadzie, przy całej jego otwartości i tolerancji, nie brakowało ludzi, którzy nie pałali zbytnio miłością do odwiecznego wroga zza Harondoru i Mordoru. Mimo ponad stuletniego pokoju okazjonalnie zdarzały się pogromy Haradrimów i Easterlingów. Dwóch najmniej licznych ludzkich mniejszości etnicznych miasta, za wyjątkiem innych ras jak elfów czy hobbitów. Bo Elfów czy Beorningów w Tharbadzie w zasadzie nie było. Obecne zamieszki, które połykały w szybkim tępie coraz większe obszary miasta były czymś zupełnie nowym, nieznanym i elektryzującym tłumy.



Wiedząc już o plotce, że jakoby krasnolud miał pobić Dunledinga, którą wielu mieszczan podchwyciło, trąbiąc że to ten sam co zabił Thurga z synami, za namową Golina Kh’aadz przykrył swoje baryłkowate kształty peleryną z kapturem. Teraz już wszyscy zakapturzeni nie rzucali się tak w oczy a zaczynający padać deszcz sprawił, że wtopili się w krajobraz mieszczan odzianych równie szczelnie przed rzęsistym opadem z brunatnych chmur zalegających nad miastem. Po rozmowiez Dearbhail jakoś tak naturalnie wyszło, że krasnolud, wyglądający teraz niczym otyłe dziecko siedział z przodu na Haselhoofie, którego dziewczyna z Rohanu musiała uspokajać, i nakazywać, żeby rumak patrzył pod nogi, gdyż koń co jaki czas parskając przechylał głowę na boki okiem łypiąc do tyłu na Kh’aadza.

Strażnicy jechali na swoich koniach z przodu trzymając lekki dystans. Widać było, że mają sobie wiele do wyjaśnienia zanim dotrą do karczmy. Ponadto Golin znał miasto najlepiej. Endymion po uzupełnieniu na zamku kiesy, a w zasadzie otrzymując nową od siostrzeńca Eldariona dosiadał nowego konia, gdyż jak słusznie stwierdził, rumak Zarisa był jednak dość rozpoznawalny. A na ulicach, w różnorakim tłumie gawiedzi nie brakowało i Dunledingów.

Karczmę odnaleźli bez problemu. Z zasadzie była tylko jedna z prawdziwego zdarzenia gospoda Haradzka o takiej też nazwie. Wchodząc do środka przywitały ich zaciekawione spojrzenia nielicznych gości. W zasadzie oprócz karczmarza, i obsługi tawerny stojącej za szynkwasem, w skład której wchodziła kobieta i dwóch młodzianów, tylko kilka stolików było zajętych. Przy jednym z nich siedziało dwóch ludzi, których na tle reszty można spokojnie było nazwać cudzoziemcami. Po krótkiej chwili tylko ich spojrzenia pozostały ciekawe obserwując ociekające nowoprzybyłe, cztery postaci w płaszczach. Skupione twarze pozostałych gości szybko zmieniły się to w podejrzliwe, to złowrogie i u niektórych nawet wylęknione, kiedy zdali sobie sprawę, że ktokolwiek zawitał nie jest swoim. Haradrimowie o brązowej cerze i czarnych jak węgle oczach i takich samych długich włosach siedzieli przy dwóch stolikach ubrani przeważnie w czarne lub czarno-czerwone długie cienkie szaty, spod których widać było u niektórych czarne skórzane cieplejsze odzienie. Kilku z nich miało we włosach złote ozdobne nicie, wplecione w rozpuszczone pasma. Ich szaty prócz delikatnych wstawek ze srebra i złota na krawędziach mankietów i zapięć nie miały żadnych znaków i bez tego upiększania uchodziłyby za proste i jednolite. Karczmarz widząc przybyszów wyraźnie jednak odetchnął z ulgą, której prawdziwe znaczenie znała tylko jego żona, bo Hasshim z zakłopotaniem spodziewał się co najmniej gromady elfów, która stała by się gdyby chociaż jeszcze jeden przekroczył próg jego „Haradzkiej”.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 18-04-2011, 15:43   #68
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Elf siedząc z Perłą zastanawiał się nad różnymi sprawami oczekując towarzyszy. Widok prawdziwych orków wywołał w nim lawine emocji. Emocji które sam zastanawiając się nad tym przypisywał elfiej naturze. Orkowie budzili w nim wstręt i obrzydzenie. Już wcześniej gdy zaledwie o nich słyszał nie był nimi zachwycony. Jednak Muthuann i a przede wszystkim Nizar twierdzili że sojusz z Herumorem a zatem i z orkami jest ich jedyną alternatywą. Zjednoczeni są w kraju piasków postrzegani niechętnie. I tylko cześć społeczeństwa, uważa że można czy wręcz trzeba dialogu. Między oboma nacjami. Jego ojczym twierdził że ważne jest zjednoczenie Haradu w jedno państwo. Wtedy i tylko wtedy, będzie można myśleć o naszej sytuacji w świecie. Było to marzenie jego życia. Teraz po niemal trzydziestu latach był o krok od spełnienia go. Choć równie blisko mu było do utracenia wszystkiego co zyskał do tej pory. Wiedział jednak o obecnych Haradzkich sporach i tarciach, i że wojna domowa była obecnie realna. Liczył jednak, że nie dojdzie do aż takiej eskalacji konfliktu. Podzielone plemiona, gdyby skoczyły sobie do gardeł, byłyby narażone na atak. I skoro on to wiedział wiedzieli i oni sami. Napaść plemion dalekiego Haradu czy choćby Variagów w przypadku wojny domowej byłaby fatalna w skutkach. Ci drudzy, z tego co pamiętał mieli opinie dzielnych wojowników. Choć również byli podzieleni. Ojciec zdaje się pisał i wymieniał często z jednym z nich. Widziano go nawet kilka razy na dworze ojca. Szkoda jednak że elf nigdy nie wnikał w machinacje ojca. Wiedział tylko że to właśnie tego typu gry były jego specjalnością. Cała ta wojna domowa może okazać się wojną sztyletów, trucizn. Przypomniał sobie że słyszał też o ojcu różne historie. Lecz nie przykładał do nich wagi. Czego nie robił z pewnością było to dla dobra Haradu. Zreszta wrogowie ojca byli liczni i wiadomo że psuli mu opinię. Teraz jednak wiedział że wszystko będzie skomplikowane. I tam w domu, i tu. Jedyne pewniki jakie miał to miłość do ojczyma i narzeczonej, i ich miłość do niego. Miał tylko to...

A tak mu przynajmniej się wydawało do tej pory. Przyjaźń jaką nawiązał z krasnoludem i Endymionem była dla niego rzeczą cenną. Oczekiwał ich przybycia z niecierpliwością. Jak również nadzieją że głowa orka zmaże wcześniejsze błędy Endymiona. Życzył strażnikowi jak najlepiej. Choć obawiał się że kiedyś może dojść do konfliktu między nimi... Uczta jednak miała pozwolić się wszystkim rozerwać. W końcu w oczach elfa pchneli sprawy na właściwy tor. Należało jeszcze powęszyć za wskazówkami o pudełku i dać nura z miasta. Sprawy jednak szybko się skomplikowały. Towarzysze nie przybyli sami. A w obecności Rohmirki która okazała się gadatliwą i miłą towarzyszką. I albo potrafiła świetnie grać albo nie stanowiła zagrożenia przynajmniej dla niego. Endymion jednak przyprowadził ze sobą kolejnego mruka. A to oznaczało kłopoty był to ktoś z ludzi z zamku. Sprawiali wrażenie śmiertelnie poważnych. Okazało się że sprawa dotyczy pudełka. Obaj jego towarzysze wyszeptali mu też w trakcie rozmowy wiadomości przeznaczone tylko dla jego uszu. Zaczął krasnolud:

- Andarasie. Eldarion chciałby z Tobą porozmawiać, a szkatułka którą znaleźliśmy, może być kluczem do zagłady tego świata.

Krótko zwięźle i ta temat. W dodatku z efektem gromu. Eldarion to przecież król zjednoczonego królestwa! Zatem sprawa rzeczywiście była wielka. Mogła zatem dotyczyć czegoś co zadecyduje o losach świata. W dodatku kto jak kto ale Khaaz, nie należał do osób które koloryzują i wyolbrzymiają. Nim jeszcze dotarło to do niego w pełni. Odezwał się Endymion równie konspiracyjnie.

- Wysługujący się okultystą książę Beleg odnalazł ten przedmiot ale jego statek się rozbił, po księciu słuch zaginął, a przedmiot przeszedł w posiadanie pobratymców Kh`aadza. Oni też już nie żyją, a to za sprawa naszego znajomego impresario. Patrz co za ironia, każdy kolejny posiadacz tego przedmiotu szybko rozstaje się z tym światem. Pomyśl co stanie się z tobą gdy ta wiedza dotrze do niepowołanych uszu. Po prostu będą cię ścigać aż dostaną to co chcą. Eldorian już wie że przedmiot jest w mieście i nie pozwoli mu go opuścić. Czeka na nas w zamku. Nie wiadomo ile wie druga strona ale jak już wspomniałem jak się dowiedzą to skupią całą swą uwagę na tobie. Zastanów się czy jest to ci potrzebne do szczęścia.

Kolejne kawałki układanki. Jednak rzeczą która zadziwiła Andarasa była nuta na której próbował zagrać strażnik. Był to bowiem strach. Próbował przekonać elfa że posiadanie szkatułki jest niebezpieczne. I to ma być powodem jej oddania. Nie słuszna sprawa, wyższy cel czy choćby ich przyjaźń strach. Słabo widać ocenił elfa bowiem odwagi akurat Andarasowi nie brakowało. To on z uporem parł z orkami w lesie. Podczas gdy Endymion chciał zawracać. I jedynie obowiązek nie porzucenia towarzyszy w potrzebie, sprawił że dotarł do celu. Do tego mówił że muszą iść na zamek. Już teraz natychmiast niczego nie wyjaśniając. Oczywiście w tej sytuacji było to naturalne jednak jaka ona jest dowiedział się od krasnoluda. Strażnik nawet nie wspomniał o obecności króla. A co dopiero skali zagrożenia.... Brak zaufania zasmucił Andarasa. I sprawił że do naświetlenia sytuacji poprosił o rozmowę Khaaza. Na osobności w cztery oczy by nikt nie próbował manipulacji. Po skończonej rozmowie elf miał mieszane uczucia. Zdaniem Khaaza zawartość szkatułki to artefakt. Andaras wiedział że jest inaczej nie wyczuł od niej mocy. A jeśli miałaby być ona ogromna nie dałoby się jej ukryć. Zatem szkatułka była wskazówką... Mógł z pomocą perły uciec z miasta. Rozegrać cała sprawę dla własnych prywatnych celów. Zostawiając Endymiona z pustymi rękami. Ucieczka miała duże szanse powodzenia. Blokada miała małe szanse powstrzymania ludzi o dużych środkach by jej uniknąć. Endymion naruszył dość istotnie wiarę animisty w jego osobę. Elf postanowił ze względu na ich przyjaźń, nie narażać towarzysza na nieprzyjemności. W końcu mogliby połączyć siły i rozwikłać zagadkę. A że z rozkazu i za przyzwoleniem króla. To było już mniej istotne. Liczyła się idea i cel która zaczęła się klarować w głowie Andarasa.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 18-04-2011 o 15:47.
Icarius jest offline  
Stary 19-04-2011, 11:51   #69
 
Fenris's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skał
Karczma “Haradzka”

W “Haradzkiej” było tego wieczoru wyjątkowo pusto, zamieszki na ulicach i zamknięcie miasta, nie miało dobrego wpływu na interesy. Większość klientów uciekła z miasta nie chcąc zostać zmuszonymi do pozostania w nim nie wiadomo jak długo. Jedynie kilku stałych klientów, którzy tylko wśród wesoło trzaskającego ognia i zimnego piwa mogli się uspokoić, nadawało temu miejscu pozór ruchliwego.

Przy najbardziej odległej od drzwi ławie, gdzie światło kominka prawie nie docierało, siedział Andaras wraz z Valamirem. Kończyli właśnie karafkę jednego z lepszych win, które były tu dostępne, gdy w dzwiach pojawili się Khaadz i Endymion, wraz z innymi ludźmi, o których do tej pory nie słyszeli.

Perła już od pewnego czasu zastanawiał się jak przebiegnie to spotkanie. Nie był pewny tych ludzi i krasnoluda tak jak Andaras, ale starał się wierzyć ocenie elfa. Obawiał się tylko, że spotkanie może zamienić się w jatkę. Jeśli strażnik powiedział za dużo, na zewnątrz mógł czekać partol straży. W takiej sytuacji ucieczka byłaby bardzo utrudniona, ale wiedział, że im się uda, przygotował się wcześniej na taką ewentulaność. Na dachu czekała droga ucieczki,a z pomoca liny, ktoś tak zwinny jak elf poradzi sobie bez problemu. Tam przynajmniej będą osłaniani..
Poluzował noże, tak aby mieć do nich łatwy dostęp, odprężył się i czekał na rozwój wydarzeń. Gdy weszli, uśmiechnął się, było ich czworo...

Czy komplikacje nigdy się nie skończą? Dwóch strażników?!? Pięknie...po prostu pięknie, westchnął w myślach nie przestając się uśmiechać.
Gdy jednak spojrzał na młodą wojowniczkę, która weszła zaraz za ludźmi króla, w towarzystwie krasnoluda, na chwilę zapomniał o strażnikach. Obudziło się w nim coś, co od dawna było uśpione, a on wolałby, żeby tak zostało. W jednej chwili na wierzch wypłynęły wspomnienia sprzed kilku lat, o których tak bardzo chciał zapomnieć. Postanowił się opanować, miał teraz na głowie dużo większe problemy. Nie mógł jednak powstrzymać uśmiechu, Dera wyglądała podobnie kiedy się poznali...

Krasnold rozglądnął się po gwarnym wnętrzu i dostrzegłszy Andarasa, wskazał go Endymionowi, który, akurat patrzył w inną stronę, cała czwórka ruszyła do stołu zajmowanego przez elfa i jakiegoś obcego przybłędę. Krasnolud rozsiadł się wygodnie na szerokiej ławie sapnął głośno po czym rzekł do Andarasa.

- No elfie... Znowu pakujesz nas w sam środek kłopotów... Najpierw ta... - tutaj się zawahał rzucając krótkie spojrzenie nieznajomemu.

- ... Ta wycieczka po lesie, a teraz kolejne zabójstwa i cały ten burdel ogarniający ulice. Przy Tobie nie sposób zaznać chwili spokoju...

- Spokoju, miejmy nadzieję, zaznamy, przynajmniej na chwilę. Karczmarzu, podawaj! - rzucił z uśmiechem Andras. Zamówiłem co nieco, powinniście być zadowoleni. Najważniejsze, że wszyscy jesteśmy cali. Ale widzę że nie tylko ja zawarłem nowe znajmości. Wymownie spojrzał na Rohimirkę i towarzysza który stał przy Endymionie. To może zacznijmy od zapoznania się. To jest Perła jak zapewne pamiętacie, pomógł mi w tym bagnie na ulicy.

Valamir wykonał parodię dworskiego ukłonu, czekając na dalszy rozwój akcji. Andaras przecież nie opowiedział o sobie wszystkiego, a ostatnie wydażenia mogły zmienić nastawienie strażnika do jego osoby. Wyglądął na takiego, dla którego obowiązek jest najwyższą cnotą, pomyślał z przekąsem.

-Doszedłem z nim do porozumienia i zgodził się mi towarzyszyć w charakterze ochroniarza, co patrząc na sytuacje w mieście może okazać się pomocne. Co do lasu zaś, ta wycieczka była dla nas korzystna. Mam nadzieję że pozwoliła niektórym zabłysnąć u przełożonych?
- Andaras dyskretnie minął fakt, że to właśnie Endymion chciał zawracać przed osiągnięciem celu. I gdyby nie upór elfa... Wiedza i dowód na obecność orków przeszłaby im koło nosa.

W czasie, gdy toczyła się rozmowa, Dearbhail - młoda Rohirrimka, od której Perła nie mógł oderwać wzorku, bez zaproszenia usiadła przy stole, przyglądając się z ogromnym zainteresowaniem Andarasowi.

- Korzystna? O mało nie zginąłeś... Ale mniejsza o to, jestem pewien, że kiedyś Ci się uda. - Kh’aadz zaśmiał się wznosząc kielich w toaście ku Andarasowi.

- Witajcie przyjaciele, wierzę, że nasza wspólna podróż przyniesie nam wszystkim korzyści. - Valamir skinął głową do nowo przybyłych. - Nie musisz też ważyć swoich słów w mojej obecności Kh’aadz’u z Morii, zapewniam, że Andaras wprowadził mnie w wasze sprawy - dodał z uśmiechem.

Valamir widział, że krasnolud nie jest przekonany co do jego osoby... i nic dziwnego, zaraz po powrocie do karczmy wziął długą kąpiel aby pozbyć się zapachu portowych szumowin. Ubrał się tez w swój ulubiony strój, więc za pewne wyglądał dla, przyzwyczajonego bardziej do prostoty i użyteczności niż ostentacji, krasnolda, w najlepszym razie, jak idiota. Nie przejął się tym i z jeszcze szerszym uśmiechem zapytał:

- A kim jest ta piękna kobieta? I co robi w towarzystwie tylu mężczyzn?!? - mówiąc to popatrzył na nowo przybyłą swym najbardziej czarującym wzrokiem....

Zapadła chwila ciszy. Dearbhail rozejrzała sie lekko zdezorientowana, jak by nie wiedziała, o co chodzi. Dopiero po kilku długich sekundach zrozumiała sens słów człowieka, którego przedstawiono jako Perłę. Biorąc pod uwagę to, że dziewczyna ubrana była w męski strój słowa te były tym dziwniejsze.
Dearbhail nie mogła powstrzymać parsknięcia śmiechu.

- Wybacz rozbawienie, Perło, ale jeśli szukasz pięknych kobiet to radzę zajrzeć na jakiś dwór lub zamek i poszukać prawdziwej damy. Powiem też, że towarzystwo mężczyzn cenie sobie zdecydowanie bardziej nad to kobiece, bo chociaż naród męski często zachowuje się gwałtownie to jednak cechuje was lojalność, szczerość i umiejętność zawierania prawdziwych przyjaźni, czego całkowicie nie można powiedzieć o przedstawicielkach płci żeńskiej. - Jej wywodowi nadal towarzyszył lekki śmiech. Po chwili uspokoiła się i kontynuowała:
- Panowie - skinęła głową Andarasowi i Perle - jestem Dearbhail z Rohanu, wojowniczka oraz szalona głowa i wszystko wskazuje na to, że moja obecność będzie wam dokuczać w najbliższym czasie - wszystko to mówiła z szerokim uśmiechem.

A więc będzie z nami podróżowała..?! Perła przyłapał się na tym, że ucieszył się na tę myśl.

- Uwierz mi proszę na słowo Dearbhil, miałem do czynienia z kobietami zarówno na dworach jak i na zamkach, ani jedne ani drugie nie mają zbyt wiele wspólnego z pięknem. Co innego z powierzchownością, ale przecież nie można mylić tych dwóch rzeczy prawda? - Zapytał. - W Twoim wypadku komplement był jak najbardziej zasłużony - Uśmiechnął się, patrząc z aprobatą w stronę wojowniczki, wznosząc jednocześnie kielich z winem w stronę Dearhbil w niemym toaście.

Gadatliwa zawsze Dearbhail nie bardzo wiedziała, co ma powiedzieć na te słowa. Dziewczyna więc uśmiechnęła się nieśmiało, wyraźnie zmieszana.

- Komplementy...naprawdę?!? - Ledwo usiadła a Ty już próbujesz zabłysnąć?!?
- Co będzie potem? nazbierasz jej kwiatów na łące?!? - Zdrowy rozsądek brutalnie przypomniał o sobie zanim skończył mówić. - Przypominam, że nie masz na to czasu!

Spróbował zająć się czymś innym, próbował skoncentrować się na winie leniwie krążącym w jego kieliszku, ale niechciane myśli nie dawały mu spokoju. Słyszał co mówili wokół niego, zdarzało mu się nawet odpowiedzieć, ale nie angażował się dyskusję ciesząc się, że ma chwilę dla siebie.

Dopiero na wzmiankę, o tajemniczym znalezisku i o wizycie na zamku odezwało się w nim szkolenie. Spojrzał pytająco na Andarasa. wycieczka na zamek mogła zakończyć się przedłużonym pobytem, oczywiście jako "gość". Jeśli chcieli tego uniknąć musieli działać od razu. Andaras jednak. najwyraźniej zdecydował, że nic mu nie grozi. I oby miał rację...pomyślał Perła. Teraz tym bardziej nie chcial, aby spotkanie skończyło się rozlewem krwi...

Musiał się skupić, jeszcze raz przemyśleć wszystkie fakty i zastanowić się jak wyciągnąć pół-elfa z zamku jeśli zajdzie taka potrzeba. Jednak obecność Dearbhil skutecznie go rozpraszała. Dopił więc wino i wyszedł odetchnąć świerzym powietrzem.

Gestem przywołał przydzieloną mu do pomocy kobietę, po czym udał się w stronę jednego z ciemniejszych zaułków. Nadal nie wiedział co ma o niej myśleć. Czy faktycznie będzie pomocna, czy może, okaże się przeszkodą dla jego planów? Valamir nie miał wątpliwości, że jej rola nie ogranicza się do wykonywania jego rozkazów. Nie wiedział też co ma z nią zrobić, jak przedstawić reszcie, będzie też musiał trzymać ją zdala od wszelkich informacji, a to dodatkowe zajęcie jego uwagi. Zawsze mógł się jej pozbyć...ta myśl powracała do jego głowy, było to najprostsze rozwiązanie, ale wzudził by tym samym podejrzenia, więc na tą chwilę postanowił wykorzystać jej umiejętności. Dalsze decyzje podejmie w zależności od rozwoju sytuacji. Powiedział Liw, tak właśnie nazywała się skrytobójczyni, żeby upewniła się, że w drodze na zamek, Andarasowi nie grozi żadne niebezpieczeństwo Sam natomiast po wyjściu towarzyszy wrócił do karczmy i za pomocą wina postanowił stanąć do drugiej rundy, w walce ze swoimi myślami. Po chwili jednak, zmienił zdanie, przebrał się i pobiegł po dachach w stronę zamku.
 

Ostatnio edytowane przez Fenris : 19-04-2011 o 14:11.
Fenris jest offline  
Stary 19-04-2011, 21:20   #70
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
W przeciwieństwie do Dearbhail, Kh’aadz zdecydowanie nie miał problemów z określeniem tego co cisnęło mu się na usta i nie omieszkał skorzystać ze sposobności. Zwłaszcza, że wystrojeni i pachnący eleganci ostatnimi czasy źle mu się kojarzyli. Natomiast zapewnienie o braku potrzeby trzymania języka na wodzy, jeszcze bardziej utwierdziły krasnoluda w przekonaniu, że będzie musiał się pilnować jeszcze bardziej. Może to kwestia pierwszego wrażenia, a może swędzenie pod skórą, podpowiadały Kh’aadzowi, żeby miał się na baczności przy tym obcym człowieku, pomimo, że Andaras wydawał się go całkowicie akceptować.

- Rozsądną rzeczą dziecino, jest zwracać baczną uwagę na ludzi, którzy widząc Cię pierwszy raz w życiu od razu zowią się Twymi przyjaciółmi. - krasnolud powiedział spokojnie niby do Rohirki, ale i tak miał pewność, że ten do kogo adresowana była treść, będzie wiedział, że to do niego.

- Słuszne słowa - Perła pokiwał głową z uznaniem, również patrząc na kobietę, ciesząc się, że dostał kolejny pretekst, aby móc to zrobić. - Lepiej uważać na takich ludzi. - Dodał ze szczerym uśmiechem.
- Słyszałem, że krasnoludy słyną z rozwagi, niestety nie miałem przyjemności spotkać żadnego z was. I mimo Twych “ciepłych”, - Perła zaakcentował słowo - słów, naprawdę cieszę się, że was poznałem.
- Uznałem, że skoro mamy razem podróżować, chyba lepiej byłoby, aby atmosfera w naszej grupie nie była tak napięta, jak mam wrażenie, jest teraz...i to przy alkoholu.

- Razem podróżować? - Odparł nieco zdziwiony krasnolud ignorując nieznajomego i kierując swoje pytanie wprost do Andarasa.
- W co Ty nas znowu wplątujesz Elfie? I kim on w ogóle jest?

Stojący przy stole Endymion i Golin porozumiewawczo wymienili spojrzenia, lecz żaden z nich z łaski swojej się nie odezwał.

-Wplątuje? – Odparł Andaras - Wyjaśnienia wam się należą a i owszem. Ale to raczej rozmowa nie przeznaczona dla nadprogramowej publiki. - Tu spojrzał na Rohmirkę i towarzysza Endymiona. - Przy naszych kłopotach, dodatkowi towarzysze to zawsze ryzyko. Z tym, że ja mam jednego a wy przy prowadziliście dwoje.-zmrużył powieki w geście udawanej wymownej podejrzliwości. Obracając całą sprawę w żart. - Powiedziałem jak się nazywa i co tu robi. Na resztę przyjdzie czas w prywatnych rozmowach. A o waszych towarzyszach nie wiem kopletnie nic. Poza imieniem tej miłej wojowniczki.

- Daj spokój Andarasie - Żachnął się Valamir. - Przecież to całkiem zrozumiałe...można przecież nie być zadowolonym z faktu, że jakaś obca osoba, nagle i bez zapowiedzi informuje kogoś, że będzie za nim łaziła. - Uśmiechnął się w stronę przybyłych. - Wybaczcie mi proszę moje próby spoufalania, jestem pewny, że przy bliższym poznaniu nie stracę zbyt wiele.

- Andrasie, Kh’aadz mówił mi, że jesteś w porządku i muszę przyznać, że czekałam momentu, aż cie poznam. - Wtrąciła Dearbhail, gdy elf napomknął o niej w swojej wypowiedzi, rada, że może się znowu odezwać i nie kontynuować rozmowy na jej samej temat.

- Powiedział że jestem w porządku? A wspominał coś może o kłopotach, nie zamykającej się buzi czy wiecznym kręceniu się tam gdzie nie trzeba? No i wstrętnej tfu magii- dodał parodiując krasnoluda. Słyszał to od niego już nie raz. - Jeśli niczego takiego nie powiedział jestem zaskoczony. A jednocześnie pewny że uległ jakiemuś przemęczeniu. Mój drogi Żelaznoręki pewnie nie stracił okazji, by odpowiednio mnie przedstawić.- odpowiedział swoim kielichem na toast krasnoluda. Witaj Dearbhail. Jestem Andaras z zawodu i pasji oraz łaski boga animista. Endymionie siadaj i przedstaw nam towarzysza.

Stojący do tej pory przy stole jak kołki niemi mężczyźni spojrzeli po sobie.

- Chwila nas nie zbawi, wyjaśnimy sobie to i owo i wtedy wyruszymy na zamek - odezwał się do Golina Endymion wzruszając ramionami.

Na te słowa drugi z mężczyzn pokręcił głową

- Wolałbym od razu wracać na zamek - odparł Golin - ale niech będzie, w ostateczności chwilę możemy tu posiedzieć.

Zasiadając przed stołem Endymion zwrócił się do Andarasa i Perły

- To jest mój dobry przyjaciel Golin, spotkaliśmy się całkiem przypadkiem na zamku lorda. Resztę dowiecie się już wkrótce.

- Tak, nie omieszkał wspominać o magii - odparła Dearbhail na słowa Andarasa, gdy Golin i Endymion zakończyli wymianę zdań z elfem- ale wydaje mi się, że tego tematu możemy nie poruszać. Nie, żebym była uprzedzona, po prostu jestem ostrożna w stosunku do rzeczy, których nie znam. A o magii jak do tej pory nie słyszałam zbyt pochlebnych czy dobrych opowieści. Też był byś uprzedzony do magii, gdyby matka straszyła cię nią od dziecka! A poza tym - nazwij mnie ograniczoną, nie obrazisz mnie tym - wydaje mi się, że wszystkie sprawy mogą zostać załatwione środkami, które posiada każdy z nas. Cierpliwością, umiejętnościami, rozmową, działaniem. Jak na razie, wydaje mi sie, że magia skutecznie sprawdza się tylko w straszeniu dzieci.
Nie martw się natomiast gadatliwością - jest to bowiem dla mnie ratunek przed jakże wspaniałym ale dość trudnym towarzystwem osób, które chęcią rozmowy nie pałają! - Tu uśmiechnęła się lekko, wskazując nieznacznym ruchem głowy Golina i Endymiona.

- Ostrożność czy lęk przed nieznanym nie można nazwać ograniczeniem. To naturalne... Jednak magia może służyć do czynienia dobra. Na przykład można leczyć nią ludzi. Tym właśnie zajmują się animiści.

- Można? Nigdy nie sądziłam, że magia może leczyć! Zawsze mi się wydawało że czarownicy to tylko zamieniają ludzi w ropuchy czy inne okropieństwa... Czy magia jest skuteczniejsza niż zwykłe sposoby leczenia? Możesz wyleczyć ranę od miecza? O, tak? - Pstryknęła palcami.- Szybko, bezboleśnie i skutecznie? Jeśli tak, to by było coś cudownego! Pamiętam, jak raz oberwałam na treningu, cięcie było dość głębokie i długo się goiło ale nasz medyk używał jakiejś śmierdzącej maści, przez miesiąc nie mogłam się pozbyć tego smrodu już nie mówiąc o tym, że strasznie mnie po niej swędziało i okropnie się lepiła - Dearbhail popłynęła, zbaczając z tematu. - No i musiałam nosić strasznie dużo opatrunków to też nie było zbyt przyjemne, krępowały ruchy, nie mogłam samodzielnie robić wielu rzeczy, nie mogłam brać udziału w ćwiczeniach. Czy za pomocą magii można tego uniknąć? - Wydawało się, że zakończyła swój wywód. Po chwili jednak dodała szybko: - I nie zamieniasz ludzi w ropuchy, prawda?

Elf zaśmiał się.
-Ropuchy? Nie no aż takich talentów to nie posiadał nawet legendarny Gandalf. Choć na przykład w zrzędliwego krasnoluda już prędzej.- uśmiechał się wyraźnie w stronę krasnoluda.

- Ha! Gdyby nie ten zrzędliwy krasnolud, to swoimi filozoficznymi wywodami, dzieliłbyś się z jakąś gnijącą kością w brzuchu wilka. - Kh’aadz odburknął udając urażonego, choć kiepsko mu to wychodziło i na milę śmierdziało to jedynie żartobliwą odpowiedzią na zaczepkę elfa.

- Magia to sztuka subtelna nie ma mowy o czymś na pstryknięcie w palce. Wszystko wymaga skupienia oraz ciężkiej pracy nad sobą. Choć ponoć elfom opanowanie tej sztuki idzie łatwiej. Można natomiast uratować za pomocą magii ,przypadki gdzie tradycyjne sposoby nie dają szansy powodzenia. Jednak wtedy nawet magia daje tylko ową szansę.- lub ją odbiera pomyślał elf. Do tej pory nie mógł darować sobie że amulet wykończył Thurga, gdy Andaras próbował go ocalić. Nadzieja była niewielka ale była.... - W przypadku ran nazwijmy to średnich czy poważnych nie zaś krytycznych. Magia pozwala skrócić czas leczenia jak i uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji. Co do urazu na treningu można ominąć maź i swędzenie. Zatem jest ona naturalnie skuteczniejsza. Uważam jednak że każda rana to dla człowieka nauczka. Niwelowanie każdego urazu magią byłoby nie rozsądne. Dlatego sięgam po tą metodę wtedy gdy warto. Nie zaś przy każdym skaleczeniu... Potrafię leczyć również normalnymi sposobami. Co do potęgi magii słyszałem o przypadkach animistów którzy nawet otwarte złamanie potrafili uleczyć. W nie długim czasie. Jednak póki co sam nie potrafiłbym tego jeszcze zrobić.

Rozmowa potoczyła się dalszym torem i dziewczyna uczestniczyła w niej już tylko sporadycznie tym bardziej, że Kh’aadz, Endymion i Andaras mieli wyraźnie dużo do powiedzenia sobie nawzajem. Dearbhail okropnie zirytowało ich zachowanie – nie lubiła, gdy wyłączano ją z grupy, a skoro już miała towarzyszyć tym mężczyznom chciała wiedzieć wszystko... o a przynajmniej dużą większość.

Andaras przypadł jej do gustu. Był niesamowicie uprzejmy no i musiała przyznać, że jeszcze nigdy nie widziała nikogo o tak... niezwykłej urodzie. Ludzie z północy w ogóle robili na niej wrażenie – ciemnowłosi i z zasady dość postawni ale ten półelf... bił ich na łopatki. Zastanawiała się, czy to nie ma jakiegoś związku z tym, że jest, jak to on określił?... animistą. W końcu, para się magią. Czy to może mieć jakieś odzwierciedlenie w wyglądzie? Zawsze myślała, że czarownicy to stare, pomarszczone, przerażające istoty... teraz jednak okazuje się, że i młodzi i ładni mogą być magami. A może za pomocą magii utrzymuje taki a nie inny wygląd... ciekawe, czy to w ogóle jest możliwe.

Było wiele rzeczy, o które chciała go zapytać, ale musiała przyznać, że trochę się boi. Jakoś nie do końca uwierzyła Andarasowi w jego słowa. Gdzieś, jakiś ledwo słyszalny głosik z tyłu głowy przypominał jej ciągle słowa matki: jak będziesz niegrzeczna, to przyjdzie wiedźma i zamieni cię w ropuchę!

Perła natomiast wydawał się być sympatyczny, chociaż onieśmielał Dearbhail. Dziewczyna nie przywykła do tego, żeby się tak do niej zwracać. Nawet Trian tak do niej nie mówił. Nigdy, przenigdy. Mimo to jednak, Perła zrobił na niej dobre wrażenie. Dziewczyna była pewna, że po przyzwyczajeniu się do jego stylu bycia może go szczerze polubić. Nie mogła więc zrozumieć niechęci, jaką ewidentnie darzyli go Kh’aadz, Endymion i Golin... chociaż Golin to chyba nikogo nie lubi. Ale co ugryzło Kh’aadza? Wydawał się być bardzo przyjacielski i dobrze nastawiony do nowych osób... przynajmniej taki był w rozmowie z nią.

Dearbhail poczuła się tym wszystkim trochę zdezorientowana. No i jeszcze te tajemnice pomiedzy Andarasem, Endymionem a Kh’aadzem. Gdy w końcu rozmowy dobiegły końca i panowie zdecydowali się na powrót do zamku bez słowa udała się do stajni po Hazelhoofa. Jednak gdy ruszyli, w powiększonym składzie, w drogę powrotną, jeśli wcześniej wygląda na obrażoną, to teraz nie było tego po niej widać. Z uśmiechem zaproponowała Kh’aadzowi, że i tym razem go podwiezie a i do reszty odnosiła się tak jak zawsze – była wesoła, otwarta... i denerwująco gadatliwa.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172