Są na świecie ludzie, którzy potrzebują walki. Bez niej po prostu czuli by pustkę. I nie chodzi tu o to, że są zabijakami, którzy mają potrzebę co najmniej raz w tygodniu kogoś "sklepać". Oni muszą mieć coś, dla czego warto zginąć i co pochłania ich wszystkie siły i starania. Niezależnie od tego, czy jest to przeżycie ich rodziny, usunięcie bandziorów z ich miasteczka, czy pozbycie się Molocha. Ważne żeby cel był wart potu, krwi, łez.
Wszyscy zebrali się w pomieszczeniu i czekali na odprawę. Stali wyprostowani, milczący, jak prawdziwi żołnierze, mimo że niektórzy z nich byli w zasadzie młokosami, jak na armijne standardy. W końcu przyszedł dowódca. Wyglądał raczej na naukowca niż wojskowego. Z początku Sam myślał, że ten człowiek ma tylko opowiedzieć im dokładnie jakie jest ich zadanie i przedstawić prawdziwego dowódcę, ale niestety nie.
- Tak długo jak znajdujecie się pod moimi rozkazami, tak długo będziecie je wykonywać bez słowa sprzeciwu. - Takie zdanie mógł wypowiedzieć doświadczony dowódca, którego niestandardowe rozwiązania zaskakiwały żołnierzy, ale jeszcze bardziej wroga i dzięki temu często dawały sukces. Niestety mogło ono też oznaczać człowieka, który ma o sobie zbyt wysokie mniemanie, któremu władza uderzyła do głowy i ma zamiar traktować swoje nawet najgłupsze rozkazy niczym prawdy objawione. Niestety ton całej wypowiedzi i zachowanie tego człowieka, wskazywały raczej na to drugie. Ale cóż. Samuel postanowił sobie już wcześniej, że nie będzie wybrzydzał na dowództwo i że da z siebie wszystko. Nawet jeśli jego szef miał okazać się idiotą... albo raczej przede wszystkim w takim wypadku, postanowienie miał zamiar wykonać.
Gdy pozwolono mu zabrać głos, stanął jeszcze bardziej na baczność niż do tej pory (tak jakby to było możliwe) i powiedział:
- Sir! Rozumiem, że mobilność będzie naszym atutem. Jakie będziemy mieli środki transportu, sir?
__________________ Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy |