Z każdą sekundą potwór zbliżał się do Virotha. Tancerz postanowił się bronić, chociaż był wyczerpany, to nie zamierzał się poddawać – ucieczka jest dla tchórzy, a on do takich nie należy. Szybko wyciągnął oba miecze z pochwy i skierował je w stronę biegnącego monstrum, które już po chwili chciało zatopić swoje tępe pazury w ciele swej ofiary. Viroth uskoczył zwinnie w bok wymachując jednocześnie jednym z mieczy. Ostrze przecięło lekko skórę potwora, który warknął tylko i walczył dalej. Tym razem zamiast pazurów wykorzystał swoją szczękę zaopatrzoną w setki ostrych zębisk. Udało się mu dosięgnąć ciała Virotha, ale potwór użył zbyt mało siły do tego ciosu – zęby nie przebiły zbroi tancerza, pozostawiając tylko małe wgłębienia w miejscu ugryzienia. Viroth postanowił odegrać się za zarysowany pancerz. Podskoczył do góry i równocześnie zrobił obrót w lewą stronę. Pierwszy z mieczy szedł w stronę poczwary jeszcze kiedy Viroth był nad ziemią, potwór jednak ochronił się od ciosu, ale nie zauważył nadchodzącego drugiego ostrza, które wbiło się głęboko w jego tors. Stwór zaryczał głośno, próbował dosięgnąć Virotha swymi łapskami, ale wypłynęły z niego wszystkie siły. Zaskamlał jeszcze cicho i upadł na ziemię, wydając swój ostatni cichy krzyk śmierci. Tancerz upewniając się, że poczwara zdechła, wbij drugi miecz w szyję kreatury. To dało mu pewność, że bestię ogarnął sen wieczny.
Zmęczony Viroth upadł w pobliżu potwora na ziemię, nie chciał zasypiać po raz kolejny, takich czarnoskórych dziwactw może być więcej, wolał być czujny. Z plecaka wyciągnął prawie że pusty bukłak, mógł zrobić tylko dwa łyki wody, więcej nie było. Musiał czym prędzej wrócić do zleceniodawcy zadania. Ale po chwili stwierdził, że stwór może mieć w pobliżu swoje legowisko. Postanowił przeszukać pobliski teren. Po kilku minutach chciał zaprzestać poszukiwań, ale szukał dalej, wbrew sobie… i jak się później okazało wyszło to na dobre.
Dotarł do czegoś co wyglądało na legowisko. Upewnił się gdy potknął się o nadgryzionego martwego jelenia. To musiało być kryjówka tej poczwary. Nie oczekiwał , że znajdzie tu coś cennego, bo co niby miał znaleźć.. złoto, magiczne zwoje czy pierścienie, srebrny naszyjnik? Naszyjnik… okazało się, że monstrum, które teraz leżało zdechłe nieopodal, było w posiadaniu srebrnego wisiorka. Viroth chciał przyjrzeć się mu dokładnie, ale nie miał dużo czasu, wysłany za nim pościg może się tu zjawić w każdej chwili. Rzucił tylko okiem na nową zdobycz.
Srebrzysty wisior, nie wiedział czy magiczny czy nie, nigdy wcześniej nie widział podobnego symbolu, tylko tyle zdążył wywnioskować, gdyż usłyszał w oddali ryk jakiejś bestii. Nie miał najmniejszej ochoty staczać drugiej walki pod rząd. Wstał czym prędzej i podążał dalej w kierunku zgodnym z prądem rzeczki. Bolało go wszystko, od stóp zaczynając na czubku głowy kończąc, ale musiał iść… ile sił… Miał tylko nadzieję, że idzie w dobrym kierunku.