Adrenalina opadła i Khaldin mógł spokojnie rozejrzeć się po pobojowisku. Jakież było jego zdziwienie, kiedy na dnie jamy dostrzegł dwójkę dzieciaków. -A to ci dopiero!- zakrzyknął. –Czekajcie no! Ja wam pomogę! – to rzekłszy krasnolud zszedł na dół i pomógł dzieciakom oswobodzić się. Na słowa smyka rzekł: -Widzę, że należysz do bystrzaków, skoro odróżniasz mnie od goblinów. Tak, nie chwaląc się, to ja żem uczynił. Przegoniłem te paskudne stwory.- krasnolud wypiął dumnie pierś. -Zwą mnie Khaldin… ee Khaldin.. hmm. Khaldin Trąciczerep! – khazad przedstawił się, wymyślając przy tym przydomek godny bohaterskich krasnoludzkich wojowników. Następnie zwrócił się do dziewczyny: – No już, przestań szlochać. Przecież jest z tobą pogromca goblinów. Nie ma się, czego bać!- Khaldin wskazał palcem na siebie. Starał się pocieszyć dziewczynę.
Kiedy chłopak ruszył w stronę swojego ojca, khazad w mig pojął całą sytuację. -Chłopcze, twój ojciec wyruszył tu ze mną, aby cię uratować. Niestety gobliny… eee zrobiły mu taką dziurę w nodze… jakby to powiedzieć… - krasnolud zaczął się mieszać. – Twój ojciec walczył dzielnie.. chciał cię uratować i tak jakby chyba umrze, ale nie martw się. Mogło być gorzej, mogłeś też umrzeć. – krasnolud odczuł, że jego słowa chyba nie pasowały zbytnio do sytuacji, ale szczerze chciał pocieszyć chłopca. Nie był dobrym mówcą. -Poczekamy tutaj jeszcze trochę, może się obudzi. - wskazał na nieprzytomnego. -Jeśli nie, to zaniesiemy go do oberży. Chyba, ze umrze, to możemy go spalić, albo zakopać. Jak wolisz? - zapytał chłopaka.
Ostatnio edytowane przez Mortarel : 12-04-2011 o 22:07.
|