Przeszukanie piwnicy nic nie dało. Oprócz tych dosłownie paru desek znaleźliśmy tylko parę plastikowych pak, stare zabawki dzieci i wąż ogrodowy. W pierwszej chwili pomyślałam o użyciu węża do izolacji okien, ale większego sensu w tym nie widziałam. Usiadłam ciężko przy stole szukając jakiegokolwiek rozwiązania. Po chwili przypomniałam sobie o moich rodzicach w Osace. Ciekawe, jak się bawią z zombiakami. Wiedziałam, że żyją. Nie byli idiotami, w dodatku mój ojciec trzymał w domu najprawdziwszego obrzyna z sejfem pełnym naboi. Zauważyłam, że John zajął miejsce naprzeciwko i bacznie się mi przygląda. Uśmiechnęłam się złośliwie i postanowiłam przeprowadzić „wywiad środowiskowy”.
-Skąd jesteś?- rzuciłam.
Pytanie wyraźnie wybiło go z rytmu. Pokręcił się chwilę na krześle i odparł:
- Z Lund. A Ty?
-Też. Ciekawe, że się nie widzieliśmy. Lund to małe miasto. Od jak dawna tam mieszkasz?- odparłam.
Znowu wiercenie na krześle. Pytania wyraźnie były niewygodne.
-Od urodzenia, ale przez jakiś czas mnie nie było.
-Ciekawe- pokiwałam głową dając mu znać, że wiem, że kręci.
Po chwili ciszy, dodał zmieniając temat:
-To co teraz robimy?
Rozejrzałam się za Joanną, której nie widziałam w pobliżu.
-Nie mam pojęcia- przyznałam, wzdychając- najbardziej przydałyby się nam deski, których takowych w pobliżu nie ma. To oznacza, że musimy czekać na resztę naszej ekipy, bo na 50% mają samochód, a my nie i nie mamy nawet sposobu, by go skądś wytrzasnąć. Siedząc tu, też nie mamy zbytnio pola manewru, bo mamy tylko kilka desek, narzędzia i plastikowe paki. Myślałam o takiej zmyślnej pułapce nad głównym wejściem do domu, ale z kolei nie mamy liny…
-A wąż ogrodowy?- przerwał mi John.
Pomyślałam chwilę.
-Nie wiem jak jest długi… Może.
-To chodźmy- John wstał, wyraźnie ucieszony i zszedł do piwnicy.
Niepewna, zeszłam, jednak za nim.
__________________ "Już, już, bo nie będzie gier wideo..." |