Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-04-2011, 23:44   #101
 
emilski's Avatar
 
Reputacja: 1 emilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodze
No to było ich więcej o jednego. Nazywa się Charles Jacques i nie jest zarażony. Jak tak dalej pójdzie, to stworzą w domu tych kobiet arkę Noego, na którą wsiądą wszyscy ocaleni i odpłyną. Jakby tylko udało się ruszyć ten dom z fundamentów. Odpłynąć, albo odlecieć nim gdzieś daleko stąd. to by ich na pewno urządzało, ale nie tak łatwo. Niestety.

To, co na razie udało się osiągnąć, to odpalić pickupa, który stał nieopodal miejsca, gdzie rozwaliła im się honda. Jamesowi nie przyszło łatwo uruchomienie wozu, bo dawno tego nie robił. Kluczyków nie znalazł, więc musiał grzebać przy kabelkach. W końcu połączył odpowiednie i silnik zaskoczył. W tym czasie pozostali zdążyli już rozstrzelać zarażonego, który ścigał Charlesa i mogli zacząć przeładunek. Grant podjechał do nich na wstecznym i czekał na koniec załadunku. Zawołał jeszcze, żeby upewnili się, czy wzięli paczkę z nabojami do znalezionego shotguna i to był błąd. To skłoniło Franka do dalszych poszukiwań w samochodzie i udało mu się znaleźć walizkę z prochami. James celowo o niej nie wspominał, bo nie chciał, żeby wpadła w ręce Franka, ani kogokolwiek innego. Czuł, że z tego mogą wyniknąć tylko i wyłącznie jakieś dodatkowe problemy. Dla nich wszystkich lepiej by było, gdyby walizka została na swoim miejscu. Ale nie, Frank z tym swoim uśmieszkiem, musiał wszystkim oznajmić, że znalazł narkotyki. Na pewno w niczym im to nie pomoże.

Ale trudno, stało się. Teraz jedyna ważna rzecz, to dotrzeć z powrotem do domu. Gdy wszyscy byli gotowi, James ruszył przed siebie. Tony siedział obok niego, żeby w razie czego mógł wskazać jakąś inną drogę.
 
__________________
You don't have to be weird, to be weird.
emilski jest offline  
Stary 08-04-2011, 13:33   #102
 
Maxi's Avatar
 
Reputacja: 1 Maxi nie jest za bardzo znanyMaxi nie jest za bardzo znany
Charles biegł do mężczyzn, którzy celowali do niego z broni.
Jeden z nich krzyknął :
-Padnij!
Charles szybko położył się na ziemię, po czym wstał i znowu biegł w stronę grupy ludzi krzycząc :
-Nie strzelać!!! Jestem po Waszej stronie!
-Jaaasne, już Ci wierzę! - dopowiedział dziwny typ, Charlsowi wydawało się że już go kiedyś widział, ale nie mógł sobie przypomnieć.

Jeden z mężczyzn podbiegł do stojącego nieopodal pickupa. Udało mu się włamać do środka. Kluczyków jednak nie znalazł. Pogrzebał trochę w kabelkach, aż udało mu się odpalić. Tyłem podjechał do białej hondy. I krzyknął :
-Wrzucajcie wszystko na pakę.
- Chłopaki zabierać się do tego, ja wam osłonię tyłki – krzyknął Czarny koleś [Charlsowi wydawało się że jest on z jakiegoś gangu]
Zapytał się :
- Znajdzie się miejsce dla mnie? Czy zostawicie mnie tutaj na pożarcie tym... [Przerwał gdy zobaczył że zbliża się zombie, przed którym wcześniej uciekał.]
Ten co odpalił pickupa pozwolił mu zabrać się z nimi.
Zajął miejsce i powiedział :
- Ok...dzięki, jakie szczęście że Was tutaj zastałem. Macie jakiś plan ucieczki? Czy jedziemy przed siebie?
-Tony - pokazał ręką na czarnego chłopaka - a właściwie jego rodzina. Przygarnęli nas do siebie. Wyjrzał z kabiny i obejrzał się do tyłu: -Wszystko mamy? Tam w bagażniku powinny być naboje do tego shotguna, macie? Mogę ruszać?
„Gangster” Tak nazwał go Charles... zaczął przeszukiwać bagażnik
Charles postanowił się przywitać, chciał wiedzieć z kim teraz będzie współpracował
- To dobrze... ajjj zapomniałem się przedstawić nie ładnie hehe Jestem Charles Jacques, przed epidemią prowadziłem sklep sportowy w centrum miasta. - powiedział...myślał że każdy się przywita, ale jeden z nich przywitał się jak człowiek :
- Nazywam się James Denov i nie jestem tutejszy.
Natomiast Gangster odpowiedział chamsko :
- Jestem kurna Frankie i jestem kurna zajebisty - krzyknął ale umilkł na chwilę ponieważ znalazł coś pod siedzeniem pasażera
Charles spodziewał się takiej odpowiedzi. Gdy nagle :

- Ej, coś znalazłem! Jakaś waliza! - otworzył ją i mruknął Frankie - Jasna cholera... Tutaj są kurna prochy - wziął otwarty worek z walizki, nabrał odrobinę na palec i wsadził do ust i pomlaskał - Koka... Skąd to się kurna wzięło?! Z resztą nieważne - zamknął walizkę i wrzucił na pakę i samemu ładując się tam i przygotowując karabin do ewentualnych strzałów.
Charles pomyślał :
~Oho..Czarny gangster i prochy równa się problem...
I ruszyli.
 
__________________
Vivere Militare Est
Maxi jest offline  
Stary 10-04-2011, 23:04   #103
 
Slywalk's Avatar
 
Reputacja: 1 Slywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodze
Po odzyskaniu przytomności, James pragnął tylko jednego by znów ją stracić. Jak tylko odzyskał świadomość, do jego mózgu zaczęły docierać impulsy bólu ze wszystkich miejsc na ciele. Złapał się za głowę i poczuł coś mokrego na czole. Spojrzał na swoją rękę i zobaczył na niej krwawe ślady. Otworzył drzwi i wypadł na ulicę. Klęczał na ziemi, próbując uciszyć łomotanie w głowie. Z trudem wstał i rozejrzał się po okolicy. Ich wyczyn mógł zwabić tu jakieś zombiaki, a tego by nie chcieli. Sprawdził czy ma przy sobie pistolet. Miał. W kieszeni kurtki.

Podszedł do reszty, kiedy zza rogu wybiegł jakiś człowiek. James natychmiast wycelował w niego pistolet. Miał już pociągnąć za spust, jednak tego nie zrobił, bo tamten zaczął coś krzyczeć.

Nieznajomy przedstawił się jako Charles Jacques i był miejscowy. Denov uważnie obserwował nowego. Kto wie czy nie jest zarażony? W filmach, gość po ugryzieniu, jeszcze jako tako mógł normalnie funkcjonować, by w nieodpowiedniej chwili zmienić się i pogryźć połowę obsady. Grant tymczasem szukał nowego środka transportu, a Frank grzebał w samochodzie. Kiedy Grantowi udało się odpalić pick-upa, James pomógł w przenoszeniu żywność, a następnie usiadł na pace.

James już miał powiedzieć by Frank się pośpieszył, gdy ten wrzasnął coś o prochach.
~ Pięknie. Po prostu zajebiście. Brakuje nam tylko tego by po domu latał naćpany gość z M16. ~
 
Slywalk jest offline  
Stary 13-04-2011, 14:50   #104
 
Wredotta's Avatar
 
Reputacja: 1 Wredotta nie jest za bardzo znanyWredotta nie jest za bardzo znanyWredotta nie jest za bardzo znanyWredotta nie jest za bardzo znany
Przeszukanie piwnicy nic nie dało. Oprócz tych dosłownie paru desek znaleźliśmy tylko parę plastikowych pak, stare zabawki dzieci i wąż ogrodowy. W pierwszej chwili pomyślałam o użyciu węża do izolacji okien, ale większego sensu w tym nie widziałam. Usiadłam ciężko przy stole szukając jakiegokolwiek rozwiązania. Po chwili przypomniałam sobie o moich rodzicach w Osace. Ciekawe, jak się bawią z zombiakami. Wiedziałam, że żyją. Nie byli idiotami, w dodatku mój ojciec trzymał w domu najprawdziwszego obrzyna z sejfem pełnym naboi. Zauważyłam, że John zajął miejsce naprzeciwko i bacznie się mi przygląda. Uśmiechnęłam się złośliwie i postanowiłam przeprowadzić „wywiad środowiskowy”.
-Skąd jesteś?- rzuciłam.
Pytanie wyraźnie wybiło go z rytmu. Pokręcił się chwilę na krześle i odparł:
- Z Lund. A Ty?
-Też. Ciekawe, że się nie widzieliśmy. Lund to małe miasto. Od jak dawna tam mieszkasz?- odparłam.
Znowu wiercenie na krześle. Pytania wyraźnie były niewygodne.
-Od urodzenia, ale przez jakiś czas mnie nie było.
-Ciekawe- pokiwałam głową dając mu znać, że wiem, że kręci.
Po chwili ciszy, dodał zmieniając temat:
-To co teraz robimy?
Rozejrzałam się za Joanną, której nie widziałam w pobliżu.
-Nie mam pojęcia- przyznałam, wzdychając- najbardziej przydałyby się nam deski, których takowych w pobliżu nie ma. To oznacza, że musimy czekać na resztę naszej ekipy, bo na 50% mają samochód, a my nie i nie mamy nawet sposobu, by go skądś wytrzasnąć. Siedząc tu, też nie mamy zbytnio pola manewru, bo mamy tylko kilka desek, narzędzia i plastikowe paki. Myślałam o takiej zmyślnej pułapce nad głównym wejściem do domu, ale z kolei nie mamy liny…
-A wąż ogrodowy?- przerwał mi John.
Pomyślałam chwilę.
-Nie wiem jak jest długi… Może.
-To chodźmy- John wstał, wyraźnie ucieszony i zszedł do piwnicy.
Niepewna, zeszłam, jednak za nim.
 
__________________
"Już, już, bo nie będzie gier wideo..."
Wredotta jest offline  
Stary 13-04-2011, 19:31   #105
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
- Jezus, Maria, kto Cię uczył jeździć, dzidek! - krzyczał Frank obijając się o wszystko. Wygramolił się z samochodu po Tonym.
- Kurna - wysapał - ostatni raz z tobą gdziekolwiek jadę. Prowadzisz, jak jakiś powalony szczeniak, który walnął ojczulkowi kluczki do zdezelowanego chevroleta!
Wygrzebał swoje M-16 i zeskanował teren wokół.
- Żadnego ścierwa?... Dziwne.
Zerknął na torturowane przez Toniego opony.
~ Co to? Jakaś kolczatka czy co?
Z rozmyślań wytrącił go jakiś wariat biegnący w ich stronę wymachując rękoma. Frank bez zahamowań wycelował w delikwenta.
- Nie strzelać!!! Jestem po Waszej stronie! - darł się typ.
-Jaaasne, już Ci wierzę! - odpowiedział Frank.
Grant rzucił się do jakiegoś wolno stojącego pickupa i zaczął reanimować maleństwo. Krzyknął, aby przerzucać wszystko do nowego pojazdu.
- Chłopaki zabierać się do tego, ja wam osłonię tyłki - krzyknął Frank, jako że miał najlepszą broń ze wszystkich.
Za jego plecami roili się tymczasowi tragarze, kiedy on spokojnie badał okolicę.
Wybiegł jakiś palant, chyba gonił tego typa co teraz jest tutaj. Frank dokładnie wycelował w głowę i strzelił pojedynczą kulą. W tym samym czasie odezwał się właśnie on:
- Znajdzie się miejsce dla mnie? Czy zostawicie mnie tutaj na pożarcie tym...
Frank chciał mu grzecznie powiedzieć, żeby spieprzał na szczaw, ale Dyrcio załatwił już pojazd. Spytał się jeszcze czy wzięli strzelbę i naboje do niej.
- Czekaj ja to wezmę - powiedział Frank - wchodzę ostatni do naszej nowej bryczki więc nic mi nie zaszkodzi - począł grzebać w bagażniku - Nic nie ma... Chociaż nie, jest! Niczego nie zapomniałeś?! Bo nie będę się wracał drugi raz! A z resztą co ja się pytam, stary człowiek, pewnie zapomniał - i otworzył drzwi i zaczął wymacywać wszystko dokładnie. Wymacał coś jakby rączkę od walizki. W między czasie nowy się zapoznawał z całą ekipą więc Frank nie chciał zostać w tyle i rzucił zza pleców:
- Jestem kurna Frankie i jestem kurna zajebisty - i umilkł na chwilę ponieważ znalazł coś pod siedzeniem pasażera - Ej, coś znalazłem! Jakaś waliza! - otworzył ją i mruknął - Jasna cholera... Tutaj są kurna prochy - rząd woreczków z białym proszkiem spoczywał w wgłębieniach neseseru. Wziął otwarty już worek z walizki, nabrał odrobinę na palec, wsadził do ust i pomlaskał - Koka... Skąd to się kurna wzięło?! Z resztą nieważne - zamknął walizkę i wrzucił na pakę i samemu ładując się tam i przygotowując karabin do ewentualnych strzałów.
~ Przecież za to można by kupić wszystko! - myślał ~ Wezmę to do siebie bo zaraz jakiś prawiczek to wypierdoli przez okno. Od tej pory trzymał walizkę bardzo blisko siebie.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
Stary 14-04-2011, 19:47   #106
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Samochód ruszył z piskiem opon. Minął uliczkę, z której wypadł kolejny ocalały. Wszystkie oczy, które były zwrócone w tamtym kierunku, rozszerzyły się do nieprawdopodobnych rozmiarów. Cała uliczka była zatłoczona. Lekarze, prawnicy, bankierzy, hydraulicy, policjanci, nauczyciele.. Byli tam dosłownie wszyscy. Wszyscy biegli w stronę samochodu z wyciągniętymi przed siebie rękoma. W ich oczach było widać tylko głód. Głód ludzkiego mięsa. A to mięso właśnie odjeżdżało samochodem o wiele szybciej, niż tamci mogli biec.

Pojazd mknął pustymi ulicami, co jakiś czas trafiając jakiegoś zarażonego, który poturbowany odlatywał gdzieś na bok, by po chwili starać się wstać na połamane często nogi. Zapasy, jakie znaleźli, dawały im spokój na kilkanaście dni, może nieco więcej, przy odpowiednim racjonowaniu posiłków. Dodatkowa broń też była jak największym plusem. Tego nigdy za wiele. Wypad był jak najbardziej udany. W dodatku dość pokaźna ilość narkotyku, który można było wykorzystać odpowiednio, jeśli ktoś wiedział jak. Los w końcu uśmiechnął się do ocalałych, dając promyk nadziei na lepsze jutro.


************************************************** ********

Próby zabezpieczenia domu bez większej ilości narzędzi i materiałów nie należał do udanych. Prawdę mówiąc, były mizerne. Brakowało przede wszystkim desek, którymi Nami chciała zabić okna. Oczywiście lepszym pomysłem byłoby stworzenie metalowych suwnic z osadzonymi silnymi, zespawanymi blachami z otworami strzelniczymi, jednak do tego potrzebowaliby narzędzi oraz kogoś, kto się na tym znał.

Burza mózgów połączona z wszelkimi próbami ulepszenia domu trwała w najlepsze, gdy z oddali doleciał odgłos pracującego na wysokich obrotach silnika. Domownicy zbiegli się w głównym pokoju. Starsza z opiekunek wraz z dziećmi udały się na wszelki wypadek do piwnicy, zaś pozostali rozproszyli się po domu, obserwując okolicę. Nie wiedzieli czy to ich towarzysze, którzy wyruszyli kilka godzin wcześniej na zakupy, czy inni ocaleni.
Na balkonie, skierowanym w kierunku bramy, stał Anthony. Wpatrywał się w okolicę, szukając wzrokiem jakiegoś ruchu. W końcu jego oczom ukazał się pędzący pickup. Wytężył wzrok, by po chwili rozpoznać na jego pace charakterystyczną postać czarnoskórego mężczyzny.
-To nasi!- krzyknął, zbiegając schodami w dół. Biegł z Nami i nowym ocalałym do bramy, aby wpuścić towarzyszy.


************************************************** ********

Kiedy wszyscy znaleźli się już bezpiecznie za bramą, a Nami przy pomocy Anthona zamknęła bramę, rozpoczęło się rozpakowywanie "zakupów". Obie grupy zdziwiły się na widok nowych twarzy w pojeździe jak i na terenie posesji, jednak czas na zapoznawanie się był dopiero przed nimi. Póki co mieli nieco pracy przed sobą, która nie mogła czekać.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 16-04-2011, 18:22   #107
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
No i tak to. Tak to właśnie wyglądało. Został sobie w domku z powodów znanych tylko komuś. Anthony chętnie poznałby tego kogoś. A jak już pozna to rozsadzi mu czachę.

~Co tu za burdel na tym świecie się porobił. W ogóle kto to wszystko wymyślił? Chociaż patrząc na to z mojej perspektywy to jest to nie najgorsze. Koniec z systemami typu "DEMOKRACJA" które mówią, że zapewniają nam bezpieczeństwo a tak naprawdę doją nas jak krówkę!~
Przysnął na chwilę. Gdzieś w domku znalazł książkę Einstaina " Pisma Filozoficzne". Przestał użalać się nad przeszłością po jednym zdaniu:

"Wszelkie wspomnienia są złudne, bo teraźniejszość nadaje im inne barwy."

~Hmm. Ciekawe.~

Przez kolejne dni szukał innych ciekawych książek. Znalazł Garfielda i spodobał mu się fragment w którym ten jakże ciekawy kot znajduje rozwiązanie problemu braku żarcia w lodówce (pasowało do jego obecnej sytuacji). Otóż kot wybrał metodę "PRZESPAĆ SPRAWĘ" która Anthony też stosował drzemiąc w fotelu trzymając noże i M-16 w pobliżu.

Idioci czy jak ich tam zwali wybrali się więc do miasta. Anthony to przesypiał do czasu do którego ktoś do nich nie dołączył. Gówno go to tam obchodziło.
Nie wiedzieć czemu znalazł się na balkonie i zauważył wracających bohaterów. ZBIEGŁ PO SCHODACH!! Czemu to się stało? Wcale nie życzył sobie takiej ryzykownej sytuacji, na dodatek był niemal nie do końca napełniony smutkiem i zażenowaniem gdy innym powiedział, że wraca reszta!

Przywitał się z JESZCZE JEDNYM nowym gościem.
- Anthony Deep. Miło mi. Jak udało ci się przetrwać na zewnątrz samemu przez tyle dni?
- A siedziałem sobie w domu hehe.

Deep odszedł od niego, odwrócił się i w innym pokoju przetarł dłonią twarz ze smutkiem i zażenowaniem. Skąd się brały takie typy?
Anthony czuł, że długo tu nie wytrzyma.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 18-04-2011, 09:50   #108
 
emilski's Avatar
 
Reputacja: 1 emilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodze
Udało im się dotrzeć z powrotem do ich fortecy – tak w myślach James nazywał dom, w którym się zabunkrowali i od razu dostrzegł, że rzeczywiście zaczyna coraz bardziej zamieniać się w fortecę. Ci, co zostali, nie próżnowali. Co prawda dom już został wzmocniony i przystosowany do obrony, zaraz po ich przybyciu, ale teraz Nami i jej towarzysze umocnili go jeszcze bardziej. Już z daleka straszyły ciemne okna i na głucho pozamykane drzwi. Jakby tym w środku coś odbiło, mogliby z powodzeniem nie wpuścić do środka i Grant wraz z pozostałymi nie mieliby żadnych szans na wejście do środka.

Na szczęście zostali miło przywitani. Prawie wszyscy brali udział w rozpakowywaniu zakupów. Gdyby nie pamięć, która wciąż przyzywała obrazy pokrwawionych postaci, które wyciągały swoje martwe ręce w ich kierunku, można by pomyśleć, że urządzili sobie piknik. Niestety. To była walka o życie, a nie biwak w środku lata.

Grant pochwalił się shotgunem Simonowi i wymienił się na broń z Frankiem. Nie ma problemu. Co prawda, dyrektor nie miał większych doświadczeń z obsługą karabinu, ale zawsze wydawało mu się, że karabin to większa siła rażenia. Później nastąpiły zwykłe grzeczności, czyli przedstawienie nowych osób, które niby nie wiadomo skąd się wzięły. U boku nami stał człowiek, którego Grant musiał znać. Pamięć go nie może mylić – on musiał być z Lund. Porozumiał się wzrokowo z Simonem, który potwierdził jego przypuszczenie. Obcy przedstawił się jako John i na pytanie, czy się skądś nie znają, odbąknął tylko, że być może. Dłużej Grant go nie męczył. Jeszcze przyjdzie czas na wspominki i rozmowy.

Teraz James chciał coś powiedzieć wszystkim, korzystając że wszyscy byli w jednym miejscu. Decyzję podjęli z Simonem już wcześniej, a teraz, kiedy mają naprawdę dobrego pick upa, warto byłoby zacząć ją realizować.

-Słuchajcie, byliśmy w mieście. Przez moment było spokojnie, ale w drodze powrotnej napotkaliśmy dosłownie tłumy zarażonych. Sytuacja się nie poprawia. Nic nie słychać, żeby ktoś miał przybyć nam na pomoc. Macie jakieś pomysły? Spędzenie reszty życia w zabarykadowanym domu nie za bardzo mi się uśmiecha.

Simon go poparł: -Powinniśmy wyruszyć w dalszą drogę.

James kontynuował: -Wypowiedzcie się, co zamierzacie: siedzieć tu do upadłego i bronić pozycji, czy może ruszyć przed siebie? Stoczyć kilka potyczek z zombie - to słowo ciężko mu przechodziło przez gardło - ale żyć i działać. Tak naprawdę, nikt nie kazał nam trzymać się razem nie wiadomo jak długo. Nawet jak odjedziemy, to panie i dzieci dadzą sobie radę w tak ufortyfikowanym domu.

Grant koniecznie chciał jechać i zrobi to, nawet jeśli cała reszta będzie chciała zostać. Życie w zabarykadowanym domu, gdzie zamiast żyć, po prostu się istnieje, jest bez sensu. Nikt im tutaj nie pomoże, miasto jest opanowane przez zarażonych, a podróż przynajmniej dawała nadzieję. Nadzieję, że gdzieś tam za zakrętem, znajdą w końcu miejsce, gdzie zaraza nie doszła. Poza tym podróż może być celem sama w sobie. Dla niej też warto żyć.

James na to nie liczył, ale ludzie go poparli. Też chcieli jechać dalej. Tylko Frank chciał się cofać i wracać do Lund po motor. Grant nie wyobrażał sobie, żeby mogli jechać z powrotem tam, gdzie to wszystko się zaczęło. Trzeba jechać przed siebie – tam, gdzie ich jeszcze nie było. Miał nadzieję, że nie będzie musiał się z nim o to kłócić.

-Myślę, że możemy wziąć część zapasów, ale większość powinniśmy zostawić kobietom, które zostawimy tu samym sobie - powiedział. Ich gospodynie uratowały im tyłki. Byli im to winni. -Kto chce jechać niech szykuje się do drogi.
 
__________________
You don't have to be weird, to be weird.
emilski jest offline  
Stary 20-04-2011, 14:02   #109
 
Maxi's Avatar
 
Reputacja: 1 Maxi nie jest za bardzo znanyMaxi nie jest za bardzo znany
Gdy weszli do domu, nikt nie zwracał na niego uwagi, stał w progu, wszyscy byli zajęcie czymś innym, rozpakowywaniem prezentów. Postanowił się przywitać :
-Witam jestem Charles Jacques.

Jeden ze zgromadzonych przedstawił się i zapytał :
- Anthony Deep. Miło mi. Jak udało ci się przetrwać na zewnątrz samemu przez tyle dni?
-A siedziałem sobie w domu hehe. - odparł Charles, nie wiadomo dlaczego Anthony odwrócił się od Niego, jakby się obraził.
Później wszyscy się przedstawili i powstał fajny klimacik.
Jeden z nich, a dokładnie James Grant wyszedł z propozycją ruszenia w dalszą drogę, wszyscy go poparli, Charles zrobił to samo, chciał wziąć prysznic, lecz nikt mu nie wskazał drogi, a sam nie chciał chodzić po czyimś mieszkaniu.
Później nastąpiło parę dialogów, gdy Charles przypomniał sobie o swoim samochodzie, natychmiast powiedział :
- No to nie ma na co czekać, ja mam samochód pod sklepem, ciekawe czy coś z niego zostało... może byśmy wrócili się po niego? Jeden samochód więcej to chyba lepiej.
-Pojedźmy wszyscy pick upem i znajdźmy twój wóz. Po drodze możemy i tak znaleźć jeszcze ciekawsze rzeczy. - odparł James Grant

-Hoho, dla takiego cuda warto się wracać- pokiwał z uzaniem John- Może jest jeszcze...
-Tak, tak też jestem tego samego zdania- przerwała mu zniecierpliwiona Nami- No to zbieramy się, nie?- dodała.
-Ja jestem w sumie gotowy heh - powiedział Charles
- Ja jeszcze skoczę po jedną rzecz... - powiedział „Pan zajebisty”
 
__________________
Vivere Militare Est
Maxi jest offline  
Stary 20-04-2011, 21:13   #110
 
Slywalk's Avatar
 
Reputacja: 1 Slywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodze
Po powrocie do „domu”, okazało się że Nami przygarnęła kolejną osobę i chyba się znali. James przywitał się z Nowym i pomógł reszcie wypakowywać rzeczy z auta. Po skończonej robocie, Grant zaprosił wszystkich do kuchni, żeby coś z nimi przedyskutować. Grant po raz kolejny chciał zmienić miejsce pobytu, a przynajmniej wyrwać się z tego miasta. James nie rozumiał jego motywów postępowania, przecież mieli tu wszystko. Zapasy, schronienie. Dlatego zwrócił uwagę na to, by jednak trzymać się razem.

- Powiem tak, nasza siła leży w jedności, im jest nas więcej, tym łatwiej jest się obronić. Szczególnie w takim domu. Nikogo nie będę zatrzymywał, bo sam nie wiem, co robić dalej.

Rozgorzała dyskusja, każdy się wypowiedział. Pod koniec rozmowy wszyscy zgodzili się jechać. Cóż reszta nie zawiodła zaufania Jamesa, wręcz przeciwnie każdy udowodnił że ma jakieś zdolności które pomogą reszcie w przetrwaniu. Dlatego Denov nie zastanawiał się dłużej i zgodził się jechać zresztą. Jednak po chwili naszła go refleksja, co będzie z tymi kobietami i ich podopiecznymi. Przecież nie mogę ich tak samych zostawić na pastwę losu i nieumarłych. Co z nimi będzie? Grant co prawda powiedział, że zostawimy im część zapasów, ale co to da? One się w końcu skończą i dzieciaki będą głodować, a gospodynie, nawet przy pomocy Tony'ego, nie zdobędą tak łatwo jedzenia. Cholerny świat...
 
Slywalk jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172