Nie była pewna jak długo tak siedziała. Chłód nocy przestał mieć dla niej znaczenie, podobnie jak wszystko inne. Czuła się źle. Świadomość własnych czynów ciążyła i nie było sposobu by od niej uciec. Gdzieś w jej wnętrzu rodziła się potrzeba wstania i powrotu do Celryna. Potrzeba wyjaśnienia tego co zaszło. Pragnienie by ją przytulił i powiedział, że jej nie wini, że wszystko będzie dobrze. Tylko że ona widziała, że tak nie będzie. Nic już nie będzie dobrze...
- Mój słodki tworze... Tak musiało się stać, przecież wiesz... Zdradziłaś mnie ukochana, a za zdradę zawsze jest kara - głos w jej głowie był znajomy. Wszędzie mogłaby go rozpoznać.
-
Mój mistrzu... - skrzywiła się słysząc nutę słabości w swoim głosie. Tylko on mógł ją doprowadzić do takiego stanu, gdyż tylko on posiadał nad nią taką władzę. -
Dlaczego? - Mimo iż podał jej odpowiedź chciała by się wytłumaczył. By powiedział, że żałuje sprawionego jej bólu.
- J
uż ci powiedziałem. Oczekujesz odemnie tłumaczenia twych własnych błędów? Doprawdy stałaś się niewdzięczną istotą. Może zamiast skalać twą więź z bratem, powinienem ją zakończyć? Zasłużyłaś na to... Zdradziłaś... - Słowa niosły ze sobą ból. Skuliła się na podłodze nie chcąc własnym krzykiem sprowadzić Celryna. Nie w tej chwili i nie gdy znajdowała się w takim stanie. Nie, gdy był z nią mistrz.
-
Zmusiłbyś mnie do zabicia brata? Jak możesz! Czy nie byłam ci wierna, posłuszna... Śpiewałam dla ciebie mistrzu i dla ciebie zabijałam. Dokładnie tak jak tego chciałeś i kiedy chciałeś. Nie mogłam pozwolić by założyli mi więzy... Jak możesz tego nie rozumieć! Ty, który twierdzisz że mnie stworzyłeś! - Wbrew woli podniosła głos do krzyku. Nie mogła zrozumieć niesprawiedliwości i okrucieństwa, które nagle w nim ujrzała. Była mu wierna jak nikt na tym świecie, a on... Nagle poczuła jak coś w niej wzbiera. Biały płomień, który z każdą kolejną chwilą nabierał mocy. Nienawiść, czysta i równie potężna co jej miłość do niego.
-
Odejdź.... - Uniosła głowę by spojrzeć w mrok, który będąc ciemniejszym niż noc, która królowała w pokoju, tworzył kształt istoty będącej jej mistrzem.
-
Odrzucasz mnie, tworze? Mnie, któremu wszystko zawdzięczasz? - Niedowierzanie i zaskoczenie wyczuwalne w jego głosie sprawiły jej dziką satysfakcję.
-
Wynoś się z mego życia. Nie tyś mi mistrzem, precz. - Chwiejnie bo chwiejnie, jednak udało się jej wstać. -
Zrywam wszelkie więzi, jakie kiedykolwiek nas łączyły. Zdradziłeś mnie bardziej niż kiedykolwiek byłabym w stanie wymyślić. Idź precz, nie jestem twoja i nigdy już nie będę.
- Myślisz, że możesz się mnie tak po prostu pozbyć? Naiwna istoto, wkrótce przekonasz się coś uczyniła. Przypomnę ci... w tej ostatniej chwili. - Zaczął się rozpływać, lecz nim znikł całkiem poczuła silne szarpnięcie, jakby ktoś wyrwał z niej jakiś fragment, na którego miejscu czuła teraz dziwną pustkę. Była jednak zbyt zmęczona by się tym przejmować. Ruszyła w stronę łóżka by zasnąć w tej samej chwili, w której jej głowa spoczęła na poduszce.
***
Gdy Celryn zabrał lutnię i znikł za drzwiami, poczuła ulgę. Zarówno pozbywając się instrumentu jak i brata.
-
Rozpoczynamy nową drogę, prawda... Jak myślisz Tree, uda mi się zemsta czy jednak nie uda... - nie licząc na odpowiedź wstała z łóżka by podejść do okna. -
Wszystko tak się zagmatwało - westchnęła przykładając czoło do szyby. - T
ak się ucieszyłam gdy okazało się że oboje przeżyli. Mogliśmy na nowo stworzyć rodzinę, jednak teraz... Może powinnam mu po prostu powiedzieć.
Jakaś jej cześć była zdecydowana wyrzucić z siebie wszystko. Powiedzieć Celrynowi o całej nocy i liczyć na to, że jednak zrozumie. Zrzucić cześć ciężaru na jego barki. Jednak miała swój honor. Obarczanie brata świadomością tylko dlatego, żeby mogła poczuć się lepiej, wyraźnie się z nim kłóciła.
-
Będę musiała.... - nie dokończyła.
Fala bólu, która ogarnęła jej ciało była mocniejsza niż wszystko co do tej pory przeżyła razem wzięte. Poczuła smak krwi w ustach.
-
Tree... Celryn... - zdążyła wyszeptać nim pochłonęła ją ciemność.