Wśród skandowania, okrzyków i stukotu kufli Szczur przeciskał się do pieńka. Przygładził wąsy, uśmiechnął się szelmowsko i uciszył gawiedź:
- No cicho, cicho. Więc chcecie usłyszeć heroiczną historię?
Skrzywił się w zamyśleniu.
- To może opowiem, ile siły w rękach ma Charus? – dla lepszego efektu złapał pniaczek i zaczął go wyciskać nad głową –
Eee... to sami widzieliście.
Rzucił pniak na ziemię obok szczytu stołu.
- To może powiem, jaka potęga drzemie we łbie Orena i cóż on potrafi uczynić samą mocą umysłu? Co osobliwie bywa niebezpieczne, gdy popije, albo myśli o pierdołach… Eee… to za straszne trochę.
Oparł stopę na pieńku.
- O, a może – uśmiechnął się do swoich myśli
– jak uciekałem bez spodni z żeńskiego klaszto… Ale, przez wzgląd na obecność niewiast i dziatwy, tego nie opowie. Hehe.
Stanął wreszcie na pniaku i w zadumie spojrzał w niebo.
- Ale, że chwalipięctwo to brzydka cecha, opowieści o naszych czynach pominiemy skromnym milczeniem. Zachowajcie tylko uszy na jedną – historię o bohaterach, którzy wyzwolili wioskę od plagi zabójczych gadów – którą usłyszycie już wkrótce. A teraz – postawił stopę na stole –
posłuchajcie bajki o bohaterach, jaką sobie opowiadamy w naszych stronach.
Bez skrępowania wlazł na blat i bajał, przechadzając się wzdłuż biesiadujących.
Szedł raz elf z lasu Loren.
Szedł tak sobie lasem, borem.
Szedł ze miesiąc lub z dwa miechy.
Szedł i doszedł aż do rzeki.
Długa była i szeroka,
A w niej rybka była złota.
Sama złapać mu się dała
I tak jemu powiedziała:
"Elfie piękny i wspaniały,
Zrobię wszystko mój kochany"
On jak gdyby od niechcenia,
Kazał spełnić trzy życzenia.
"Więc po pierwsze, moja rybko,
Chcę cię prosić o rzecz zwykła.
Uszy trochę mam za długie,
Śmieszne i je niezbyt lubię.
Drugą sprawą, której pragnę,
Są pieniążki bardzo ładne.
Nienawidzę krasnoludów.
Straszne gbury i w ogóle.
Te brodacze kurduplate,
Są śmierdzące i chamiaste.
Noszą brody niezbyt ładne,
Upokorzyć więc je pragnę.
Chcę by jeden z nich mi służył.
Trza nauczyć go pokory.
Ja do tego będę skory."
Odszedł elf więc w swoją stronę
Z krasnoludem usłużonem.
Szli i szli przez tydzień cały,
Aż ich zaatakowali.
Więc krasnolud swym toporem
Walnął zbójów zaskoczonych.
Elf w tym czasie stał i patrzał,
A krasnolud rąbał, miażdżył.
Rozbójnicy się spostrzegli,
Że dostają i uciekli.
Krasnal się nie opanował,
Elfa dorwał, wykastrował...
Szczur zatrzymał się, sięgając po czyjś kufel. Wzniósł palec, dając do zrozumienia, że jeszcze nie skończył, przepłukał gardło i podjął:
Morał z bajki płynie taki,
By się wdawać w różne draki.
Bo bezczynność to rzecz zgubna,
Chamska oraz samolubna.
Skłonił się, kładąc dłoń na sercu.
Wiersz ze starego numeru MiMa, autorstwa Tasiora. Szacunek dla autora.