Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2011, 05:25   #87
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Żywy mnich. Martwy mnich. Malowidło na podłodze.
Spojrzenie Leiko wodziło to ku jednemu z tych punktów, poprzez następny, przesuwało się gładko po plamach krwi, a potem zataczało koło i od początku rozpoczynało swą wędrówkę ku zrozumieniu zaistniałej sytuacji. Analizowała, podejrzewała i domniemała. Starała się odnaleźć większy sens w tym co widziała w czasie podkradania się, a teraz i tym niecodziennym znalezisku w świątyni.
W końcu na dłużej zawiesiła wzrok na jedynym żywym osobniku, na którego udało im się natrafić w tej wiosce. Ze spokojem wysłuchała potoku jego słów, aczkolwiek one animuszu jej odrobinę odebrały. Świadczyło o tym pełne niezrozumienia przymrużenie oczu.
-Mnisi Twego klanu, Yasuro-san? – zapytała przerywając zapadłą ciszę i piwne tęczówki zwracając w stronę samuraja w poszukiwaniu u niego pomocy -Czy.. czy zrozumiałeś coś z tego co powiedział? Co tu się wydarzyło?
-Iye. Mnisi z Chin sprowadzeni na polecenie samego daimyo.- stwierdził Yasuro i wskazał palcem na mnicha.- On twierdzi, że przybył tu pół godziny przed nami i zastał sytuację taką jaką widzimy. I że jest zaskoczony... chyba. Nie władam dobrze ich dialektem.
Mnich kłamał przynajmniej w jednej sprawie. Bo choć prawdą było, że przybył niedawno to... nie był zaskoczony tym co zobaczył. I dziwne było, że przybył sam.
Posłała swemu towarzyszowi uśmiech delikatnie unoszących się kącików warg, spomiędzy których i słowa popłynęły -Ale lepiej ode mnie. Może dzięki temu zdołamy dowiedzieć się od niego czegoś przydatnego, ne?
Jednakże to przyjazne zaigranie mimiki kobiety po chwili ustąpiło zamyśleniu, gdy uwagę na powrót skupiła na nieznajomym mężczyźnie i otaczającej go dość makabrycznej scenerii.
-Miałam wrażenie, że będąc tak.. ważnymi gośćmi klanu mnisi nie podróżują samotnie, a szczególnie nie w tak niepokojące miejsca – mruknęła przyglądając się mnichowi okiem pozbawionym zasłaniającej go kurtyny z pasma włosów -Co go tutaj przywiodło.. i dlaczego podróżuje sam, pomimo demonów nawiedzających te ziemie?
Yasuro odezwał się do mnicha. Ten ze zdziwieniem udzielił odpowiedzi. I młody samuraj odparł nerwowo.-Nie przybył tu sam. Towarzyszy mu dwóch bushi Hachisuka. Posłał ich, by rozejrzeli się po tym miejscu.
Ale przecież nie napotkali żadnych bushi Hachisuka... cóż... żadnych żywych bushi Hachisuka.
Co do pozostałych informacji, mnich opowiedział, że nie otrzymał wieści od swego "brata" od dwóch dni. Albo od trzech. Yasuro nie mógł udzielić dokładnego tłumaczenia. Niemniej, stracili kontakt z tą wioską i... z mnichem który tu przebywał. I dlatego on przybył sprawdzić sytuację na miejscu. I zastał swego "brata" martwego.

W czasie tej wymiany zdań Leiko nie stała bezczynnie, a wręcz przeciwnie i zbliżyła się ku zawijasowi zdobiącemu podłogę świątyni. Postukując cichutko swoimi geta obchodziła powoli malowidło, zachowując przy tym odpowiednio dużą, pełną podejrzliwości odległość wobec rzeczy martwej i prawie wyczuwalnie związanej z magią. Wzrokiem bacznym wędrowała po smugach pociągniętych czerwoną farbą, po znakach także nią malowanych i krwistych, rozpryśniętych na podłodze kwiatach tak idealnie wpasowujących się w ten tajemniczy twór. Oglądała i.. na tym kończyły się jej możliwości. Nie posiadała i nigdy nie leżało w jej gestii posiadanie wiedzy o zaklęciach, sztuczkach magicznych i tym podobnych kuglarstwach, zwykle bardziej komplikujących życie niż je ułatwiających.

-Ah.. – odparła krótko, przyjmując do wiadomości odpowiedź mnicha, choć zwyczajowo powątpiewając w jej całkowitą prawdziwość. Mimo to nie drążyła tego tematu. Bariera językowa skutecznie utrudniała wyciąganie dokładniejszych informacji i ograniczała również działanie jej własnego języka, pomimo mniej lub bardziej zręcznych tłumaczeń Yasuro.
W zamian zaś uniosła głowa znad obiektu swego zainteresowania, by nań skinąć i kolejne ze swych pytań zadać – Ne, a ten malunek? Potrafi wyjaśnić jego znaczenie, powiązanie z tym, co się wydarzyło w tej wiosce?
Młody bushi skinął głową i przekazał pytanie mnichowi pomagając sobie gestami dłońmi w przy wypowiedzi.
A Leiko spoglądała w kierunku mnicha który zdjął już swe nakrycie głowy. Wąska twarz i śmiałe spojrzenie. Szczupła sylwetka i postać... i fałsz. Nie wiedziała co chińczyk mówi, nie wiedziała czy tłumaczenie Yasuro jest kompletne, ale czuła że on kłamie... a przynajmniej znów zataja jakieś fakty.



-Szlachetny Jia-Min-sama twierdzi, że pierwszy raz widzi taki wzór i nie wie co on oznacza. Znaki jednak są chińskie. Więc przypuszcza, że to zrobił jakiś renegat z cesarskiego dworu. Dalej... nie rozumiem. Ale mówi coś o wydaleniu spiskowców.-rzekł samuraj tłumacząc długą wypowiedź mnicha.
-Zatem może nasz wędrowny kuglarz ogniem będzie w stanie powiedzieć o tym coś więcej. Wszak z nas wszystkich jemu jest najbliżej do znania się na tych.. tych… - wdzięczne machnięcie ręki ogarniające połać rozciągającej się u jej stóp podłogi, wypełniło powstałą ze zniechęcenia lukę w jej słowach. Gest ten był także uzewnętrznieniem jej, z pewnością, niepomiernej radości z wizji przyszłego wywodu w temacie tegoż malowidła.
-Ale chyba powiodły się nasze małe zwiady i można pójść po pozostałych łowców, prawda? Ja mogę tu poczekać, rozejrzeć się jeszcze – powiedziała Leiko wznosząc jedną brew, tym razem w całkiem niemym pytaniu.
Yasuro skinął głową, niechętny jednakże zostawianiu Leiko tutaj... samej. Samuraj rzekł coś do Chińczyka. Ten odpowiedział z oburzeniem malującym się na twarzy. Nastąpiła krótka wymiana argumentów, zakończona wypowiedzią mnicha, którą Yasuro streścił słowami. -Jia-Min tu zostanie. Chce się rozejrzeć za swymi ludźmi, no i odkryć przyczynę....- zmarszczył brwi, przez chwilę milczał.-...Iye. Nie przyczynę...aaa... raczej, okoliczności śmierci drugiego mnicha.
Samuraj podszedł do Leiko i przybliżywszy twarz do jej ucha szepnął cicho.-Bądź ostrożna Maruiken-san. To miejsce. Jest w nim coś niepokojącego.
Po czym skinął obojgu głową na pożegnania i ruszył szybkim krokiem w kierunku leśnego wzgórza na którym to czekali ich dwaj towarzysze. Japonka zaś została sama z mnichem, co nie było jej do końca na rękę. Nie mogła na niego wpłynąć głosem. Choć mogła wpłynąć niewerbalnie, uniwersalnym językiem ciała i gestów. Tymczasem mnich podszedł do poległego towarzysza.
Nachylił się kucając. W jego dłoni błysnęło ostrze sztyletu. Broni przeznaczonej do ciskania.




Chwycił trupa za kucyk i szybkim ruchem ręki odciął go. Po czym schowawszy owo "trofeum", nałożył na głowę swój kapelusz i wyszedł z świątyni szybkim krokiem wyraźne zamyślony, pod nosem szepcząc po chińsku... zapewne do samego siebie.

Kobieta będąca milczącym, niezbyt napastliwym świadkiem tego dziwacznego zdarzenia, odprowadziła mężczyznę kątem oka, sama pozornie więcej uwagi poświęcając skromnemu wystrojowi świątyni niż jego zachowaniu. Dopiero po jego wyjściu odwróciła się, a następnie idąc wcześniejszym śladem Jin-Min'a zbliżyła się do martwego mnicha. Nie wprost, bowiem przystanęła przy pobliskim rzędzie małych figur przedstawiających lokalne Kami na wszelki wypadek, gdyby tamten postanowił zawrócił do świątyni, a widok łowczyni grzebiącej się przy truchle jego towarzysza nie byłby mile widziany. A pośród tych sylwetek poczesne miejsce zajmował zielonkawy smok, u łap swych mających skarby w postaci drobnych ofiar z ryżu i kadzideł w ilościach przyprawiających o zazdrość pobliskie bóstwa.




Szczerzył się do niej zastygłymi w grymasie kłami, kiedy korzystając z okazji pozostania samej zaczęła się przyglądać dokładniej trupowi. Wystarczyło zaledwie zerknięcie,by dostrzec główną przyczynę jego brutalnej śmierci – rozerwane gardło, kształtem podobne ranom u wieśniaków. Mimo to nie był taką samą ofiarą jak oni, jego ciało odniosło więcej cierpień niż tych wszystkich trucheł, które ona i Yasuro spotkali na swej drodze tutaj. Inne rany były nietypowe i... niezwykłe, jakkolwiek horrendalne by się to zdawało brzmieć w myślach kobiety. Wąskie, być może powstałe od jakichś kolców. Leiko zrobiła kilka kroczków, aby okrążyć mnicha i z innego kąta przyjrzeć się tym ranom. Nie zabiły go, ale sposób ich ułożenia był ciekawy. Regularne odstępy, poziomie ułożenie. Był skrępowany przed śmiercią kolczastym łańcuchem? Możliwe, ale dlaczego? Dlaczego go nie zabito od razu, tylko spętanego utrzymywano przy życiu? Ale te męki jakim był był poddawany przed śmiercią nie były jeszcze wszystkim. Nosił na sobie ślady lekkich poparzeń. Niewielkie nadpalenie ubrania.
Każdy kolejny odkrywany ślad coraz bardziej zaciemniał obraz, zamiast rozjaśniać sytuację. Jednakże skrępowanie przynajmniej wyjaśniało pochodzenie przerażenia wykrzywiającego twarz mężczyzny, a także jego niemoc w użyciu swego oręża do obrony przed napastnikiem bądź napastnikami.




Sama Leiko zaś nie była pewna, czy wiedziałaby jak z niej skorzystać. Nigdy wcześniej nie widziała takiego oręża i tylko ułożenie ostrzy dawało mglistą wizję sposobu trzymania jej w dłoniach. I choć było to jej całkiem obce, to odnosiła wrażenie, że była to dziwna broń w ręku buddyjskiego mnicha. Broń zapewne zabójcza, jednak nijak niebędąca w stanie pomóc mu wyjść cało z opresji.

Po swych oględzinach mogła czekać na resztę, grzecznie, bezczynnie i względnie bezpiecznie pod dachem świątynnym. Mogła, ale..
Leiko różne rzeczy mogła, więc korzystała z wachlarza tych możliwości. Niekoniecznie w pełni zgodnych z ostrożnością o jakiej przestrzegał ją Yasuro, ale też nie miała w zamiarze całkowicie się narażać i odchodzić gdzieś daleko. W ogóle nie miała w swych planach odchodzenia od świątyni. Póki co. Dlatego skierowała się ku wyjściu z niej, opuszczając jedne mroki i zagłębiając się w kolejnych, tych nocnych. Odetchnęła głęboko, jednocześnie rozglądając się za mnichem. Przemykając pomiędzy domami może i byłaby w stanie go wyśledzić, a potem z ukrycia przyglądać się jego działaniom, jednak nie wiedziała co było odpowiedzialne za taki wygląd wioski.. ani co paskudnego skrywał Jin-Min. Aż tak pazerna na błyśnięcie w roli łowczyni to ona nie była. Nie widząc w pobliżu żadnej żywej duszy zbliżyła się do bocznej ściany niewielkiej, skromnej w swej architekturze świątyni i palcami odnalazła idealne nierówności. Wczepiła się w nie, po czym podciągnęła zręcznie swe smukłe ciałko. Trochę zapierania się nogami, trochę wyszukiwania kolejnych miejsc zaczepienia.. aż w końcu kobieca sylwetka znalazła się na dachu. Czy obrażała tym tutejszych Kami? Nie, wcale nie chciała ściągać na siebie ich gniewu i wierzyła, że każdy jeden z nich zrozumie jej sytuację i uśmiechnie się do niej z pomyślnością.
Z kimonem falującym od powiewów wiatru stanęła na szczycie i rozejrzała się na wszystkie strony oceniając widoczność z tego punktu, który obrała jako swój obserwacyjny. Następnie przeszła kawałeczek i przysiadła na samej krawędzi dachu ponad wejściem do budynku, nad którym zawisły jej założone jedna na drugą nogi. Delikatnym muśnięciem palców odgarnęła pasmo włosów ze swej twarzy i przymrużyła na chwilę oczy, przywołując do nich ich nienaturalnie zdolności. A potem w drapieżny, ptasi sposób przekrzywiała głowę, by móc lustrować pogrążoną w ciemnościach wioskę w poszukiwaniu wszelkich anomalii.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem