Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2011, 14:38   #210
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
I znowu siedziała w pociągu, po tym jak Herbert z niezwykłą sobie prędkością utorował jej drogę pomiędzy peronami w Kalkucie. Pamiętała tą scenę dokładnie. Truchtała za nim posłusznie, lawirując pomiędzy pędzącymi ludźmi i kiwając tylko na tragarzy, którzy nieśli jej bagaż żeby się nie zgubili. Musiało się coś wydarzyć inaczej Hiddink nie spieszyłby się aż tak pozostawiając ją bez wyjaśnień.
Patrząc na oblegany przez tubylców pociąg już widziała siebie po tak długiej podróży jadącą pomiędzy klatkami pełnymi kur i uśmiechniętymi aczkolwiek spoconymi Hindusami.



Na szczęście jednak nie doceniła Herberta. Znalazła się w wagonie pierwszej klasy, pełnego wygód, spokoju i ciszy. Usiadła więc sapiąc trochę, zdjęła kapelusz, przetarła czoło i odetchnęła z ulgą.
A zaraz potem zażądała wyjaśnień dla tego maratonu. Nim jednak Herbert zdążył zabrać głos do przedziału wskoczył Dwight. Ucieszyła się, a jej myśli i słowa pobiegły w innym kierunku. Tym bardziej, że pociąg ruszył i wagonami trochę szarpnęło. Amanda niecierpiała tego uczucia, które już chyba na zawsze kojarzyć jej się będzie z wcześniejszym wypadkiem.

Na wyjaśnienia przyszedł czas dużo później, kiedy Garret pogrążył się w drzemce, a Herbertowi i Amandzie podano gorącą pyszną herbatę. To czego dowiedziała się na temat ataku na pociąg jakiegoś przedziwnego drzewiastego potwora, nie zszokowało jej aż tak jak myślała. Po tym jak poznała trochę mrocznych tajemnic tego świata spodziewała się już wszystkiego. Prawdziwym szokiem za to była brawurowa samobójcza akcja Lyncha. W głowie jej się nie mieściło, że ten nieśmiały, jąkający się chłopak mógł się porwać z pistolecikiem na jakiegoś demona.
Wyraziła głośno swoje zdziwienie, a wtedy śpiący jakby się wydawało Dwight, odezwał się nagle ostro podnosząc kapelusz z twarzy.

- Uważaj na tego chłopaka Amando, on nie jest taki, jakim się wydaje być.

Chciała zapytać dlaczego tak mówi, ale Garret ponownie osłonił twarz i zaczął pochrapywać.

Wzruszyła ramionami spoglądając na Herberta. Ten albo udawał, że niczego nie słyszał, albo nie chciał komentować opinii Dwighta. Tak czy inaczej chyba nie mówili jej wszystkiego.

Westchnęła i postanowiła nie przejmować się na zapas. Akurat tej dwójce ufała i doszła do wniosku, że jeszcze pojawi się okazja by podpytać ich dokładniej.

Amanda nie była śpiąca, dlatego resztę drogi spędziła na lekturze jednej z książek wuja Gordona dotyczącej kultury Indii lecz kiedy w końcu pociąg wtoczył się na stację w Bubenshawarze ucieszyła się, że będzie mogła rozprostować nogi.

Na dworcu udzielono im zaraz wskazówek co do pobytu w mieście i polecono dobry hotel.
Niestety na miejscu okazało się również, że do celu nie dotarli Luca i Leonard. Amandę zmartwiła najbardziej mina Herberta, który nigdy nie panikował bez podstaw.
Co stało się z dwójką najmłodszych uczestników ich wyprawy? Aż bała się pomyśleć…
Postanowili mimo wszystko pojechać do hotelu i tam zastanowić się co dalej. Wszyscy byli zmęczeni, a wiadomo, że w takim stanie nie da się wymyślić niczego konstruktywnego.

Dlatego, kiedy po kilku perypetiach dotarli ostatecznie do hotelu, trochę odpoczęli i oczyścili ciała z podróżnego brudu udało im się ustalić plan działania.
Herbert i Emily postanowili odwiedzić miejscową świątynię Durgi, aby tam zapytać o możliwe miejsce poszukiwań Vivarro, Garret chciał powęszyć u władz, a Amanda postanowiła wybrać się z Walterem do miasta i tam popytać o wyprawę profesora i wynająć tragarzy. Amanda specjalnie dokonała takiego wyboru. Miała wrażenie, że Walter oddala się od niej, a przecież niejedno ich już połączyło od momentu aresztowania Victora. To była dobra okazja, żeby się lepiej poznać.


***



Swój plan zaczęli wcielać od nadania depeszy do Kalkuty. Walter chciał się dowiedzieć, czy chłopaki nie pojawili się z powrotem w hotelu. Amanda miała ciągle nadzieję, że tylko spóźnili się na pociąg.
Uprzejmy recepcjonista pomógł im od razu wynająć tłumacza i wynająć rikszę. Amanda zachichotała w duchu kiedy tłumacz polecony przez hotel pojawił się gotowy do świadczenia swoich usług.

Aziz Ansari, bo tak przedstawił się im tłumacz, był niskim, otyłym, ale bardzo ruchliwym i głośnym człowieczkiem. Jego wiecznie uśmiechnięta buzia nie zamykała się ani na chwilę, a przerywnikiem kwiecistych wypowiedzi było śmieszne cmokanie będące, jak sądziła, wynikiem wielkiego zadowolenia. Do tego poruszał ciągle małą, ale owiniętą w wielki turban głową, w taki sposób, że Amanda obawiała się, że ten mu zaraz spadnie. Aziz przypominał jej bączka wpuszczonego do słoika z miodem.

Mimo zabawnej postury i zachowania Aziz okazał się być przemiłym człowiekiem, który w czasie jazdy rikszą udzielił jej wielu wiadomości dotyczących mijanych budowli, rzeźb i zwyczajów hinduskich. Amanda pstrykała fotki i robiła notatki. Miała nadzieję napisać po powrocie artykuł o swojej podróży. Walter w tym czasie wydawał się być pogrążony we własnych myślach. Nie przeszkadzała więc mu.

- Mem-sahib robi dużo zdjęć, dobrze. Patrzy tam, pięęęęęękne. - mówił Hindus wskazując na kolejną świątynię czy rzeźbę.



Do pierwszej organizacji dotarli w miarę sprawnie, bez niespodzianek typu święta krowa na środku drogi.
Z nieba lało jak z cebra, dlatego Amanda schroniła się od razu pod wielkim parasolem, który ofiarował jej Aziz. Od razu opadła ich rzesza hinduskich handlarzy oferując wszelkie możliwe usługi. Jak się wkrótce przekonali za kilka rupii mogli tutaj kupić każdą informację, ale niezbyt wiarygodną. Niestety o wyprawie profesora Vivarro nikt tutaj nie słyszał. Profesor nie wynajmował słoni, ani nie korzystał z usług tutejszych tragarzy. Walter nieźle się gimnastykował, żeby się opędzić od nachalnych miejscowych biznesmenów.
Była z niego dumna.
Takie samo „gorące powitanie” zafundowano im na targu. Ledwie zdołali się oswobodzić od prezentujących swoje towary handlarzy.

Jakoś nie dopisywało im szczęście. Gdziekolwiek by się nie pojawili, nikt nie słyszał o poszukiwanych przez nich osobach.
Amanda była coraz bardziej zmęczona i zniechęcona. Walter od razu to zauważył. Zaproponował odpoczynek i obiad w jednej z miejscowych restauracji. Była mu wdzięczna, ale niestety ze względu na alergię Amanda musiała odmówić. Z przyjemnością i małą zazdrością przyglądała się za to jak Walter pochłania małe pierożki zakupione u ulicznego kuchmistrza.
Sama skusiła się jedynie na herbatę.

Po południu spróbowali jeszcze szczęścia w miejscowych hotelach, idąc za radą Herberta. Ale i tutaj czekało ich jedynie rozczarowanie. Vivarro nie zatrzymywał się w żadnym z hoteli Bubenshawaru.


Postanowili więc wrócić do hotelu i spytać o wyniki dochodzenia pozostałych. Poza tym deszcz już tak im się dał we znaki, że ciepła kąpiel i szklaneczka czegoś mocniejszego były tym o czym marzyła Amanda.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline