Droga sprzyjała mi. Pozwalała skoncentrować się na podróży, a zapomnieć o dręczących myślach. Przedzierając się przez las nie sądziłem, że zdenerwowanie związane z powierzoną mi misją będzie aż tak dokuczliwe. Po raz pierwszy od dawna poczułem ciężar odpowiedzialności, spoczywający na mych ramionach. Było to potrzebne obciążenie, ponownie stawiające mnie w stan pełnej gotowości. Tamtego wieczora poznałem Elyre. Okazało się, że nie tylko droga, pozwala zapomnieć o odpowiedzialności...
***
Trakt okazał się być bliżej niż sądzili. Gęste zarośla stanowiące utrudnienie dla odzianego w pełną zbroję Aquiliana, ustąpiły miejsca drobnym krzewom, które przy samej drodze prawie całkiem zanikły. Las w miejscu, w którym z niego wyszli, nie pozostawiał miejsca do ukrycia się. Elyra przystanęła tuż za linią drzew niespokojnie zerkając to w jedną, to znów w drugą stronę. Wyżłobiona koleinami droga była jednakże pusta.
- Która stronę proponujesz? - zapytała cicho Thaliona. Niedźwiedź uniósł łeb węsząc po czym zwrócił pysk w kierunku północnym. Widocznie wyczuł w powietrzu coś co go zainteresowało. – Proponuję iść za propozycją Thaliona - zwróciła się do Aquiliana. – Przy odrobinie szczęścia trafimy na tych, których poszukujesz.
Kapłan prowadził swojego wierzchowca za uzdę. Piesza wędrówka w pełnym pancerzu nie należały do najlepszych, znanych mu rozrywek. Nietaktownie byłoby jednak poruszać się konno, gdy towarzyszka nie posiadała własnego wierzchowca. Helmita pierw zerknął na niedźwiedzia, później zaś na elfkę:
- Miejmy nadzieję, że po drodze napotkamy ludzi. Może udzielą nam jakiś wskazówek odnośnie grupy, której poszukuję. - Postawny mąż wsparł się na tarczy i wykorzystał chwilę rozmowy na odpoczynek.
- O ile podążyli w tym samym co my kierunku powinniśmy ich spotkać. Zakładając, że nie wyruszyli kilka dni temu. - Elyrze spotkanie z kolejnymi ludźmi niezbyt przypadło do gustu. – Nie musisz się męczyć. Nie obrażę się gdy dosiądziesz wierzchowca - dodała z uśmiechem.
Skinął głową: - Tak będzie o wiele łatwiej. - Włożył opancerzoną nogę w strzemię i wprawnie wskoczył na konia. Ogier delikatnie zarżał. Aquilian w siodle zdecydowanie górował nad Elyrą i jej niedźwiedzim towarzyszem.
Powstrzymanie się przed niezbyt przychylnym komentarzem tyczącym się zbroi kapłana kosztowało elfkę wiele wysiłku. Zamiast tego ograniczyła się do krótkiego:
- Ruszajmy...
Przez kilka chwil podróżowali w ciszy. Mijali szumiący las, a trakt był miłą odmianą od dzikich bezdroży. Aquilian lekko kołysał się w kulbace: - W sumie nadal nie wiem, co odciągnęło cię od lasu, Elyro. W końcu tam - wskazał na drzewa – jest twój świat.
Minęła dłuższa chwila nim odpowiedziała.
- Właściwie nadal pozostaję w pobliżu. Co prawda nie tak blisko jak bym sobie tego życzyła jednak... - zamilkła jakby potrzebowała kilku dodatkowych minut na zastanowienie się nad pytaniem. – Głównym powodem jesteś ty.
Hełm z chrzęstem obrócił się w stronę kobiety. Zza stali błysnęło dwoje błękitnych oczu: - Ja? - zapytał.
- Tak - potwierdziła, dodatkowo skinąwszy głową. – Czy widzisz w tym coś złego? Nie często spotykam kogoś takiego jak ty, a właściwie nie skłamię gdy powiem że zdarzyło mi się to po raz pierwszy. Zazwyczaj omijam ludzi szerokim łukiem o ile nie krzywdzą tego co chronię. Nawet jednak w przypadku przyjaznych spotkań staram się unikać bliższego kontaktu. W twoim przypadku jest inaczej. Jestem ciekawa dlaczego.
Aquilian rozważył jej słowa: - Być może dlatego, że jestem przewidywalny. Jako sługa Obserwatora nie mógłbym zaatakować nie zagrożony - kapłan nie był pewien, czy podąża dobrym tropem.
- Podobnie jak większość zwierząt, a jednak podążam z tobą zamiast wędrować dzikimi szlakami. Nie, mam wrażenie że to jednak nie to. Poza tym... nie jesteś przewidywalny - nie mogła uwierzyć, że mógł powiedzieć coś tak niezgodnego z prawdą.
- Myślę, że nie zrozumieliśmy się dobrze. Przewidywalny nie w pejoratywnym tego słowa znaczeniu - na chwilę uwagę kapłana przyciągnął drozd przecinający im drogę: - Tak czy inaczej, przyznam, że nieco dziwią mnie twoje słowa. Zwłaszcza biorąc pod uwagę naszą wczorajszą rozmowę.
- Przyznam, że nie rozumiem - faktycznie nie mogła się dopatrzeć w ich wieczornej rozmowie niczego co miałoby odniesienie do obecnego tematu. – Chodzi ci o jakiś szczególny jej fragment czy ogólnie?
- Ogólnie; wszak nie łączy nas żaden wspólny pogląd. Dlatego też, nie rozumiem twojego... - na moment zakrólowała cisza – ...zainteresowania. - Dodał ciszej.
- Czy aby na pewno Aquilianie? - zapytała odwracając głowę by ukryć lekki uśmiech. – Oboje poświęciliśmy się ochronie. Również nasze odosobnienie jest w pewien sposób podobne. Poglądy... Może właśnie różnice są powodem owego zainteresowania? Może coś innego... Czy to ważne?
- Co gdy odnajdę ową grupę? Zamierzasz dalej podróżować ze mną? Wiedz, że droga wyznawców Helma usłana jest cierniami. Kroczący za nimi, również prędzej czy później w nie wdepną.
- Jeszcze nie zdecydowałam co zrobię gdy odnajdziemy twoją grupę - odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Wszystko zależeć będzie od tego kim się okażą.
- Na pewno w jakiś sposób będą wyjątkowi.
- Wyjątkowi w dobrym czy złym sensie? Wciąż nie zdradziłeś dlaczego ich szukasz poza tym, że zostało ci to polecone. Chcesz do nich dołączyć by im pomóc czy ich ukarać?
- Wyrok nie zapadł. Polecono mi do nich dołączyć; wnioskuję, że z ważnych powodów - jeździec spoglądał przed siebie. Pancerz pobłyskiwał w porannym słońcu.
- Zatem poczekam by się przekonać. - Zapadła kolejna, dość długa chwila ciszy przerywana jedynie odgłosami natury. – Miałbyś coś przeciwko gdybym zdecydowała się dołączyć?
- Nie, postępujesz słusznie, a towarzystwo takich osób jest przeze mnie mile widziane - odparł Helmita.
Zapadła kolejna, długa cisza. Słońce mozolnie wspinało się na nieboskłonie, z każda chwila wzmacniając siłę swoich promieni. Trakt zdawał się być wyludniony. Mimo iż pokonali znaczny odcinek drogi wciąż nie spotkali żadnej żywej duszy. Druidka zdawała się być zadowolona z takiego obrotu spraw. Gdy ich oczom ukazał się przydrożny zajazd, przerwała milczenie.
- Może sprawdzisz czy przypadkiem nie zatrzymali się tutaj na nocleg. Nawet jeżeli było to parę dni temu, to zawsze jakiś ślad.
- Dobrze, jeżeli chcesz, wejdź ze mną. Posilimy się - zaproponował.
- Nie wiem czy to dobry pomysł ale zapewne masz rację. Poza tym nie zjedliśmy śniadania, a kolejna taka okazja może się nie trafić. Jednak... nie przepadam za takimi miejscami.
Mężczyzna przytaknął: - Odrobina piwa i ciepłej strawy dobrze nam zrobi - po czym ruszył w stronę stajni. |