Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2011, 13:01   #197
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Thalion, tym razem posłuszny rozkazowi, siedział nieopodal karczmy na skrawku soczyście zielonej trawy ocienionym przez rozłożyste konary drzew. Na ich widok podniósł się, jednak nie ruszył z miejsca, ograniczając się do bacznego obserwowania towarzyszącego elfce człowieka.
- Thalionie poznaj Bareda. Baredzie pozwól że przedstawię ci Thaliona - z wyraźnie lepszych humorem przedstawiła ich sobie po czym usiadła przy zwierzęciu.
- Witaj, Thalionie - Bared skinął głową. - Masz tu zdecydowanie przyjemniej, niż tam w środku.
Nie zauważył, by niedźwiedź aż tak bardzo był zaciekawiony nową znajomością. Chyba bardziej zwracał uwagę na to, co przyniosła mu elfka.
- Proszę, Elyro. - Podał elfce tacę z jedzeniem, po czym usiadł obok niej.
Thalion z zapałem zabrał się do pałaszowania zawartości miski, którą druidka mu podała.
- Dziękuję za pomoc - obdarzyła człowieka zdecydowanie przyjaznym uśmiechem. - Nie czuję się najlepiej w zamkniętych pomieszczeniach.
- Nic dziwnego
- odparł Bared. - Jak kto latami pod niebem przebywa, to potem w ścianach czterech mu ciasno. Ale są też tacy, co po za miasto nosa nie wyściubią i od przestrzeni otwartych trzymają się z daleka. Potrafię i jednych, i drugich zrozumieć, choć trudniejsze przez to życie niekiedy mają.
- Niekiedy faktycznie ale skoro takiego wyboru dokonali, widać szczęścia mają w tym więcej niż trudności. Lub też nie mają one dla nich tak dużego znaczenia
- odpowiedziała odrywając kawałek chleba i bardziej się nim bawiąc niż zamierzając zjeść.
- Jedz - zachęcił ją Bared. - Wszak musisz mieć siły, by wędrować.
- Być może już jadłam?
- wbrew swoim słowom oderwała kolejny kawałek chleba i umoczywszy go w jajecznicy włożyła do ust.
- A swego przyjaciela głodziłaś? - Bared uśmiechnął się lekko. - Widać, jak z apetytem pałaszuje to wszystko, zaś prędzej bym uwierzył, że sama z głodu umrzesz, niż jemu na to pozwolisz.
Elyra z czułością spojrzała na Thaliona, który jak zwykle z pasją rzucił się na jedzenie.
- Masz rację. Jednak nie poznałbyś po sposobie w jaki je, czy był głodzony czy też nie. Nawet z pełnym brzuchem potrafi rzucić się na jedzenia jakby nic w paszczy nie miał od tygodnia.
- Taniej ubierać, niż żywić
- zażartował Bared. - Zawsze taki był, czy też nabrał takich nawyków podczas wędrówek?
- Nie pamiętam by kiedykolwiek wykazywał się wstrzemięźliwością. Widać taki już się urodził
- roześmiała się lekko. - Nie obawiasz się go? - zapytała po przełknięciu kolejnych kęsów chleba z jajkiem i popiciu tego odrobiną wina.
Bared najpierw obejrzał misia, a potem przeniósł wzrok na jego towarzyszkę.
- Obawiać się, to źle powiedziane - odparł. - Zdaję sobie sprawę z tego, że mógłby być niebezpieczny, ale nie sądzę, by zechciał zaatakować bez powodu. Na coś takiego jest z pewnością zbyt mądry.
- Większość napotkanych przez nas osób zwykle reagowała inaczej. Cieszę się że nie wszyscy widzą w nim bezmyślną bestię
- uniosła dłoń by delikatnie pogładzić futro niedźwiedzia. - Aquilian pragnie do was dołączyć, zgodzicie się na to? - zapytała po chwili mierząc Bareda uważnym spojrzeniem.

Zapytany przez moment wpatrywał się w nią bez słowa.
- Nie wiem - powiedział po chwili. - Ostatnio takie przyłączenie źle się skończyło. Może nie powinniśmy ryzykować cudzym życiem, a jedynie własnym.
- On łatwo nie zrezygnuje więc mimo wszystko mam nadzieję, że się zgodzicie
- odwróciła wzrok. - Zatem nie podróżujecie, ot tak...
Bared pokręcił głową.
- Owszem, nasza podróż ma jakiś tam cel. Chcesz jechać z nim? - spytał.
- Możliwe - odpowiedziała wymijająco. - To zależy od waszej decyzji - dodała po chwili.
- Kobiety w tej wyprawie raczej nie mają szczęścia - powiedział cicho Bared. - Nie jestem pewien, czy to najlepszy pomysł.
- Kobiety?
- Nie widziała wśród nich żadnej kobiety, a wzmianka o takowych mogła sugerować, że nie wszyscy członkowie drużyny zeszli na obiad. - Zatem jest was więcej niż troje?
- Było, Elyro
- poprawił Bared. - Było nas więcej.
- Co się...
- zaczęła, jednak powstrzymała się w ostatniej chwili. - Zapewne nie powinnam pytać.
Ciekawość, pierwszy stopień do piekieł. Typowa cecha kobiet. Bared stłumił uśmiech.
- Zapewne nie powinnaś - odrzekł. - Ale mogę ci odpowiedzieć.
Po chwili mówił dalej.
- Jedna została aresztowana. Druga odjechała, gdyż nie spodobał się jej stosunek niektórych członków drużyny do niej. Trzecia zginęła. Ale widać tak być musiało, bo to zła kobieta była. Czwarta wstąpiła na służbę jednego ze złych bogów i po ostrej wymianie poglądów opuściła nas, pełna nienawiści i gróźb. Jak więc sama widzisz... nie mamy szczęścia do kobiet.
Faktycznie, lista którą jej przedstawił nie napawała optymistycznie.
- Widocznie nie natrafiliście jeszcze na tą lub te właściwe - zdobyła się na uśmiech. - Mimo twojej przestrogi, o ile Aquilian z wami podąży, zapewne również się przyłączę.
Zdecydowanie wyglądało na to, że jakoś nie potrafili znaleźć odpowiednich kobiet.
- Zapewne dobrze świadczy to o twoim charakterze, Elyro, ale raczej nie o twoim rozsądku. Według mnie powinnaś jak najszybciej stąd odejść. Najwyżej na wszelki wypadek poczekać, by zobaczyć, w którą stronę pójdziemy i czym prędzej udać się w przeciwną.
- Zapewne
- zgodziła się z nim. - Znasz już jednak moje plany, a te się raczej nie zmienią. Postanowiłam towarzyszyć Aquilianowi, a ten wyraził na to zgodę. Może więc zamiast próbować mnie odwieść od planów, powiedziałbyś coś więcej o celu tej wyprawy? - zgarnęła resztki chleba z tacy po czym rozsypała je na trawie. Na chętnych by dokończyć jej posiłek nie trzeba było długo czekać. Sama Elyra w międzyczasie ułożyła się wygodniej na zielonym posłaniu i czekając na odpowiedź Bareda przyglądała nielicznym, leniwie po niebie sunącym obłokom.
- Ci, co wiedzą za dużo, zbyt często wąchają kwiatki od nieodpowiedniej strony - odparł Bared. - W tym przypadku również tak jest. Im mniej wiesz, tym większą masz szansę przeżyć tę całą awanturę. Jedziemy zdobyć pewien przedmiot, to najważniejsze, co trzeba wiedzieć. Wyprawa niebezpieczna i prawdopodobnie źle się skończy.
- Odnoszę wrażenie, że ludzie są straszliwymi pesymistami.
- To się nazywa realistyczne spojrzenie na świat
- sprostował Bared. - A ty jakoś nie cieszysz się, że ktoś się o ciebie troszczy - stwierdził.
Roześmiała się wesoło.
- Może dlatego że nie nawykłam do tego i z trudem przychodzi mi pogodzenie się, że moją rolę przejął ktoś inny. A może dlatego, że owa troska brzmi bardziej jak chęć pozbycia się natrętnego towarzysza?
Nie mówiąc już o tym, że trzeba będzie kopać ponad dwa razy większy grób.
- Zaraz tam natrętny. - Bared nie miał zamiaru dzielić się z Elyrą poprzednią myślą. - Ładna i miła dziewczyna zwykle nie bywa natrętnym towarzystwem.
- A może chrapiecie w nocy?
- obrzucił bacznym spojrzeniem Elyrę i Thaliona.
- O ile mi wiadomo tego przewinienia nie mam na sumieniu aczkolwiek za Thaliona ręczyć nie mogę - zerknęła na Bareda. - A ty?
- Jeszcze... nikt nie narzekał z tych, co pod jednym dachem, czy niebem, ze mną noc spędzali, więc raczej nie zdarzyło mi się
- odparł. - Twardo musisz sypiać, skoro nie wiesz, czy nie chrapie -
- Nie powiedziałam, że nie wiem tylko że nie ręczę. Kto wie, może nagle zacznie chrapać... Nigdy nic nie wiadomo.
- I zawsze coś się może wydarzyć.
- Bared za Elyrę dokończył znane powiedzenie. - To jest wymigiwanie się od odpowiedzialności, moja droga. Co potem zrobimy z misiem, chrapiącym jak gromada krasnoludów?
- Zawiążemy kokardkę na pysku?
- zapytała z niewinną minką, jednocześnie na wszelki wypadek uspokajająco głaszcząc Thaliona.
- Tylko nie my - zastrzegł Bared. - Mnie do czegoś takiego nie mieszaj. Obudzę cię za każdym razem
- Miejmy więc nadzieję, że jednak nic się nie wydarzy
- odpowiedziała powracając do obserwacji nieba.
Wszystko zleżało od tego, co Elyra rozumiała pod pojęciem ‘nic’.
- Na początek zechciej zatem przygotować się do zbrojnej rozprawy z braćmi.
- Z braćmi?
- zapytała zaskoczona. - O jakich braciach mówisz?
- Faktycznie, mogłaś nie słyszeć
- stwierdził Bared. - Chodzi o trzech braci Grish. Bynajmniej nie ścigają nas, by mścić się za utraconą cnotę swych sióst, czy choćby jednej siostry. Nasz gospodarz nas uprzedził, że bracia bardzo nie lubią różnej maści magów czy kapłanów. A nawet i druidów. Tak więc z pewnością zaatakują Danta i Aranona, moich towarzyszy. No i Aguiliana, jeśli jednak się przyłączy.
- Po raz kolejny pesymistyczne podejście
- skarciła go lekko. - Do walki jesteśmy przygotowani, Baredzie. Mam nawet dziwne wrażenie, że Aquilian byłby z potyczki zadowolony.
- To nie jest pesymistyczne podejście
- odparł Bared - tylko stwierdzenie faktu. Nie powiedziałem, że mamy się obawiać spotkania z nimi, tylko że trzeba się przygotować. Zrobimy coś pożytecznego dla świata, a przy okazji może skapnie się coś ciekawego.
- Zatem będziemy gotowi. O ile oczywiście ruszymy z wami w dalszą drogę
- dodała, aczkolwiek była niemal pewna, że tak się stanie.
- Oczywiście, o ile ruszycie z nami - zgodził się z nią Bared. Prawdę mówiąc miał mieszane uczucia co do udziału Elyry. Bez wątpienia lubił ładne dziewczyny i zwykle nic przeciw nim nie miał. A że ostatnie dwie były pomyłką natury... na to już nic poradzić nie mógł. Ale narażanie ładnej dziewczyny podobało mu się znacznie mniej. Poza tym ładne dziewczyny zwykle powodowały większe kłopoty i więcej kłopotów, niż te mniej urodziwe.
- Jednak gdy się tak stanie będziesz niezadowolony - orzekła. - Może gdyby to był sam Aquilian...
- Z pewnością byłby to wówczas sam Aquilian, jako rzekłaś, a nie Elyra i Aquilian
- odparł Bared, zdecydowanie wymijająco. - Moja droga... Jesteś bardzo ładną dziewczyną, a ja lubię przebywać w towarzystwie ładnych dziewczyn. Zdecydowanie bardziej, niż w towarzystwie muskularnych kapłanów.
Niebo straciło jednego z widzów gdyż Elyra przeniosła spojrzenie na Bareda. Zdecydowanie zaskoczone spojrzenie...
Bared, jakby tego nie widząc, kontynuował.
- Równocześnie jednak nie chciałbym, by takiej dziewczynie stało się coś złego. Dlatego też, chociaż doceniam twoją urodę i urok osobisty, wolałbym spotkać się z tobą za parę miesięcy, jak już będzie po wszystkim, a nie narażać cię na jakiekolwiek niebezpieczeństwa. Dlatego jestem przeciwny twemu udziałowi.
Zaskoczenie ustąpiło miejsca gniewowi, któremu jak zwykle w podobnych sytuacjach towarzyszył ostrzegawczy pomruk Thaliona. Niedźwiedź przestał bawić się wylizywaniem miski i wstał górując nad wciąż leżącą Elyrą.
- Potrafię zrozumieć troskę Baredzie ale nie jej nadmiar. Nie jestem bezbronną dziewczyną, która potrzebuje opieki bo nie potrafi zdecydować co dla niej lepsze, czy obronić się przed zagrożeniem.
- Umyj sobie uszy, albo zacznij dokładnie słuchać
- odparł Bared. - Nie powiedziałem, że ktoś się musi tobą opiekować, albo mówić ci, co masz robić. Gdybyś była brzydka i wredna z charakteru, to po twej śmierci świat nic by nie stracił, tylko zyskał. Jesteś bardzo ładna i miła, chociaż też zapalczywa i obrażalska, co przemawia przeciwko tobie.
- Zatem troszczysz się tylko o dobro tego świata...
- uniosła dłoń by uspokoić niedźwiedzia. - Zatem faktycznie źle cię zrozumiałam.
- Nie tylko o dobro tego świata się troszczę
- sprostował Bared. - Jestem wrednym egoistą i gdyby coś ci się stało, to miałbym wyrzuty sumienia, które nie dawałyby mi spać po nocach, a to by było niemiłe i niezdrowe.
- I pozbawione sensu
- dodała. - Jesteś kolejny przykładem na potwierdzenie mojej teorii. Nigdy nie zrozumiem waszego rodzaju. - Jako że gniew znikł równie nagle co się pojawił, powróciła do śledzenia tego co na niebie.
- Nie poddawaj się tak od razu. - Bared stłumił uśmiech. - Za którymś razem ci się uda. Z pewnością.
- W tym wypadku jestem pesymistką, lub jak wolisz to ujmować, realistką.
- A zechcesz zdradzić, na czym polegały poprzednie próby zrozumienia ludzi?
- zaciekawił się Bared.
Skinęła głową, siadając i dla wygody opierając się o Thaliona.
- Właściwie było ich w sumie niewiele. Dla przykładu dzisiejszy ranek. Próbowałam zrozumieć dlaczego nie wolno wam, czy też raczej nie wypada, oglądać kąpiącą się w strumieniu kobietę. Przecież skoro tego nie zakazała i wiedziała że ma towarzystwo to nikt wyrzutów mieć nie powinien...
Bared spojrzał z zaskoczeniem na Elyrę.
- A kto ci powiedział, że nie wypada?
- Aquilian
- odpowiedziała zerkając przy tym w stronę karczmy. - Próbowałam wyjaśnić, że to śmieszne i kompletnie nienaturalne no ale... - widać było iż ta kwestia nie daje jej spokoju i z radością z kimś by o tym porozmawiała.
- Nie wiem, jak są wychowywani kapłani Oka, ale pociesz się, ja również nie rozumiem jego podejścia do tej sprawy. Jeśli idę brzegiem strumienia i przypadkiem trafiam na nagą kobietę, która nie wie o mojej obecności, to nie wypada się gapić. Może akurat nie chce, by ją ktoś oglądał, więc wypada się wycofać. Jeśli mnie zauważy, to należy przeprosić i się wycofać. Z tym się zgodzisz, prawda?
- Nie do końca, skoro bowiem kąpie się w strumieniu, przy którym w każdej chwili może się ktoś pojawić to... Po co przepraszać? Wiedziała że ryzykuje spotkanie...
- Mam na myśli miejsce z dala od ludzi, a nie strumyk przy drodze.
- Podobnie. Gdy się nie chce być spotkanym wybiera się miejsca tak zakryte przed wzrokiem obserwatora by nie zostać odkrytym. To przecież logiczne.
- Takie mniej więcej miejsce mam na myśli. Takie, o którym sądzimy, że nikt tam nie chodzi
- Skoro nalegasz, dobrze, zgadzam się
- poddała się nie mogąc znaleźć odpowiednich kontrargumentów.
- Cieszę się... Natomiast jeśli chodzi o kąpiel w miejscach, powiedzmy, ogólnie dostępnych, to nie rozumiem, o co chodziło Aguilianowi. Oczywiście nie wypada wybałuszać oczu, gapić się, jak to się popularnie mówi. To wszak jest tak, jakby się widziało ładny kwiat czy drzewo. Na coś ładnego z przyjemnością się patrzy. Czemu miałbym się odwracać, lub zamykać oczy. Ale ludzie nie są przyzwyczajeni do takich zachowań, o tym, niestety, musisz pamiętać.
- Zauważyłam
- mruknęła. - A dotyk? Czy to - wychyliła się w jego kierunku i opuszkami palców delikatnie musnęła wargi Bareda. - Czy to również jest niemile widziane?
Bared uśmiechnął się.
- Tak potraktowałaś biednego Aquiliana? - spytał.
- Próbowałam go namówić by się częściej uśmiechał - odpowiedziała szczerze.
- A najpierw się kąpałaś nago w strumyku?
- Nie, to było w nocy, kąpiel zaś nad ranem.
- Miłe i sympatyczne gesty, ale mogły zostać nieco opacznie zrozumiane
- wyjaśnił Bared.
- Zapytał o moje intencje czego właściwie do końca nie zrozumiałam. Przecież taki dotyk nie może być zły ani wyrządzić krzywdy. Zwierzęta często się dotykają chociażby po to by przekazać drugiej istocie, że nie jest się wrogo nastawionym. Nie ma w tym niczego niebezpiecznego...
Bared potarł palce.
- Dotyk może być śmiertelnie niebezpieczny, czego sam niedawno doświadczyłem, ale on raczej nie to miał na myśli. Prawdopodobnie chciał się upewnić, czy go nie uwodzisz.
- To mogło tłumaczyć jego niechęć do pocałunku
- powiedziała cicho.
- Może czystość ślubował - mruknął Bared.
- Chciałam tylko sprawdzić jakie uczucie by temu towarzyszyło. Nie często mam do czynienia z ludźmi więc... To było nieco samolubne.
- W takim podejściu do zagadnienia... chyba troszkę tak. Ale nie zrobiłaś mu krzywdy? Nie zemdlał? A uprzedziłaś go, co chcesz sprawdzić, czy zaskoczyłaś go?
- Oczywiście że nie zrobiłam mu krzywdy. Nie ranię ludzi... Zazwyczaj nie ranię
- sprostowała. - Poza tym nie pozwolił mi sprawdzić... - była wyraźnie zawiedziona.
Eksperymentatorka... Dotyk, pocałunki, kąpiel na golasa... Trafiła na ascetę, czy... na kochającego inaczej?
- Może nie lubi takich emocji - powiedział Bared. - Nie wszyscy lubią. A może jego bóg mu tego zakazuje, nie wiem.
- Emocje to kolejna kwestia, z która mam problem w jego przypadku. Jak sam widzisz zrozumienie was nie jest takie znów proste. Inaczej ma się sprawa gdy chodzi o las. Zapewne dlatego moje ścieżki omijają ludzkie siedziby.
- Jak długo znasz las? A jak długo ludzi? Nawet ludzie nie znają dobrze innych ludzi, a co dopiero taki przechodzień jak ty.
- Masz rację i obawiam się że to się nie zmieni. Towarzyszenie wam da mi jednak szansę na bliższe poznanie w towarzystwie kogoś, komu mogę zaufać. Dlatego z niej nie zrezygnuję
- dodała stanowczo.
- Podziwiam twoją determinację - powiedział Bared. Chociaż nie jestem zachwycony, dodał w myślach. - Jeśli moje rady będą mogły ci w czymś pomóc, to pytaj.
- Nie chciałabym być nachalna, lub urazić cię swoim brakiem obycia
- uśmiechnęła się łagodnie. - Poza tym wciąż nie potrafię określić na ile mogę ci zaufać.
- Czuję się boleśnie dotknięty
- powiedział Bared. - Ale ogólnie masz rację. Nigdy nie ufaj nieznajomym.
Wstał i otrzepał się z paru źdźbeł trawy.
- Bywaj, Elyro. Przyjemności samych, Thalionie.
Ruszył w stronę gospody by przekonać się, jak skończyły się rozmowy z kapłanem.
 
Kerm jest offline