Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2011, 15:42   #2
Agape
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Rozkosz Oceanu przybiła do Saint Mari. Jakoś nie specjalnie był z tego powodu szczęśliwy. Zszedł na ląd wraz z resztą załogi, mieli kilka dni dla siebie. Nazywał się Jim, miał 16 lat i był niezwykle urodziwym chłopcem. Na świat patrzył dużymi ciemno brązowymi oczami które zdawały się śmiać przez cały czas, delikatną twarz otaczały niesforne brązowe włosy teraz przykryte czerwoną bandaną. Nosił białą szeroką marynarską koszulę, i bufiaste marynarskie spodnie których nogawki chowały się w skórzanych butach z cholewką do pół łydki. Za pas służyła mu błękitna szarfa której końce luźno zwisały u jego prawego boku sięgając niemal do kolana. Stroju dopełniał wetknięty za szarfę pistolet i kord.





Znał tu każdą dziurę, każdego bezdomnego psa i każde drzewo. Innymi słowy nie było już nic do odkrywania. Jak pomyślał że jeszcze kilka miesięcy temu skakał z drzewa na drzewo wyobrażając sobie że ucieka przed lwem robiło mu się głupio. Ot tamtej pory na wyspie nic się nie zmieniło a jednocześnie wszystko było inne, mniej ciekawe. „To ja się zmieniam”- pomyślał. Tawerna "Pod złamanym masztem" też wyglądała jak zwykle, nawet stary Sam siedział przed wejściem i bełkotliwym głosem żebrał na grog. Już dawno powinien skończyć w rynsztoku zapity na śmierć a jednak uporczywie trzymał się życia. Rzucił mu monetę i poszedł do domu. Maleńka chatka stała samotnie przygarbiona brzemieniem lat niczym stara kobieta. Nie było nikogo. „ Gdzież ona się podziewa? Powinna już dawno być w domu.” Siadł na progu przywołując w pamięci obraz matki. Pamiętał ją doskonale. Ogorzała Hiszpanka w średnim wieku, z zastygłym na twarzy wyrazem cierpienia i rezygnacji który pogłębiał się tylko na jego widok. Nie był pewien czy kocha tę kobietę czy chce znowu ją zobaczyć, mimo to czekał.
Nadeszła wreszcie a właściwie przyczłapała powłócząc nogami, postarzała się bardzo. Była chyba jedynym co zmieniło się od jego wyjazdu. Zgarbiła się, schudła i wynędzniała, nawet jej włosy nie były już tak czarne jak niegdyś, teraz było na nich widać wcale nie małe pasma siwizny. Podniosła oczy w których zabłysła nie ukrywana pogarda. Weszli do środka.

- Po co wracasz? Wyrzucili cię z burdelu?- zasyczała wściekle. Aż mu mowę odjęło.
-No co tak oczy wytrzeszczasz? Myślisz że stara matka nic nie wie?... Wiem, wiem o wszystkim co wyprawiasz, w mieście aż huczy od gadania jak to na Tortudze chętnie wszystkim dajesz!- mówiła coraz głośniej by wrzasnąć na koniec. Był w szoku, stał dalej oniemiały i dopiero zamach który wzięła matka by go uderzyć pobudził go do działania. Zręcznie złapał ją za nadgarstek i powstrzymał.
- Nic nie wiesz.- wycedził przez zęby- O niczym nie masz pojęcia.- ścisnął mocniej a ona jęknęła. Była słaba o wiele słabsza niż pamiętał.
- Dalej u niego pracujesz?- spytał z wyrzutem puszczając jej dłoń.
-Nie twój interes.
-A więc miałem rację.- skrzywił się z niesmakiem- Zrozum, ten karaluch w peruce cię wykończy. Rzuć tę pracę.- prosił już znacznie łagodniej.
- Nic nie rozumiesz. Nie mogę odejść… od niego się nie odchodzi.
-Zatem ja pójdę do niego i mu wygarnę. Nie pozwolę tak traktować mojej matki!
-Pomieszało ci się we łbie ot co.
- powiedziała z jakąś czułością w głosie. Chyba była dumna z tego że jej dziecko chce o nią walczyć.- Nie martw się mną, takie jest życie.
-Nie zostawię cię na zmarnowanie.
- wcisnął jej w dłoń sakiewkę- Wystarczy na powrót do Hiszpanii.
Jej oczy zwilgotniały, zanosiło się na rodzinne pojednanie. Uśmiechnął się rozłożył ręce by ją przytulić a ona… walnęła go w twarz.
-Wiedziałam! Wiedziałam że się sprzedajesz!- słyszał jej wrzaski nawet kiedy już zatrzasnął drzwi i biegł w głąb wyspy. „Też mi się zebrało, po co ja się nią przejmuję.”

***
-Jim? Jim to naprawdę ty?!- Chris wyglądał jakby zobaczył ducha a reszta chłopaków wcale nie lepiej.
-Pewnie że ja.- odpowiedział niepewnie, nie spodziewał się takiej reakcji.
-Pchła! Ty żyjesz!- zawsze wylewny Terence rzucił się na niego i uściskał z całej siły.
-Co to ma znaczyć? Oczywiście że żyję!
- Pijak Sam nam powiedział… że pożarła cię olbrzymia kałamarnica.- Wyjaśnił Terence ze wstydem.- Nie powinniśmy byli mu wierzyć, powiedziałby wszystko byle dostać kilka monet.
- Kałamarnica owszem była. Cielsko wielkie jak cały nasz okręt, macki grube i długie niczym maszty a oko, oko miała tak olbrzymie że…- i tak zaczął pełną gestykulacji opowieść o tym jak kałamarnica zaatakowała Rozkosz Oceanu i jak to on osobiście ją przepłoszył strzelając z pistoletu w jej olbrzymie oko. – Sam kapitan Bellamy powiedział do mnie: „Jim nie wiem co byśmy zrobili bez ciebie”.
Potem cała kompania udała się do gospody "Pod Złamanym Masztem" gdzie przy kuflu piwa Jim kontynuował swoje opowieści. Zachwyceni chłopcy wysłuchiwali się w każde jego słowo kiedy opowiadał o potyczce z angielskim lordem na dowód której pokazał bliznę na dłoni, jak zapewniał od cięcia szpadą. W karczmie było też kilku członków załogi Rozkoszy Oceanu którzy znali nieco inną wersję wydarzeń. Żaden z nich nie pamiętał angielskiego lorda, za to przypominali sobie jak Jimowi pewnego dnia omsknął się nóż przy patroszeniu ryby. Nie zająknęli się jednak na ten temat ani słowem, każdy marynarz wie że morskie opowieści mają swoje prawa.
Jim snuł swoje opowieści i pławił się w zachwycie kolegów jeszcze przez cztery dni. Do domu wracając tylko na noc. Potem serdecznie żegnany, posłuszny kapitańskim rozkazom wrócił na pokład.

***

Właśnie ćwiczył celowanie z pistoletu w wyimaginowanego gubernatora, robiąc przy tym jak najgroźniejszą minę godną prawdziwego wilka morskiego, kiedy usłyszał kapitana.
-Ajaj kapitanie!- zasalutował sprężyście i pognał po medyka tak szybko że o mało butów nie pogubił.
Po chwili spokoju kapitan znowu zaszczycił ich swoją obecnością, ba sam pomógł odbijać od brzegu. Szybko stało się jasne co też sprowokowało go do tak niezwykłego zachowania.
- Gińcie podłe sługi gubernatora!- zakrzyknął Jim gdy tylko zobaczył żołnierzy. Miał okazję wypróbować zastraszanie bronią które przed chwilą ćwiczył. Wyjął pistolet wykrzywił twarz i zamarł w tej pozie na chwilę. Po czym oddał strzał. Kula zrobiła dziurę w nabrzeżu dobrych kilka metrów od żołnierzy ale Jim nie dał nic po sobie poznać, wręcz przeciwnie niczym paw kroczył przez pokład, można by pomyśleć że sam przegnał wszystkich napastników.
 

Ostatnio edytowane przez Agape : 16-04-2011 o 15:56.
Agape jest offline