Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2011, 19:26   #11
Garzzakhz
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Elfy nie śpią, a medytują. Dodatkowo nie muszą tyle odpoczywać co inne rasy, a więc Luvowi wystarczył dzień i dwie noce aby dojść do Aglamaru. Rankiem drugiego dnia stanął u bram tego miasta. Aglamar było odbudowanym Walatahar, lecz mimo że upłynęło dużo czasu od zniszczenia miasta przez smoki, gdzieniegdzie nadal prowadzono prace naprawcze, lub rekonstrukcyjne. Elf nie długo musiał szukać słynnej karczmy „U trzech brodaczy”. Gdy stanął przed jej drzwiami było jeszcze bardzo wcześnie. Do drzwi tawerny była przybita duża tablica z miedzi, na której wyrzeźbiono:

„Karcza zmieniała nazwę po śmierci poczciwego kopacza, dzielnego wojownika, a zarazem zacnego mędrca Kulbana, krasnoluda o wielkiej duszy, z ‘U czterech brodaczy ‘ na ‘U trzech brodaczy. Lecz mimo tego nadal panuje w niej zgoda i świetna zabawa, ponieważ żaden zmarły nie obraża się gdy po śmierci, jego towarzysze nadal żyją w szczęściu i dobrobycie. Zajdź więc do naszej karczemy zmęczony podróżniku i odpocznij w najwygodniejszym łożu w tej krainie, usiądź strapiony mężu i orzeźwiaj swój umysł prawdziwym krasnoludzkim piwem. Zapraszamy!”

Po przeczytaniu wiadomości Luv wszedł do środka. Pomieszczenie, w którym się znalazł można było nazwać naprawdę dużym, lecz małe jak na tyle przestrzeni okna sprawiały że wydawało się jakby było średnie. Można by powiedzieć że wyglądało jak krasnoludzka jaskinia gdyby nie to że prawie wszystko było obite drewnem, a na podłodze można było zauważyć parę mięsistych dywanów. Większość krzeseł była obita jakimś miękkim materiałem. Na stołach i ladzie stały świece, niektóre zapalone, niektóre nie. Wzrok przykuwały także topory, miecze, części zbroi przyczepione to tu, to tam do ściany, wszystkie umieszczone wyżej niźli dosięgnąłby tam wysoki człowiek. Prawdopodobnie było tak aby uniknąć kradzieży sprzętu lub dewastacji. W tawernie było pusto, najwidoczniej dopiero co została otwarta. Było wcześnie rano. Za barem stał krasnolud o twardym, jak przystoi na te rasę, wyrazie twarzy. Włosy na głowie, co było rzadkością u krasnoludów, miał krótko ścięte, brodę natomiast długą po sam pas. Luv od razu zorientował się że to nie ten sam krasnolud, którego widział w wizji. Gdy barman ujrzał nowego klienta, uśmiechnął się delikatnie i spytał twardym głosem:
- Czym mogę służyć zacnemu panu?
- Witaj. Prosiłbym o szklanicę wody dla strudzonego podróżnika. I jak znajdziesz chwilę, dostojny Panie, opowiedz mi coś więcej na temat tego dobytku. Czytając napis przed gospodą, zaciekawiła mnie historia powstania tego miejsca

Już podaje Waści - krasnolud nalał wody do szklanki i podał Luvowi – a tak tablica, chętnie odpowiem – krasnolud zamilkł jednak nagle spojrzawszy gdzieś za druida.
- To pański pies? – spytał wskazując na skradającego się zwierzaka.

- To mój towarzysz. Razem już trochę przewędrowaliśmy i mam nadzieję że nie zawadza on tutaj. Posłuszna to bestyjka. - poczym Luv skinął głową na psa, a ten podszedł do jego nogi i usiadł posłusznie, wpatrując się ślepiami w przyjaciela
- Widzi waść pan. Nie przysporzy kłopotów.

- Yhm to dobrze, grunt aby tylko klientów nie zaczepiał i nie narozrabiał. Do tablicy wracając, to opowieść jest i dłuższa i krótsza. Krótsza to taka że czterej przyjaciół krasnoludów te karcze zbudowało i prowadziło póki jeden z nas najstarszy Kulban poczciwy ze starości nie zszedł z tego świata. Niech mu przyświeca światło Moradina. Dłuższa wersja to już opowieść o starych dziejach.


- O siwego się proszę niepokoić. Grzeczny będzie. Przykro mi z powodu straty przyjaciela... I jeżeli to nie problem, to chętnie postawię waść panowi piwo i posłucham ciekawej historii

- Krasnolud nie odmawia kufelka dobrego piwa lecz ja muszę. Khemorin, współpracownik, znowu będzie narzekał że spijam się podczas pracy. Przedwczoraj mielimy tu nie lada zamieszanie. Dużo gości z okazji przesilenia letniego przybyło do Aglamaru i gościło się u nas. Chętnie jednak sam panu piwko postawie, proszę, proszę niech się waść gości.
Krasnolud nalał piwa i podał druidowi, następnie zaczął opowieść o tym jak był w niewoli u gruumbarzyńów i jak on Uugar wraz z niejakimi Ihbinem, Kulbanem i najmężniejszym z nich Khemorinem wyrwali się z rąk wroga podczas bitwy o cytadelę ( patrz „Początek”)

- Dziękuję za przedni trunek. Ino wode jeszcze mam, to żeby nie zmarnować ani jednego ani drugiego, czy mógłbym prosić o miskę, to naleję dla psa wody, żeby i jemu się dobrze opowiadania słuchało.
Luv z ciekawością słuchał opowiadania, gdzie zleciało przy nim trochę czasu. Uwiebiał on słuchać historii krasnoludów, bo mimo że, przeważnie są o bitkach, to opowiadane są one mistrzowsko.
Po skończeniu przez krasnoluda baji, Luv podziękował za interesującą powieść
- Nie bywała to historia. I opowiedziana przyjemnie dla ucha. Dawno się już w gospodzie żadnej nie zatrzymywałem, ale tutaj zrobię wyjątek. Prosiłbym o pokój dla osoby na noc jedną.
I mam nadzieję, że zaszczyci mnie waść jeszcze jedną z historii, bo czas zleciał przy słuchaniu jak szalony.

- Z chęcią bym coś opowiedział ale za wielu to ja nie znam prócz tej jedynej co żem na własnej skórze przeżył. – W międzyczasie krasnolud podał klucz do pokoju – jednoosobowy, ale dość obszerny, na drugim piętrze. Więc ino opowieści Khemi pewnie będzie znał ale jutro wyrusza szczęściarz znowu na wyprawę, a więc wątpię aby czas dla waści znalazł.


- Dziękuję - odparł sięgając po klucz.
- Patrzę, że nowa historia się pisać będzie. A jak można spytać, to gdzie ów Khemi wyruszać ma zamiar?

- Aj, on się cieszy ale ja myślę że to mało ciekawe przypadło mu zadanie. Sami co prawda magowie z Roburionni go wynajęli do eskortowania młodych magów, ale wątpię żeby coś ciekawego mu się przytrafiło podczas tej podróży.
Nie wiem gdzie dokładnie, gdzieś na południe.

- Być może jak wróci, to i będzie miał co przy wieczornym piwku opowiedzieć. Jednak teraz, pozwól Panie, abym oddalił się do pokoju, bo sen mnie moży z lekka, bo długą podróż odbyłem z towarzyszem wiernym.

Proszę bardzo, niech waść odpoczywa. Ja idę zagotować jadła na śniadanie.

***
Daleko na południe, na zachód od puszczy, w górach , w dobudowanej do skał małej wieży, połączonej z licznymi kondygnacjami podziemnych korytarzy, siedział w skupieniu pewien mag. Nikt nie wiedział że ma on tu swoją wieże i nie wielu wiedziało że żyje. Zebrał on także i podporządkował sobie wiele sług. Twarz swą schowaną miał w kaptur, gdyż była w siedemdziesięciu procentach poparzona. Mag cicho mruczał do siebie, patrząc jakby niewidomym wzrokiem, gdzieś na północ przez małe okienko swojej komnaty.
- Więc nareszcie Razielu dałeś mi okazję zemszczenia się na tobie. Oczywiście nie mogę tego zrobić bezpośrednio bo jesteś takim tchórzem że przez kilkadziesiąt lat ukrywasz się z innymi magami za murami Roburionii i tamtejszej akademii. Ale dawno już dawno temu rzuciłem na ciebie klątwę, o której nawet nie wiesz. Nie jest to jakaś poważna klątwa…, ale na tyle dobra że wiem kiedy twe serce opuszcza stolice. He he nie spodziewanie twe serce opuściło miasto lecz bez twojego ciała, albowiem wysłałeś swoją uczennicę, przesłodką.. jak no jej było.. przesłodką Emilly w podróż. Ciekaw jestem czy wie ona że nie udało jej się mnie zabić, tylko zranić. I kiedy wy zapatrzeni głupcy przesunęliście mój pogrzeb, ja resztkami sił uciekłem. Nieee… pewnie nie. Nic jej nie powiedziałeś i jesteś na tyle głupi że teraz wypuściłeś ją z miasta, z bandą pachołków. Czuje zapach zemsty, zemsty Razielu, ZEMSTY!

***
Sylvius przyglądał się zachowaniu Emilly z nietęgą miną. Gdy skończyła robić z siebie „pośmiewisko” odezwał się:
- Jestem Sylvius i mam gdzieś wasze zdanie. Możecie się ze sobą zaprzyjaźnić, zbłaźnić , i tylko bogowie wiedzą co jeszcze. Ja wyruszyłem na tę wyprawę, aby spełnić swoje zadanie i nie mam zamiaru wam wtórować jak jakiś pies. Wykonujcie to co zostało wam przydzielone, a rozstaniemy się, mam nadzieję jak najprędzej.

- Sylvius tak? Widząc ciebie także mam ochote jak najszybciej skończyć tę wyprawe bo coś czuje że sie nie polubimy...- powiedział Assanar

- O tym właśnie już mówiłem wojowniku, współpraca z tobą może być nie jasna skoro nie umiesz czytać w słowach. - odparł zawzięcie mag.

- Wiem co należy do moich obowiązków magu... zapamiętałem twój monolog nie martw się na zapas. - wojownik nie dawał za wygraną, konflikt spróbowała załagodzić Emilly.

-Panowie spokojnie spokojnie nie denerwujcie się na zapas. Nasza energia będzie nam zapewne jeszcze potrzebna. Sylviusie każdy zna swoje obowiązki zapewne bardzo dobrze ,ale jednak mamy tworzyć drużynę i powinniśmy chociaż w niewielki sposób sobie zaufać. Jeśli nie będziemy sobie ufać nie będziemy też sobie pomagać. Więc proszę miejcie swoje nerwy na wodzy. -Emilly skierowała swoje dalsze słowa do Assanera.
-Assaner z tego co mnie słuchy doszły świetnie władasz mieczem chętnie potrenuję z tobą jeśli nadarzy się okazja. Mam nadzieję że częściej będziemy wyciągać broń by trenować niż walczyć.-Uśmiechnęła się spokojnie do Assanera.-Przyda mi się kilka lekcji. Zresztą trening z Sylviusem też nie jest złym pomysłem. Co ty na to Sylviusie będziesz tak miły i zaszczycisz mnie kilkoma lekcjami?

Nadęty czarodziej nie odpowiedział na pytanie niziołki, a nawet się nie odwrócił. Szedł na początku grupy szybkim krokiem.

***

Drużyna miała dobre tępo i rozbijała obozy późną nocą, dzięki temu późnym rankiem, trzeciego dnia podróży dotarła do Aglamaru i stanęła przed wyznaczoną karczmą.
 

Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 23-04-2011 o 19:39.
Garzzakhz jest offline