Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2011, 00:08   #17
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Obie podjęte na trakcie decyzje w ostatecznym rozrachunku okazały się słuszne i nad wyraz korzystne. Ci, którzy z jakichś powodów nadal wątpili w zalety wybrania objazdu, zostali ostatecznie przekonani, gdy niewiele później w płonące połacie lasu uderzył suchy wiatr, rozniecając pożary do monumentalnych wręcz rozmiarów. Ściana dymu i rozżarzonego popiołu opadła na całą okolicę niczym duszący całun, przeganiając ostatnich z czekających nadal na przejazd optymistów.

Co do przyjęcia do kompanii młodocianej szlachcianki... cóż... zalety tego rozwiązania były subtelne, ale niewątpliwie wielorakie i nie zamykały się w okowach jednej dziedziny.

Od tych tyczących się sprawnej podróży.
- Z DROGI PARCHATE CHAMY!!!

Przez te profitujące wartościową wiedzą z dalekich stron.
- Bo w Bretonii to ponoć głównie z kozami...

Aż po ostrożną i pełną wyczucia integracje drużyny.
- Co? Znaczy jak nie mówi? W ogóle?! A to ci dopiero ciekawostka! Toż to niemal jak moja kuzynka, lady Goethewitz! Bidulce tak się zrobiło, jak ją nasz gajowy parę lat temu znienacka naszedł i srogo golizną postraszył!

Kontakt z elokwentną dziedziczką rodowej fortuny, mimo niewątpliwego uroku, w końcu co poniektórym zaczął ciążyć, toteż zaczęto szukać sposobu by sielankową podróż skutecznie przyspieszyć. Dobra motywacja nie pozostała bez efektu i drużynowy druid już wkrótce uzyskał potrzebne odpowiedzi. I to nie od byle kogo, bo od rosnącej na skraju miejsca postoju brzozy. Ta, mimo dość gorączkowego nastroju wywołanego upałami chętnie podzieliła się wiedzą o starym trakcie, biegnącym przez wzgórza, prosto do Ubersreik, poza obszarami objętymi pożarami. W zamian żądała tylko względnie przyzwoitej ilości wody, na co poczciwemu czarodziejowi nie wypadało się nie zgodzić.

Tym razem o dziwo wyszło tak, że dobre nowiny zechciały się skumulować i poza krótszą drogą od bogów obdarowani zostali też łaską w postaci senności zesłanej na ich nową pasażerkę. Ta, wreszcie zamilkła przenosząc się na parę cennych chwil do krainy Morra - niestety, póki co tylko tej sennej.

Towarzyszący im Niebiański Czarodziej wykorzystał ten czas, by zanurzyć się w falach Azyru. Wyszedł na kozioł, pozwalając by wiatr przeznaczenia omył jego duszę. Jego oczy delikatnie zaszły błękitną mgiełką, a usta zaczęły poruszać się w rytm szeptanych proroctw i zaklęć. Nagle jego ciało przeszył potężny dreszcz, niemal zrzucając go z powozu. W ostatnim momencie uchwycił go siedzący obok Magnus. Oczy maga nabierały coraz intensywniejszego odcieniu, a ciche słowa przyspieszały, jakby wypluwane w rytm coraz szybszych skurczy wstrząsających opalonym ciałem południowca. W końcu przemówił, pełnymi bólu, urywanymi słowami.
- Jest tu ktoś jeszcze... Jeszcze ktoś podąża naszym przeznaczeniem! Czuję go tutaj... w falach Błękitnego... on też szuka... o n-nie... nniiiee błagam! On mnie widzi! Patrzy na mnie... te oczy!!!
Ciskające się w agonii ciało maga prawie odwróciło ich uwagę od niepokojących zdarzeń zachodzących wokół nich. Prawie.

Wiatry Magii zapulsowały boleśnie, jakby uderzone potęgą obcej, złowrogiej świadomości. Zatrzymały swój pływ, kurcząc się i pęczniejąc, wirując w bezsilnym panicznym szale, niczym uwięzione, przerażone zwierzęta. Coś potężnego się zbliżało, przywołane poszukiwaniami ich towarzysza i nawet świat fizyczny nie pozostał na to obojętny. Omył ich duszny, śmierdzący zgnilizną wiatr. A potem natura zaczęła umierać.


Po zaledwie paru chwilach drzewa wysuszyły się i skręciły w jałowe pnie, a listowie zrzucone z koron zaczęło gnić na ziemi. Wiatry Magii, gwałcone obcą potęga zawyły w agonii, przeradzając się w śmierdzące, pulsujące bajora czystej Dhar. Alvaro złapał się za głowę, rycząc jak konające zwierzę.
- On przybywa! Idzie tu z Bogenhafen!!!
Nagle kumulujący się wokół nich splugawiony Wiatr zawirował i nim ktokolwiek zdołał zareagować uderzył w Wieszcza, zagłębiając się z impetem w jego targanym spazmami ciele. Dźwięki wydobywające się z jego gardła przestały przypominać jakąkolwiek znaną istotę. A krótko po tym czarodziej po prostu eksplodował, przeradzając się w kłębowisko mięśni, zębów i kolców. Jednego z koni rozszarpał na miejscu, niemal przewracając wóz.


Obudzona Gabrielle von Tanswitz widząc, co dzieje się wokół niej, zaniemówiła.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 17-04-2011 o 00:25.
Tadeus jest offline