Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2011, 00:25   #26
Makotto
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Wody Rio Chagres lśniły w promieniach wschodzącego słońca. Blask słonecznej tarczy z trudem przebijał się przez grube chmury deszczowe, zbierające się na wschodzie. Nad Panamą miał niedługo lunąć deszcz.

Iroquois Pliskin poprawił na piersi pas z magazynkami, i po raz kolejny spojrzał na wzburzone wody rzeki. Akcja miała zostać przeprowadzona dokładnie o 5:30 rano. Wedle wywiadu, właśnie wtedy strażnicy byli najmniej czujni, a większość żołnierzy w bazie wojskowej nieopodal Madden Dam spała w najlepsze. Żołnierz przejechał dłonią po szczęce. Gęsty zarost zaszeleścił na materiale rękawicy.

-Pieprzony Noriega.- rzucił krótko, a siedzący naprzeciwko Lloyd zaśmiał się krótko, poprawiając hełm na głowie. Lubił tego niskiego, grubawego mężczyznę. W kompanii najemnej każdy miał jakieś przezwisko. Iroquoisa nazywali "Apacz" z powodu niecodziennego imienia. Lloyd był po prostu "Konusem".

-I czego się śmiejsz, co?- Pliskin znów spojrzał na zdziczałe tereny dookoła rzeki Chagres.-Mnie nie bawi robienie za chłopca od czarnej roboty dla Jankesów. Podobno ta cała inwazja jest spowodowana tym, że Noriega pokazał środkowy palec Amerykańcom.

Konus uśmiechnął się pod nosem, sugestywnie poruszając biodrami.

-Wiesz, palec palcowi nie równy.- Lloyd spoważniał pod ponurym spojrzeniem towarzysza.-Ej no, Pliskin! Nie bądź taki ponurak. Za coś w końcu nam płacą.

-Do tej pory płacili nam za walkę, ale desant z helikopterów na obstawioną żołnierzami tamę to samobójstwo!

Niski żołnierz wzdął wargi, wydając z siebie głośne "piernięcie ustami" -E! Nie takie rzeczy się robiło! Pamiętasz jak... ?

Nie dokończył. Hughes OH-6, przewożący Pliskina, Konusa oraz czterech innych żołnierzy International Strike Forces gwałtownie skręcił na bok, wywołując falę bluzgów i przekleństw. Wszyscy zamilknęli, gdy nad kokpitem pilota rozbłysnęła czerwona lampka ostrzegawcza. Kilka metrów od śmigłowca przeleciały dwa pociski z ręcznych wyrzutni rakiet. Lloyd zaklął szpetnie, wbijając się w fotel.

-Oooooo kurwa!- wrzasnął, gdy kolejne dwa pociski minęły pojazd. Siedzący plecami do pilotów Pliskin pierwszy zobaczył, jak seria pocisków z wielokalibrowego działka przeciwlotniczego z wizgiem przecina powietrze koło ogona śmigłowca. Jeden z pocisków przebił się centralnie przez tylne śmigło, urywając je razem ze statecznikami. Wsyzstko wydawało się wtedy takie nierzeczywiste. Krzyki pilotów, rozmazana twarz Lloyda oraz uderzenia powietrza, gdy maszyna wirowała wokół własnej osi. Potem był już tylko szum, gdy śmigłowiec uderzył w spienione wody Rio Chagres.

***

Pliskin powoli zamrugał oczami, odganiając od siebie sen. Już prawie piętnaście lat minęło od Panamy, Just Cause i pieprzonego Desantu na Madden Dam, lecz wizja tej nieudanej akcji wciąż nawiedzała mężczyznę w snach. Odruchowo, nie zwracając uwagi na resztę Rangersów czekający w pomieszczeniu odprawy, Iroquois wyjął z kieszeni paczkę papierosów i włożył jednego do ust. Starą, poobijaną zapalniczką działającą na benzynę zapalił go, po czym zaciągnął się dymem. Jednym uchem słuchał słów Sheparda. Ile razy słyszał już jak dowódcy oddziałów robią takie pokrzepiające wykłady swoim podkomendym? Już nawet przestał liczyć. Spokojnie dopalił papierosa, roztaczając wokół siebie małą chmurę tytoniowego dymu.

-No...- mrunął, pstryknięciem palców posyłając niedopałek do kosza.-Rangersi, najnowszej generacji mięsko armatnie...

Syknął, rozeźlony, zastanawiając się w jakie gówno dowództwo wpakowało ich tym razem.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline