Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-03-2011, 22:20   #21
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Claw zgasił światła samochodu i wyłączył odtwarzacz, zrobiło się bardzo ponuro. Czas teraz na ostatnie instrukcje i do boju. Richy tego się nie spodziewał: Miał po cichu wejść na teren wroga, założyć ładunki wybuchowe i wyjść bez śladu.
~Przecież to jest chore, w każdej chwili mogę dostać w łeb i nawet nie będę wiedział od kogo~ myślał
Eagle zaproponował, że zdejmie wartowników z wieży, w duchu Cameron mu dziękował. Wymacał się dokładnie sprawdzając czy wszystko jest gdzie być powinno. Odebrał od Clawa ładunki, sięgnął do kieszeni i wyciągnął kolejną gumę, po chwili zrobił dużego balona, który pękł z hukiem oblepiając twarz.
- Kurwa - burknął Richy i zaczął odklejać kawałki gumy z twarzy i wsadzając je z powrotem do ust.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
Stary 20-03-2011, 10:09   #22
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Talib stał na dachu i ziewał. W rękach trzymał karabin. Nóż przeszedł przez jego serce, Roach zakrył dłonią usta turbana. Powoli położył go na ziemi. Wytarł krew z ostrza o ubranie ofiary i schował zza pas. Dał znak przez radio, że zajmuje pozycję.


Upewnił się w wyposażeniu. Tłumik był zamontowany, luneta czysta, naboje na miejscu. Położył się i rozejrzał po otoczeniu. Dostrzegł czterech przeciwników. Poinformował wszystkich do którego strzela najpierw. Poczekał aż będą gotowi. Wstrzymał oddech i oddał strzał. Kula przebiła serce i cel wydał z siebie cichy jęk. Leżał na ziemi, zaraz ktoś go posprzątał. Leciał dalej. Kolejny samotny talib stał spokojnie. Strzał. Mózg na ziemi. Kolejny. Kula przeszła przez gardło, cel jeszcze żył gdy Duch i reszta do niego podbiegała, ale zdecydowanie nie mógł nic powiedzieć.

Ostatni cel sprawił tycie problemy. Pierwsze kula trafiła go w brzuch. Zgiął się w pół, ale nie zdążył się odezwać, kolejne kula przeszła przez głowę.

Dosyć daleko był kolejny. Dał reszcie znać gdzie mają iść. Oddał strzał. Trafił idealnie.

Próbował znaleźć kogoś jeszcze, ale nikogo nie dostrzegł. Musiał zmienić pozycję.
- Idę na inny budynek, czekajcie na mój znak.
Zebrał się i zszedł po schodach, przewieszając karabin przez plecy. Dostrzegł inny wysoki budynek, dosyć daleko. Ruszył po cichu.

Nagle, zza rogu docelowego domu wyszedł talib. W rękach trzymał karabin. Roach niewiele myśląc ruszył na niego. Uderzył w jego brzuch głową, nóż wbił w bok brzucha. Kula przeszyła stopę. Talbi leżał, Roach na nim. Wykonał jeszcze dziesięć pchnięć zanim był pewien, że przeciwnik umarł. Miał nadzieję, że turbany uznają hałas jako przewalanie się skał. Teraz tylko brakowało im ujawnienia.

Udało mu się wstać. Próbował jeszcze wejść po schodach, ale nic z tego nie wyszło. Oczy zaszły mu łzami a stopa strasznie bolała. Usiadł na ziemi po tym usunął ciało taliba na bok.
- Hej. Zabiłem jeszcze jednego, ale jestem ranny. Ciężko mi iść. Resztę załatwcie sami, zostało pięciu, potem musicie mi pomóc w dojściu do jeepa. - Rzucił do reszty przez radio. Wyjął MP5 i celował w jedyne miejsce z którego mógł przyjść wróg. W razie czego od razu go zastrzeli.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 23-03-2011, 02:24   #23
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Nadszedł czas. Wybiła godzina. To już teraz. Przyszło wreszcie ich pięć minut. Tak, zdecydowanie można było użyć tych określeń. No i zaczęło się.

Jeden załatwił zgrabnie swojego taliba przy jeepie, jednak Roach miał chyba problemy techniczne. Może zasnął ? Duch spodziewał się wszystkiego .... poza najgorszym. Talib jak na prawdziwego taliba przystało zaczął wrzeszczeć i strzelać w bliżej nieokreślonym kierunku. Tak jak na filmach kule minęły cel o milimetry ... no, może centymetry.

-Jasny chuj! Brutal, Duch, ogień zaporowy! - Flyer zaprezentował swoją kulturę i obaj otworzyli ogień zaporowy.

Ach! Jak Duch nie lubił tego robić. Nie po to miał granatnik, żeby robić szum ogniem zaporowym. Niestety jednak, taki los żołnierza. Pstryknął przełącznik i długa seria poleciała w stronę wroga. Talib padł na ziemię trafiony kilkoma pociskami. Zgon na bank.

Kiedy tamci biegali i walczyli ze snajperem i nożownikiem, Duch i Brutal przyjęli na siebie to, co strzelcy przyjmowali na siebie. Otwarty ogień automatyczny z Kałasznikowów. Mark mógł się założyć o dwa magazynki, że pociski były ponacinane. Jakież to humanitarne z ich strony.

Wymieniając wiadra kul ze strony talibów na krótkie serie ze strony żołnierzy Tier 1 Duch czekał na jakieś wsparcie. Bycie ostrzeliwanym przez wrogów nie jest niczym miłym.

Wreszcie jednak walka ustała. Ostatni wróg padł na ziemię, przytłoczony czyimiś kulami. W zamieci odłamków i noży nikt nie patrzy na to ilu ustrzelił. Liczyło się, że ktoś z NICH został ustrzelony.

- Hej. Zabiłem jeszcze jednego, ale jestem ranny. Ciężko mi iść. Resztę załatwcie sami, zostało pięciu, potem musicie mi pomóc w dojściu do jeepa.

Czemu Duch wiedział, że jego kumpel skaleczy się podczas używania tej broni ? No czemu ? Ehh ... nie wiadomo. Udał się w jego stronę, ale jeden z żołnierzy już pomagał mu opatrzyć ranę. Złapał więc przydzielonego AK i dwa magazynki, zupełnie tak jakby miał mało sprzętu, i udał się do jeepa.

Wyjął z nowej broni magazynek, pociągnięciem zamka wyrzucił nabój z komory. Ukrył na chwilę rękę w dłoniach i już było mu lżej. Zgolił by już wprawdzie brodę, ale cóż, nie dane mu teraz było dorwać się do żyletki. Uśmiechnął się wreszcie do siebie. Żyli, jedynie Roach skaleczył się podczas strzelania, mieli jeepa i amunicję. To dobrze, prawda ?

Kiedy towarzysze zajmowali się sobą, łupem i kontaktem z dowództwem Duch przejrzał sprzęt. Doładował amunicję do magazynków, zabezpieczył karabin, przewiesił przez ramię. Nowy nabytek ciągle leżał na ziemi, bezpieczny od wścibskich spojrzeń.

Siedząc na tyle wozu Duch chciał robić to co robił najlepiej - strzelać. Od tego w końcu są strzelcy. Niestety nie dane mu było złapać chwili wytchnienia na pace.

- Duch prowadzi, jedź na tą górę na wschodzie. Gdzieś za nią mamy pojazd z amunicją.
- Się robi! Pomkniemy niczym samochód pułapka ... - odpowiedział, westchnął i usiadł za kierownicą.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 23-03-2011, 21:08   #24
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
Odpowiednio wcześniej Flyer z Roachem mieli zdjąć Talibów pilnujących Jeepa. Flyer zajął wskazane miejsce i przyczaił się, aby rzucić nożem w jednego. Jednocześnie przełączył radio w tryb on i gotów był do nadania meldunku Roachowi, który miał zdjąć drugiego ze strażników. Wszystko było genialnie zaplanowane, nic nie mogło zostać spieszone. Flyer z precyzją chirurga oddał rzut w stronę Taliba. Pół sekundy i ten leżał w piachu z wystającym ostrzem z pleców ‘Całkiem nieźle dziecinko’, pozwolił sobie na krótką aprobatę w myślach i rozeznał się w sytuacji. Coś jednak poszło nie tak i Roach nie zastrzelił drugiego turbana.

Z budynku naprzeciwko wyszedł kolejny talib, nieświadomy wszelkich problemów obecnego pola bitwy. Z beztroskiego spaceru wyrywa go drugi strażnik jeepa, który wykrzykuje w niebogłosy przekleństwa i wystrzeliwuje serie w stronę postaci. Tym razem strzelają naprawdę celnie
.-Jasny chuj! Brutal, Duch, ogień zaporowy Ja przemknę za budynkami i oflankuję. Liczę, że ten idiota zabił chociaż tych z odpowiedniej strony... - Po tych słowach rzuconych do mikrofonu, Flyer rzucił się pod osłoną kul pobratymców, między budynki, począł kluczyć między nimi starając się dotrzeć do bocznego wejścia na plac. Gdzieś niedaleko przemknął mu cywil. Zaskoczyło to go. Okazało się, że jeden z talibów, którzy usłyszał hałas, zdecydował się obudzić mieszkańców i rozproszyć ich krótkimi seriami. No nic, będzie trudniej. Zirytowany Drake biegnie dalej między budynkami, próbując odnaleźć drogę. Nagle przed nim wyrasta potężna sylwetka przeciwnika. Próbuje zamachnąć się na Dracksona kolbą karabinu, na co ten zareagował błyskawicznym unikiem. Uratowało go to przed ciosem w głowę, jednak naraził plecy, co natychmiastowo wykorzystał przeciwnik. Szkolenie Flyera nie poszło jednak na marne i w amoku wyrwał nóż z pochwy na plecach. Szybko złapał pierwszy oddech, cofając się lekko i rozstawiając nogi w pozycji bojowej. Kucnięcie i szybki, zdecydowany skok w bok przeciwnika. Wyprowadził cięcie pomiędzy żebra a biodro przeciwnika, celując tak, aby ostrze sięgało mniej więcej do kręgosłupa. Turban uchylił się od ciosu, jednocześnie trafiając lufą broni w głowę. ‘No to się dorobiłem, i na co mi to przyszło? Ciekawe, jak mnie pochowają’ zdążył pomyśleć w locie. Od śmierci uratował go strzał Roacha, który nagle się obudził i dojrzał bójkę. posłał talibowi kulkę prosto w głowę.
Rzucił do radia krótką frazę, po czym dalej leżał, odzyskując siły:
-I tak kara Cię nie minie.... Dzięki... - Odzyskawszy nieco sił ruszył chwiejnym krokiem przed siebie. Nóż schowany na plecach, karabin w dłoniach. Porzucając wszelkie zasady skradania biegnie chwiejnie w stronę domniemanego celu, próbując utrzymać karabin prosto. Podczas tej parodii sprintu, karabin trzymał tak, aby zdjąć każdego, kto wybiegnie przed nim krótką serią. Wybiegł wreszcie na plac…

Na placu panował harmider. Dwóch Talików zaciekle broniło się przed naporem zespołu Tier. Flyer niespiesznie położył się, wystawił karabin przed siebie i oddał krótką serię w każdego przeciwnika. Bezproblemowo zdjął jednego, zaś w drugim ubiegł go Brutal, zabijając go salwą z pistoletu. Podniósł się i zlustrował plac. Po zebraniu meldunku od wszystkich pada rozkaz: „przeszukanie wszystkich ciał, następnie z łupami zbiórka pod Jeepem.”

Po przeszukaniu wszystkiego znaleźli około 5 działających AK-47 oraz 21 magazynków do tychże. Noża Flyer nie odzyskał, jednak znalazł kilka nowych. Brutal opatruje przestrzeloną stopę Roach’a, przez co ten przestaje mieć problemy z chodzeniem, ale lekko kuśtyka podczas biegów.
-Dobra, wszyscy cali? Roach, przez Ciebie narobiliśmy hałasu, ale nie było tak źle. Okay, Talibowie nie żyją, mamy łupy. Każdy z was bierze Akacza i po dwa magazynki, ten zestaw macie mieć stale przy sobie. Reszta w Jeepie w miejscu łatwym do przejęcia. Wykonać!- Następnie polecił Brutalowi, aby połaczył go z dowództwem i czeka na sygnał:
- Tu baza, odbiór.
-Melduje Komandor Flyer, AFO Tabun. Zadanie wyczyszczenia wioski wykonane, członek oddziału niegroźnie ranny, były drobne komplikacje. Czy zrzut Jeepa z wyposażeniem aktualny? Odbiór.
- Na wschód od Was jest góra. Omijając ją, natraficie na zrzucony pojazd. Nim skierujecie się na przełęcz Ghor, a tam zrobicie rozstaw snajperski. Zrozumiałeś? Odbiór.
-Copy that. Wyposażenie Jeepa? Dysponujemy własnym, jednak mocno zdezelowanym. zgoda na użycie obu? Odbiór.
- Używać możecie byle czego, o ile wykonacie swoją misję. W jeepie znajdziecie przede wszystkim amunicję. Odbiór.
-Zrozumiałem. Nastepny meldunek nadam, gdy odnajdziemy Jeepa. Bez odbioru. Dalej jednostka! Duch prowadzi, jedź na tą górę na wschodzie. Gdzieś za nią mamy pojazd z amunicją

I wyruszyli, zostawiając za soba tylko pył i kurz…
 
Bachal jest offline  
Stary 08-04-2011, 17:44   #25
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
18 czerwca 2005 roku, Ghotan Maro, AFO Tabun, Michael "Brutal" Moore

- Będziesz żyć, stary, nie bój się – uspokoił Roach’a Brutal, dokładnie obandażowując przestrzeloną stopę towarzysza. – Na pewno będzie piec, tego nie unikniesz. Musiałem usunąć pocisk, aby ograniczyć ryzyko późniejszych powikłań, więc póki co będziesz czuł, jakby we wnętrzu stopy pływały ci jakieś świństwa. Na szczęście to minie. Staraj się też zbytnio nie obciążać nogi, kieruj ciężar ciała na drugą, o ile nie chcesz paść z bólu.

Wykonywaną czynność przerwał mu Flyer, który wydał rozkaz przygotowania się do wyjazdu. Przy okazji poprosił go na bok w celu skomunikowania się z dowództwem. Rozmowa radiowa przebiegła bez większych problemów, więc kilkanaście minut później drużyna była gotowa skierować się na wschód. Brutal podniósł tylko swojego kałacha i wsiadł do pojazdu, znajdując sobie miejsce na tyle.


Jazda się dłużyła, a w samochodzie było cicho, toteż Michael mruknął do Ducha:

- Włącz radio, może coś ciekawego znajdziemy.

Towarzysz tylko cicho westchnął coś cicho w odpowiedzi, ale uruchomił urządzenie. Jak na komendę z głośnika wydobyły się afgańskie pieśni transmitowane przez jedną z narodowych stacji. Po dłuższej chwili przerywanej od czasu do czasu szybkim przełączaniem kanałów, wrócili na ten sam i przez resztę drogi wsłuchiwali się w mocno religijne przyśpiewki radiowych chórków. Nikt nie był tym zachwycony.

Na szczęście po kilkudziesięciu minutach męki dla uszu w polu widzenia grupy pojawił się charakterystyczny wojskowy jeep spuszczany zwykle przez amerykańskie chinooki. Tym razem stał sobie, ot tak, bez żadnej eskorty z racji tego, że był to kawałek ziemi, który rzadko odwiedzali jacykolwiek goście, czy to talibowie, czy marines.

W samochodzie nie znaleźli nic oprócz uzupełnień amunicji do swoich karabinów, wbudowanego gps’a z wyznaczoną trasą oraz nowego karabinu snajperskiego dla Roach’a. Szczególnie ten ostatni wzbudził lekkie poruszenie wśród drużyny, bo specjalna broń mogła oznaczać specjalną misję, a te były dla żołnierzy prawie jak medale za odwagę.

Brutal spojrzał pytająco na Flyer’a, po czym wyjął wojskowe radio i podał dowódcy.

- Tu baza, odbiór.

- Flyer, dowódca AFO Tabun. Dotarliśmy do oznaczonego pojazdu, znaleźliśmy odpowiedni sprzęt, gps działa sprawnie. Jakie jest nasze zadanie?

- Odnajdziecie podane współrzędne, dojedziecie na miejsce i przeprowadzicie szybki rozstaw snajperski. Na przeciwległej górze usadowili się talibowie z moździerzami, to wasz cel. Macie ich zlikwidować, najlepiej po cichu i użyjecie do tego znalezionej w samochodzie snajperki. Jest to niezbędne dla bezpiecznego przejazdu AFO Hordy, więc postarajcie się zadanie wykonać jak należy. Bez odbioru.



18 czerwca 2005 roku, baza wojskowa w Afganistanie, Richard Nether

Richard od godziny nie mógł opędzić się od telefonów co kilka minut. Dowództwo parło na niego jak jeszcze nigdy dotąd, nie miał się nawet kiedy załatwić. Było to jednocześnie irytujące i pozytywne. Niewątpliwie czekała go stała podwyżka.

Oczywiście, pułkownik Greggs nie ułatwiał mu pracy.

- I co z tym zasranym starcem ze Skoczka? Uspokoił się choć trochę?

- Niestety nie. Nadal jest w dużym szoku i pragnie odejść z wojska. Nawet próbuje przekonać innych żołnierzy do swoich racji.


- Co? – Greggs aż zachłysnął się ze strachu o swoją pozycję. W końcu bunt wojskowych przeciw dowódcy nie wyglądałby dobrze w raporcie. – Teraz to zaszło już za daleko. Tym razem pierdolony staruch oberwie.

Widocznie pułkownik nie wiedział, jaką sympatią Livio darzy Skoczka, bo nawet nie próbował zahamować rozpędu wypowiadanych słów. Richard w myślach modlił się o to, by jego przyjaciel nie wybuchł, jednak – jak się po chwili okazało – nadaremnie.

Z biurka obok dobiegł do nich odgłos łamanego ołówka.

- Jedynym pierdolonym staruchem, którego znam i który pracuje w mojej branży jesteś ty – mruknął czerwony ze złości.

Greggs spojrzał na niego z rozbawieniem.

- No proszę, nasz Włoszek wreszcie zdecydował się odezwać. Dalej, Włoszku, nie wstydź się.

Livio odwrócił się. Całą jego twarz pokryła purpura, a mięśnie groźnie się naprężyły. Niewątpliwie nie był to już ten „dobry” Włoch.

- Skoczkowi by nie odbiło, gdyby nie rozkazy takich popieprzonych fajfusów jak ty. Zginął jego przyjaciel i nic dziwnego, że cały gniew tego człowieka został skierowany przeciwko tobie. Jesteś podłą świnią, która wystawiła pilota na śmierć.

Pułkownik wstał, teraz również czerwony na twarzy. Wolnym krokiem podszedł do Livia i stanął nad nim, prężąc klatkę piersiową.

- Avatar zginął przez swoją własną głupotę! Kto zdrowy na umyśle wystawia się na otwarty ogień z wyrzutni rakiet?!

- Dobrze wiedziałeś, że one tam były! – Włoch odrzucił krzesło za siebie i podniósł się. Sprawiło to o wiele lepsze wrażenie niż kroki Greggsa, bo były żołnierz był od niego wyższy i postawniejszy. Ich kłótnię obserwowało już całe centrum dowodzenia. – Dobrze wiedziałeś, że była to strefa niezwykle niebezpieczna, tylko że, kurwa, nie chciało ci się wysłać tam większej floty! W końcu co to byłby za raport, prawda?! Masz w dupie życie swoich podkomendnych, o ile samemu na tym zyskasz, pierdolony lizusie! Rzygać mi się chce tobą i twoim dupolizostwem! Jesteś pojebanym chujem i mam nadzieję, że będziesz umierał tak, kurwa, długo, że aż ci wszystkie wyruchane kończyny poodpadają!

Po tych słowach wściekły Livio szybkim krokiem wyszedł z Sali, trzaskając na do widzenia drzwiami. W pomieszczeniu zapadła głucha cisza. Nikt nawet nie próbował parsknąć śmiechem, ani pociągnąć nosem. Po chwili Richard usłyszał wypowiadany przez zęby rozkaz Greggsa:

- Nether… Kiedy Horda skończy zajmować lotnisko… Wyślij ich do wioski, w której zginął Avatar. W tym samym czasie przygotuj oddział marines. Ruszą do akcji w chwili, gdy AFO zlikwiduje obecne w miejscowości wozy z amunicją… Oddział wchodzi otwarcie, bez podchodów. Wykonać.

Po raz pierwszy Richard zawahał się przed wypełnieniem polecenia.


18 czerwca 2005 roku, lotnisko wojskowe w Bagramie, US Army Rangers, Robert Evans

Siedzieli na zimnych krzesłach w wojskowej poczekalni. Żaden z nich póki co nie znał swojego przeznaczenia. Wiedzieli tylko, że jeszcze dzisiaj gdzieś polecą. Być może po raz ostatni…


Nikt się nie odzywał, nikt nie próbował zacząć rozmowy. Wszyscy czegoś się obawiali. W powietrzu krążyły jakieś dziwne emocje… Strach, nienawiść, złość, smutek. Multum nastrojów tworzących niezbyt ciekawą, nieprzyjemną ciszę, której nikt z nich nie chciał przerywać. Wojna to wyniszczające zwierzę. Dzikie, wściekłe i nieokiełznane.

Do pomieszczenia wszedł Shepherd, jak zwykle nienaturalnie wyluzowany i sprawiający wrażenie szczęśliwego powierzoną mu misją:

- Dobra, chłopaki. Znam szczegóły. Mamy po prostu wylądować tuż przed wejściem do pewnej niemiłej dla dowództwa wioseczki, a następnie głośno i szybko zrównać ją z ziemią. Trupów nie liczymy, jeńców nie bierzemy, zabijamy kogo wlezie. A co do kobiet i dzieci… To już tylko zależy od waszej moralności. Pozostawiam wam wolną rękę, o ile będziecie się mnie słuchać i wypełniać moje rozkazy. Nic więcej nie wymagam.

Nagle, niespodziewanie dobry nastrój dowódcy prysnął, jak bańka mydlana przebita wykałaczką. Shepherd opadł na pierwsze z brzegu metalowe krzesło i ukrył twarz w dłoniach.

- Mam dzieci… - zaczął. – Większość was pewnie też… Nie będę owijał w bawełnę – poprzedni agresor zginął śmiercią tragiczną. Pilot myśliwca został trafiony przez fanatyka z rpg, a jego towarzysz, również „powietrznik” ledwo uszedł z życiem… My również możemy tego nie przeżyć. I jest na to duża szansa. Dlatego, jeśli chcecie wrócić do swoich domów w pełni sił i samemu poinformować rodzinę o waszym zdrowiu, to dajcie z siebie wszystko… Tyle ode mnie… No cóż, szykujcie się i powodzenia.

A więc Robert miał rację. „Tylko śmierć ostatecznie zbawi człowieka”. Jednak to nie czyni jej łatwą.
 
Shooty jest offline  
Stary 17-04-2011, 00:25   #26
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Wody Rio Chagres lśniły w promieniach wschodzącego słońca. Blask słonecznej tarczy z trudem przebijał się przez grube chmury deszczowe, zbierające się na wschodzie. Nad Panamą miał niedługo lunąć deszcz.

Iroquois Pliskin poprawił na piersi pas z magazynkami, i po raz kolejny spojrzał na wzburzone wody rzeki. Akcja miała zostać przeprowadzona dokładnie o 5:30 rano. Wedle wywiadu, właśnie wtedy strażnicy byli najmniej czujni, a większość żołnierzy w bazie wojskowej nieopodal Madden Dam spała w najlepsze. Żołnierz przejechał dłonią po szczęce. Gęsty zarost zaszeleścił na materiale rękawicy.

-Pieprzony Noriega.- rzucił krótko, a siedzący naprzeciwko Lloyd zaśmiał się krótko, poprawiając hełm na głowie. Lubił tego niskiego, grubawego mężczyznę. W kompanii najemnej każdy miał jakieś przezwisko. Iroquoisa nazywali "Apacz" z powodu niecodziennego imienia. Lloyd był po prostu "Konusem".

-I czego się śmiejsz, co?- Pliskin znów spojrzał na zdziczałe tereny dookoła rzeki Chagres.-Mnie nie bawi robienie za chłopca od czarnej roboty dla Jankesów. Podobno ta cała inwazja jest spowodowana tym, że Noriega pokazał środkowy palec Amerykańcom.

Konus uśmiechnął się pod nosem, sugestywnie poruszając biodrami.

-Wiesz, palec palcowi nie równy.- Lloyd spoważniał pod ponurym spojrzeniem towarzysza.-Ej no, Pliskin! Nie bądź taki ponurak. Za coś w końcu nam płacą.

-Do tej pory płacili nam za walkę, ale desant z helikopterów na obstawioną żołnierzami tamę to samobójstwo!

Niski żołnierz wzdął wargi, wydając z siebie głośne "piernięcie ustami" -E! Nie takie rzeczy się robiło! Pamiętasz jak... ?

Nie dokończył. Hughes OH-6, przewożący Pliskina, Konusa oraz czterech innych żołnierzy International Strike Forces gwałtownie skręcił na bok, wywołując falę bluzgów i przekleństw. Wszyscy zamilknęli, gdy nad kokpitem pilota rozbłysnęła czerwona lampka ostrzegawcza. Kilka metrów od śmigłowca przeleciały dwa pociski z ręcznych wyrzutni rakiet. Lloyd zaklął szpetnie, wbijając się w fotel.

-Oooooo kurwa!- wrzasnął, gdy kolejne dwa pociski minęły pojazd. Siedzący plecami do pilotów Pliskin pierwszy zobaczył, jak seria pocisków z wielokalibrowego działka przeciwlotniczego z wizgiem przecina powietrze koło ogona śmigłowca. Jeden z pocisków przebił się centralnie przez tylne śmigło, urywając je razem ze statecznikami. Wsyzstko wydawało się wtedy takie nierzeczywiste. Krzyki pilotów, rozmazana twarz Lloyda oraz uderzenia powietrza, gdy maszyna wirowała wokół własnej osi. Potem był już tylko szum, gdy śmigłowiec uderzył w spienione wody Rio Chagres.

***

Pliskin powoli zamrugał oczami, odganiając od siebie sen. Już prawie piętnaście lat minęło od Panamy, Just Cause i pieprzonego Desantu na Madden Dam, lecz wizja tej nieudanej akcji wciąż nawiedzała mężczyznę w snach. Odruchowo, nie zwracając uwagi na resztę Rangersów czekający w pomieszczeniu odprawy, Iroquois wyjął z kieszeni paczkę papierosów i włożył jednego do ust. Starą, poobijaną zapalniczką działającą na benzynę zapalił go, po czym zaciągnął się dymem. Jednym uchem słuchał słów Sheparda. Ile razy słyszał już jak dowódcy oddziałów robią takie pokrzepiające wykłady swoim podkomendym? Już nawet przestał liczyć. Spokojnie dopalił papierosa, roztaczając wokół siebie małą chmurę tytoniowego dymu.

-No...- mrunął, pstryknięciem palców posyłając niedopałek do kosza.-Rangersi, najnowszej generacji mięsko armatnie...

Syknął, rozeźlony, zastanawiając się w jakie gówno dowództwo wpakowało ich tym razem.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
Stary 22-04-2011, 00:07   #27
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Mark rozłożył mapę i dokładnie śledził swój wodzący po niej palec. Kierowca. Phi! Kierowca. Cóż za niewdzięczne zadanie. Człowiek chce postrzelać do talibów, zbawić świat, obalić jakich reżim albo chociaż nie zginąć, a zostaje kierowcą.

- Roach, poradzisz sobie z tym sprzętem ? - zapytał “Duch” i dodał po chwili.
- Jak już prowadzę, to będę to robił dalej, pasuje wszystkim ?
- Poradzę sobie. Jak dla mnie bez różnicy kto prowadzi. - Powiedział Roach odkładając nowy karabin.

Kurz wzbił się za samochodem, warkot silnika przeszył ciszę. Komandosi sunęli przez nieprzeniknione ciemności piasków pustyni Afganistanu. Podróż trwała zaledwie kilkanaście minut, Mark chyba był niezłym kierowcą. Zaliczył kilka iście Dakarskich zakrętów i skoków, aż wreszcie zatrzymał mocno zakurzony wóz u podnóża piaskowego wzgórza.

- Dobra panowie ... i panie. Jesteśmy na miejscu, nie ? Roach pójdzie się odlać za górkę, rozwali paru talibów i wracamy, nie ? - zarechotał nieco nerwowo po czym wyciągnął się teatralnie na miejscu kierowcy.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 22-04-2011, 14:15   #28
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Zastanawiał się czy już może zgolić brodę. Byłoby miło. Nie przyzwyczaił się do niej, a noszenie jej było naprawdę nieprzyjemne. I tak pewnie niedługo nabawi się łupieży, wesz i czego tylko można się nabawić od braku higieny na którą od jakiegoś czasu był skazany.

Dość szybko przekonał się, że wcale nie powinno mu być obojętne kto prowadzi. Duch może i był jako taki fajny, ale na kierowce się raczej nie nadawał. Roach sam w sobie miał prawo jazdy tylko na motor, ale wiedział, że tak nie powinno się prowadzić o ile dba się o zdrowie i życie.

Kolejne kilometry. Za nimi piasek, a przed nimi o dziwo, więcej piasku! Było to trochę denerwujące. Miał szczerze dość Afganistanu. Ale ktoś tam już się postara żeby Roach zatęsknił do takich chwil w jakiej postrzelili go w stopę. Tak już po prostu być musiało.

Na słowa Ducha zareagował patrząc na Flyera
- Ty tu rządzisz. Zabić i tak ich musimy. Tylko jak?
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 29-04-2011, 17:10   #29
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
18 czerwca 2005 roku, Ghotan Maro, AFO Tabun, Michael "Brutal" Moore

Droga okazała się dłuższa niż przypuszczano. Poza okrążeniem góry musieli wymijać wszystkie spotkane na drodze wąwozy i wzniesienia, ponieważ te były po prostu nie do przebycia pojazdem, w którym się znaleźli. W końcu jednak udało im się dojechać na miejsce. W końcu, po kilku godzinach.

Nie było czasu na dłuższe rozmowy czy przemyślenia. Roach szybko porwał podarowanego mu Barretta M82, po czym ruszył za wszystkimi na górę. Wspinaczka okazała się nie taka łatwa, na jaką wyglądała. Musieli przebierać nogami po stromym zboczu z kilkunastokilogramowym obciążeniem na plecach. Bułka z masłem.


Na szczęście dla Tabunu nie ma rzeczy niemożliwych i po pewnym czasie udało im się dotrzeć na szczyt. I tutaj nie było czasu na rozmyślania. Nie znali rozkładu zajęć Hordy, ale wiedzieli, że ci mogą przejeżdżać tym odcinkiem nawet za chwilę, więc spotkanie z talibami uzbrojonymi w moździerze zbytnio im nie leżało.

Flyer zerknął porozumiewawczo na Roach’a, a ten natychmiast zaczął rozkładać na ziemi swoją snajperkę. Cel był oddalony od nich o jakieś 600 m, toteż wycelować należało dokładnie, żeby nie powiedzieć bezbłędnie. Tutaj wszystko mogło zadecydować o porażce włącznie ze zbyt porywistym wiatrem.



18 czerwca 2005 roku, lotnisko Chaghcharan, AFO Horda, Keith „Claw” Deuce


Claw obudził się, leżąc na podłodze wieży kontroli lotów. Nie wierzył, że im się to udało, ale wyglądało na to, że pamięć go nie myliła. We czwórkę zajęli lotnisko, mając przeciwko sobie kilkudziesięciu poważnie uzbrojonych talibów. Na szczęście jego towarzysze nie zawiedli, choć wyjątkowo dużo czasu zajęło im przejście z jednego końca na drugi.

Keith obudził pozostałych, po czym wszyscy wyszli na świeże powietrze, delektując się niezwykle gorącymi promieniami słońca. W oddali widać było nadjeżdżające ciężarówki. Niewątpliwie dowództwo już poinformowało swoje siły, że ich misja się powiodła.

******


Wyszli na powitanie prowadzącemu pojazdy jeepowi. Wyskoczył z niego rosły mężczyzna o bujnym wąsie i nienagannej postawie. Zasalutował, a oni odpowiedzieli salutami, po czym wyjął fajkę i zaczął przemówienie:

- Dobrze się spisaliście, chłopaki, ale na wasze nieszczęście to jeszcze nie koniec afgańskiej przygody. W tej chwili musicie zlikwidować wozy z amunicją w jednej z pobliskich wiosek. Niedługo nastąpi tam atak frontowy, ale śmiemy przypuszczać, że talibowie nie są bezbronni i znajdzie się u nich pociski do rpg. Naturalnie sytuacja, w której będziemy zmuszeni zdrapywać rangersów z ziemi nam nie leży, więc musicie je wysadzić zanim tamci dotrą na miejsce.

- Jak dojedziemy na miejsce? – zapytał Eagle.

Tutaj dowódca uśmiechnął się szeroko.

- Mamy dla was wyjątkowo ciekawą niespodziankę – zaczął, prowadząc ich ku jednej z ciężarówek. – Słyszałem, że lubicie szybką, terenową jazdę, a mieliśmy kilka na zbyciu, więc postanowiliśmy wynająć je na czas nieokreślony. Chłopcy, powitajcie wasze nowe pojazdy!

Klapa ciężarówki otworzyła się. Wszyscy czworo zaciekawieni zajrzeli do środka. Quady. Piękne, duże maszyny. To będzie jazda.





18 czerwca 2005 roku, Chinook, US Army Rangers, Robert Evans

Siedzieli na twardych ławach wnętrza Chinooka. Śmigłowiec z niezwykłą prędkością przelatywał szybko nad rozległymi piaskami Afganistanu, ale nikt z obecnych nie zamierzał napawać się niespotykaną szybkością. Wszyscy mieli inne rzeczy na głowie.

Nawet Shepherd, zwykle tryskający energią, prawie leżał na swoim miejscu, ze skupieniem przeładowując magazynek. Wydawałoby się, że jest to dla niego rzecz najważniejsza pod słońcem, priorytetowa, tak się markował. Niestety, każdy ranger czuł to samo co on, więc i Robert doskonałe wiedział, o co tu naprawdę chodzi.

Było za cicho. Zdecydowanie za cicho. Evans nie potrafił siedzieć w ciszy. Nie teraz. Musiał się rozluźnić. Obok niego miejsce grzał wysoki, aczkolwiek niemłody mężczyzna o bujnej fryzurze. Sądząc po odznace sierżant.

- W domu czekają na mnie żona i dzieci. W duchu modlę się, żeby media nie rozpowszechniły tego, co się tutaj dzieje. Nie chcę, aby rodzina martwiła się o mnie jeszcze bardziej niż teraz. Jestem wręcz cholernie wkurwiony tym, jak bardzo dowództwo sobie w kulki leci. Potrafi bezlitośnie wysyłać nas na samobójcze misje, a samo nawet nie drgnie palcem – zaczerwienił się ze złości Robert, zerkając na rozmówcę. Póki co nie zauważył żadnej zmiany w jego mimice.
 
Shooty jest offline  
Stary 05-05-2011, 20:00   #30
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Pliskin skrzywił się lekko ale owy grymas nie trwał dłużej niż sekundę. Z trudem powstrzymał się od wyjęcia papierosa z paczki i zapalenia go.

-Większość z nich od samego początku właziła w dupy wyżej postawionym i pewnie nawet nie widzieli za bardzo pola walki.- mruknął, cały czas patrząc na ściankę śmigłowca przed sobą.- Gdzie walczyłeś?

- Tylko w Iraku, bo od dłuższego czasu jestem zmuszony chować głowę w afgańskich piaskach. Przenieśli mnie po wybuchu miny, której nie udało się nam odbezpieczyć. Z eksplozji cało wyszedłem tylko ja. Jeden stracił nogę, drugi w tej chwili leży zakopany trzy metry pod ziemią.


-Heh...- sierżant parsknął cicho, leciutko się uśmiechając.- Ja walczyłem tyle razy że już sam nie pamiętam. Pierwsza i Druga Wojna w zatoce Perskiej, Somalia... Nawet Panama. Ostatnio najgłośniejsze były szturmy na Tora Bora Mazar-i-Szarif. Umiesz mi logicznie wyjaśnić jakim cudem tutaj ginie tylu ludzi, gdy podczas ataku na ten pieprzony kompleks jaskiń nie zginął żaden z naszych?

Kątem oka spojrzał na rozmówcę.

- Wina dowództwa, oczywiście - zamyślił się Robert.

-Właśnie. Tutaj jesteśmy tylko bezimiennym mięchem armatnim które służy im do gierek na wyższym szczeblu. Powiedz mi, czy poprzedni szturm szedł do walki w taki sam sposób? Śmigłowcem?

- Tak, to tutaj standard. Ataki bezpośrednio ze śmigłowców, zero podchodów. Po prostu lecimy, ktoś obrywa z rpg, reszta wysiada i do boju.

Pliskin zamyślił się chwilę, po czym odpiął pasy bezpieczeństwa i mocniej chwycił się siedziska. Ostrożnie przeszedł do stanowiska pilotów.

-Cześć chłopaki, jest sprawa.- zaczął, uśmiechając się jak wilk.- Weźcie nas wysadźcie tak... z pół kilometra przed celem. Przekażcie to samo do innych jednostek. Perspektywa obecnie jest taka: wlatujemy, połowa z nas ginie od ręcznych wyrzutni, w tym piloci. Potem naparzamy się na ziemi i ginie jeszcze więcej ludzi. To jak, chcecie ginąć? Jakby się dowództwo pluło, to możecie zwalić na mnie.

Shepherd zmarszczył brwi.

-Co ty wyczyniasz?

Pliskin odwrócił się do niego, cały czas uśmiechnięty.

-Improwizuję, ratując nam dupy.- odpowiedział, po czym znów spojrzał na pilotów.- To jak, przekażecie to reszcie?

Piloci spojrzeli po sobie z zakłopotaniem:

- Wiesz, dostaliśmy rozkaz. Mam rodzinę na utrzymaniu, a nie chcę stracić roboty.

-Nie stracisz. Wszystko pójdzie na mnie jeśli oczywiście dowództwo się dowie. A może się nie dowie.- podrapał się po policzku, udając filozoficzne zamyślenie.- Możecie wcisnąć kit że was okłamałem, groziłem bronią czy zwyczajnie was ogłuszyłem i zabrałem stery. Po prawdzie, to mam to w dupie, byleby tylko arabusy nie strzelały do nas jak do kaczek. Przekażecie to reszcie, wysadzicie nas, przelecicie pułapem po za zasięgiem RPG i wrócicie do bazy? Czy też chcecie dać sobie mózgi rozbryzgać za kretynizm dowodzących tym burdelem?

- My możemy wylądować. Przekażemy reszcie, ale nie wszyscy piloci będą tak wyrozumiali. Niektórzy się postawią i zrobią po swojemu, a wtedy nic ich nie powstrzyma.

-Przynajmniej spróbujemy.- mruknął, licząc się z taką możliwością od samego początku.- Jeśli jacyś kretyni na siłę tam polecą, rzućcie coś o wspieraniu wdów po nich. Jak otrzymacie odpowiedzi, dajcie znać co i jak.

Mężczyzna wrócił na swoje miejsce.

-A co do dowództwa to pewnie co drugi z nich cierpi na syndrom małego mózgu i jeszcze mniejszego fiuta.- wyjaśnił Shepherdowi.

- Fiuty właśnie mają duże, żeby się mogli nawzajem głęboko ruchać - mruknął Evans.

Pliskin pokręcił tylko głową, sprawdzając tłumik na swoim HK G36. Czemu obecni żołnierze gadali głównie o pedałach i ruchaniu w dupę jeśli chcieli kogoś obrazić. Dawniej wystarczyło komuś wypomnieć mały sprzęt i debilizm żeby go obrazić. Dziś, facet serio obrażał się o przyrównanie do cioty. I jeszcze o uwagi na temat swojej matki. To zawsze działa.

Żołnierz uśmiechnął się krzywo. Jeszcze nigdy nie był świadkiem żeby pedał stał za śmiercią dwudziestu żołnierzy. A głupota, i owszem.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172