Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2011, 09:47   #20
Bachal
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
Cain pogwizdywał lekką melodyjkę gdy spokojnie obchodził stół, wybierając na talerz co smakowitsze kąski, nie przejmował się teraz niczym, a później za pewne też nie będzie tego robił przesadnie mocniej. Jeśli jego towarzyszka będzie chciała zawrzeć sojusz po ostatniej dyskusji, sama go zaczepi, a zanim zacząłby dobierać do zespołu kogoś innego, i tak najpierw musi się im przyjrzeć, wystraszeni i ci którzy i tak wszystkim odmawiają odpadają z miejsca. Co prawda Cain żałował nieco że nie zainteresował się wczorajszym przedstawieniem, ponoć ktoś wygrał walkę na noże z nauczycielem, jednak hazardzista nie był tym zainteresowany. - teraz nie wie kto tu jest tym świetnym nożownikiem.
Co prawda, później będzie musiał spytać mistrza z okręgu jak wygląda sytuacja ich planu względem kapitolu, ale wątpił aby coś się zmieniło. Teraz pozostało tylko zaprezentować dobre show, bowiem Cain był świetnie przekonany, że to ostatnie igrzyska za rządów obecnego kapitolu...i ostatnie w ogóle. Nie wiedział jak błędne jest to stwierdzenie.
Po napełnieniu talerza wszystkim co mu się spodobało, Caytel wrócił na swoje miejsce, i ukazując głębokie poszanowanie dla osób w pomieszczeniu oraz głęboką kulturę, zarzucił skrzyżowane nogi na stół, ustawiając sobie talerz na brzuchu, i spokojnie spożywając przyglądał się innym.
Aquar wszedł do sali, rozglądając się jednocześnie znudzonym wzrokiem . Część obecnych nie nadawała się w jego guście na trybutów. Kalali szlachetne imię tego sportu. Ale cóż, to nie od niego zależało. Pewnym krokiem podszedł do stolika, zgarnął cokolwiek do jedzenia i udał się pod ścianę, aby w spokoju zapalić. Stamtąd też spokojnie mógł obserwować całą salę. Na prawo trybuci, na lewo mentorzy, i jedni i drudzy nic nie warci. Czekoladowy dym papierosa snuł się leniwie wokół jego głowy, formując jednocześnie szare kółeczka. W rogu upatrzył Evelin, jak zwykle zjawiskową. Wiele by dał, aby odwzajemniała jego zainteresowanie. Nieco na lewo od niej siedział niezwykle pewny siebie blondyn. Niedbałym gestem zarzucił skrzyżowane nogi na stół i również obserwował otoczenie. Najmłodszy z klanu Fineos przypatrywał mu się przez dłuższy czas, aż do wypalenia papierosa. To mogła być jego kolejna szansa...
Cain całkiem szybko skończył swój posiłek, na początku miał wrażenie że na talerzu było znacznie więcej jedzenia. No, nic się na to nie poradzi.
Odłożył na stół talerz będąc zbyt leniwym aby ponownie go napełnić i spokojnie się przeciągnął. Zaraz po tym jeszcze raz obleciał wzrokiem salę.
Wyjął z kieszeni parę błękitnych kości, i podrzucając je podszedł do mięśniaka którego widział pod ścianą. Zdawało mu się że nieco wlepiał w niego wzrok, a i znalazł sposób aby się zabawić.
- Yo! - powitał go spokojnie - Co powiesz na mały zakład? Skończyły mi się fajki... - stwierdził Cain, nie, nie palił. Po prostu chciał pozbawić nałogowca tytoniu. Mogłoby go to nieco osłabić, choć i tak nie był pewien czy pozwolą mu je wnieść na arenę.
Dobiegł go jakiś wyraźny, bliski głos. Odwrócił się w lewo i stanął twarzą w twarz z blondynem, na którego wcześniej skupił uwagę. Zauważył, iż jest on niższy od Aquara.
- Witaj. - Odpowiedział zdawkowo, obserwując dzieciaka. Byli mniej więcej w tym samym wieku, lecz bardzo różnili się fizjonomią, mimo podobnego koloru włosów. - Co to za zakład?
Blondyn podrzucił kości które miał w ręku, po czym rzekł - obstawiasz na co wypadnie, kto będzie bliżej wygrywa. Aby było uczciwie pierwszy wybierasz co wypadnie. Jeśli przegrasz biorę twoją paczkę szlugów...jak wygrasz... - zamyślił się - mogę ci powiedzieć o którymś z ziół na arenie, którego lepiej unikać. Wchodzisz?
Spojrzał na Caina z błyskiem w oku, a uśżmiech powoli zagościł na jego twarzy. - Znam techniki, które pozwolą mi na szybkie, trwałe uszkodzenie twoich żeber, co bardzo utrudni twoją egzystencję. Jeśli dalej będziesz próbował mnie wykiwać, zastosuje je. Jeśli przejdziesz do konkretów nie opartych na hazardzie, porozmawiamy. Jak się na to zapatrujesz? - Mówiąc to cały czas bawił się nożem zagarniętym z któregoś stołu.
- Ehh - westchnął Cain drapiąc się w tył głowy - a ja znam takich miłych panów którzy zrobią z ciebie siatkę wędkarską jeśli podniesiesz na mnie rękę przed startem igrzysk. - stwierdził - hazard to przecież dobra zabawa - oznajmił siadając na krześle odciągniętym ze stołu - nie oszukuje w hazardzie gdy nie mam nic do stracenia - "co nie znaczy że zawsze oddaję nagrodę zwycięzcy" dodał w myślach - no ale możemy porozmawiać, masz jakiś ciekawy temat?
- Sądzę, iż znalazłby się jeden lub dwa. Na przykład dośc interesujący wydaje mi się przebieg Igrzysk - Odpowiedział zdawkowo, cały czas bacznie przyglądając się Cainowi.
- przebieg - zastanowił się Cain - myślę że będzie zmienny, mało kto będzie biegał po arenie w linii prostej, bo jeszcze ktoś by zaczął go gonić. Jak się biegnie zygzakiem to nawet kamieniem nie tak łatwo trafić. - ciężko było stwierdzić o co mu chodziło, najpewniej zgrywał cwaniaka aby nie wnosić startowej inicjatywy
- Cóż, ciekawy masz pogląd, zaiste bardzo obrazujący. Mnie jednak chodzi o konkrety. Jak okiem sięgnąć, w tej sali pełno jest potencjalnych wrogów, jak i przyjaciół. I tobie, i mnie chodzi o wygraną. Początki są jednak różne, a nikt nie chce zginąć w głupi sposób, prawda? - Urwał w pół zdania czekając na reakcję rozmówcy. No no, z tego mogło wyniknąć coś intratnego.
Na to stwierdzenie blondyn wyraźnie się uśmiechnął - dlatego będę trzymał się od ciebie z dala póki nie zaśniesz, a za dnia będę próbował utopić takich jak tamci - po tych słowach kiwnął głową w małą grupkę na rogu stołu, byli może nawet nieco wystraszeni. Ciekawostką mógł być fakt że w tej grupie siedziała partnerka z dystryktu Caina.
-Czyżbyś nie był zadowolony ze swojej partnerki? Bo coś mi się wydaje, że ją tam rozpoznaje. - W tym samym czasie jedną ręką wyciągał kolejnego czekoladowego papierosa. Ech, ta zmora kiedyś go wykończy...
- Nie, czemu? Tyłek ma ładny, ale zdolności raczej drugoplanowe.
-Więc raczej nie będzie mocnym wsparciem dla kogoś, kto ma chociaż cień szans na wygraną, prawda?
- Tak, chyba że będziesz chciał przerobić nagranie z areny na film pornograficzny z kiczowatą fabułą
- odrzekł żartem - a co, myślisz że masz szansę? - ostatnie zdanie zaakcentował, w celu lekkiego sprowokowania rozmówcy.
- Spójrzmy prawdzie w oczy... Jestem zawodowcem. Moje szanse są zdecydowanie dodatnie i niech tak pozostanie. Ale nigdy nie zaszkodzi trochę ich dopieścić, nawet tylko na pewien okres - ‘Cóż, nie zaszkodzi się potargować.’ Stwierdził w myślach Aquar. Zawsze można coś ciekawego ugrać. Lecz z takim hazardzistą należy ostrożnie, zdecydowanie tak.
- Hmm- wyszczerzył się Cain - Prowadzisz niezły zakład, spójrzmy prawdzie w oczy, jeśli wygrasz będziesz legendą, jednak, jeśli zginiesz twoje życie będzie bezsensowne co do sekundy od momentu w którym zacząłeś trening - stwierdził blondyn - podoba mi się to, nie licząc faktu że szanse procentowe nie są istotne, bo gdy przewyższają zero, istnieją. - widać obaj mieli na myśli to samo, jednak Caytel chciał się trochę pobawić - może jednak zagramy w kości? Jak wygrasz zawrę z tobą sojusz....a jak nie to oddajesz mi mimo wszystko szlugi. - zaproponował ponownie, chodź diabeł jeden wie, co siedziało w jego głowie.
Niespodziewanie pojawiła się za nimi jedna z dziewczyn siedzących wcześniej przy stole. Była średniego wzrostu, zgrabna i dziewczęca. Na oko miała jakieś 14 lat. Odznaczała się niezwykle dużymi zielonymi oczami bystro wpatrującymi w rozmówców. Uroda była mocno dyskusyjna, jednak brzydką nazwać jej nie sposób.
- Chętnie popatrzę na odrobinę dobrego hazardu - uśmiechnęła się, zasiadając obok nich.
- to jak? - pogonił rozmówcę do odpowiedzi, opierając się o oparcie fotela. W sumie, on też mógł sobie na coś popatrzeć.
-Wiesz, to prawdopodobnie ostatnia paczka fajek w moim życiu, więc sorry Winetou, ale nie... Możemy jednak uczynić zakład o coś innego, jednak to Ty musisz wybrać, co... - Dopalił kolejnego papierosa, wyrzucając go do śmietnika. Jego uwagę przykuła przybyła dziewczyna. Być może to kolejny szczęśliwy zbieg okoliczności? Trzeba to wybadać. - A ty jak się nazywasz?
Dziewczyna popatrzyła z uśmiechem na chłopaka.
- Katrinn, ale jak wiadomo imiona niewiele wnoszą.
-Ale bardzo pomagają w komunikacji. Chociaż masz racje, podobno mordowanie przychodzi łatwiej, gdy zabijasz anonimową dla ciebie ofiarę...
-
Popieram tezę, dlatego właśnie nie pytałem cię o imię - przytaknął Cain - ale niestety, jedyny sens rzucania tutaj kośćmi to pozbawienie cię ostatniej nałogowej przyjemności w życiu. Niestety więc, nie ma sensu rzucać. Ale o sojuszu można by pomyśleć, jednak, między nami. - stwierdziwszy to spojrzał na chłopaka, wyraźnie komunikując że dziewczyna go nie obchodzi. Fakt, ostatnim zwycięzcą igrzysk ponoć była kobieta, jednak z drugiej strony, szansa na to nawet dla hazardzisty jest znikoma, a dbanie o 3 to problem, bo jeśli dwóch się pobije, trzeci skorzysta. Gdyby uparł się aby wnieść trzecią osobę do ekipy, najpewniej Cain po prostu by ją utopił przy pierwszej okazji, aby mieć z głowy Kapitol na pierwsze parę dni igrzysk, w końcu ten kto pociągnie pierwszą krew, jako pierwszy zaspokoi widzów i pobudzi sponsorów.
-Za przeproszeniem, ale ja rozważam wszystkie możliwości. - Kolejny papieros poszedł w ruch. - Wszystko może się wydarzyć, a różni ludzie oferują różne luksusy. Jestem ciekaw, co masz mi do zaoferowania, jeśli już wspomniałeś o sojuszu. Z drugiej strony. - Tu skłonił się ku Katrinn. - Nadal nie wiemy, w jakim celu ta urocza młoda dama zaszczyciła nas swoim towarzystwem.
- Zaszczyciła nas dla tego, że sama nie przetrwa do późnej gry - Cain już dawno w myślach dzielił rozgrywkę na części, wczesną, gdy wszyscy będą próbowali ulokować się bezpiecznie, pełną, gdy zacznie dochodzić do pierwszych zorganizowanych polowań sojuszy, oraz późną, gdy pojęcie sojusz, przestanie istnieć. - Mogę ci zapewnić że nie zachorujesz, nie zgłodniejesz nad rzeką i nie odwodnisz się. Innymi słowy, nie przegrasz bez walki. Oczywiście, potrafię więcej, ale to raczej do obrony własnej. Jednak pytanie brzmi: co ty potrafisz?
Dziewczyna z zaciekawieniem przyglądała się rozmówców. Zdawała się nie zwracać uwagi na wyraźne prośby o odejście z ich kąta i ewentualne urągania pod swym adresem. Była bardzo pewna siebie, co wydawało się jednocześnie tajemnicze i interesujące.
Jednocześnie mogła zauważyć, iż wszystkie te zaczepki pochodziły od Caina. - Cóż, to Twoja propozycja, nie musze mówić Ci o swoich zdolnościach. Polowanie, survival, walka, to moje koniki... Jestem zawodowcem, to moje przeznaczenie... - Kurwa, powiedział za dużo. Musi się bardziej od tego wstrzymywać...
- Tak, tak, poświęciłeś całe życie trenowaniu i musisz wygrać. Powiedziałeś to przed chwilą, a teraz pójdziesz i zginiesz w pułapce zastawionej przez byle 3 osoby, nie mogąc samemu nigdzie uciec i całe twoje życie będzie warte tyle co obstawienie dwóch jedynek w rzucie kośćmi wyszlifowanymi aby wypadały zawsze szóstki. - Tym razem słowa były bardzo ofensywne, nie dało się temu zaprzeczyć. - informacja za informację, jeśli nie chciałbyś zdradzić swoich atutów, w moich oczach nie posiadał byś żadnych, a to nieco skreśla cię z listy potencjalnych zwycięzców. Ale skoro byłeś trenowanym trybutem... - Cain spojrzał z powrotem na dziewczynę - będziesz tak siedzieć jak ten struś czy wreszcie powiesz że jesteś coś warta? Chyba nie liczysz że ktoś z nas powie coś z sensem tak długo jak tu siedzisz i wysłuchujesz co mamy do powiedzenia. Wracaj do swojego sojuszu, w innym wypadku już dawno miałabyś coś na swoją obronę - była jeszcze trzecia opcja, nie miała nic, ale wtedy by się bała, a tego nie było po niej widać.
-A ja bym bardzo chętnie jej wysłuchał. I nie sądzę, abym miał przejmować się byle pułapką...
- Miałabym Wam coś o sobie zdradzić po tym, jak uznaliście, że pewnie nie jestem nic warta? - uśmiechnęła się podejrzanie dziewczyna. - Wolne żarty. Nie dowiecie się o mnie nic, ale obiecuję, że na arenie będzie o mnie głośno... o ile zostanie ktoś, kto będzie w stanie to przekazać. Papa - pomachała im na pożegnanie, oddalając się sprężystym krokiem w stronę stołu.
- wiedziałem - stwierdził Cain, w myślach dodając niezbyt miłe określenie na nią - ktoś kto nie ma szans aby po prostu wygrać, będzie się bawił w podchody, pewnie ma partnera ze swojego dystryktu, oraz ewentualnie przygarnęli jakiegoś przybłędę z innego.
-Nie niedoceniaj przeciwników, taka moja rada na papa. To i ja Ci oświadczę, iż w sumie nie interesuje mnie kolejny sojusz, jako taki, gdyż już zawiązałem taki z moją partnerką z trybutu. Jednak, jeśli potrafisz mi udowodnić, iż nadajesz się lepiej od niej, zmienię decyzje. Oczywiście możemy zawiązać zwykły pakt, iż nie zarżniemy się na początku i tyle... Co o tym sądzisz? - Kolejny papieros powędrował do jego ust.
- "nie niedoceniaj przeciwników"? - zdziwił się Cain - właśnie odpędziłem szpiega, który chciał nas poznać poprzez podsłuchiwanie dyskusji, odsłoniliśmy jakiemuś sojuszowi nasze podstawowe specjalizacje, a ty mi mówisz, że nie doceniłem przeciwnika, gdy byłeś tym, który próbował ją przekonać aby została przy nas? - po głosie Caytela łatwo było wydedukować że ma on ochotę do śmiechu - i na pewno nie jest twoją sojuszniczką, dwie osoby na raz nie przyszły by tutaj robić z jednej osoby sprawozdanie. - Cain wstał spokojnie kierując się do stołu. - ja ci dam na pożegnanie dwie rady: Po pierwsze, pakt o nieagresji w tej zabawie oznacza umowę na bycie pierwszą osobą która cię zdradzi, zaś uważanie się za towar wyższej jakości będzie twoją zgubą. Twoja partnerka poderżnie ci gardło, jestem tego pewien chociażby dla tego że jej możliwości wydają się być na twoim poziomie, jednak, ona nie handluje sobą jak przepustką na tydzień żywota więcej. "Nie mogę przegrać? Po to właśnie żyłem?" Będziesz najbardziej tragicznym elementem przedstawienia, jednak, zawodnikiem z najbardziej bezcelowym żywotem, przez co względnie nie dramatycznym, mimo swojego tragizmu. - po tych słowach odszedł do stołu, widział wyraźnie iż nie ma do czynienia z nikim sensownym, siłacz nie rozumie co się dzieje wokół niego, a to zaprowadzi do jego zguby.
Nie przejął się tym, co powiedział przeciwnik. Każdy wyznawał inne zasady, a o Aquarze jeśli w ogóle można było coś powiedzieć, to to, że jest honorowy. Może i naiwny. Może i uważał się za lepszego od innych. Był zawodowcem. Był najstarszy. Te przymioty mogły świadczyć o jego przewadze. Miał nadzieję, iż pomogą mu w jutrzejszej wielkiej bitwie. No nic, może i zginie, ale wcześniej da z siebie wszystko, a swoich zasad nie złamie...
 
Bachal jest offline