Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-03-2011, 17:49   #11
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Podróż, uczta, ci wszyscy ludzie... Gattoria czuła się po prostu fatalnie . W czasie uczty ledwo co skubnęła jedzenie bo wydawało się jej, że wnętrzności ściska jej jakaś dziwna, ciasne obręcz i jeśli spróbowała by cokolwiek zjeść zapewne nie skoczyło by się to zbyt przyjemnie...
Dlatego też spotkanie z projektantami przyjęła z ulgą. Weseli staruszkowie przypominali jej własnych dziadków, którzy, chociaż dawno już umarli, pozostawili po sobie dobre wspomnienia.
Staruszka złapała Gattorię pod ramię i zaciągnęła do osobnego pokoju.
- Chodź, kochanie, chyba nie chcesz, żeby kolega cię oglądał, gdy będę cię mierzyć – mrugnęła do niej. Dziewczyna uśmiechnęła się blado a gdy drzwi już się za nimi zamknęły odezwała się:
- Cóż, chyba nie było by to wskazane.
- Denerwujesz się, kochanie?
- Mhm – mruknęła coś niezrozumiałego w odpowiedzi. Staruszka może i była miła i wesoła, ale Gattoria jakoś nie widziała potrzeby zawierania zbyt bliskiej znajomości.
- Nie ma czym, naprawdę, ja nie gryze! No, to powiedz mi, moja droga, czy masz jakiś pomysł? Bo wiesz, ja myślałam o kwiatach...
Staruszka wpadła w monolog, zastanawiając się na głos, co było by najlepszym strojem. Gattoria nie bardzo ją słuchała. Jej dystrykt specjalizował się w tworzeniu perfum, pięknych, kuszących zapachów, to prawda. Dziewczyna wyobraziła sobie siebie samą ubraną w zwiewny strój uszyty z jakiegoś przejrzystego materiały w kwiecistym wianku na głowie... i prawie nie parsknęła śmiechem. Nie, ona nie była taka, to do niej nie pasowało. Przypomniała sobie wszystkie zajęcia z chemii a potem swój staż w fabryce... i już wiedziała, że to musi być motywem jej stroju. Tylko jak wkomponować fartuch, maskę gazową oraz kalosze w strój paradny?
- Proszę pani – przerwała ostro staruszce, która jednak się tym nie zraziła. Bardzo płynnie przeszła do swojego monologu do słodkiego:
- Tak, kochanie? Masz jakiś pomysł?
Gattoria kiwnęła raz głową.
- Pracuję... pracowałam w fabryce. Dlatego też to powinno być wyznacznikiem mojego stroju.
Staruszka parsknęła śmiechem.
- Ale kochanie, to ma być strój, który cię wyróżni i...
- Proszę mi wierzyć, wyróżni mnie. Zresztą, możemy przecież dodać do tego coś... eleganckiego?
- Co proponujesz?
Gattoria zamyśliła się.
- Na pewno nie zrezygnuje z fartucha...
- Dobrze, ale przerobimy go trochę na płaszcz...
- Nie musze mieć kaloszy...
- Damy oficerki...
- Rękawice bym zostawiła...
- Mogą być, wytłoczy się na nich jakiś wzór...
- Spodnie ochronne...
- Nie, damy bryczesy...
Dziewczyna czuła, że narasta w niej śmiech. Babcia była równa, to trzeba jej przyznać.
W końcu, po długich negocjacjach które czasem przeradzały się w kłótnie, mierzeniu i rysowaniu plan był gotowy. Gattoria musiała czekać tylko na efekt końcowy. Jednak gdy staruszka pokazała jej szkic, dziewczyna przyznała, że to jest to!
Była tak zadowolona, że zgodziła się nawet, aby na rękawicach i wzdłuż rękawów płaszcza wytłoczyć prawie niewidoczny na pierwszy rzut oka motyw kwiatów – lilii, magnolii, storczyków i innych.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline  
Stary 31-03-2011, 21:03   #12
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
Stał zamyślony, przyglądając się wieczornej panoramie miasta przez wielkie okno w jednej z wież Ratusza. Było to pomieszczenie dokładnie oświetlone i przeznaczone tylko dla tego jednego projektanta, który tworzył w nim tylko w ten jeden, uroczysty wieczór. Aquara nudziły takie rzeczy. Owszem, był dumny, spełniony, znał swoją wartość. Nie uważał jednak, aby trzeba go było przewozić z taką pompą. W gruncie rzeczy był jak bydło. Bydło przeznaczone na rzeź. Tuż za nim stał projektant, oceniając jego nagą sylwetkę.
-Cóż, widzę, iż nie próżnowałeś. Idealne mięśnie, gładka cera, materiał na modela, nie wojownika. Ciekawym, czy potrafisz w ogóle się bić?
-Przejdź do rzeczy…
-Oczywiście, tak tylko pod nosem sobie mruczę. Cóż, masz szczęście, że co roku akurat ja jestem proszony o uświęcenie ceremonii swoim kunsztem. Moja bezprecedensowa kompozycja na pewno uświetni twoją defiladę. Zapytałbym ciebie, czy masz jakąś wizję, jednak ufam, iż zgodzisz się z moją opinią, która jest zawsze trafna. Obaj wiemy, czym się zajmuje drugi dystrykt. Przemyślałem sprawę i proponuje pójście w stronę fantastyki. Co powiesz na elegancką zbroję pokrytą rozpryskanym rubinem? Wszelkie łączenia wykonane oczywiście z opali i ametystów, do tego zaś dołączony miecz jednoręczny, umieszczony przy pasie, z głownią wyposażoną w wielki diament. Wszystko zaprojektowane tak, aby dokładnie przylegało do ciała i najlepiej pokazywało twoją muskulaturę. Wszystko inkrustowane srebrem w loga największych dostawców broni. Oczywiście skomponowane delikatnie, podprogowo wręcz. Przez kulturę spytam, co Ty na to?
– Nie czekając na odpowiedź zabrał się do mierzenia. Aquar natomiast stał dalej gapiąc się przez okno, ubrany jedynie w bieliznę, układał w myślach paradny strój. Nie był zadufany w sobie. Mało go obchodziło, jak ocenią go widzowie. Spodobał mu się jednak ten strój. Podkreśli jego osobliwe podejście do życia, pokaże jako wojownika, zwycięzcę.
-Jestem za. Nie chcę jednak żadnych szerokich i luźnych szmat. Wszystkie bawełniane elementy mają jedynie zapychać przestrzeń między moją skórą, a zbroją. I żadnego hełmu! Do tego życzę sobie, aby na ramieniu wisiała mi półpeleryna naramienna z godłem mojego rodu. I tak wiem, że by pan to umieścił, zapłacili ci za to. – Projektant puścił mimo uszu przejście na ty i rzekł.
-To da się załatwić. Owszem, otrzymałem za to zaliczkę, jednak pozostawiono mi wolność wyboru. Twoja wizja nie jest specjalnie wysublimowana, ale sądzę, że coś uda mi się z nią zrobić. będzie, jak sobie życzysz.

(plus miecz, delikatne loga i półpeleryna naramienna z logiem firm, bez czarnych elementów płaszczowych)

I tak kłócili się jeszcze jakiś czas, aż wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, a młody Fineos mógł udać się na zasłużony odpoczynek. W myślach zastanawiał się, jakże wystroi się jego partnerka, która była równie piękna, co cięta, lecz miała w sobie to coś, co nie pozwalało o niej zapomnieć. Nienawidził takich dziewczyn. Zniewalały i porzucały. Cóż, pozostało liczyć na to, iż on ją zabije pierwszy. Zrobi to… Będzie musiał…
 
Bachal jest offline  
Stary 03-04-2011, 09:28   #13
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
Wszyscy

Niezwykle jaskrawe światło padała na rozległe piaski areny objazdowej. Rozciągnięte wokół niej trybuny wprost huczały od rozmów zebranych, a komentatorzy usytuowani na samej górze stylizowanego na koloseum budynku omawiali przebieg rozmów trybutów ze swoimi projektantami.

W końcu po jakiejś godzinie przygotowań wrota wyjazdowe otworzyły się z hukiem, a z wewnątrz wystrzelił pierwszy powóz. Przedstawiciele przodującego dystryktu stali po przeciwnych stronach pojazdu, z uśmiechem na ustach machając do publiczności.

Jak co roku ubrani byli w ciężkie kombinezony, na których wytłoczone zostały pokaźnej wielkości szmaragdy. Otrzymali zdawkowe brawa – publiczność przyzwyczaiła się do tego typu ekstrawaganckich strojów.

Tak więc po przejechaniu całego kółka powóz zatrzymał się, a widzowie z zapartym tchem spojrzeli w kierunku wejścia. Po tym pokazie nieoryginalności mieli nadzieję na coś ciekawszego, bardziej nowatorskiego.



Drugi Dystrykt

Aquar i Evelin wstrzymali powietrze z emocji. Już za chwilę będą zmuszeni wyjechać na powierzchnię i sprawiać wrażenie szczęśliwych, choć w głębi serca wcale tak się nie czuli. Przepełniała ich trema, ponieważ wiedzieli, że ten występ może zadecydować o ich późniejszych sukcesach w czasie prawdziwych igrzysk.

W końcu nadszedł odpowiedni moment i powóz wyskoczył z głębi budynku jak szalony. Aquar był ubrany niczym rycerski szlachcic łącząc romantyzm z wojną. Płytowa zbroja doskonale podkreślała jego sylwetkę, a jednoręczny miecz dodawał młodej postaci tyle uroku, ile tylko mogła dodawać śmiercionośna broń.

Jego towarzyszka nosiła prawie identyczne ubranie, z tym że jeszcze bardziej przylegające do ciała i prezentujące jej atuty. Spodnie zamieniła na kusą spódniczkę i poszerzyła dekolt, chcąc przyciągnąć uwagę znacznej części męskiej publiczności

Para zebrała duże brawa, zaspokajając ciekawość publiczności, choć również pozostawiając po sobie lekki niedosyt. Widzowie mieli nadzieję, że kolejne powozy pokażą coś wyjątkowo nowatorskiego.



Trzeci Dystrykt

Marge z nerwów zeskrobywała lakier z paznokci. Oboje z Charles’em wybrali ubrania z cielęcej skóry, na których tyłach zostały wymalowane płonące oczodoły. Ich wręcz nienaturalnie umięśnieni projektanci przed wyjściem próbowali ich jeszcze trochę rozluźnić, niestety niewiele to pomogło.

Mimo to podczas wyjazdu udało im się przybrać w miarę neutralne wyrazy twarzy. Gangsterskie wdzianka wywołały uśmiech szczególnie męskiej części widowni lubującej się w czarnych skórzanych ubraniach. Słońce w ciekawy sposób załamywało się na gładkiej powierzchni odzienia, tworząc bardzo widowiskowy efekt.

Co prawda kilkadziesiąt osób zdecydowało się nie klaskać podczas tego występu, jednak w ogólnym rozrachunku wyszło dobrze i ponad połowie mieszkańcom spodobały się zaprezentowane stroje.



Czwarty Dystrykt

Cain spojrzał jeszcze raz na swojego projektanta. Ten skinął zachęcająco głową, wskazując przy okazji ręką na drugiego trybuta jego dystryktu – Lauren. Oboje wyglądali pięknie w błękitnych zbrojach imitujących wszystko, co związane z wodą.

W końcu Caytel wskoczył na powóz i stanął obok dziewczyny uśmiechając się do niej zapobiegawczo. Wiedział, że trema zżera ją od środka, ale nie mógł też sobie pozwolić na zaprzyjaźnienie się z nią, bo wtedy perspektywa zabicia jej byłaby jeszcze bardziej ciążąca.

Ruszyli. Kiedy tylko padło na nich światło, stroje natychmiast rozbłysnęły tysiącami kolorów. Widownia była zachwycona przepięknymi kostiumami Czwartego Dystryktu i klaskała jeszcze długo po zakończeniu ich pokazu. Niewątpliwie wodna konwencja będzie jedną z najtrwalej zapamiętanych pomysłów.



Piąty Dystrykt

Gattoria zerknęła z ukosa na tę niezwykle pomocną babcię. Pod wieloma względami przypominała jej własną, więc dziewczyna czuła w stosunku do niej pewne przywiązanie graniczące niemal z wrodzonym zaufaniem. Nie mogła sobie jednak na to pozwolić. Nie przed igrzyskami.

Bez zwlekania wyjechali na arenę tuż po przedstawicielu Czwórki. Kiedy tylko wiatr smagnął ich ubrania, wyleciały z nich płatki kwiatów. Wyglądało na to, że projektantka wbrew zaleceniom „wybranki”, zdecydowała się dodać coś jeszcze oprócz wytłoczonego motywu kwiatów.

Proste stroje połączone z kwiatowym deszczem wywołały bajeczny efekt, więc para otrzymała duże brawa. Co prawda widownia wciąż pamiętała o błękitnych kostiumach, ale to było widocznie wspomnienie niemożliwe do wyrzucenia.

******

W końcu po całym dniu „pokazów mody” wszyscy rozeszli się do swoich pokojów, aby w ciszy rozkoszować się błogim lenistwem. Każdy z nich był zadowolony. Co prawda jeden bardziej, drugi mniej, niemniej wszyscy byli zadowoleni. Tylko jedna myśl nie dawała im spokoju. Już tylko cztery dni.

******


Wszyscy

Ustawiliście się w długim szeregu po środku sali. Instruktor przez chwilę tłumaczył wam zasady treningów, ale po pewnym czasie puścił wolno.

Trybuci mieli do wyboru kilkudziesięciu trenerów, z których każdy specjalizował się w innej technice przetrwania. Różnorodność była tu ogromna – począwszy od kamuflażu, na sztuce wspinania skończywszy. Umieszczone tu zostały nawet przedmioty wspomagające nauczenie, jak ściany wspinaczkowe albo manekiny do ćwiczeń rzutów oszczepem.

Niestety nie można było się bawić przy nich w nieskończoność. Na treningi miało się tylko dwa dni, a przy tym ograniczone czasowo snem i przerwami na posiłki. Na szczęście zwykle tyle czasu wystarczało na opanowanie odpowiednich profesji w stopniu podstawowym. Choć emocje były duże, a patrzenie na to, jak inni trybuci doskonale posługują się broniami śmierci, nie działało pokrzepiająco.
 
Shooty jest offline  
Stary 05-04-2011, 19:41   #14
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Cain powoli kierował się na powóz. Widok wyrazu twarzy jego partnerki jednak wzbudził nieco obaw o zwycięstwo, toteż najpierw zbliżył się do niej.
- Zwycięzca powinien się cieszyć - stwierdził Cain - Rozchmurz się i trzymaj koło mnie, nie mam powodu zostać na arenie dłużej niż do późnej partii rozgrywki, prędzej czy później zniknę 'coś' załatwić nim dojdzie do finałów. Przyłóż się, zachęć sponsorów, i pokaż że potrafisz przeżyć, a dojdziemy do końca, o co mogę się założyć. Nie ważne co obstawisz w tym zakładzie, doprowadzę cię do finałów nim zniknę, tylko nie ciągnij mnie za nogę pod wodę, płyń nad, razem ze mną. - szeptał jej te słowa do ucha, jakby nie chciał aby ktoś go usłyszał, co było prawdą, nikt pochodzący z kapitolu nie powinien słuchać takich rzeczy.
***
Gdy tylko powóz wyjechał Cain machał rękoma w każdą stronę, dumnie pokazując akwarium pływające mu wokół nóg.
Tak na prawdę jednak, nie był z tego do końca zadowolony. Strój faktycznie był bajerancki i w sam raz na paradę jaką tu urządzają, ale jednak strasznie nie wygodny. No i gdyby zbił szybę akwarium, lub w jakiś sposób któraś z ryb umarła, to mógłby być koniec dla wszelkich oklasków.
Nasz hazardzista robił co mógł, aby się podobać, i przychodziło mu to o tyle łatwo, że nie musiał wymuszać w sobie żadnych uczuć. W końcu musiał być jakiś powód, dla którego sprawił że karteczki z jego imieniem stanowiły 90% zawartości worka z losami.
No tak, zawsze znajdzie się jakaś grupa która nie wie do czego dzisiaj służą ręce. Może powszechny środkowy znak pokoju zachęci ich do ruszenia łapskami?
***
Spojrzał na grupę trenerów, jednak nie zastanowił się, i jakoby zignorował obecność pozostałych trybutów w pomieszczeniu, nawet nie trudząc się ukryć przed nimi od jakich ćwiczeń che zacząć.
- Hmm...może pierwsza pomoc...nie...Rezerwuję sesję z zielarstwa~! - krzyknął przeciągle biegnąc do nauczyciela.
Nietypowy wybór na polu walki.
***
- a gdybym zmieszał te trzy, efekt też będzie negatywny?
- strzał w dziesiątkę Cainie, otóż te zioła, zmieszane razem świetnie leczą przeziębienie i problemy z utrzymaniem temperatury przez organizm. Byłoby to przydatne zarówno dla ciebie, jak i dla twoich sojuszników.
- Skąd założenie że jakiś będę potrzebował?
- Zielarstwo i pierwsza pomoc są podobne, tyle tylko, że zdobywasz zdolność zapobiegania.
- Hmm...~

***
Po dwóch dniach zmęczony Caytel padł na łóżko ledwo czując siłę w nogach. Wie już jak przetrwa, no i jeszcze liczył na to że partnerka mu zaufa, sojusz będzie potrzebny przynajmniej na początku, gdy w dzikim szale ludzie będą się zabijać nie wiedząc co się dzieje. Organizacja to najprostszy sposób na uniknięcie bycia ofiarą pierwszej krwi.
No i, w końcu nie planował zostawać na placu przez całą zabawę.
Opanował swoje podstawy, zioła, i resztę istotnych umiejętności...właściwie, z czymś takim mógł szukać praktyczniejszej możliwości startu...mogło się w końcu okazać, że jego towarzyszka będzie zbyt słaba, aby stanowić jakąkolwiek pomoc.
 
Fiath jest offline  
Stary 08-04-2011, 19:54   #15
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
Kapitol był skąpany w złotych promieniach rannego słońca. W całym mieście tłumy spiesznie dążyły do areny przygotowań, aby podziwiać młodych trybutów. Nagrzewała się ona nieustannie, co doprowadzało pierwszych widzów, oraz ochrone do szewskiej pasji. Podczas, gdy na trybuny wylewały się coraz to nowe fale widzów, w chłodnym hangarze przeznaczonym dla trybutów przygotowania trwały…

Aquar i Evelin sprawdzali stan swojego pancerza, chcąc wyglądąć jak najlepiej. Pierwszy co i raz zerkał niedyskretnie na dziewczynę, wyłuskując momenty, w których pokazywała się z najlepszej strony. Delektował się tymi chwilami tak długo, aż zauważyła jego spojrzenia...
- Przestań się gapić na moje piersi, dobra?
-Ajć, czemu zaraz tak opryskliwie? Podziwiam po prostu kunszt projektantów, a to, że podkreśla on twoje walory tylko umila obserwacje.
- Za to u ciebie nie ma co oglądać. Cóż... Pewnie to nie ich wina.
-Strasznie zgryźliwa jesteś, wiesz? Czyżby ukryta zazdrość?
- Gdzie tam. Po prostu realistka ze mnie.
-w tym kontekście odnośnie czego?
- zainteresowany zostawił sprawdzanie swojego stroju i przysiadł naprzeciwko niej.
Evelin nachyliła się do niego i z uśmiechem na ustach odpowiedziała:
- Nie jesteś taki ładny za jakiego się uważasz.
W nastepnej chwili mogła poczuć ciepło bijące z jego twarzy, która znalazła się tuż koło jej ucha, oraz chłód miecza, stykającego się płazem z jej plecami, ciągle jeszcze odsłoniętymi.
-A Ty lubisz mnie bardziej niż sądzisz... A chodziło mi wcześniej nie o wygląd, a o umiejętności. - Dokończył zdanie, uśmiechnął się wesoło i wstał, zapalając papierosa i czekając na reakcję.
- A tu jest jeszcze lepiej. Sądzę, że długo na arenie nie pożyjesz.
- Z jakiego powodu taki osąd?
- Mówi to, spokojnie bawiąc się mieczem poprzez młynki i parowania wyimaginowanych ciosów.
- Kobiecy instynkt.
-Coś mi się wydaje, że charakter masz całkowicie nie kobiecy, więc skąd to poczucie?
- Z tego, że czuję się kobietą i niewątpliwie bardzo wyglądam na kobietę, więc skąd to pytanie?
-W kwestii wyglądu, owszem, przyznam Ci sporo racji. Lecz jeśli chodzi o inne aspekty, śmiem wątpić. Bezwzględność dyktatorów, opanowanie zabójców, wiele przymiotów wskazuje na męską część twojego charakteru. Może to jednak nie ja będę miał problemy z przeżyciem? Odnoszę wrażenie, że zawsze jesteś parę kroków za mną.

Przypiął broń do pasa, oceniając w lustrze efekty pracy projektantów.
- No to powodzenia, przeciwniku.
-Szybko zrezygnowałaś z sojuszu.
- Nie zrezygnowałam z niego. Ale jeśli oboje przeżyjemy, to któreś z nas zabije drugie. Tak czy siak jesteśmy przeciwnikami.
-Ale do tego czasu możemy dla siebie znaczyć zupełnie co innego, nic nie stoi na przestrodze, żeby cechowały nas inne relacje, niż czysta chęć wygranej, celem zabójstwa reszty. Przynajmniej na razie...

Evelin wstała i kręcąc biodrami podeszła do powozu, celowo wypinając swój ponętny tyłek.
- Na mnie takie zaloty nie działają, kowboju.
-A jakie odnoszą zamierzony skutek?
- Nie wzrócił nawet uwagi na wyeksponowane krągłości, złapał się za burtę powozu, przerzucił nogi przed sobą i kucnął, aby spojrzeć jej prosto w oczy. Splótł tym samym ręce pod brodą i oparł się nimi o powóz.
- Jeśli pozwalam to lepiej patrz mi się na tyłek, a nie w oczy, bo więcej możesz nie mieć takiej okazji - mruknęła.
- Odniosłem wrażenie, iż tego nie lubisz? Odpowiedz na pytanie... - Powiedział to głębokim basem, intonując go jednak dość cicho, co tworzyło wrażenie zdecydowania, a jednocześnie ciekawości.
- Żadne. Taka już moja natura.
-Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
- W tym czasie weszli na powóz, a ten powoli sunął ku wyjścia. Aquar jednak zdawał się zupełnie tym nie przejmować. - Jesteś zbyt piękna i inteligentna, aby do tej pory nikogo wartego uwagi nie poznać.
- Myślisz, że jesteś pierwszym, który próbował ze mną flirtować? Otóż nie, było ich multum, więc zdążyłam się już uodpornić.
- Pierwszym może nie, ale zapewne ostatnim.
- Smutno spoglądał po tłumie, gdyż akurat wyjechali z tunelu. Gdy powrócił wzrokiem na Evelin, w jego oczach był juz tylko smutek i ból.
- A teraz usmiechaj się do tłumu i chwal tym, na co leci ta tłuszcza, a może pojawią się jakieś szanse na wygraną...
- Oj, już i tak są wystarczające.
-Jesteś bardzo opanowana. Co Tobą kieruje?
- Uśmiechnął się dumnie do tłumu, prezentując swoja sylwetkę i niuanse zbroi.
- Czysta pewność.
- A co ją spowodowało? Myslisz, że uroda da Ci wygraną? Rządnych krwi, zdemoralizowanych trybutów nie omamisz jak wielu facetów, licząc pośrednio mnie.
- Umiejętności.
-Jakie?
- Dowiesz się, kiedy ktoś zginie z mojej ręki.
-Liczę, iż to nie będę ja.
- Czas pokaże.


Brawa były dość umiarkowane. Szczerze powiedziawszy, zawiodły one trochę Aquara. Zdenerwował się tym, iż pospólstwo nie umie docenić kunsztu projektantów i aspektu praktycznego owej zbroi. Wykonanie oraz materiały po kilku zmianach czyniły z niej wcale niezgorszą obronę, a była na tyle dopasowana, że w najmniejszym stopniu nie krępowała jego ruchów. Tyle, jeśli chodzi o niego, bo Evelin to zupełnie inna para butów. Przez całą drogę nie mógł odwrócić od niej wzroku, tak działała na niego. Zbroja idealnie podkreślała jej ciało, a skąpana w słońcu świetnie wpisywała się w skrzenie oczu. Po prostu ideał kobiecości, takie myśli błąkały się po biednej głowie najmłodszego z klanu Fineos. Resztę drogi pokonali w milczeniu.

Sala treningowa była bardzo przestronna. To było pierwsze spotkanie z innymi trybutami. Zlustrował ich szybkim wzrokiem, co bardzo podniosło go na duchu. Nie wyglądają na specjalnie wysportowanych czy drapieżnych wojowników. Takie typowe dzieci z typowego osiedla. Na pierwszy rzut oka nie powinno stanowić to jakiegokolwiek problemu. Cóż, czas pokaże…

Na pierwszy ogień postanowił pochwalić się zdolnościami. Przeszedł koło długiego stołu, na którym prezentowały się poszczególne bronie i wybrał dwa zaokrąglone na końcu sztylety. Ocenił je i z zadowolenie, chwycił mocno rękojeści obydwu. Każdy był długości jego przedramienia i wzdłuż tegoż były trzymane. Tak uzbrojony, z nagim torsem, ubrany jedynie w wygodne spodenki i lekkie buty, podszedł do znawcy sztuk nożowniczych. Wystawiając w jego stronę zaciśniętą pięść, trzymając poziomo sztylet, dał do zrozumienia, iż oczekuje starcia. Trenera zdziwiło to bardzo, gdyż ludzie zazwyczaj chcieli się nauczyć, lecz po postawie poznał, iż Aquar jest jednym z zawodowców. Przyjął jego wyzwanie…

Kilka osób przerwało swoje zajęcia, aby popatrzeć. Drużyyn zawodowców wyczuły kolejnego wojownika, toteż ciekawie przyglądały się przyszłym zmaganiom. Aquar pozwolił mięśniom się rozluźnić, rozciągnął kilkoma machnięciami stawy barków, po czym oznajmił gotowość do walki. Przykucnął w pozycji bojowej, szeroko rozstawiając nogi, nieco bokiem do przeciwnika, jedną ręką zasłaniając klatkę, sztyletem tworząc pozioma gardę, druga zaś wędrowała wysoko nad głową, w symbolu Kobry. Dwie sekundy później zgiął się i cofając obie ręce do tyłu, pobiegł w stronę przeciwnika. Trener, widząc tą niespodziewaną znajomość techniki, również nieco przykucnął, jednak trzymał on sztylety tak, aby były przedłużeniem ręki, nie zabezpieczeniem przedramion. Jego technika była tą podstawową, najszerzej kultywowaną. Skrzyżował on ostrza, gotując się na atak. Ten nastąpił z lewej; Aquar w wyniku chłodnej kalkulacji i wyuczonych ruchów uskoczył w prawo, padając nisko do ziemi, wykręcając nadgarstek tak, aby ciąć przez biodro. Był to wstęp do jego popisowego ruchu, którego jednak nie wykonał, gdyż cios spotkał się z szybkim parowaniem przeciwnika. Ten natomiast obrócił się wokół własnej osi i zamachnął się, aby ciąć lewą ręką z góry przez cały tors. Spotkał się jednak z zdecydowanym blokiem, którym to blondyn odtrącił jego rękę, drugą uderzając w splot. Trener, łapiąc oddech, ciął drugim sztyletem na odlew, a następnie po omacku machał nim przed sobą, Aquar jednak zdecydowanie odbił te niecelne ciosy i szybkim ruchem przypadł do ziemi, kucając na jednej nodze, drugą zaś podhaczył osłabionego przeciwnika. Ta krótka walka skończyła się chwile później, gdy nad gardłem leżącego pojawił się ustawiony w pozycji dźgającej sztylet Aquara.
- Mat – Odszedł i odłożył sztylety.

Postanowił jeszcze przećwiczyć tego dnia kilka czynności, które pozwolą mu przeżyć. Spędził pięc godzin ucząc się o pierwszej pomocy, w trzy opanował na poziomie elementarnym przygotowanie zwierząt, jedną poświęcił na zastawianiu pułapek, a ostatnią czytał o sposobach orientacji w terenie. Wieczorem z poczuciem dobrze spędzonego dnia położył się spać. O dziwo śniła mu się Evelin, będąca jednak gdzieś daleko, ponad przepaścią…
 
Bachal jest offline  
Stary 09-04-2011, 21:02   #16
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Gattoria słyszała reakcję publiki, gdy jej przyszli przeciwnicy wyjeżdżali swoimi powozami na arenę. Miała mieszane uczucia. Z jednej strony nie obchodziło ją to, co siedzący na trybunach sobie pomyślą – chciała, żeby cały ten koszmar jak najszybciej się skończył. Wiedziała jednak, że to od tych ludzi zależy to, czy w trakcie tych parszywych Igrzysk uzyska jakąś pomoc. Dlatego też gdzieś w głębi duszy modliła się, żeby zarówno ona, jak i jej towarzysz przypadli do gustu publiczności...

Wyjechali na arenę. Gattoria starała się stać prosto, uśmiechać się i wyglądać na wyluzowaną. Jednak wewnątrz niej wszystko się gotowało. Chciała wrzeszczeć na tych ludzi: Co, tak fajnie wam oglądać, jak będziemy się zabijać? Może od razu trzeba nas było przywiązać do pali na środku areny i wypuścić lwy?

Nienawidziła idei Igrzysk i żałowała, że stać się ich uczestnikiem. Ale nie chciała zginąć i teraz najważniejsze dla niej było tylko jedno – zrobić wszystko, żeby przeżyć. Dlatego zacisnęła zęby i udawała zadowoloną, dumną z tego, że może tu być. Zbierała oklaski i podziw patrząc na publikę z szerokim uśmiechem i pewnością siebie wymalowaną na twarzy.

***

Dwa dni i taki wybór... Gattoria miała ciężko orzech do zgryzienia, co wybrać. Zaczęła od wędkarstwa. Co jak co, ale zdobywanie pożywienia to podstawa. Mogła by próbować myślistwa, ale ryby były łatwiejsze w przygotowaniu niż ssaki. Nie miała jednak zamiaru wyszkolić się w tym perfekcyjnie. Wiedziała, że czas gra na jej nie korzyść. Podstawa wędkowania powinna jej wystarczyć.

Podobnie postąpiła z nauką orientacji w terenie. Podstawy mogą jej bardzo pomóc a chciała poświęcić czas na naukę innych umiejętności, więc zdecydowała się zrobić to kosztem właśnie orientacji w terenie.

Najwięcej czasu poświęciła zastawianiu pułapek i sztuce kamuflażu, odpowiednio trzy i pięć godzin. Żałowała, że nie dano im więcej, niż dwa dni, bo wtedy mogłaby wyszkolić się lepiej w innych umiejętnościach oraz podszkolić te... Ale musiała pogodzić się z zaistniałą sytuacją i wykorzystać ją jak najlepiej.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline  
Stary 10-04-2011, 10:38   #17
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
Wszyscy


Siedzieliście na wyznaczonych Wam krzesłach otaczających ogromny stół. Ten od razu po rozpoczęciu ceremonii napełnił się setkami wytwornych i pysznych dań, które aż prosiły się o konsumpcję. Każdy jednak jadł we własnym tempie. A niektórzy w ogóle…

Była to ostatnia wieczerza przed rzezią na arenie. Jutro nad ranem czeka Was już prawdziwa walka o życie. Tam nikt nie wybacza błędów, jeśli jakiś popełnisz to najprawdopodobniej zginiesz. A zginąć jest wyjątkowo łatwo. Zatrute jedzenie, mróz, osłabienie, zakażenie – przyczyn było mnóstwo i żadna z nich nie należała do miłych.

Ostatnia wieczerza była również miejscem zawiązania sojuszów. To tutaj rodzili się najwięksi sprzymierzeńcy, którzy na końcu igrzysk skakali sobie do gardeł. Nikogo nic nie ograniczyło. Każdy z Was mógł podejść do jakiegokolwiek trybuta i poprosić go o czasowe zawieszenie broni. Oczywiście, musiał liczyć się z ewentualnością odmowy.

Oprócz tego mogliście porozmawiać z własnymi mentorami. Siedzieli przy sąsiednim stole, zajadając się przygotowanymi potrawami, gotowi do udzielania rad i niesienia pomocy. Ponadto, byli także Waszymi pośrednikami, jeśli chodziło o prezenty przysyłane przez sponsorów.


******

Igrzyska – nieprzyjemne, wyniszczające widowisko. Ile jeszcze żyć musi zostać straconych na arenie, aby Kapitol wreszcie zaprzestał transmitować ten brutalny sport? Nikt nie wiedział. Najprawdopodobniej jest to dyscyplina wieczysta…
 
Shooty jest offline  
Stary 16-04-2011, 11:55   #18
 
Kenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodze
[Przepraszam że mnie nie było. Shooty wie o co chodzi więc nie wiem że jest sens aby tutaj to pisał.]

Alice usłyszawszy reakcję publiki podniosła jedną rękę do góry. Jej uwagę zwróciła kobieta w jakby masze przeciwgazowej. Zachowywała się dosyć dziwnie. Wyglądała na osobę niczego się nie bojącą jednak w jej oczy mówiły co innego. Ludzie wiwatowali i krzyczeli głośno. Przez głowę dziewczyny przebiegła myśl: Jakby ci ludzie się zachowali gdyby to oni stali na jej miejscu?
Wyjątkowo dzisiaj Alice było trochę przygnębiona. Nie wiedziała po co tu jest. Po to żeby zginąć? Nie była zbyt dobra w walce. Jej jedyną umiejętnością której nie zaobserwowała u innych wojowników była umiejętność kamuflażu. Potrafiła zniknąć w dowolnym momencie. A może zrobić by tak małą niespodziankę publiczności? Alice sięgnęła do jednej z kieszeni i wyciągnęła z niej czarną kulkę z widocznym przecięciem na środku. Spojrzała się na nią i schowała z powrotem. Jednak się powstrzymała. Dziewczyna podniosła ręce do góry a publiczność jeszcze głośniej wiwatowała.

***

-Tylko dwa dni?! Jaj sobie robicie czy co?
Alice dosyć długo zastanawiała się co by tu wybrać. Postanowiła zacząć. Od orientacji w terenie. Przecież to podstawowa zdolność. Dziewczyna spędziła nad tym godzinę w końcu bez tego będzie jej trudno. Nie wiedziała co wziąć następne. Prawie perfekcyjnie posługiwała się sztyletami więc taki trening odpadał. Kamuflaż również. Kiedy myślała nad wyborem następnego treningu zobaczyła dziewczynę. Tą samą co wcześniej. Tą samą która podczas wjazdu na arenę była tak zamyślona. Uczyła się ona kamuflażu. Techniki która może być przydatna podczas polowań. Wtedy Alice wymyśliła co będzie teraz trenowała. A mianowicie wybrała łucznictwo. Znała się już trochę na tym ale postanowiła się podszkolić. Poświęciła na to 2 godziny. Następnym treningiem jak wybrała było zakładanie pułapek. Poświeciła na to godzinę aby potrafiła zastawić podstawową pułapkę. Postanowiła że podszkoli się w dziedzinie kamuflażu. Poświęciła 3 godziny aby opanować perfekcyjnie tą sztukę. Ostanie godziny treningu postanowiła wykorzystać na naukę wspinaczki. Wahała się między bieganiem a wspinaczką jednak w końcu zdecydowała się na to drugie.
Po takim treningu Alice była gotowa do walki. Po skończonych treningach nie pozostało dużo czasu. Alice siedziała na ziemi myśląc nad czymś poważnym. Chwilę potem wstała i podeszła do dziewczyny imieniem Gettoria.
 
__________________
Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.

Ostatnio edytowane przez Kenny : 16-04-2011 o 14:03.
Kenny jest offline  
Stary 16-04-2011, 14:57   #19
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Rozmowa Alice i Gattorii

Gattoria siedziała sama przy stole i powoli spożywała prosty posiłek. Kotlet z piersi kurczaka, frytki i colesław... nic wyszukanego ale zawsze stawiała prostotę nad fanaberie. Zresztą – zwykły domowy obiad zawsze zaspokoi lepiej głód niż jakieś fikuśne dania.
Nie patrzyła na otaczających ją ludzi. Niektórzy siedzieli w zwartych grupkach, inni pojedynczo jeszcze inni rozmawiali dwójkami.
Ostatni moment na spokojne zawiązanie sojuszu.
Gdy dziewczyna sięgnęła po szklankę z sokiem podeszła do niej jedna z trybutek. Gattoria nie miała pojęcia skąd jest ani jakie jest jej imię. Dziewczyna prezentowała się jednak całkiem nieźle, jak na standardy Gattorii. Nie była wyfiołkowana, jej stroje nie wyglądały na droższe niż to, co Gattoria wydawała na swoje utrzymanie przez miesiąc ani też nie była jakimś obszarpańcem.
Mael podniosła wzrok z nad szklanki i upijając łyk spojrzała przybyłej prosto w oczy. Odstawiła szklankę i nadal patrzyła się wyczekująco, nieme pytanie zawisło w powietrzu.
Alice siadła obok Gettorii i spojrzała się na nią.
-Cześć, jestem Alice. Wojowniczka z trybutu ósmego.
Dziewczyna po wypowiedzeniu tych słów sięgnęła po butelkę z wodą.
- Witaj, Alice. Nazywam się Gattoria. – Padła spokojna, cicha odpowiedź. Mael wróciła do przerwanego posiłku.
-Widziałam cię dzisiaj na treningach. Całkiem nieźle sobie radzisz. Widziałam jak ćwiczysz kamuflaż. Sama opanowałam już to do perfekcji. Jest to trudna lecz przydatna sztuka.
Gattoria kiwnęła głową.
- Tak, jak i inne – odpowiedziała po dłuższej chwili.
-Wędkarstwo wydaje się być dosyć proste.
- Fakt. Ale pożywienie trzeba zdobyć.
- Wprawdzie prawie ze wszystkich umiejętności da się zdobyć jedzenie. no może poza obsługą materiałów wybuchowych.
Odpowiedzią było ponownie kiwnięcie głową. Gattoria skończyła posiłek i odłożyła sztućce. Odwróciła się do Alice i spojrzała jej prosto w oczy.
- Proponuje, żebyś od razu przeszła do rzeczy. - Nie mówiła tego z agresją czy niechęcią. To była uprzejma, chociaż dość chłodna prośba.
- Dobra. Jest tutaj wielu ludzi którzy są typowymi mięśniakami. Fajnie by się współpracowało z osobą o podobnych umiejętnościach. Jak wiadomo na siłę najlepsza jest szybkość.
Alice wyciągnęła w kierunku Gattori rękę.
- Każda ludzka cecha jest słaba albo silna w porównaniu z innymi. Ale rozumiem, że chcesz zawiązać sojusz. – Meal dodała, widząc wyciągniętą w jej stronę dłoń. Ponownie spojrzała siedzącej obok dziewczynie głęboko w oczy. – Mówiłaś, że jesteś wojowniczką? W porządku więc. Przynajmniej w pierwszych dniach możesz liczyć na moje wsparcie. – Uścisnęła pewnie wyciągniętą dłoń. Jej własna była szczupła, o długich, chudych palcach.
Alice uśmiechnęła się i wstała.
-Idę spać. Jutro ważny dzień. Muszę być wypoczęta.
- Dobrej nocy, zatem. Do widzenia jutro.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline  
Stary 17-04-2011, 09:47   #20
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
Cain pogwizdywał lekką melodyjkę gdy spokojnie obchodził stół, wybierając na talerz co smakowitsze kąski, nie przejmował się teraz niczym, a później za pewne też nie będzie tego robił przesadnie mocniej. Jeśli jego towarzyszka będzie chciała zawrzeć sojusz po ostatniej dyskusji, sama go zaczepi, a zanim zacząłby dobierać do zespołu kogoś innego, i tak najpierw musi się im przyjrzeć, wystraszeni i ci którzy i tak wszystkim odmawiają odpadają z miejsca. Co prawda Cain żałował nieco że nie zainteresował się wczorajszym przedstawieniem, ponoć ktoś wygrał walkę na noże z nauczycielem, jednak hazardzista nie był tym zainteresowany. - teraz nie wie kto tu jest tym świetnym nożownikiem.
Co prawda, później będzie musiał spytać mistrza z okręgu jak wygląda sytuacja ich planu względem kapitolu, ale wątpił aby coś się zmieniło. Teraz pozostało tylko zaprezentować dobre show, bowiem Cain był świetnie przekonany, że to ostatnie igrzyska za rządów obecnego kapitolu...i ostatnie w ogóle. Nie wiedział jak błędne jest to stwierdzenie.
Po napełnieniu talerza wszystkim co mu się spodobało, Caytel wrócił na swoje miejsce, i ukazując głębokie poszanowanie dla osób w pomieszczeniu oraz głęboką kulturę, zarzucił skrzyżowane nogi na stół, ustawiając sobie talerz na brzuchu, i spokojnie spożywając przyglądał się innym.
Aquar wszedł do sali, rozglądając się jednocześnie znudzonym wzrokiem . Część obecnych nie nadawała się w jego guście na trybutów. Kalali szlachetne imię tego sportu. Ale cóż, to nie od niego zależało. Pewnym krokiem podszedł do stolika, zgarnął cokolwiek do jedzenia i udał się pod ścianę, aby w spokoju zapalić. Stamtąd też spokojnie mógł obserwować całą salę. Na prawo trybuci, na lewo mentorzy, i jedni i drudzy nic nie warci. Czekoladowy dym papierosa snuł się leniwie wokół jego głowy, formując jednocześnie szare kółeczka. W rogu upatrzył Evelin, jak zwykle zjawiskową. Wiele by dał, aby odwzajemniała jego zainteresowanie. Nieco na lewo od niej siedział niezwykle pewny siebie blondyn. Niedbałym gestem zarzucił skrzyżowane nogi na stół i również obserwował otoczenie. Najmłodszy z klanu Fineos przypatrywał mu się przez dłuższy czas, aż do wypalenia papierosa. To mogła być jego kolejna szansa...
Cain całkiem szybko skończył swój posiłek, na początku miał wrażenie że na talerzu było znacznie więcej jedzenia. No, nic się na to nie poradzi.
Odłożył na stół talerz będąc zbyt leniwym aby ponownie go napełnić i spokojnie się przeciągnął. Zaraz po tym jeszcze raz obleciał wzrokiem salę.
Wyjął z kieszeni parę błękitnych kości, i podrzucając je podszedł do mięśniaka którego widział pod ścianą. Zdawało mu się że nieco wlepiał w niego wzrok, a i znalazł sposób aby się zabawić.
- Yo! - powitał go spokojnie - Co powiesz na mały zakład? Skończyły mi się fajki... - stwierdził Cain, nie, nie palił. Po prostu chciał pozbawić nałogowca tytoniu. Mogłoby go to nieco osłabić, choć i tak nie był pewien czy pozwolą mu je wnieść na arenę.
Dobiegł go jakiś wyraźny, bliski głos. Odwrócił się w lewo i stanął twarzą w twarz z blondynem, na którego wcześniej skupił uwagę. Zauważył, iż jest on niższy od Aquara.
- Witaj. - Odpowiedział zdawkowo, obserwując dzieciaka. Byli mniej więcej w tym samym wieku, lecz bardzo różnili się fizjonomią, mimo podobnego koloru włosów. - Co to za zakład?
Blondyn podrzucił kości które miał w ręku, po czym rzekł - obstawiasz na co wypadnie, kto będzie bliżej wygrywa. Aby było uczciwie pierwszy wybierasz co wypadnie. Jeśli przegrasz biorę twoją paczkę szlugów...jak wygrasz... - zamyślił się - mogę ci powiedzieć o którymś z ziół na arenie, którego lepiej unikać. Wchodzisz?
Spojrzał na Caina z błyskiem w oku, a uśżmiech powoli zagościł na jego twarzy. - Znam techniki, które pozwolą mi na szybkie, trwałe uszkodzenie twoich żeber, co bardzo utrudni twoją egzystencję. Jeśli dalej będziesz próbował mnie wykiwać, zastosuje je. Jeśli przejdziesz do konkretów nie opartych na hazardzie, porozmawiamy. Jak się na to zapatrujesz? - Mówiąc to cały czas bawił się nożem zagarniętym z któregoś stołu.
- Ehh - westchnął Cain drapiąc się w tył głowy - a ja znam takich miłych panów którzy zrobią z ciebie siatkę wędkarską jeśli podniesiesz na mnie rękę przed startem igrzysk. - stwierdził - hazard to przecież dobra zabawa - oznajmił siadając na krześle odciągniętym ze stołu - nie oszukuje w hazardzie gdy nie mam nic do stracenia - "co nie znaczy że zawsze oddaję nagrodę zwycięzcy" dodał w myślach - no ale możemy porozmawiać, masz jakiś ciekawy temat?
- Sądzę, iż znalazłby się jeden lub dwa. Na przykład dośc interesujący wydaje mi się przebieg Igrzysk - Odpowiedział zdawkowo, cały czas bacznie przyglądając się Cainowi.
- przebieg - zastanowił się Cain - myślę że będzie zmienny, mało kto będzie biegał po arenie w linii prostej, bo jeszcze ktoś by zaczął go gonić. Jak się biegnie zygzakiem to nawet kamieniem nie tak łatwo trafić. - ciężko było stwierdzić o co mu chodziło, najpewniej zgrywał cwaniaka aby nie wnosić startowej inicjatywy
- Cóż, ciekawy masz pogląd, zaiste bardzo obrazujący. Mnie jednak chodzi o konkrety. Jak okiem sięgnąć, w tej sali pełno jest potencjalnych wrogów, jak i przyjaciół. I tobie, i mnie chodzi o wygraną. Początki są jednak różne, a nikt nie chce zginąć w głupi sposób, prawda? - Urwał w pół zdania czekając na reakcję rozmówcy. No no, z tego mogło wyniknąć coś intratnego.
Na to stwierdzenie blondyn wyraźnie się uśmiechnął - dlatego będę trzymał się od ciebie z dala póki nie zaśniesz, a za dnia będę próbował utopić takich jak tamci - po tych słowach kiwnął głową w małą grupkę na rogu stołu, byli może nawet nieco wystraszeni. Ciekawostką mógł być fakt że w tej grupie siedziała partnerka z dystryktu Caina.
-Czyżbyś nie był zadowolony ze swojej partnerki? Bo coś mi się wydaje, że ją tam rozpoznaje. - W tym samym czasie jedną ręką wyciągał kolejnego czekoladowego papierosa. Ech, ta zmora kiedyś go wykończy...
- Nie, czemu? Tyłek ma ładny, ale zdolności raczej drugoplanowe.
-Więc raczej nie będzie mocnym wsparciem dla kogoś, kto ma chociaż cień szans na wygraną, prawda?
- Tak, chyba że będziesz chciał przerobić nagranie z areny na film pornograficzny z kiczowatą fabułą
- odrzekł żartem - a co, myślisz że masz szansę? - ostatnie zdanie zaakcentował, w celu lekkiego sprowokowania rozmówcy.
- Spójrzmy prawdzie w oczy... Jestem zawodowcem. Moje szanse są zdecydowanie dodatnie i niech tak pozostanie. Ale nigdy nie zaszkodzi trochę ich dopieścić, nawet tylko na pewien okres - ‘Cóż, nie zaszkodzi się potargować.’ Stwierdził w myślach Aquar. Zawsze można coś ciekawego ugrać. Lecz z takim hazardzistą należy ostrożnie, zdecydowanie tak.
- Hmm- wyszczerzył się Cain - Prowadzisz niezły zakład, spójrzmy prawdzie w oczy, jeśli wygrasz będziesz legendą, jednak, jeśli zginiesz twoje życie będzie bezsensowne co do sekundy od momentu w którym zacząłeś trening - stwierdził blondyn - podoba mi się to, nie licząc faktu że szanse procentowe nie są istotne, bo gdy przewyższają zero, istnieją. - widać obaj mieli na myśli to samo, jednak Caytel chciał się trochę pobawić - może jednak zagramy w kości? Jak wygrasz zawrę z tobą sojusz....a jak nie to oddajesz mi mimo wszystko szlugi. - zaproponował ponownie, chodź diabeł jeden wie, co siedziało w jego głowie.
Niespodziewanie pojawiła się za nimi jedna z dziewczyn siedzących wcześniej przy stole. Była średniego wzrostu, zgrabna i dziewczęca. Na oko miała jakieś 14 lat. Odznaczała się niezwykle dużymi zielonymi oczami bystro wpatrującymi w rozmówców. Uroda była mocno dyskusyjna, jednak brzydką nazwać jej nie sposób.
- Chętnie popatrzę na odrobinę dobrego hazardu - uśmiechnęła się, zasiadając obok nich.
- to jak? - pogonił rozmówcę do odpowiedzi, opierając się o oparcie fotela. W sumie, on też mógł sobie na coś popatrzeć.
-Wiesz, to prawdopodobnie ostatnia paczka fajek w moim życiu, więc sorry Winetou, ale nie... Możemy jednak uczynić zakład o coś innego, jednak to Ty musisz wybrać, co... - Dopalił kolejnego papierosa, wyrzucając go do śmietnika. Jego uwagę przykuła przybyła dziewczyna. Być może to kolejny szczęśliwy zbieg okoliczności? Trzeba to wybadać. - A ty jak się nazywasz?
Dziewczyna popatrzyła z uśmiechem na chłopaka.
- Katrinn, ale jak wiadomo imiona niewiele wnoszą.
-Ale bardzo pomagają w komunikacji. Chociaż masz racje, podobno mordowanie przychodzi łatwiej, gdy zabijasz anonimową dla ciebie ofiarę...
-
Popieram tezę, dlatego właśnie nie pytałem cię o imię - przytaknął Cain - ale niestety, jedyny sens rzucania tutaj kośćmi to pozbawienie cię ostatniej nałogowej przyjemności w życiu. Niestety więc, nie ma sensu rzucać. Ale o sojuszu można by pomyśleć, jednak, między nami. - stwierdziwszy to spojrzał na chłopaka, wyraźnie komunikując że dziewczyna go nie obchodzi. Fakt, ostatnim zwycięzcą igrzysk ponoć była kobieta, jednak z drugiej strony, szansa na to nawet dla hazardzisty jest znikoma, a dbanie o 3 to problem, bo jeśli dwóch się pobije, trzeci skorzysta. Gdyby uparł się aby wnieść trzecią osobę do ekipy, najpewniej Cain po prostu by ją utopił przy pierwszej okazji, aby mieć z głowy Kapitol na pierwsze parę dni igrzysk, w końcu ten kto pociągnie pierwszą krew, jako pierwszy zaspokoi widzów i pobudzi sponsorów.
-Za przeproszeniem, ale ja rozważam wszystkie możliwości. - Kolejny papieros poszedł w ruch. - Wszystko może się wydarzyć, a różni ludzie oferują różne luksusy. Jestem ciekaw, co masz mi do zaoferowania, jeśli już wspomniałeś o sojuszu. Z drugiej strony. - Tu skłonił się ku Katrinn. - Nadal nie wiemy, w jakim celu ta urocza młoda dama zaszczyciła nas swoim towarzystwem.
- Zaszczyciła nas dla tego, że sama nie przetrwa do późnej gry - Cain już dawno w myślach dzielił rozgrywkę na części, wczesną, gdy wszyscy będą próbowali ulokować się bezpiecznie, pełną, gdy zacznie dochodzić do pierwszych zorganizowanych polowań sojuszy, oraz późną, gdy pojęcie sojusz, przestanie istnieć. - Mogę ci zapewnić że nie zachorujesz, nie zgłodniejesz nad rzeką i nie odwodnisz się. Innymi słowy, nie przegrasz bez walki. Oczywiście, potrafię więcej, ale to raczej do obrony własnej. Jednak pytanie brzmi: co ty potrafisz?
Dziewczyna z zaciekawieniem przyglądała się rozmówców. Zdawała się nie zwracać uwagi na wyraźne prośby o odejście z ich kąta i ewentualne urągania pod swym adresem. Była bardzo pewna siebie, co wydawało się jednocześnie tajemnicze i interesujące.
Jednocześnie mogła zauważyć, iż wszystkie te zaczepki pochodziły od Caina. - Cóż, to Twoja propozycja, nie musze mówić Ci o swoich zdolnościach. Polowanie, survival, walka, to moje koniki... Jestem zawodowcem, to moje przeznaczenie... - Kurwa, powiedział za dużo. Musi się bardziej od tego wstrzymywać...
- Tak, tak, poświęciłeś całe życie trenowaniu i musisz wygrać. Powiedziałeś to przed chwilą, a teraz pójdziesz i zginiesz w pułapce zastawionej przez byle 3 osoby, nie mogąc samemu nigdzie uciec i całe twoje życie będzie warte tyle co obstawienie dwóch jedynek w rzucie kośćmi wyszlifowanymi aby wypadały zawsze szóstki. - Tym razem słowa były bardzo ofensywne, nie dało się temu zaprzeczyć. - informacja za informację, jeśli nie chciałbyś zdradzić swoich atutów, w moich oczach nie posiadał byś żadnych, a to nieco skreśla cię z listy potencjalnych zwycięzców. Ale skoro byłeś trenowanym trybutem... - Cain spojrzał z powrotem na dziewczynę - będziesz tak siedzieć jak ten struś czy wreszcie powiesz że jesteś coś warta? Chyba nie liczysz że ktoś z nas powie coś z sensem tak długo jak tu siedzisz i wysłuchujesz co mamy do powiedzenia. Wracaj do swojego sojuszu, w innym wypadku już dawno miałabyś coś na swoją obronę - była jeszcze trzecia opcja, nie miała nic, ale wtedy by się bała, a tego nie było po niej widać.
-A ja bym bardzo chętnie jej wysłuchał. I nie sądzę, abym miał przejmować się byle pułapką...
- Miałabym Wam coś o sobie zdradzić po tym, jak uznaliście, że pewnie nie jestem nic warta? - uśmiechnęła się podejrzanie dziewczyna. - Wolne żarty. Nie dowiecie się o mnie nic, ale obiecuję, że na arenie będzie o mnie głośno... o ile zostanie ktoś, kto będzie w stanie to przekazać. Papa - pomachała im na pożegnanie, oddalając się sprężystym krokiem w stronę stołu.
- wiedziałem - stwierdził Cain, w myślach dodając niezbyt miłe określenie na nią - ktoś kto nie ma szans aby po prostu wygrać, będzie się bawił w podchody, pewnie ma partnera ze swojego dystryktu, oraz ewentualnie przygarnęli jakiegoś przybłędę z innego.
-Nie niedoceniaj przeciwników, taka moja rada na papa. To i ja Ci oświadczę, iż w sumie nie interesuje mnie kolejny sojusz, jako taki, gdyż już zawiązałem taki z moją partnerką z trybutu. Jednak, jeśli potrafisz mi udowodnić, iż nadajesz się lepiej od niej, zmienię decyzje. Oczywiście możemy zawiązać zwykły pakt, iż nie zarżniemy się na początku i tyle... Co o tym sądzisz? - Kolejny papieros powędrował do jego ust.
- "nie niedoceniaj przeciwników"? - zdziwił się Cain - właśnie odpędziłem szpiega, który chciał nas poznać poprzez podsłuchiwanie dyskusji, odsłoniliśmy jakiemuś sojuszowi nasze podstawowe specjalizacje, a ty mi mówisz, że nie doceniłem przeciwnika, gdy byłeś tym, który próbował ją przekonać aby została przy nas? - po głosie Caytela łatwo było wydedukować że ma on ochotę do śmiechu - i na pewno nie jest twoją sojuszniczką, dwie osoby na raz nie przyszły by tutaj robić z jednej osoby sprawozdanie. - Cain wstał spokojnie kierując się do stołu. - ja ci dam na pożegnanie dwie rady: Po pierwsze, pakt o nieagresji w tej zabawie oznacza umowę na bycie pierwszą osobą która cię zdradzi, zaś uważanie się za towar wyższej jakości będzie twoją zgubą. Twoja partnerka poderżnie ci gardło, jestem tego pewien chociażby dla tego że jej możliwości wydają się być na twoim poziomie, jednak, ona nie handluje sobą jak przepustką na tydzień żywota więcej. "Nie mogę przegrać? Po to właśnie żyłem?" Będziesz najbardziej tragicznym elementem przedstawienia, jednak, zawodnikiem z najbardziej bezcelowym żywotem, przez co względnie nie dramatycznym, mimo swojego tragizmu. - po tych słowach odszedł do stołu, widział wyraźnie iż nie ma do czynienia z nikim sensownym, siłacz nie rozumie co się dzieje wokół niego, a to zaprowadzi do jego zguby.
Nie przejął się tym, co powiedział przeciwnik. Każdy wyznawał inne zasady, a o Aquarze jeśli w ogóle można było coś powiedzieć, to to, że jest honorowy. Może i naiwny. Może i uważał się za lepszego od innych. Był zawodowcem. Był najstarszy. Te przymioty mogły świadczyć o jego przewadze. Miał nadzieję, iż pomogą mu w jutrzejszej wielkiej bitwie. No nic, może i zginie, ale wcześniej da z siebie wszystko, a swoich zasad nie złamie...
 
Bachal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172