Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2011, 16:07   #201
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Tamir


Korel sięgnął do pasa, do którego przypięty był jego miecz świetlny. Chwycił mocno za klingę i powolnym ruchem oddalił ja od swojego ciała. Po chwili czerwona klinga wysunęła się ku ziemi, a Shistavanen uśmiechnął się jeszcze szerzej. Był to zimny uśmiech przyszłego mordercy, co można było poznać nawet na twarzy tego zabójcy, tak mocno pooranej licznymi bliznami. Korel zrobił mały krok do przodu, a w następnej chwili błyskawicznie zaatakował.

Za pierwszy cel wybrał Tamira, czy to przez przypadek czy przez odwieczną nienawiść jaką odczuwał do ucznia swojego największego wroga. Zabrak przygotował się, ustawił klingę w pozycji pionowej, zaparł się mocno nogami, ale nic się nie stało. W ostatniej chwili Shistavanen uskoczył w bok i natarł na Jareda. Korelianin z trudem sparował dwa pierwsze ciosy. Cofał się, a jego przeciwnik wściekle atakował.

Torn natychmiast ruszył z pomocą przyjacielowi. Uderzył na Mrocznego Jedi od tyłu, jednak ten był na to przygotowany. W jego lewej dłoni, którą oderwał od swojego miecza, pojawiła się nagle druga rękojeść, z której wysunęło się żółte ostrze. Był to stary miecz Korela, jeszcze z czasów służby w Zakonie.

Jeszcze nie ty!” krzyknął Shistavanen i wyprowadził kopnięcie nogą, które dosięgło twarzy Codda. Ten zachwiał się co Korel wykorzystał by, przynajmniej chwilowo, pozbyć się Tamira. Pchnięty Mocą Zabrak przeleciał kilka metrów, lądując na gorącym piasku, ale nie wypuszczając broni z ręki. Gdy przetarł twarz spojrzał w kierunku walczących by ujrzeć jak Mroczny znowu wściekle naciera na jego towarzysza. Torn raz jeszcze zaatakował wroga od tyłu i raz jeszcze został powstrzymany. Korel balansował pomiędzy Jedi walcząc jednocześnie z obojgiem, i co gorsza, przeważając.

Shistavanen zawsze był groźnym przeciwnikiem i młody uczeń Yalari Mon dobrze o tym wiedział. Teraz jednak stał przed nim odmieniony, o wiele potężniejszy. Trening u Dooku dał mu na prawdę wiele. Czyżby Ciemna Strona dawała o wiele większe możliwości niż Jasna? - zaświtało w rogatej głowie.

Starcie przybierało na sile. Jedi podejmowali coraz większe wysiłki by chociaż osłabić przeciwnika, ale ten jakimś cudem zawsze był w stanie ich powstrzymać, a potem samemu atakować, co niejednokrotnie mogło się skończyć śmiercią Tamira bądź Jareda. Raz jeden tylko Torn zdołał trafić Shistavanena w ucho i nieco je przysmażyć na co Korel zareagował tylko głośniejszym śmiechem. Zaaferowani walką nie spostrzegli nawet, że Nejl wypełnił swoje zadanie i oczyścił drogę do bramy. Teraz i on stanął naprzeciw Mrocznego, a żółta klinga jego miecza została wymierzona we wroga.

Sytuacja zdawała się patowa. Mogli uciec na pustynię, ale nie przed Korelem. Musieli znaleźć jakiś sposób by go zatrzymać, ale w ferworze walki nikt nie był w stanie obmyślać jakiegoś sprytnego planu. Jakby chcąc dodatkowo zdekoncentrować przeciwników Shistavanen zaczął się z nich naśmiewać:

- Żałośni Jedi, jesteście niczym w porównaniu z siłą hrabiego Dooku i jego uczniów! - krzyknął odpierając atak Tamira. - Wasi mistrzowie są głupi i słabi, a wy ślepo za nimi podążacie! Nawet teraz nie zorientowaliście się, że to wszystko jest pułapką zastawioną na was! - atakując Nejla zaśmiał się głośno. Wszyscy trzej poznali, że Korel mówi prawdę, a on kontynuował:

- Kogoś spośród was już mamy, innych znajdziemy, ale was czeka tylko śmierć! - Jared aż przyklęknął gdy spadł na niego potężny cios z góry, który zdołał zablokować. - Darc w tej chwili zabawia się z waszą przyjaciółką i wątpię by wyszła ona z tego cało.

Ostatnie zdanie było dla Tamira gorsze niż wszystkie ataki jakie spadły na niego w czasie całej walki. Pamiętał Artela Darca, spotkał go na Elomie. To on pozwolił Korelowi na torturowanie jeńca, jakim wówczas był młody Zabrak. Był to bezwzględny i zimnokrwisty osobnik, skrywający to wszystko pod maską uprzejmości. Stać go było na wiele. Myśl, że Era mogła wpaść w jego łapy, a nie było wątpliwości, że Mroczny mówi właśnie o niej, była jak rozżarzony pręt wbity prosto w serce. Żar ten rozlewał się, aż objął całe ciało. Torn cały kipiał z wściekłości, był zły na Darca, na Korela, na Dooku, na Radę, na Karnisha, na wszystkich, przez których Era trafiła na tę przeklętą planetę.

Już miał się rzucić na Shistavanena, tym razem powaliłby go, zatłukł gołymi rękami na śmierć, wiedział o tym, był tego pewny. Ktoś go jednak uprzedził. Jared z głośnym krzykiem ruszył na Mrocznego zmuszając go nawet do cofnięcia się. Ocuciło to Zabraka, który patrzył jak jego towarzysz zadaje szybkie ciosy, z których odparciem Korel miał wyraźnie problemy. Po chwili miecz z czerwoną klingą wyleciał w powietrze i wyłączony wylądował w piachu. Tamir i Nejl patrzyli na to wszystko z niedowierzaniem, od Codda emanował potężny gniew, większy nawet od tego, który wyczuwali w przypadku Korela. W pewnym momencie Mroczny wzbił się delikatnie w powietrze, a następnie przeleciał przez ulicę i wylądował na ścianie jakiegoś budynku, osuwając się na ziemię.

Jared dyszał ciężko wpatrując się w leżącego Shistavanena. Po chwili odwrócił się do towarzyszy i krzyknął: „Na co czekacie? Uciekajcie! On zaraz się podniesie!”, po czym ruszył w ich stronę. Oni również rzucili się w kierunku bramy czując na plecach oddech Codda i rosnący gniew Korela. Tamir i Nejl wybiegli już na pustynię, a Jared był prawie przy bramie, gdy usłyszeli krótki bzyk. Torn mimowolnie odwrócił się, lecz zanim zdążył krzyknąć „Uważaj!” było za późno. Zobaczył tylko jak żółta klinga przeszywa klatkę piersiową Korelianina, a ten pada na ziemię. Mroczny właśnie wstał i rzucił swój miecz w niczego nie spodziewającego się Jedi. Ten osłabiony, będąc jeszcze w szoku po tym co przed chwilą zrobił, nawet nie wyczuł zdradzieckiego ataku.


Era

Pierwsza próba wspięcia się po nodze stołu zakończyła się totalną klapą. Podobnie druga i trzecia. Stworek zbijał swoje małe pazurki w twarde drewno, ale nie na tyle głęboko by były one w stanie utrzymać jego ciężar. Skutkiem ześlizgiwał się tylko na podłogę po wspinaczce zakończonej na wysokości kilku centymetrów.

Era nie zamierzała się jednak poddawać. Skoro stół okazał się dla niej nieosiągalny postanowiła sprawdzić całe pomieszczenie. Dwukrotnie przeszła wzdłuż wszystkich ścian, ale nie znalazła żadnych norek, czy choćby szczelin, nie wpadła też na żaden genialny pomysł, który mógłby jej pomóc w dostaniu się na któregoś z okien. Łasuch raczej nie potrafił wspinać się po ścianach.

Wtedy jej wzrok padł znowu na stół i stojące wokół niego krzesła. Właśnie, krzesła! Nogi krzeseł nie były pionowe, tak jak to miało miejsce w przypadku stołu, a delikatnie rozchylone. Być może to wystarczy by małe stworzonko utrzymało się na nich i w jakiś sposób wspięło się na któreś z siedzeń.

Już za drugim razem Łasuch nie ześliznął się na ziemię, ale zajęło mu mnóstwo czasu i wysiłku aby znaleźć się na górze. Jeszcze nie był na stole, lecz oparcie, zbudowane na wzór jakby drabiny, z licznymi poprzecznymi deskami, było wymarzoną ścianą wspinaczkową. Kolejny wysiłek i stworek znalazł się na szczycie tegoż oparcia. Teraz tylko skok i już był na stole.

Tam zastał ogromny bałagan, brudne miski, niedokładnie obgryzione kości, poprzewracane kufle, z których śmierdziało jak z gnojownika, jednym słowem syf. Era zabrała się za przeszukiwanie resztek, ale niczego wśród nich nie znalazła. Usłyszała za to dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzała w kierunku wyjścia i zobaczyła dwóch Gamorrian, wchodzących do środka.


Chrząkali w swoim języku coś niezrozumiałego dla uszu młodej Jedi. W rękach trzymali kofle, stuknęli się nimi, a następnie przechylili i wypili ich zawartość, po czym rzucili w kąt. Usiedli na krzesłach i zabrali się za obgryzanie kości, których widocznie skończyli przed opuszczeniem domu. Gdy skończyli jeden z nich oparł się o blat stołu, a drugi oparł wygodnie o oparcie krzesła i obaj zasnęli, co można było poznać bo jednostajnym dźwięku, który musiał oznaczać chrapanie.
 
Col Frost jest offline