-Nie płacz, to nic nie da. Podleczyłem go trochę miksturami, zobaczymy co z tego wyniknie.- krasnolud starał się uspokoić chłopaka, ale nic to nie dało. Khazad wzruszył ramionami i postanowił sprzątnąć truchła poczwar, które wcześniej zarąbał. Z braku innego, lepszego miejsca, wrzucił je do dołu, w którym wcześniej siedziały dzieciaki.
Później przyszła pora na mały posiłek i zanim Khaldin się spostrzegł minęła prawie godzina. "Niedobrze, gobliny mogą wrócić"-pomyślał. Wtem niespodziewanie Jorgen przebudził się. Po chwili czułości jaka nastąpiła między ojcem a synem, Khaldin wtrącił swoje trzy grosze. -No już myśleliśmy z młodym, żeś trup. Stos pogrzebowy chcieliśmy sypać. Hehe.- rzucił żartem krasnolud. - A widzę nie jest z tobą tak źle. Co do jednego masz rację, trzeba się stąd wynosić.- Khaldin zaczął zastanawiać się co tu począć, kiedy rozwiązanie przyszło samo. Dziewczyna zaoferowała swoją pomoc. -Jesteś za młoda i zapewne nie dotrzesz daleko, nim jakaś leśna bestia nie ukatrupi cię między drzewami.- Khaldin rzekł do dziewczyny. - Ale mimo wszystko, myślę, że warto podjąć to ryzyko. Pewne szanse masz... - dodał z namysłem.
Khaldin wytłumaczył dziewczynie drogę do karczmy, poradził też żeby biegła lub też szła jak najszybciej i nie zatrzymywała się nawet na chwilę. Dał jej jedną z broni zabitych goblinów, a następnie życząc powodzenia odprowadził wzrokiem jej znikającą między drzewami postać. -Zuch dziewczyna, ale nie wróżę jej powodzenia. Musimy się stąd zabierać, jeśli i my nie chcemy paść trupem w tym zapyziałym lesie. - rzucił z przekąsem. -Ty! - rzekł do młodego -Przeniesiemy twego ojca na drogę, albo przynajmniej postaramy się go zaciągnąć w jej kierunku. - To rzekłszy Khaldin chwycił Jorgena pod pachy i uniósł nieco nad ziemię. Zaczął ciągnąć człowieka, którego nogi szurały po ziemi. -Łap się za nogi Jo... hmm... Jonny? - |