Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2011, 20:05   #2
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
EGIPT Tinis około 3000 p.n.e


Tohta z niecierpliwością wyczekiwała momentu gdy rytualny nóż dotknie jej ciała i wytoczy z niego szkarłatną krew. Był dzień, słońce świeciło wysoko. Zdecydowanie nie była to jej pora dnia, jednak nie mogła, a przede wszystkim nie chciała odmówić przybycia do świątyni. Rytuał miał połączyć ich dusze. Zapewnić ciągłość przygotowań. Czuła jak sierść pokrywająca jej ciało unosi się w reakcji na ekscytację. Niczym spragniony wędrowiec wyczekujący chwili, w której jego usta dotkną chłodnej powierzchni wody, tak ona wodziła wzrokiem za tym drobnym przedmiotem, który w tym momencie miał tak wielkie znaczenie. Jej cierpliwość została wystawiona na ciężką próbę. Gdy jednak nóż znalazł się wreszcie w jej dłoni, zawahała się. Ostrze na chwilę niepewnie zawisło nad nadgarstkiem. Czy aby na pewno tędy prowadziła ich droga? Uniosła głowę by spojrzeć na twarz ich mistrza, spowitą szkarłatną łuną. Czy miał rację? Wątpliwości zdawały się zawsze jej towarzyszyć, teraz nawet mocniej niż zwykle. Czuła się rozdarta między chęcia pójścia za Menesem, a wytyczeniem własnej ścieżki. Jej wzrok zatoczył krąg ogarniając
Chwila wahania, która dla niej zdawała się trwać wieki, minęła po dwóch uderzeniach serca. Ostrze nacięło skórę, z rany popłynęła krew, a z ust Iluny słowa rytuału.


RZYM 2011 r. 6 stycznia


Zatem wszystko to było prawdą. Zmęczona ale szczęśliwa Iluna wsłuchiwała się w ciszę panującą w kościele. Ich historia, miliony lat. Wszystko to wciąż na nowo pojawiało się przed jej oczyma. Ludzkie ciało chciało odpocząć, co nieco kłóciło się z pragnieniami duszy by działać, a przede wszystkim by opuścić to miasto. Nie mogli pozwolić sobie na pozostanie w miejscu zanim nie odnajdą ich mistrza, osoby która ich połączyła i przebudziła w nich moc. Dawne żale do Feneksa odeszły w dal. Były nieistotne, ludzkie. Zamiast nich pojawiła się wdzięczność za pomoc jakiej im udzielił i tęsknota za jego kojąca obecnością.
Jednak nie mieli czasu na rozważania. Należało działać. Evesh i Luphinera znajdowali się w wyjątkowo złym stanie. Ich ludzka powłoka okazała się zbyt słaba dla potęgi, która ich wypełniła. Mimo wzajemnych animozji nie potrafiła nie współczuć ognistemu kompanowi. Ból po stracie dwójki kompanów okazał się większy niż sądziła.

Gdy dusze towarzyszy odpłynęły w niebyt nie pozostawało nic innego jak pozbyć się powłok, które były dla nich naczyniami i podążenie śladem, który pozostawił Feneks. Jak zwykle przydatna w tym celu okazała się pozycja Mermanisa.


Praha 7 stycznia 2011 r.


Spoglądając na budzące się do życia miasto, Iluna powróciła wspomnieniami do XX wieku. To był piękny czas, pełen kolorów i magii. Ludzie wierzyli wtedy w moc. Łakneli kontaktu z nią, pragnęli poznać tajemnice rządzące tym światem. Wśród wielu oszustów znaleźć można było osoby obdarzone prawdziwą mocą. Osoby takie jak ona i jej towarzysze. Osoby takie jak Feneks, ich przywódca. To było inne życie, inny świat.
Współcześni zagubili się w nauce, nie potrafią dostrzec prawdy ukrytej w tym co nazywają bujdą i ciemnotą. Historia jest kłamstwem, a nauka iluzją. Człowiek, który wypowiedział te słowa byłby wspaniałym uczniem. Wspomnienie profesora skierowało jej myśli na tych, którzy odpowiadali za jego śmierć. Jej braci, zagubionych w mroku. Tych, którzy pragnęli ich śmierci. Nie potrafiła ich całkiem znienawidzić. Gdzieś w jej wnętrzu kryła się bowiem cząstka pragnąca do nich dołączyć. Ta cząstka, która chciała mocy pochodzącej ze zła. Zawsze tak było. Jak dwie strony medalu. Dwa oblicza księżyca. Iluna zdawała sobie sprawę, że tak będzie już zawsze.

Hotel, w którym Mermanis wynajął dla nich apartamenty robił wrażenie. Jednak wspomnienia świątyń egipskich znacznie ową wspaniałość przyćmiewały. W porównaniu z pałacem Menesa, był niczym, aczkolwiek bez wątpienia bardziej higienicznym niczym.
Wspólny apartament przywitał ich zapachem świeżych kwiatów w wazonie i przytulną atmosferą.


Zawsze miała słabość do wygody i drobnych przyjemności, które uprzyjemniały jej byt. Za każdym razem, a ostatnim szczególnie, pozwalała by zachcianki ciała i duszy miały znaczny wpływ na jej życie. Również tym razem czuła w sobie tą samą słabość. Miała ochotę pozbyć się ubrań które miała na sobie, a które wydawały się jej nagle strasznie niewygodne. Satyna, jedwab, koronki... Długa suknia opinająca jej ciało i przyciągająca męskie spojrzenia. Musiała postarać się o odrobinę czasu dla siebie. Tyle było spraw, którymi powinna się zająć. Nie tylko te najważniejsze ale i te mniej istotne, ludzkie. Sklep, rodzina, pieniądze...
- Przede wszystkim prysznic albo jeszcze lepiej, kąpiel - wypowiedziała swoje myśli na głos zabierając się do zdejmowania płaszcza. - Później zakupy...

- A później śniadanie – dopowiedział Mermanis od strony drzwi. Gdy wszedł do swojego apartamentu, zauważył że Iluna już niemal zdążyła się w nim zadomowić. Kobiecie przebudzenie wyraźnie wyszło na dobre; Mermanis przez chwilę stal w wejściu i przyglądał się jej z uśmiechem, wspominając wszystkie wcześniejsze lata, które przeżyli za czasów Menesa i Newgrange. Może jednak wspólne wspominki przy posiłku nie były takim złym pomysłem ostatecznie.
- Zamówiłem dla wszystkich posiłek w restauracji na dole. Będzie za dwie godziny – kontynuował z uśmiechem, wchodząc do pomieszczenia i zamykając za sobą drzwi. – Przyda nam się odrobina przyjemności po tym wszystkim. Nie mówiąc już o tym, że trzeba ugadać parę rzeczy.

- Jak zwykle myślący o wszystkim - skomentowała słowa towarzysza, nieszczególnie z jego planów zadowolona. - W takim razie prysznic będzie musiał wystarczyć jeżeli mam zdążyć zrobić jakieś zakupy.
Odrzuciwszy płaszcz na najbliższy fotel, ruszyła na poszukiwanie łazienki. Mermanis zapewne miał rację, jak zwykle. Podobnie jak wcześniej... Ona szalała, a on myślał o wszystkim. Nie ma co, dobrana z nich była para.
Łazienka znalazła się stosunkowo szybko.


Eleganckie pomieszczenie z dwiema umywalkami i ogromną wanną kusiło by na chwil kilka zapomnieć o sprawach tego świata i oddać się czystej przyjemności płynącej z długiej kąpieli w pianie. Na szczęście znalazła się również kabina prysznicowa dzięki czemu ową pokusę łatwiej było zwalczyć. Bynajmniej nie oznaczało to jednak, że była z tego powodu szczęśliwsza. Pozbycie się zakonnych szat zajęło jej chwilę. Kolejną zmarnowała na zastanowienie się co jest nie tak. Do tej pory była przekonana, że to wina habitu, jednak teraz, spoglądając w wąskie, wysokie lustro, musiała zmienić zdanie. Pierwszy szok minął ustępując miejsca zadowoleniu. Było to co prawda pewne utrudnienia w epoce kobiet biegających w spodniach jednak znaczenie jakie miało pojawienie się dodatkowej części ciała napawało ją radością.
- Mermanisie... - zawołała podziwiając w lustrze owo odkrycie.

Gdy Iluna zniknęła w łazience, Mermanis podszedł do okna, splatając ręce za plecami i przyglądając się praskim ulicom. Zastanawiał się ile zajmie ich prześladowcom podjęcie zagubionego tropu i odnalezienia ich ponownie w Pradze. Czy było możliwe, że już tu byli? Być może. Nie odczuwał już jednak wrażenia zaszczucia i bezbronności.
Akurat rozpoczął poszukiwania barku z alkoholem po apartamencie, gdy jego towarzyszka zawołała go z łazienki. Podszedł do drzwi i uchylił je nieznacznie, zaglądając do środka z pytaniem w oczach i butelką Jima Beama w dłoni. Nie musiał jednak nic mówić, bo wystarczyło że zlustrował sylwetkę kobiety od stóp do głów – nieco dłużej niż powinien – a jego spojrzenie padło na nowy element jej pięknego ciała.
- Lepiej z tyłu niż z przodu – zauważył bystro po krótkiej chwili zakłopotania.

- Wcześnie się pojawił - stwierdziła, odwracając się do mężczyzny. - Z tego co pamiętam zwykle musiało minąć nieco czasu. Może to wynik działań Feneksa?
Miałoby to pewien sens. Rytuał miał ich wszak przybliżyć do Agarthy. Ilość mocy wyzwolona w kościele musiała ten proces przyspieszyć. Ciekawiło ją jakie zmiany nastąpiły u pozostałych. Jakoś nie zwróciła na to wcześniej uwagi zbyt zajęta sobą. Chcąc nadrobić swoje zaniedbanie z uwagą zaczęła przyglądać się stojącemu przed nią Mermanisowi.

- Możliwe – potwierdził Mermanis, podchodząc do niej. – Tamto miejsce było pełne mocy, a sam rytuał dość brutalny. Nie zdziwiłbym się jeżeli miałoby to na nas solidny wpływ. Chociaż ja na razie nie uświadczyłem u siebie żadnych… dodatkowych atrybutów – dodał z uśmiechem, widząc spojrzenie kobiety. Zerknął w stronę lustra, na którego powierzchni wciąż odbijał się jej ogon.
- Ciekawe jak długi będzie – mruknął po chwili.

- Niewiele dłuższy - odpowiedziała z uśmiechem. - Pamiętasz Egipt? Wtedy sięgał ziemi, a przecież teraz brakuje mu ledwie parę centymetrów. No, może trochę więcej niż parę - dodała odwracając głowę by zerknąć w lustro. Ogon sięgał do połowy łydek i był zakończony kitką czarnych włosów. - Zdecydowanie powinien jeszcze urosnąć. - Ponownie odwróciła spojrzenie od dodatku by zwrócić je na Mermanisa. - Chciałeś powiedzieć nazbyt widocznych - poprawiła go. - No chyba że zmieniłeś zapach swojej wody po goleniu na morską.

- I tak jest ładny – zapewnił mężczyzna, uśmiechając się lekko i obejmując Ilunę w talii. Dotknął ostrożnie jedną dłonią jej nowy nabytek, przeczesując przez palce czarną kitkę na jego końcu.
Na jej komentarz uniósł brwi, po czym pociągnął powoli nosem i skrzywił się, gdy poczuł delikatny i charakterystyczny, słony zapach.
- Kiedyś może to i było ładne, ale teraz wkrótce posądzą mnie o nacieranie się choinkami samochodowymi – mruknął uśmiechając się kwaśno.

Iluna przymknęła na chwile oczy chłonąc wrażenia jakie wywołał dotyk Mermanisa. Dość przyjemne wrażenia.
- Prywatny odświeżacz... W dodatku bez potrzeby wymiany gdyż się nie zużyje... Czy można marzyć co czymś więcej?
Uniosła dłoń by sprawdzić czy przypadkiem nie przegapiła kolejnych oznak, jednak zarówno paznokcie jak i skóra pozostały bez zmian.
- Powinieneś się cieszyć. Przynajmniej nie pokryjesz się cały sierścią ani nie wyrosną ci rogi. Wyobraź sobie próbę ukrycia tych zmian przed dziennikarzami - roześmiała się na samą myśl o Mermanisie kryjącym się przed rządnymi sensacji pismakami. Epoka w której się odrodzili nie sprzyjała zachowywaniu tajemnic.

- Niebieskie włosy do pasa zaszkodzą mojemu wizerunkowi wystarczająco. Nie mówiąc już o konieczności noszenia rękawiczek i tłumaczeniu się chorobą skóry – odparował Mermanis, uśmiechając się krzywo. Uwolnił kobietę z objęć i samemu stanął przed lustrem, przeczesując palcami włosy, które teraz miały ledwie granatowy odcień, niemal niedostrzegalny dla niewprawnego oka. Po chwili pokręcił głową, odwracając się do Iluny.
- Rogi są sexy – dodał poważnym tonem, po czym ruszył do drzwi.

Cóż, szkoda że nie wszyscy tak uważali. Wspomnienie Vólmav przypomniało jej o zagrożeniach, które na nich czyhały. Jej przeszłość była usłana efektami beztroski i upojenia, zarówno swoją mocą jak i przyjemnościami ludzkiego życia. Zerknęła w lustro. Rogi według Mermanisa miałyby być sexy... Hmm...
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline