Anonim, nie wiem czy z czystej złośliwości czy z braku zrozumienia traktujesz dosłownie rzeczy, których traktować dosłownie absolutnie nie ma sensu. To, że przetrwanie wielu wybitnych jednostek mogłoby przyczynić się do wzmocnienia kultury i opozycji komunistycznej nie jest jednoznaczne z tym, że stanęliby oni na barykadach w 80' i spadli jak burza gradowa na Sowietów. Nie. Ale przez te kilkadziesiąt lat życia mogliby tworzyć kulturę czy w ogólniejszym sensie budować to nowe państwo. Było ich zwyczajnie, patrząc z takiego pozytywistycznego fotela, potrzeba społeczeństwu.
I nie przeszło mi nawet przez myśl, aby tych, którzy wojnę przetrwali wysyłać do lasu, by bawili się w WiN. To byłoby tylko rozciąganiem hekatomby Powstania w czasie. Równie absurdalne wydaje mi się też Twoje twierdzenie o tym, że wszystkich zabiłaby bezpieka. Czystki były faktem i wielu żołnierzy Podziemia zginęło, ale to wciąż była tylko cząstka. Pewne jest, że nie ma co porównywać liczb zabitych w PW i tych, którzy by je przetrwali po to, by zostać potem zabitymi przez UB.
A wracając do samej walki... Różnica pomiędzy Tiananmen, a Warszawą jest taka, że w Chinach żadna władza tych ludzi w to miejsce nie wysłała rozkazem. Piękną są sprawą porywy serca, ale ci, którzy odpowiadają za życie swych podkomendnych nie mogą zapominać, że są strategami, a nie poetami.
I tak, wiem, że dowódcy byli ludźmi honorowymi (Bór-Komorowski bodajże nie chciał ewakuować własnej rodziny z Warszawy przed Powstaniem, bo byłoby to nie fair wobec całej reszty mieszkańców), ale oceniamy trzeźwość umysłu, a nie donkiszoterię. Zresztą, choćby gen. Sosnkowski był przeciwnikiem wybuchu Powstania, bo dobrze wiedział, jak się ono skończy. I przewidział. |