Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2011, 22:17   #48
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
Skończyło się jak zawsze. Nagle i przy urokliwym akompaniamencie pękających krwawych baniek wydobywających się z gardeł dorzynanych.
Oktawius strzepnął z siebie resztki orczej juchy i odsapnął. No, zdrowo się naskakał walcząc z basiorem. Bydle było silne, a do tego niewiarygodnie szybkie. Ale ostatecznie to on stał na nogach, a ork już nawet nie podrygiwał. Tylko to się liczyło. To, no i oczywiście zysk. Na cóż się tłuc i nadstawiać karku jeśli nie dla zysku? Nie znał odpowiedzi.
Pochylił się i podniósł długą, czarną orczą szablę. Zważył w dłoni. Pomimo prymitywnego wykończenia wyglądała na niezły oręż. Nada się - pomyślał, po czym przyklęknął przy parującym trupie i przetrzepał dokładnie wszystkie zakamarki łachów i powiązanych u pasa pakunków zielonego parszywca. Ho, ho. Bydlak musiał być kimś znacznym, bo prócz bukłaka z jakąś cuchnącą politurą znalazł złoto. Jak się później okazało przynajmniej połowa całego, jakie przy bandzie znaleziono. Więcej nic nie brał. Plugawe ozdoby go nie interesowały, na truciżnach się nie znał, a od łuków wolał własną kuszę.

Jak to jest? - myślał później w dalszej wędrówce Oktawius - Człowiek cięgiem nie dojada, konia z siodłem w zastaw stawia żeby na jaką rozrywkę starczyło, a takie bydle w lesie przy złocie... To akurat łatwo sobie wytłumaczył. Złoto często zmienia właścicieli, w takim miejscu jak ta leśna ścieżka wychodziło, że równie często, co na miejskim targu. Jednak na pytanie co orcza banda robiła tak blisko, bo zaledwie nie cały dzień drogi od Vettebergu nie potrafił sobie odpowiedzieć. Jedno wiedział na pewno. O ile jak dotąd nic sobie nie robił z całego tego świątynnego gadania o demonie i podobnych pierdołach, po dzisiejszym dniu może jeszcze nie pewność, ale już z pewnością wątpliwość zalęgła się w duszy Oktawiusa. Coś tu nie pasowało.

Na noclegu rozpili to orcze cuchnące cuś, co znalazł przy hegemonie. Fungi gadał że zdrowo kopie, i miał rację. Nie żeby się miał specjalną ochotę dzielić. Niewiele wiedział o specyfikach jakimi odurzają się zieloni, toteż jeśli miał spróbować, wolał nie być sam. Toż nawet do lasu raźniej potem i po kumotersku razem chodzić, gdyby sraczka od tego nastała, albo insza przypadłość. Zdobyczną szablę profilaktycznie wyczyścił z orczego mazidła. Widział co działo się z Terezem, a tylko raz po łbie oberwał. Wolał się cholerstwem nie zadrapać. Napił się krasnoludzkiego bimbru, orczego świństwa, nażarł dziczyzny i zadowolony poszedł spać. Chciał złapać choć kilka godzin snu, bo po północy wypadała jego warta.
 
Bogdan jest offline