Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2011, 14:09   #199
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Śniadanie nieco się przedłużyło ze względu na niespodziewanych gości, którzy koniecznie chcieli zostać nowymi kompanami drużyny.
A jako iż ani Bared, ani Aranon, ani Dant nie mieli nic przeciwko, kapłan Helma i druidka szybko zasilili szeregi drużyny.

Wyruszyli popołudniem z dodatkowym, lekkim opóźnieniem w postaci serii małych "nieszczęść", które w dziwny sposób skupiały się wokół Bareda - a to bełty mu się wysypały z kołczanu, a to sakiewka nagle się odwiązała od pasa, innym razem znów potknął się i runął na Elyrę...
Na sam koniec mieli dwa małe, logistyczne problemy, które jednak okazały się niwelować się wzajemnie - nie było komu robić za woźnicę, skoro Cristin ich zdradziła, a Dant był obecnie zbyt mały by jeździć w standardowy, konny sposób.

Przywiązano więc wierzchowca zaklinacza do wozu, dzięki czemu był teraz ciągnięty przez dwa konie i mogli ruszać. Thalion szedł obok nich, zaś Elyra usiadła obok Danta na koźle.
Było to "nieco" niezręczne dla nich, gdyż smukła i zwykle raczej niewysoka elfka była nieco ponad dwa razy większa od zaklinacza.

Tak więc ruszyli - nieco żywiej niż zwykle, bo i powóz się szybciej poruszał. W miarę żmudnego pokonywania drogi, drużyna zauważyła że krajobraz zmieniał się na bardziej górzysty i stromy. To oznaczało, że powoli zbliżali się do celu... a przynajmniej ku górom.
Niedługo potem też wjechali w las i minęli miejsce gdzie Aquilian i Elyra spotkali się zeszłego wieczora.

Jakiś czas później... zauważyli, że droga biegnie coraz bardziej w głąb lasu. Drzewa rosły coraz gęściej, gdzieniegdzie stały kopczyki kamieni porośniętych mchem, albo...

~Czy ten kamień przed chwilą na mnie spojrzał? Nie, nie... przecież kamienie nie żyją... A co dopiero patrzą...~
Z minuty na minutę robiło się coraz dziwniej - droga zmieniła się w leśną ścieżkę, na której wóz nie radził sobie zbyt dobrze. Co i rusz przed nimi pojawiał się jakiś głaz, albo stary, spróchniały pień które trzeba było przesunąć...
Przez to wszystko, ich podróż była bardzo powolna.

Mimo wszystko Elyra czuła się tutaj wyjątkowo dobrze - byli przecież w środku lasu. Jednak było w nim coś, co druidce wydawało się wyjątkowo znajome. Takie subtelne i ulotne... nie potrafiła tego nazwać.
Wkrótce jednak okazało się co to było, kiedy cała drużyna wyjechała z ciasnej ścieżki wprost na piękną, zieloną polanę.


Sceneria prezentowała się cudownie, zupełnie jak w bajkach. Przez środek radośnie płynął strumyk, obok którego rosło kilka wierzb o nietypowym, złocistym kolorze gałęzi. Dookoła zaś były zwierzęta wszelkiego rodzaju - ptaki, wiewiórki, sarny, jelenie, wilki, dziki, a nawet dwa niedźwiedzie.

Kilka z nich podniosło leniwie łby na widok nowo przybyłych, lecz nie przejmowały się nimi zbytnio - wiedziały, że są tutaj bezpieczne. A członkowie drużyny zrozumieli, że w jakiś sposób dotarli do gaju druidów. Tylko gdzie byli owi strażnicy natury?

Dopiero po dłuższej chwili dostrzegli niesamowicie piękną elfkę o czerwonych włosach przeplatanych kwiatami, która klęczała w strumyku, pochylona nad wodą. Jej jedwabiste ubranie wydawało się wręcz zlewać z jej ciałem, zaś jej uroda i wdzięki nie pozwalały oderwać od niej wzroku.
Nimfa...


Jej ruchy były tak zmysłowo doskonałe, że męska część drużyny niemal nie dostrzegała niczego poza nią, mimo iż jedyne co robiła to muskała dłońmi nierówną taflę wody, uśmiechała się do zwierząt które akurat podchodziły by się napić i wzdychała od czasu do czasu nie dostrzegając członków drużyny. Albo tylko udając...

Ciężko im było więc dostrzec inne strażniczki gaju - pięć driad, z których każda miała swoją wierzbę na polanie wynurzało się powoli, jakby ostrożnie ze swoich drzew. One też były bez wątpienia piękne i... uzbrojone. Każda z nich dzierżyła w dłoni łuk, zaś przy pasie przypięte miały kołczan ze strzałami, obok którego lśnił sztylet.


W pewnym momencie nimfa wstała i podeszła do drużyny. Jej zmysłowe ruchy, oraz głębia szmaragdowych oczu wywołały w każdym z mężczyzn suchość w gardle połączoną z nagłą niemożnością do zrobienia, czy powiedzenia czegokolwiek. Fakt, że leśna istota była cała mokra, a jej suknia w niezwykły sposób przywierała do ciała, również nie pomagał...

Mogli się tylko patrzeć na nią. I podziwiać jej melodyjny głos, kiedy przemówiła - co tylko potęgowało suchość, dodając nawet lekkie drgawki w nogach.
- Enereten. - przemówiła w leśnym języku do Elyry, co oznaczało "Córko Lasu". Druidka jako jedyna zachowała względną przytomność umysłu. Choć i ją nimfa pociągała... na swój sposób. - Nasi bracia widzieli cię z daleka i nie interweniowali, jednak teraz musisz się wytłumaczyć. Dlaczego przyprowadziłaś tutaj tych Gsaag?

Gsaag... istota wyzuta z natury. Fakt, iż nimfa tak określiła nawet Aranona, który był przecież wysokim elfem, świadczyła o jej stosunku nie tyle do ras spoza lasu, co do jakichkolwiek istot spoza lasu.

Zanim Elyra, czy ktokolwiek z nich zdołał coś powiedzieć, co nimfy dołączyły dwa spore stosy kamieni. Żywiołaki ziemi... to byłoby mniejsze zło w tym wypadku, bo nie było tajemnicą, że podczas gdy druidzi potrafili się przemieniać w zwierzęta, to najpotężniejsi pośród nich potrafili przybierać postać czystej ziemi, ognia, wody, lub powietrza.

Jeżeli faktycznie stał przed nimi... czy raczej za nimfą... ktoś taki, to musieli zważać na słowa, bo przy odrobinie nieszczęścia, czy kulawej dyplomacji, mogli nie wyjść żywi z tego lasu.
- Więc? - spytała nimfa raz jeszcze. - Co to ma znaczyć?
 
Gettor jest offline