- Tak jest, uciekajcie!- Rupert krzyknął za przeciwnikiem -Jam jest niezwyciężony Rupert Kolcownik, pogromca bagiennych stworów! Haha! Nie wy pierwsi i nie ostatni uciekacie gdzie pieprz rośnie na sam mój widok! - dodał prężąc dumnie pierś.
Rozejrzał się dookoła. -Też zgłodnieliście? Chyba zbliża się pora posiłku...- dodał klepiąc się po brzuchu. Po chwili już myszkował na barce w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Następnie rozsiadł się wygodnie, wyciągnął z sakiewki fajkę i nabił ją zielem. Puścił parę kłębów dymu i zapytał -No i co teraz robimy, kiedy przewodnik nie żyje?-
Po chwili Rupert stał znowu na nogach i począł się przyglądać okolicy. -Muszę poszukać jakichś kamieni, które nadałyby się do mojej procy, trzeba uzupełnić braki w amunicji... - chodził przy tym raz na jeden, raz na drugi koniec barki. Co mniej bystrzy mogli odnieść wrażenie, że wszędzie go było pełno. -Nie, nie znam się na odnajdywaniu drogi, chyba że będę wiedziony zapachem szarlotki.- rzucił w odpowiedzi na usłyszane pytanie niezbyt się przejmując, kto w ogóle pytał.
Przyglądając się ranie Martina rzekł: -Rachując szaChując, trzeba będzie amputować!- mówił z miną mądrali i znawcy w dziedzinie reperowania poranionych kończyn dolnych u ludzi. Wykorzystując swój talent aktorski chciał, by ten żart zabrzmiał realistycznie. Uczynił też, jakże wymowny, mądry gest gładzenia się po podbródku.
Słysząc słowa Jotuuna skinął głową.
Ostatnio edytowane przez Mortarel : 19-04-2011 o 18:03.
Powód: dodano pewien fragment:P
|