Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2011, 15:02   #9
Bachal
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
Zamaskowany osobnik spojrzał na strażników, z rękoma ukrytymi pod płaszczem z maską na twarzy, oblewany promieniami słońca, stał nieruchomo. Patrzył w oczy dowódcy strażników, oceniając tego mężczyznę. Był zapewne obowiązkowy, szanujący prawo i porządek. A pozostali mieli kusze...
Wprawny wojownik umie ocenić sytuację, a cień do takiego typu wojownika właśnie należał. Ostatnia walka pokazała mu iż jego refleks wciąż jest osłabiony, przez nagłą zmianę klimatu jak i nawyki żywieniowe. Zamaskowany wykonał krok w tył, by obrócić się powoli i spojrzeć na postać na koniu. Kolejny anonimowy wręcz zabójca, chociaż widział go raz czy dwa w siedzibie zakonu. Cień oparł dłoń na wierzchowcu, i wprawnie wskoczył za jeźdźca. W porówniu do innych zabójców ten skok był bez gracji czy lekkości, był wolniejszy niż innych assasinów - tak to jest gdy ma się przy sobie duże obciążenie. Ale efekt został osiągnięty, Żmija siedział na koniu, a o to chodziło, nie liczy się gracja czy piękno ważna jest skuteczność. Gavinio mógł poczuć delikatne ukłucie noża na plecach. gdy ten pojawił się znikąd w dłoni Cienia, a zamaskowany leciutko przycisnął ostrze do pleców swego “towarzysza”.
- Jesteś pewnie jednym z nas... - mruknął swym zimnym głosem cynika tak że tylko Gavinio mógł go usłyszeć. - Nie myśl, że Ci ufam, ale zginiemy jeżeli podejmiemy walkę. Jedź jak gdybyś przyjechał tu po mnie. Inaczej twoje truchło ozdobi tą ścieżkę.- kontynuował swoją cichą przemową osobnik w czerni. Siedział spokojnie, z pełnym opanowaniem. Bo czemu miał się stresować, nóż to tylko formalność, jeżeli jeździec nie był idiota to na pewno ruszy, nawet gdyby Cień nie kazał mu tego robić.
Zaskoczyło go to. Bardzo zaskoczyło. A to niedobrze... Sądził, iż nadal jest odpowowiednio czujny. Cóż, mylił się. Teraz Żmija siedział za nim i celował mu w plecy. Niezbyt dobre przywitanie kolegi po fachu, ale nieco znał gościa. Dość, aby wyrobić sobie o nim opinię. Zimny skurwysyn. Cóż, maszyny do zabijania też były potrzebne w zakonie. Gdy poczuł ukłucie, nie zareagował ani jeden mięsień na jego twarzy. Zmierzył wzrokiem kawalerię i zakrzyknął.
- Wybacz panie śmiałość mego towarzysza! Jesteśmy tylko pielgrzymami szukającymi pewnych ludzi w tym zacnym mieście! Nie chcemy kłopotów! Upraszamy uniżenie o łaskę i kłaniamy się pokornie! - Po rzuceniu tych słów ponaglił konia, aby ten zszedł z drogi żołnierzom. Dowódca burknął coś pod nosem i przejechali.
Sytuacja się uspokoiła, Gavinio zeskoczył z konia płynnym ruchem, a jeszcze płynniejszym dobył sztyletu, który wycelował w Żmiję, przybierając minę, która jednoznacznie pokazywała emocje assasyna.
- Tak to się wita kolegów po fachu... Żmijo?
Cień zeskoczył z konia, metal zastukał o siebie gdy lądował, płaszcz lekko się odchylił ukazując jakieś ostrze lecz odzienie szybko wróciło na swe miejsce. Zamaskowany wyprostował się wciąż miał w ręce sztylet, druga była pusta, lecz po chwili... pojawiło się w niej drugie ostrze! Od tak, nagle wyłoniło się z rękawa, ale jako że Gavinio trochę już w tym fachu robił łatwo mógł się domyślić iż zamaskowany ma zamontowany tam jakiś mechanizm sprężynowy, który pozwala na takie sztuczki. Cień chwilę milczał po czym odezwał się swym zimnym głosem.
- Gdybyś był profesjonalistą... może przywitałbym się inaczej...
- Gdybym był żółtodziobem, nie popuściłbym Ci tego noża i obaj byśmy byli teraz poduszkami dla bełtów... - Drugą ręką powoli zasięgnął za plecy, skąd wyłonił się drugi miecz. Ten zaś złapał odwrotnie, jak to w jego Rimgarze było przewidziane. Lekki rozkrok, pozycja małpy, nie spuszczanie wzroku z przeciwnika. Z tego co wiedział o Żmii, nawet on, dowódca wielu misji, doświadczony assasyn, najlepszy z rodziny de Foria, miał z nim dość małe szanse. Nie mógł sobie sobie tego darować, ale i nie zamierzał odpuścić w razie walki.
Żmija ocenił jego pozycję wzrokiem po czym westchnął głośno.
- Widać, że jednak coś potrafisz, a i zważ na to że żółtodziobem Cię nie nazwałem. Trochę o tobie słyszałem, nie to co o reszcie tych którzy zostali wybrani.- mimo to osobnik w czerni nie schował sztyletów wciąż wpatrując się w Gavinio. - Ale profesjonalistom nie mogę cię nazwać, i takiego zamiaru nie mam. Odłóż broń, teraz. - to nie była prośba, to był zimny rozkaz.
NIgdy nie lubił tego typka. Może był niemal niezniszczalny, może był zdolny, ale nie można powiedzieć, żeby był przyjemny. I chyba miał zbyt wielkie miemanie, jeśli sądził, iż Gavinio tak łatwo odpuściłby mu pola. Nie z jego sztyletami... No cóż, nież żyje w błogiej nieświadomości, pokorny sługa swojego zakonu potrafi schować dumę w kieszeń i pozwolić innym napawać się swoim nikłym blaskiem. Gorzej dla Żmii, gdy przypadnie mu w udziale prosić o pomoc nieprofesjonalnego assasyna, za jakiego miał de Forię. Cóż, wtedy pozostanie usmiechnąć się i ruszyć na pomoc, ale patrząc po zakapturzonej postaci, to po prostu sam rozwiąże swój problem. Powoli wycofał ostrza, chowając je szybkim ruchem do pochew, samemu stając prosto, twarzą w maskę. Czekał na kolejną reakcję towarzysza.
Żmija nie schował broni jedynie obserwując zabójcę, mierzył się z nim wzrokiem, jednocześnie zadał pytanie. - Widziałeś resztę, tych nowicjuszy którzy nie wiadomo po co się tu przyplątali? - jego ciemne oczy nie oderwały się ani na chwilę od wzroku Gavinia.
- Nie osobiście, jednak przejrzałem ich dokonania. Cóż, sądzę, iż po to mistrz mojego oddziału wysłał mnie, abym ich doglądał. Albo też, abyś ich nie pozabijał... - Prawa dłoń zataczała kółka, gotowa w każdej chwli wysunąć ukryte ostrze, którego chyba tamten jeszcze nie dostrzegł. O nie, tak łatwo się nie da zajśc.
- Nie martw się... Nie lubie zabijać śmieci, póki same się o to nie proszą.- Żmija przybliżył lekko maskę do twarzy rozmówcy i świdrował go wzrokiem. - Ta... tak jak myślałem, masz inne oczy niż oni, ale to wciąż nie są oczy prawdziwego mordercy.
Gavinio z uśmiechem schował ostrze, które kończyło się dwa centymetry przed brzuchem tamtego. Rozluźnił płaszcz, po czym odwrócił się, rzucając w powietrze - Dupek... - Podszedł i wskoczył na konia. Z góry wyciągnął rękę do Żmii, pokazując iż chce, aby pojechali razem do miasta.
Żmija o dziwo chwycił rękę osobnika, i podciągnął się na konia. Gavinio zaś mógł poczuć delikatne ukłucia na dłoni. Cień uśmiechnął się pod maską a gdy zasiadł już na koniu zapytał ironicznie.
- Mam nadzieje że nie pokaleczyłeś sobie rączki?- mówiąc to uniósł lekko dłoń, a jego towarzysz mógł zobaczyć iż rękawice Żmii pokryte są malutkimi haczykowatymi ostrzami. Uderzenie taką rękawica po ciele to paskudna sprawa, bowiem ostrza haratają skórę niczym malutkie żyletki, rękawica jeździecka na szczęście była dla nich za gruba.
- Szczerze powiedziawszy nie zazdroszczę Ci w sprawach łóżkowych... Z takim osprzętem wielu amatorek to Ty raczej nie masz. Ale co kto lubi... - Mocniej strzelił lejcami i opancerzony koń pognał przed siebie.
- Nie martw się... one nie narzekają... a raczej żadna jeszcze nie zdążyła. - mówiąc to Żmija zaśmiał się zimno.
- Nie ma to jak misja z modliszką... Mam nadzieję, że pobratymców nie zjadasz. - Uśmiechął się to własnych myśli, stwierdził, iż niebezpieczeństwo zza pleców już mu nie grozi, lecz kto go tam wie.
- Nie gustuje w mężczyznach, nie wiem jak ty... - odpowiedział osobnik w czerni zaczepnie. - Zaś ta kobietka która z nami podróżuje... kto to może wiedzieć?
- Niedoświadczona. Będziesz miał okazje pokazać, jaki jesteś męski... - W jego głosie mozna wyczuć wyraźną ironię.
- Pewnie tak samo jak ty pokazałeś naszym wspaniałym przełożonym... - odpowiedział zimny głos zamaskowanego. - Mieliście razem udaną nockę?- dodał jeszcze z cichym chichotem.
- Ty umiesz żartować, myślałby kto... A sądziłem, że jedyna Twoja zdolność to bycie dupkiem. A no i nie ma za co. - Ostatnie zdanie miało być aluzją do pomocy, z którą nadciągnął Gavinio i tarapatów, z których wyciągnął Żmiję.
- Nie zapominaj że to ja mogę Ci teraz wbić nóż w plecy. -syknął zamaskowany który chyba dużego poczucia humoru nie miał.
W mieście oddali go do stajni, a sami skierowali się na plac, gdzie lada moment miała odbyć się ezgekucja...

@UP Nast. razem poczekaj na swoją kolejkę, żeby chronologicznie było...
 
Bachal jest offline