Rupert nie mógł powstrzymać swojej ciekawości i jak tylko barka dobiła do brzegu, wyskoczył na ląd rozglądając się dookoła. Razem z nim podążał jeden z człekowatych, obeznany w sztuce tropienia. „Och jak dobrze byłoby znaleźć coś do jedzenia, w takich miejscach jak to mogłyby rosnąc choćby borówki, a jeśli będę miał szczęście, to może znajdę jadalnego grzyba”- rozmyślał Nizioł wertując wzrokiem ziemię. Po przejściu kilku metrów, zamiast owoców leśnych, zobaczył pierwszy ślad, ewidentnie należący do „zielonych”. Ślady koncentrowały się wokół miejsca na ognisko, co w sumie nie było niczym dziwnym.
Rupert skrzywił się na widok niedopieczonych kości – Nie wiem jak bardzo musiałbym być głodny, żeby tknąć to jadło, co innego te ścierwojady, co nas zaatakowały. – jęknął zawiedziony brakiem borówek.
Idąc dalej natknął się na wyraźne ślady, wskazujące, dokąd uciekli napastnicy. O swoim odkryciu zameldował tropicielowi a następnie zawrócił w stronę barki. Już miał wracać, gdy nagle powietrze przywiało do niego znajomy zapach. „Nie, nie może być…” – początkowo zaprzeczył w myślach, jednak gdy po chwili ślinka napłynęła mu do ust zakrzyknął z radością –Chleb, ktoś piecze chleb!- i byłby pobiegł w kierunku, z którego dochodził zapach, gdyby się w porę nie opamiętał.
Nie omieszkał poinformować wszystkich, że z kierunku młodnika dobywa się zapach pieczonego chleba i koniecznie należy się tam udać, aby sprawdzić, kto tam jest.
-Być może znajdziemy tam kolejnego przewodnika, a jeśli nie to przynajmniej się najemy. Poza tym, chleb oznacza mąkę, a mąka oznacza pszenicę… A wiecie, co oznacza miejsce, w którym jest pszenica? Że mogą być też bułeczki, jagodzianki – o ile w lesie były jagody, ciasta, placki, zacierki i kluski lane… -i mógłby wymieniać w nieskończoność, ale przerwał i dodał. – Pszenica w lesie… albo tam jest pole, a pole znaczy wioska, a wioska znaczy wyjście z lasu, albo tam jest droga, którą dostarczono pszenicę do lasu. – Rachując szaChując, mój nos odnalazł drogę. – dodał głaszcząc się z dumą po nosku. |