Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2011, 20:20   #2
Vaka
 
Vaka's Avatar
 
Reputacja: 1 Vaka jest na bardzo dobrej drodzeVaka jest na bardzo dobrej drodzeVaka jest na bardzo dobrej drodzeVaka jest na bardzo dobrej drodzeVaka jest na bardzo dobrej drodzeVaka jest na bardzo dobrej drodzeVaka jest na bardzo dobrej drodzeVaka jest na bardzo dobrej drodzeVaka jest na bardzo dobrej drodzeVaka jest na bardzo dobrej drodzeVaka jest na bardzo dobrej drodze
Takuma

- Brać go! - Zawyrokował oficer wskazując na jedynego z mężczyzn, którzy przed chwilą uciekli przed nimi z biesiadnej.
Takuma przymknął z rezygnacją oczy, po czym nie czekając na wyjaśnienia rzucił się do wąskich drzwiczek, za którymi wolność znalazła już trójka z bohaterów całego zamieszania. Nie zatrzymując się, wbiegł w drzwi i silnym uderzeniem barkiem rozwarł je na oścież. Nie miał czasu na zastanawienie co dokładnie się stało. Na to jeszcze przyjdzie pora. Wiedział jednak, że ktokolwiek jest przyczyną tego zajścia, poniesie konsekwencje. A jak na razie, wszystkie ślady wskazywały na bruneta w szarym płaszczu z którym walczył. To właśnie przez niego musiał teraz uciekać, musiał stać się zwierzyną. Ten mężczyzna zmusił go do stania się ofiarą w polowaniu. I choć sytuacja ta mogła się rozwinąć nader niekorzystnie dla niego, Takuma nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu który zakwitł mu na twarzy. Stanął po drugiej stronie tańca. Zawsze to on polował. Czasami przybierał rolę zwierzyny, ale był to tylko zabieg mający na celu zmieszać jego ofiarę. Teraz naprawdę musiał uciekać. I mimo iż wiedział, że Ci którzy go gonią nie mają z nim szans czuł do nich respekt. Tego wymagało polowanie. Ofiara zawsze powinna czuć respekt do łowcy.
W pędzie wybiegł z alkierza. Znalazł się w ciemnej, zaniedbanej uliczce, oświetlonej tylko przez słaby blask świec z karczmy, stłumiony przez grubą warstę brudu spoczywająca na szybach. Mimo mroźnego powietrza czuć było mocny fetor moczu i fekaliów. Takuma kątem oka ujrzał jak jeden z niedawnych napastników znika w prostopadłej uliczce do tej, na której się znajdował teraz. Nie zastanawiając się wcale ruszył w tamtą stronę. Wyminął szybko leżącego w kałuży wymiocin mężczyznę, który nie mając z tym najmniejszego problemu spał, starając się nie potknąć się o niego. Jako, że noc była wyjątkowo pochmurna, istniała duża szansa, że jego pościg zostanie spowolniony przez ten dodatkowy element otoczenia.
Tymczasem jednak gonił dalej dwójkę mężczyzn. Bądź też jednego z nich, gdyż drugiego nie mógł dostrzec. A na rozglądanie się za śladami nie miał czasu, ani zbytniej możliwości, gdyż było wyjątkowo ciemno. Nie mógł też usłyszeć czy biegnie przed nim dwójka mężczyzn, dźwięki z podniszczonych domów i okrzyki pijaków z ulic obok znacząco ograniczały jego percepcję. Dane mu jednak było usłyszeć przekleństwa jednego z gwardzistów dobiegające z oddali, skierowane najpewniej do śpiącego mężczyzny z wcześniejszej alejki. Ale... było coś jeszcze. Takuma wytężył słuch. W tej miejskiej katafonii, jakże odmiennej od muzyki lasu, można było wychwycić pewną melodię. Ktoś jeszcze go gonił. Nie był to strażnik, ludzie z miasta tak nie biegają. A jednak! Ktoś jeszcze. Ktoś godny. Dzisiejsza noc zapowiadała się wyjątkowo ciekawie.
Pędząc przez wąską uliczkę Takuma zaczął planować zasadzkę. Nie musiał się obawiać strażników. Wiedział, że nie dogonią go. Za dużo żelastwa, zbyt wolni. To tak jakby żółw gonił węża. Ale ta osoba, która go goniła, ona wiedziała jak się poruszać. Kolejny raz uśmiechnął się do siebie. Wiedział jednak, że musi się zdecydować. Przypomniał sobie słowa ojca: „Zawsze polujesz na jedno zwierze. Tylko jedno”. Ważył w myślach doświadczenia dwóch ścieżek które przed nim stały. Ten brunet może poczekać. I tak go znajdzie. Natomiast ten tutaj, nie. Nie może przepuścić szansy. Zbyt intesywne to było. Takuma nie spodziewał się, że ludzie mogą dostarczyć mu emocji, które do tej pory zarezerwowane były tylko dla nielicznej zwierzyny. Podjął decyzję.
Widział jak osoba którą jeszcze przed chwilą gonił wbiegła w kolejną uliczkę. Idealnie. Przyśpieszył. Gdy w końcu do niej dobiegł, jego oczom dane było ujrzeć wyjątkowo wąską alejkę, lekko zarośniętą. Tafla wody w kałuży wciąż drgała, wzbudzona zapewne przez osobę która przed chwilą przebiegła tą uliczką. Zatrzymał się. Uspokoił oddech. I czekał. Uwielbiał ten moment.Te chwile, tuż przed konfrontacją, przed ostatnim taktem wprowadzenia. Sekundy które dzieliły go od finałowego tańca. Gdy całe jego ciało przygotowuje się do decydującej sceny. Moment w którym stawał się Łowcą. Trwało to tylko chwilę, dlatego za każdym razem musiał nasycić się tym doświadczeniem na długi czas. Więc czekał. I sycił się.
Melodia stwała się coraz głośniejsza. Rytm wydawany przez stopy Ofiary Takumy był coraz bardziej wyczuwalny. Mimowolnie zaczął poruszać delikatnie głowę do niego. W tym momencie uświadomił sobie, że część jego rzeczy cały czas jest w pokoju karczmy. Będzie się musiał wrócić po nie później. Jeszcze chwila. Jeszcze. Jeszcze. Już!
Mężczyzna wbiegł do alejki w której stał Takuma. Był przygotowany. W dłoni ściskał nóż. Chmury zakrywające księżyc rozrzedziły się na chwilę umożliwiając chwilowe oświetlenie ciemnej alejki. Cahirowi dane było zobaczyć przez moment osobę którą jeszcze przed chwilą gonił. Był to średniego wzrostu mężczyzna. Jego włosy, tłuste i zakołtunione miały barwę ciemnej ziemi. Zarówno dłonie jak i twarz pokryte były bliznami, świadczącym o spotkaniach z różnej maści stworzeniami. Z szyi zwisał luźno naszyjnik zęby o najróżniejszych kształtów i wielkości. Zaś czerwone futro w które Takuma był ubrany zostało zdjęte ze zwierzęcia, którego Cahir nigdy nie widział na oczy.
Księżyc ponownie schował się za chmurami. Alejkę znów okrył mrok. Takuma powiedział cicho:
- Daj mi jeden powód.
Wąż który spoczywał obwinięty wokół szyi Takumy zasyczał cicho.
 
Vaka jest offline