Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2011, 22:22   #103
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ogień w kominku w jej komnacie dogasał. Wskazała mu bez słowa stos bierwion, sama przyklękła na skórach rzuconych na posadzce, wyciągając dłonie ku zamierającym płomieniom. Spod kolejnych polan oczom Giordana ukazał się fragment kadłuba statku, ze zdobieniem pociągniętym złotą farbą. "Estr...", głosił urwany napis, zaś nad nim ciągnęły się wbite głęboko w drewno ślady krótkich, zakrzywionych po ptasiemu szponów. Czyż nie Estrella było miano książęcego statku, który zaginął na morzu, a o którym wspomniała mu Salome?
Giordano wędrował spojrzeniem po brewionach wśród których kryły się szczątki tajemnicy. A może intrygi? Czyżby stara gangrelka oszukała ich wszystkich? I księcia i pozostałe klany. A może zrobiła to za cichym zezwoleniem księcia, dając mu pozór do czystek. A może...

Rozważania o książęcym dobytku i morskich potworach przerwał mu szelest opadającej na posadzkę sukni. Cykada odrzuciła stopą przyodziewek i podniosła z ziemi sztylet. Poblask bijący z kominka zabarwił jej włosy na krwisty odcień, pełgał po bladej skórze, migotał w drobnych łuskach, rozsianych po całym ciele jak piegi. Wokół jej przedramion wiły się sine i zielone pasma tatuaży, krętych jak wodorosty, po smukłym udzie piął się wąż, oplatając talię, by rozewrzeć zębaty pysk tuż nad ciemnymi włosami łona.
- Kiedy przybyłam tu po raz pierwszy - uśmiechnęła się drapieżnie - na wybrzeżu płonęły ognie wysokie jak domy, na stosach kapłani palili ludzi na ofiarę bogom.
Zajęły się bierwiona dorzucone przez Giordana i z kominka buchnęły płomienie. Nie odsunęła się, choć stała blisko, a gdy Giordano oderwał wzrok od jej twarzy, ujrzał w świetle bijącym z paleniska stojące za jej plecami ciężkie łoże. Kolumny oplatały rzeźbione sploty winorośli, a drewno poznaczone było uderzeniami szponów, bliźniaczo podobnych do tych, które ujrzał przed chwilą na fragmencie kadłuba.
Cykada rozcięła z trzaskiem bandaże ściskające jej pierś, sztylet rzuciła między skóry i wyciągnęła do niego ręce.

Przemiana sprawiła że Giordano nie mógł już czerpać przyjemności z fizycznej obecności z kobietą. Ale był też stosunkowo młodym wampirem, w dodatku Włochem z pochodzenia. Osobą wychowaną w kulcie piękna. A Cykada... była piękna. Miała w sobie drapieżną urodę, której nie psuły nawet ślady zostawione przez szał. Uśmiechnął się do niej zdejmując koszulę.- Pewnie to zabrzmi głupio i naiwnie, ale... jesteś prześliczna.
- Zabrzmiało - skinęła głową. - Ale wszyscy byliśmy niegdyś młodzi, głupi i naiwni. Nie szkodzi. Jeśli będziesz chciał ze mną zostać, szybko cię tego oduczę.
Di Strazza podniósł sztylet i przeciął skórę na nadgarstku, by dotrzeć do krwi. Podszedł do Cykady, wysuwając do przodu okrwawioną dłoń. Do której się przyssała ustami. A Włoch odgarnął włosy z karku Aurany i wędrował po jej szyi i barku ustami. Wargami muskał jej skórę czerpiąc przyjemność nie tyle z fizycznego kontaktu, a z samej obecności wampirzycy. No i ta sytuacja przypominała mu czasy, gdy był żywy i ciepły. A życie pełne było, może małych i prostych, ale wartych uwagi przyjemności.
Wiedza o tym, że Cykada mogła mięć wspólnego z zatonięciem Estrelli była cenna, ale... była też tylko jego.
Podobnie jak pijąca jego krew wampirzyca. Otulił ją zaborczo ramieniem, wędrując ustami po jej szyi.
Wyrwał ją morzu i nie zamierzał oddawać, nikomu. Zawsze płynął pod prąd, zawsze walczył z ustalonym porządkiem i... nic się w tej materii nie zmieniło.

Fale przyjemności przepływały łagodnie przez ciało Giordana. Przez chwilę na powierzchnię jego myśli wypłynęło niechciane wspomnienie ostatniego razu, gdy pito z niego krew, wspomnienie silnych jak kleszcze ramion ojca, przemożnej siły woli, jaką go spętał i upokarzającej ekstazy, w jaką zamieniło się jego umieranie. Cykada znieruchomiała, usiadła, opierając dłonie o jego piersi.
- Cokolwiek to było, zapomnij. Nie jest teraz ważne.
Chciał się zaśmiać, że chce rozkazywać nie tylko jemu, ale i jego wspomnieniom, ale gdy nachyliła się ku jego szyi, zakrywając twarz włosami, faktycznie przestało to być ważne i Giordano po raz pierwszy od dawna wyzwolił się od cienia swego rodzica.
Coś pod jej skórą poruszało się wężowym ruchem, pod dłońmi Giordana gięły się i prostowały krzywo pozrastane żebra. Spostrzeżenie, że leczy się jego krwią nadeszło zbyt późno, jak i konstatacja, że jej pieszczoty, choć doskonałe, są wyrachowane, i że tej nocy na skale płoną tylko jedne ognie. Jego własne.
Ekstaza zmieniła się w pragnienie i ból. Wtedy pochwyciła jego ręce, nachyliła się nad twarzą.
- Ciii. Nie zrobię ci krzywdy - obiecała szeptem. - Nie walcz. Nie patrz w ogień, patrz na mnie. Słuchaj morza.
Szum fal uspokajał, nie dał zbudzić się bestii. Giordano zapadł w płytki sen, ciągle świadom leżącej obok niego kobiety, ciepłej od jego krwi, śpiewającej mu prosto do ucha kołysankę w martwym od stuleci języku.

***

- ... odpowiedz tej Patrycjuszce, że przybędę. I zostaw nas, Adan.
Po komnacie rozległo się echo szurających kroków. Giordano leżał na łożu, przykryty troskliwie skórą. Przez chwilę badał wzrokiem arcyciekawą mapę szram, jakie na zbytkownym meblu zostawiły pazury. Odnotował, że na łożu musiały toczyć bój dwie osoby. Nie wszystkie zniszczenia dokonane były krótkimi, zakrzywionymi szponami. Potem jego ciało przypomniało sobie o głodzie i wszystko przestało się liczyć.
- Obudziłeś się? To dobrze...

Podeszła rozkołysanym krokiem, z uniesionymi ramionami, upinając warkocz nad karkiem.
- Jesteś głodny - poinformowała sucho. - Nie na tyle, by wpaść w szał, ale niewiele brakuje. Żałuję, że tak wyszło, może i byłeś wart czegoś więcej. Niemniej... coś ci obiecałam - przysiadła obok niego na łożu. - Oto obiecana nauka: jesteśmy bestiami, Giordano. Nie musimy nikogo prosić o wybaczenie za to, kim jesteśmy. I nie jesteśmy też go warci. Mam też dla ciebie przyrzeczony hojny podarunek. Wybór, Giordano. Możesz wybrać więzy, a wtedy wyjdziesz z wieży o własnych siłach, szukać Rabii... a potem szukać twojej i mojej zemsty, w czym będę cię wspierać. Możesz wybrać wolność. Niestety, po tym, co usłyszałeś, nie mogę cię wypuścić. Wybierając wolność wybierasz klapę i morze. Sen, z którego obudzisz się po latach, gdy mnie już nie będzie, i moja tajemnica nie będzie miała żadnego znaczenia - wskazała na ziejący w podłodze otwór, w który wczoraj pchnęła Kraba. - Możesz też wybrać walkę - nachyliła się i pocałowała go w usta. - Ale to głupi wybór, Giordano, i odradzam ci go. Potrzebuję cię. Nie chcę z tobą walczyć. Jesteś teraz słaby, i ta droga również skończy się dla ciebie snem w morzu.

Wolność... Zawsze ją cenił. Teraz wolność znajdowała swą drogę poprzez wodny grób. Spojrzał w jej oczy. Była starożytną Gangrelką, była dzika i okrutna jak morze. I tak samo nieokiełznana. Nie była idealna. Wiedział jaki daje jej wybór. Wiedział, że złączy się przez to uczuciem po części wynikającym z odurzenia jej krwią.
Ale...
Była jego zdobyczą. Rzucił jej wyzwanie i odważył wjechać do jej fortecy. Stawał przeciw jej woli naginając ją. Wydarł ją morzu. Była jego zdobyczą z tamtej nocy. I jeśli musiał się poświęcić ponownie.
Jeśli musiał znów coś zaryzykować, to trudno.
Więzy krwi.
Przesunął językiem po wargach. Martwe ciało nie potrafiło już czerpać przyjemności, ale lubił dotyk jej warg na swoich. Spojrzał na nią. Wiedział, że w tym drobnym ciele kryje się olbrzymia siła i furia i okrucieństwo.
Ale też i żal i słabość. I nie mógł jej tak zostawić.
Nachylił się i dotknął wargami jej lewego obojczyka. Ukąsił jej ciało kłami i patrzył jak stróżka krwi spływa po jej piersi. I zaczął chłeptać.
Ta odrobinka krwi tylko pobudziła apetyt Zeloty, powędrował twarzą po jej ciele Cykady, by wbić kły w bardziej interesujące miejsce. I bardziej obfite w krew.
Cykada myliła się.
W wodnym grobie bowiem nie czekała go wolność. Tylko ucieczka. A Giordano już nie zamierzał uciekać, ani przed wrogami, ani przed trudnymi decyzjami.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-04-2011 o 11:25.
abishai jest offline